Cousin


   - Czy możemy już wychodzić, noona? - jęknąłem, przyglądając się, jak moja siostra nakłada sobie na twarz kolejne warstwy makijażu.
   Spojrzała na mnie z politowaniem i pokręciła głową.
   - Taemin, jesteś męczący. Zrób sobie parę rundek wokół domu albo coś, bo mi jeszcze chwilę zejdzie - Hyoyeon podeszła do drzwi i zatrzasnęła mi je tuż przed nosem. 
   Idąc po schodach na parter mruczałem jakieś nieprzychylne komentarze pod kątem mojej siostry. Wszedłem do kuchni. Zastałem w niej ojca, który właśnie kończył jeść śniadanie.
   - Ty jeszcze nie pracy? - zapytałem i otworzyłem lodówkę, w poszukiwaniu mleka bananowego.
   - Właśnie wychodzę. Podwieźć cię do szkoły? - zapytał, wstając od stołu.
   Chwilę zastanowiłem się nad jego propozycją. Była dość kusząca, biorąc pod uwagę, że Hyoyeon przez całą drogę mówiła tylko o sobie, a ja nie miałem prawa głosu. Ale z drugiej strony, gdybym ją zostawił, obraziłaby się, więc niestety musiałem tacie odmówić.
   - Nie, dzięki. Zaczekam na nią - mówiąc to, wskazałem palcem w górę.
   Tata popatrzył na mnie ze współczuciem i poklepał mnie po ramieniu.
   - Powodzenia - rzucił, po czym wyszedł z kuchni.
   - Łatwo ci mówić... Ty nie musisz spędzać z nią całego dnia... - mruknąłem pod nosem i zabrałem się za śniadanie.
   Minęło piętnaście minut, zanim Hyoyeon łaskawie raczyła do mnie dołączyć. Całe szczęście moja noona nie jada śniadań, bo twierdzi, że się odchudza, więc mogliśmy wyjść od razu. Na dworze był środek zimy, więc dotarcie do szkoły zajęło nam prawie dwadzieścia minut. Normalnie dochodzimy tam w dziesięć, ale śnieg nam to skutecznie uniemożliwił. Przez cały czas Hyoyeon nawijała jak to wczoraj była ze swoim chłopakiem w centrum handlowym. Temat Minho nie bardzo mnie interesował. Byli ze sobą od pół roku i już powoli miałem dość jej nawijania o nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. W sumie, to naprawdę go lubiłem. Strasznie sympatyczny gość. Bywał u nas prawie codziennie. Czasem nawet zabierali mnie na jakieś imprezy. Ale podczas gdy oni słodzili sobie nawzajem, zapijając się niemalże w trupa, ja musiałem odpierać ataki zdesperowanych homoseksualistów, których w klubach było mnóstwo. Powiem szczerze, że mój wygląd może rzeczywiście mógł sugerować, że jestem gejem, ale żeby tak od razu się podwalać do obcego chłopaka, który jest pewnie dobrych parę lat młodszy? Zazwyczaj trafiałem na zdesperowanych trzydziestolatków, którzy albo nie znaleźli jeszcze swojej drugiej połówki i szukali jej, jak widać, z marnym skutkiem, albo na takich, którzy zdecydowali się na chwilę zapomnienia w pierwszym lepszym klubie i chociaż chwilową ucieczkę od żon. Sądzicie, że jestem naiwny, czekając na "tego jedynego"? Bo ja tak... Cóż, dzisiejszy świat całkowicie pozbawiony jest romantyzmu. Nawet nie jestem pewny, czy co poniektórzy znają to słowo. W klubach strasznie dużo ludzi stosuje ocieractwo. Dziwnym sposobem ja właśnie prawie zawsze trafiam na takie osoby. Ugh, naprawdę chce mi się wtedy wymiotować. Właściwie, to gdyby tylko chciał, mógłbym się przespać z jakimkolwiek facetem. Ot tak, dla zabawy, jak to mówią. Tylko, że ja jestem jak dziewczyna - seks jest dla mnie czymś, do czego podchodzę zbyt emocjonalnie. Cóż, taki już jestem... Szczerze mówiąc, to czasami naprawdę mam ochotę pieprzyć się z pierwszym lepszym, ale kiedy już upatrzę sobie kogoś, kto jest taki w miarę do zniesienia, to w ostatniej chwili po prostu brakuje mi odwagi i rezygnuję. Dlaczego? Rok temu zostałem zwyczajnie wykorzystany w dość brutalny sposób, to tyle. A mimo to nadal czuję pociąg do kontaktu fizycznego. To dziwne. Ludzie po takim wydarzeniu zazwyczaj nie chcą bliskości. Ale ja jestem inny. Potrzebuję jej i to bardzo. 
   - Taemin, mówię do ciebie - Hyoyeon zamachała mi ręką tuż przy twarzy.
   - Przecież cię słyszę... - burknąłem i "zakopałem się" w swoim obszernym szalu aż po nos.
   - A więc co mówiłam? - zapytała.
   Zerknąłem na nią i wzruszyłem ramionami. 
   - No właśnie. Nie kłam, bo ci nie wychodzi - rzuciła zgryźliwie i popatrzyła na mnie z wyższością.
   - Musisz zawsze się mnie czepiać? Mam już naprawdę po uszy twojego ciągłego nawijania po Minho, wiesz? - założyłem ręce i zrobiłem minę obrażonego dzieciaka.
   Moja noona prychnęła z pogardą i odpowiedziała:
   - Jest moim chłopakiem, więc to chyba nie jest dziwne, że o nim mówię. Tata zawsze mnie słucha - jej ton głosu był przepełniony pretensją do mojej osoby.
   - No dobrze, więc o czym mówiłaś...? - westchnąłem ciężko i wcisnąłem ręce w kieszenie kurtki.
   - Jutro do Minho przyjeżdża jego kuzyn z Pusan. Wyskoczymy gdzieś pewnie wieczorem. I pytałam czy nie chciałbyś iść z nami.
   Ożywiłem się nieco na dźwięk jej słów. Za każdym razem, gdy poznawałem nowego chłopaka, miałem cichutką nadzieję, że może tak jak ja jest gejem. Jednak moje modły zostały wysłuchane tylko raz. Niestety, chłopak okazał się być młodszy ode mnie o jakieś trzy lata, a z racji tego, że miałem wtedy osiemnaście, on miał piętnaście. A dla mnie taka różnica wieku w przypadku jakiegokolwiek kontaktu fizycznego jest co najmniej nieetyczna. Zresztą co ja bym mógł robić z jakimś piętnastolatkiem? Teraz mam dwadzieścia lat i nadal czekam na swoją pierwszą miłość. Czy się doczekam? Nie wiem... Bardzo często też ludzie biorą mnie za dziewczynę. To przez to, że mam długie włosy i, jak twierdzą wszyscy, bardzo delikatne rysy. Może i rzeczywiście tak jest. Ale uwagi tego typu bardzo mnie denerwują...
   - Z przyjemnością z wami pójdę - odpowiedziałem entuzjastycznie. - Jest możliwość, że kuzyn Minho będzie ze mną przynajmniej rozmawiał i nie będę się nudził...
    - Oj Minnie, jak ci nie pasuje nasze towarzystwo, to przecież nikt cię nie zmusza, żebyś z nami wychodził. Ja to robię dla ciebie. Żebyś sam w domu nie siedział. Bo kiedyś skończysz jako stary kawaler, który za przyjaciół ma dwa pudle, a nie normalnych ludzi - powiedziała Hyoyeon.
   Tak, moja noona i Minho twierdzili, że zbytnio zamykam się w sobie. Cóż, może to i racja, ale ja chcę się zadawać z byle kim. To nie w moim stylu. Oni mieli furę znajomych, a ja jedynie najlepszego przyjaciela. Ale mi to w zupełności wystarczy. Wolę mieć jedną, ale w pełni zaufaną osobę, niż tysiąc takich, które ledwo znam. Zresztą Key robi na co najmniej pięciu. Nawet Hyoyeon jest mniej wygadana niż on. Co ja mówię? KAŻDY jest mniej wygadany niż Key!



~*~


   - Minnie! - Kibum zauważył mnie jeszcze kiedy byłem dobre piętnaście metrów od niego.
   W paru zgrabnych susach przemierzył korytarz i rzucił się na mnie, trajkocząc coś przez cały czas. Jak zwykle odwzajemniłem uścisk i poklepałem go lekko po plecach. Zobaczyłem, że w zmierza w naszą stronę grupka osiłków z szkolnej drużyny futbolowej. Minho również do niej należał, ale niestety nie dostrzegłem go, więc niechybnie usłyszę jakąś uwagę odnośnie mojej orientacji. Key pewnie też tego nie uniknie... 
   - Ej, chłopaki patrzcie! Gejostwo się szerzy. Jakie to strasznie, prawda? - rzucił wyzywającym tonem najwyższy z futbolistów, po czym przystanął tuż przed nami.
   Key słysząc złośliwą uwagę pod naszym adresem, odkleił się ode mnie, zwrócił w stronę chłopaka i spojrzał na niego z nieukrywaną dezaprobatą.
   - A masz z tym jakiś problem? My przynajmniej nie należymy do takiej szarej masy, jak ty i banda twoich przydupasów.
   Chłopak zaniósł się szyderczym śmiechem i zerknął na Kibuma.
   - Poważnie? To ja w tym towarzystwie jestem przydupasem? - parsknął.
   - Nie nazywaj go tak - nie wytrzymałem.
   Spojrzenia zawodników drużyny piłkarskiej spoczęły w tym momencie na mnie. "Główny" osiłek wysunął się na czele i posłał mi kpiarski uśmiech.
   - Masz coś jeszcze do powiedzenia pedałku? - warknął, mrużąc oczy.
   - Taemin, daj spokój... - mruknął Key.
   Zazwyczaj wolał załatwiać takie sprawy sam, ale przecież to nie dotyczyło tylko jego, więc musiałem zareagować. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale uciszyłem go energicznym gestem dłoni.
   - Posłuchaj mnie, nie masz prawa dyskryminować gejów, rozumiesz? To nasza sprawa, jakiej jesteśmy orientacji, więc nie wpierdalaj się w to, gnoju. Dotarło do ciebie to, co powiedziałem, czy mam powtórzyć? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
   Zapadła cisza. Pierwszy raz odważyłem się tak dosadnie dać o zrozumienia temu debilowi, że nie pozwolę Key i siebie tak traktować. Futbolista mierzył mnie nienawistnym wzrokiem. Widziałem, że dłonie zaciska w pięści. 
   - Chodźmy Minnie. Nie będziemy tracić z nimi czasu. Jemu jeszcze chwilę zejdzie, zanim dotrą do niego twoje słowa. No cóż, takie są właśnie "uroki" posiadania mózgu wielkości orzeszka ziemnego... - rzucił Key i pociągnął mnie za rękę.
   Jednak ja stałem w miejscu i patrzyłem na niego przerażony. Nie było szans, żeby to, co powiedział, pozostało bez odpowiedzi ze strony zawodnika. Podczas gdy Kibum mówił coś o spadającym w zastraszającym tempie poziomie inteligencji w naszej szkole, chłopak zamachnął się, i gdyby nie to, że popchnąłem zdezorientowanego Key w bok, zapewne zaliczyłby mocne uderzenie w twarz. 
    - Pojebało cię?! - krzyknął mój przyjaciel, kiedy tylko dotarło do niego to, że mógł teraz leżeć na ziemi w kałuży krwi. 
   Pokręciłem głową w geście zrezygnowania i podbiegłem do Key. Pomogłem mu podnieść się z ziemi i dałem do zrozumienia, że powinniśmy spadać. Kibum był jednak za bardzo zdenerwowany, by mnie słuchać i myśleć trzeźwo. W sekundzie pokonał odległość dzielącą go od futbolisty i zaczął wykrzykiwać jakieś niezidentyfikowane przymiotniki pod jego adresem. Atakowany chłopak stał oniemiały. Pierwszy raz ja i Key tak się zachowaliśmy. Pierwszy raz zaczęliśmy się bronić. Nagle Kibum zaczął okładać tors chłopaka pięściami. Wiele razy widziałem go wkurzonego, ale chyba jeszcze nigdy aż tak. Podbiegłem do niego i usiłowałem odciągnąć go od zawodnika, który wyraźnie zbierał się, by przyłożyć mojemu nadpobudliwemu przyjacielowi. I tym razem Key raczej nie uniknąłby nauczki. Scence, której byłem uczestnikiem, zdążyła zebrać już wokół nas spory tłumek gapiów. Czułem się niezręcznie, bo nie lubiłem, gdy ludzie tak intensywnie się na mnie patrzyli. Jednak postanowiłem to zignorować i spróbować opanować Kibuma. Niestety, nie dałem rady uchronić go przed ciosem wściekłego futbolisty. Bezradnie patrzyłem, jak Key upada na ziemię, trzymając się za nos. Po chwili spomiędzy jego palców pociekła krew. Spojrzałem przerażony na ogarniętego furią chłopaka. Teraz jego uwaga skupiła się na mnie.
   - Przyznaj, że jesteś obrzydliwym pedałem albo podzielisz los twojego kochanego przyjaciela - warknął chłopak.
   Mimowolnie zacząłem się cofać. On natomiast co raz bardziej się do mnie zbliżał. Po chwili przylgnąłem plecami do zimnej ściany. Przełknąłem ślinę. Tak, byłem śmiertelnie przestraszony. Bałem się, że rzeczywiście dostanę w pysk. Zerknąłem w stronę przyglądającym się temu wszystkiemu ludziom. Nagle spostrzegłem, że ktoś wyłania się spomiędzy nich. To był Minho. Odetchnąłem z ulgą, bo wiedziałem, że przyjdzie mi z pomocą.
   - Co tu się dzieje? - zapytał, podchodząc do mnie.
   - Minho, ten szczyl... - zaczął futbolista, ale chłopak mojej noony zmroził go wzrokiem i warknął:
   - Morda. 
   Kolega Minho skulił się w sobie i zrobił parę kroków w tył. Tak, trzeba przyznać, że Choi budził duży respekt. Był kapitanem i wszyscy się go słuchali. Dlatego już się nie bałem. Wiedziałem, że mnie obroni.
   - Co się stało? - powtórzył pytanie.
   - To, co zawsze... - westchnąłem.
   Minho nie odpowiedział, bo naszą uwagę zwrócił jęk Kibuma. Zupełnie o nim zapomniałem! Rzuciłem się w jego stronę i uklęknąłem obok niego. Nos miał rozkwaszony, a twarz już teraz całą we krwi. Sięgnąłem do jego torby, która leżał nieopodal i wyciągnąłem paczkę chusteczek higienicznych. Zacząłem delikatnie oczyszczać jego twarz. Key co chwilę jęczał i przeklinał pod nosem. Spojrzałem na Minho. Skinął głową i odwrócił się w stronę kolegi z drużyny. 
   - Dlaczego mu to zrobiłeś? - zapytał twardo.
   - J-ja... - chłopak nie wiedział, co ma powiedzieć.
   - Jeszcze raz tkniesz Taemina albo Kibuma, to ci kurwa łeb przetrącę - wycedził Minho.
   Chłopak patrzył na niego przerażony. Chwilę potem pokiwał niepewnie głową i spuścił wzrok.
   - No - skwitował Choi. - Dobra ludzie, koniec przedstawienia - dodał.
   Ku mojej uldze uczniowie zaczęli się rozchodzić. Po chwili zostaliśmy tylko ja, Kibum i Minho.
   - Dziękuję - westchnąłem i uśmiechnąłem się lekko do Choi.
   - Nie ma sprawy - odwzajemnił uśmiech. - Nie pozwolę, żeby tak was traktowali.



~*~


   - Gotowy jesteś? - Hyoyeon wetknęła głowę do mojego pokoju i obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.
   - Tak, możemy iść - uśmiechnąłem się do niej lekko.
   Zabrałem wszystkie niezbędne rzeczy, zgasiłem światło i podążyłem za moją nooną. Szybko ubraliśmy się, zakomunikowaliśmy rodzicom, że wychodzimy i opuściliśmy mieszkanie.
   Jeżeli mam być szczery, to byłem naprawdę zdenerwowany. Poprzedniego dnia, po powrocie ze szkoły wypytywałem Hyoyeon o tego kuzyna Minho. Z jej opisu wywnioskowałem, że był naprawdę przystojny. Był starszy ode mnie o cztery lata, ale tym akurat się nie przejmowałem. Modliłem się w duchu, by okazał się gejem. Albo chociaż, żeby był bi... 


~*~


   Weszliśmy do klubu. Było w nim strasznie dużo ludzi. Hyoyeon torowała nam drogę w stronę upatrzonej przez siebie, zaraz po wejściu, obszernej sofy w rogu pomieszczenia. Gdy w końcu do niej dotarliśmy, moja siostra odetchnęła z ulgą. 
   - Kiedy przyjdzie Minho? - zapytałem, gdy już usiedliśmy.
   - Powinien zaraz być. A coś ty taki ciekawy, hm? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
   Zastanowiłem się na odpowiedzią. Przecież jej nie powiem, że denerwuję się z powodu możliwości poznania nowego chłopaka.
   - Po prostu nie chcę tutaj siedzieć tylko z tobą - wyszczerzyłem się złośliwie w jej stronę. - Skoro mam poderwać jakiegoś faceta, to nie mogę wyglądać, jakbym z tobą był, nie?
   - Nie bądź złośliwy - skarciła mnie. - Pamiętaj, masz być były dla Onew.
   - On się tak nazywa? - zdziwiłem się.
   - Właściwie, to Jinki. I nie pytaj mnie, dlaczego Onew, bo nie wiem.
   Pokiwałem głową i zacząłem się rozglądać. Po chwili spostrzegłem, że w naszą stronę zmierza Minho. Za nim szedł nieco niższy chłopak, który zapewne był Jinkim. Hyoyeon podniosła się ze swojego miejsca i ruchem głowy wskazała, bym zrobił to samo. Po wymienieniu wszelkich uprzejmości, które zazwyczaj towarzyszą przywitaniom, wszyscy usiedliśmy. Minho zamówił nam po jednym drinku. Rozmowa rozpoczęła się na dobre. Onew okazał się naprawdę fajnym gościem. Rozmawiało mi się z nim naprawdę swobodnie. Jednak nadal nurtowało się to jedno jedyne pytanie... W końcu odważyłem się zaproponować mu, byśmy na chwilę wyszli przed budynek. Zgodził się. Chwilę później staliśmy już przed klubem.
   - Palisz? - zapytał nagle Onew, by przerwać trwającą między nami ciszę.
   Spojrzałem na niego z uśmiechem i przytaknąłem. Prawda jest taka, że nie jestem palaczem. Poczęstuję się czasami, ale na własną rękę nigdy nie kupuję, bo to tylko strata kasy.
   Sięgnąłem po papierosa i zapaliłem go od podanej mi przez Onew zapalniczki. Zaciągnąłem się i poczułem w ustach kwaśny posmak. Skrzywiłem się lekko, ale chwilę potem znów się uśmiechnąłem. 
   - Mogę cię o coś zapytać? - zagaił Jinki.
   - Jasne.
   - Trochę mi głupio, ale nurtuje mnie to od samego początku naszego spotkania... - Onew zawahał się przez chwilę. - Jesteś gejem?
   Poczułem się, jakbym zaliczył mocnego headshota. Spojrzałem na niego zdziwiony.
   - A skąd to pytanie? 
   - No wiesz... Jakoś tak mi przyszło... Przepraszam, nie powinienem cię pytać o takie rzeczy... - speszył się Onew.
   Uśmiechnąłem się lekko i odparłem:
   - Po czymkolwiek to wywnioskowałeś, masz rację. Jestem gejem.
   Jinki momentalnie podniósł głowę i zaczął przyglądać mi się z uwagą. Uśmiechnąłem się niewinnie i wzruszyłem ramionami.
   - A ty? - zapytałem.
   "Błagam, powiedz tak..." - myślałem.
   - Owszem, jestem - Onew jakby się ożywił.
   Jego odpowiedź wbiła mnie w ziemię. Od wczoraj modliłem się, by Jinki okazał się homoseksualistą. A gdy dzisiaj go zobaczyłem, gdy zobaczyłem, jaki jest przystojny i jak cudowny ma charakter, poczułem coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Dziwne uczucie w żołądku. Moja noona określa takie zjawisko mianem "motylków". No cóż, w pewnym sensie ma rację.
   - Wracamy do środka? - Onew spojrzał na mnie, ciągle się uśmiechając.
   - Chodźmy - odpowiedziałem. 
   Gdy ruszyłem z miejsca, nagle poczułem, że Jinki chwyta mnie delikatnie za rękę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem, że Onew jest moją bratnią duszą i byłem z tego powodu naprawdę szczęśliwy. Był to początek pięknej przyjaźni. A może nawet czegoś więcej?


   Dobry wieczór kochani^^ Oglądanie meczu sprzyja mojej wenie XD Nie wiem czemu to tak na mnie zadziałało:D Dedykuję tego one - shota Maknae Star, bo jest największą fanką OnTae, jaką znam^^ Trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania!<3
   

Giver




   - Jonghyun! - po raz kolejny usłyszałem głos Onew. - Pospiesz się, zaraz wychodzimy!
   Westchnąłem. Byłem niewyspany i ciężko było mi wstać z łóżka, a co dopiero gdziekolwiek wychodzić. Przeczesałem włosy ręką i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej czarne rurki i czarną koszulę. Dlaczego wszystko było czarne? No cóż, przecież na cmentarz nie pójdę ubrany we wszystkie możliwe kolory tęczy, prawda? Chociaż i tak wiem, że ty byś się nie zezłościł. Zawsze ubierałeś się jak ci się tylko podobało i nie zwracałeś uwagi na to, co mówią o tobie inni. Pamiętasz jak szliśmy ulicą, a ty miałeś na sobie coś na kształt kucharskiego fartucha z dużą kieszenią na środku, czarne, luźne spodnie nieco powyżej kostek, lakierki i duży kapelusz? Na ulicy nie było chyba człowieka, który by się za tobą wtedy nie obejrzał. Ale dla mnie i tak wyglądałeś pięknie. Jak zawsze zresztą. Często pytałeś mnie, czy nie wstydzę się z tobą pokazywać, bo przecież ubierasz się niecodziennie. Zapewne doskonale pamiętasz, co wtedy odpowiadałem. Myślę, że nie muszę ci przypominać. 
   - Jjong, już późno. Onew mówi, że powinniśmy jechać - Taemin wetknął głowę do mojego pokoju i uśmiechnął się ciepło.
   - Idę - odpowiedziałem.
   Ściągnąłem z siebie koszulkę, w której spałem i poszedłem się umyć. Po dziesięciu minutach byłem już gotowy. Wyszedłem na korytarz. W drodze do kuchni pomogłem Taeminowi uporać się z szalikiem. Tak, dalej jest taki nieporadny. Zawsze się nim wszyscy opiekowaliśmy. Często o tobie mówi. Powiedział kiedyś, że na zawsze zostaniesz jego ummą, bo nikt inny nie jest w stanie cię zastąpić. Wstyd się przyznać, ale na twój grób chodzi częściej niż ja... Ale nie bądź na mnie zły. Ja po prostu prawie cały tydzień pracuję i nie mam kiedy. Ciągle mi mówiłeś, że się obijam, że nic nie robię, więc postanowiłem to zmienić. Dla ciebie. Szkoda tylko, że nie usłyszę żadnych słów aprobaty z twojej strony. 
   - W chlebaku masz bułkę - powiedział Minho, gdy wszedłem do kuchni. - Będziemy czekać w samochodzie.
   Wiesz, może trudno ci będzie w to uwierzyć, że on też za tobą tęskni. Bardzo często się kłóciliście, ale byliście jak bracia. Czy to nie on przekonał cię, żebyś wyznał mi swoje uczucia? Do końca życia mu tego nie zapomnę. Dzięki niemu miałem najwspanialszego chłopaka na świecie. Po za tym, to Minho zmienił się. Dojrzał w końcu do tego, żeby być z Minniem. Pamiętasz jak złamał młodemu serce? Ech, było ciężko... To były chyba najgorsze dni w życiu całej naszej piątki. Szczególnie, że mamy wspólne mieszkanie. Ale potem Taemin pogodził się z tym, że Minho nie odwzajemnia jego uczuć. Niby było wtedy w miarę spokojnie, ale między nimi było nawet gołym okiem widać to napięcie, prawda? Pamiętasz, jak parę dni przed wypadkiem wtłukłeś Minho do głowy, że jest wyrodnym hyungiem, i że młody strasznie cierpi przez niego. I wiesz co? Chyba przemówiłeś mu do rozsądku, bo teraz są razem. Gdybyś widział jak na siebie patrzą... Nie trzeba im się specjalnie przyglądać, by zobaczyć, że się kochają. No i tak jak mówiłem - Choi Minho to już nie jest ten zamknięty w sobie, nieczuły, do bólu spokojny facet, o nie. Dzięki tobie w końcu odważył się kogoś pokochać. Szkoda tylko, że tego nie doczekałeś, Bummie.
   - Zjadłeś? - Onew stanął w drzwiach kuchni i spojrzał na mnie pytająco.
   - Już prawie. Schodźcie, zaraz do was dojdę - odparłem.
   Skinął głową, a po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwi wejściowych. 
   Jinki stał się jakiś taki przygaszony. Zawsze był radosny, ciągle się śmiał. Ale ostatnio jakoś tak się jakby...uspokoił. Schudł, zrobił się jeszcze bardziej blady, niż był dotychczas. To pewnie dlatego, że po wypadku musiał się wszystkim zająć. Zresztą on też ma pracę. Ale już nie pracuje w Mc'Donaldzie. Dostał etat jakieś firmie. W zasadzie, to nigdy nam nie powiedział, co robi. Ale przecież ważne, że zarabia. 
   Jesteś pewnie ciekawy, co ze mną. Cóż, oprócz tego, że pracuję, to zacząłem studia. Tak, Kim Jonghyun zapisał się we wrześniu na uniwerek. I jest połowa grudnia, a mnie jeszcze nie wywalili. Jesteś dumny? No mam nadzieję, bo nie opuściłem żadnego wykładu! No, może prawie żadnego... Ale to i tak dobrze jak na mnie. Żałuję, że cię ze mną nie ma i nie możesz patrzeć, jak twój chłopak w końcu dorasta i staje się prawdziwym facetem. Ciągle narzekałeś, że jestem dziecinny, że musisz nańczyć nie tylko Taemina, ale także i mnie, mimo iż jesteś młodszy. 
   Wstałem od stołu, włożyłem naczynia do zmywarki, ubrałem się i wyszedłem. Zbiegłem po schodach, przy okazji spotykając naszą przemiłą sąsiadkę, panią Chung. Kiedy dowiedziała się o tym, co się stało, była naprawdę zmartwiona. Nawet przyszła mnie odwiedzić w szpitalu. Ogólnie kiedy tam przebywałem, to doświadczyłem chyba więcej życzliwości ze strony rodziny i znajomych, niż przez całe moje życie. Pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszła do mnie twoja mama. Płakała, tak bardzo płakała... Poczułem się winny, mimo że do dziś mi powtarza, że to nie moja wina, że może tak miało być. Ale fakt, że biegłeś wtedy do mnie, że gdybyś wtedy się tam nie znalazł, to nie byłoby sprawy, przyprawia mnie o jeszcze większe poczucie winy. I wiem, że po części ponoszę odpowiedzialność za to wszystko. Wolałbym wtedy umrzeć tam na tej ulicy. Może nie biegłbyś do mnie, bo wiedziałbyś, że nie ma już sensu. Ale ty i tak zrobiłeś swoje... Musiałeś... Tylko po co?! Przez to nie żyjesz! Nigdy sobie tego nie wybaczę... Nawet jeżeli ja miałbym umrzeć, co było bardzo prawdopodobne, to ty mógłbyś żyć dalej. Masz mi za złe, że to ja tu teraz jestem z naszymi przyjaciółmi, a nie ty? Odpowiedz, to dla mnie bardzo ważne. Ale zaraz... Przecież ty nie możesz się ze mną porozumieć. Pewnie stamtąd, gdzie się znajdujesz, słyszysz mnie doskonale. Tylko, że ja ciebie nie słyszę... Wiesz dobrze, że nie wierzę. Ty wierzyłeś całe życie i mam nadzieję, że teraz dostałeś za to jakąś nagrodę. Nie wiem, czy jesteś teraz w niebie, jak na to mówiłeś, ale zawsze byłeś dobrym człowiekiem, więc wiem, że na pewno jesteś w dobrych rękach. Pewnie dziwi cię, że jadę teraz na cmentarz. No cóż, robię to dla ciebie i dlatego, że mnie o to poproszono. Niby jako niewierzący powinienem mieć do tego obojętny lub nawet negatywny stosunek, ale powiem szczerze, że jest wręcz odwrotnie. Czuję się szczęśliwy, że mogę cię odwiedzić. 
   - Hej, obudź się śpiąca królewno - Taemin pstryknął mi palcami tuż przed nosem.
   - Co? - zapytałem nieobecnym głosem.
   - Wysiadamy - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. 
   Znaleźliśmy się na obszernym parkingu. Było na nim niedużo samochodów. Cóż, jak wiesz, Koreańczycy nie mają czasu na takie rzeczy, jak odwiedzanie zmarłych na cmentarzu. Nie dziwię im się, bo już ci mówiłem, że ja też ledwo się wyrabiam. 
   Przeszliśmy przez parking, mijając co parę metrów jakieś starsze osoby. Najczęściej kobiety. Jak tak patrzyłem na ich zmęczone życiem twarze, to pomyślałem, że będę musiał dożyć takiego wieku bez ciebie... Nie wiem, jak tego dokonam. A może spotkamy się szybciej? A zresztą... Pożyjemy, zobaczymy, jak to zawsze zwykłeś mówić.
   - Muszę tu posprzątać, jak przyjdę następnym razem - wymruczał Taemin i zabrał się za odśnieżanie niedużej wielkości nagrobka z białego marmuru.
   Tak, może to śmieszne, ale taki właśnie wymarzyłeś sobie grób. Tylko nie myślałem, że będę musiał to życzenie tak prędko spełnić... Kiedy patrzę teraz na twoją uśmiechniętą twarz na zdjęciu, robi mi się smutno. Czuję się samotny, mimo tego, że mam najlepszych przyjaciół na świecie. Brakuje tu tylko ciebie... Chociaż wiesz co? Zawsze jak tutaj przychodzę, to czuję twoją obecność. A może to tylko moje urojenia? Nie wiem. Za każdym razem, kiedy do ciebie przychodzę, to przypomina mi się dzień naszego pierwszego spotkania. Pamiętam, że to był pierwszy dzień w gimnazjum. Byłem zagubiony, dopiero co przeprowadziłem się do Seulu i, prawdę mówiąc, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Oczywiście do czasu, aż podszedłeś do mnie i przestawiłeś się. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Potem w moim życiu pojawili się też Onew, Minho i Minnie. Ale to ty zawsze byłeś moim najlepszym przyjacielem. Nigdy nie zapomnę jak mnie pocieszałeś, jak mi pomagałeś, jaki byłeś wspaniały. Zrobiłeś dla mnie tyle dobrego. Byłeś wyrozumiały, ale jak trzeba było, to potrafiłeś mnie porządnie opieprzyć (bardzo często słusznie...). Ale i tak mnie kochałeś. Czasem wydawało mi się, że nawet bardziej, niż ja ciebie. Chociaż nie wiem, czy ktoś jest w stanie kochać drugą osobę tak mocno, jak ja kochałem ciebie. Poprawka - jak ja cię kocham, bo przecież nadal jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Wiesz, tak myślę, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem... Byłem leniwy, nie angażowałem się w nasz związek tak bardzo, jak ty. Dopiero teraz sobie uświadamiam, ile razy cię zraniłem, sprawiłem ci przykrość czy zawód. Tak, sporo tego... Jeszcze raz cię przepraszam. Przecież wiesz, jaki jestem. Chyba robię się co raz lepszym człowiekiem, wiesz? To na pewno te wycieczki na cmentarz tak na mnie działają... Chociaż nie... To nie to. To ty mnie zmieniłeś i nadal to robisz, mimo iż nie ma cię obok mnie. Nie wiem, jak bym skończył, gdyby nie ty. Pewnie marnie...
   - Jonghyun, obudź się. Daj mi ten znicz - nagle zobaczyłem twarz Onew parę centymetrów od swojej.
   - Jasne... Proszę.
   Chwilę trwało, zanim Jinki zapalił lampkę. Cóż, do dziś uczy się posługiwać się zapałkami... 
   - Czy możemy pomodlić się razem? Ale tak na głos... - poprosił nagle Taemin.
   - Skoro tego sobie życzysz - odparł Minho i przygarnął Minniego do siebie.
   Młodszy pociągnął nosem, a oczy zaszły mu mgłą. 
   - Key będzie się cieszył... - wydukał drżącym głosem.
   Za każdym razem, gdy widzę takiego Taemina, coś we mnie pęka. Wspominałem ci już, jak bardzo za tobą tęskni? Ciągle wspomina jak to było, kiedy chorował, a ty zawsze byłeś z nim, pilnowałeś go, pielęgnowałeś. Może mi się wydaje, ale często, gdy przechodzę obok jego pokoju, to Minnie płacze. Cicho, ale przede mną nic się nie ukryje. Czasami też zachowuje się, jakbyś nadal z nami był. Rozmawia z tobą. Ale zresztą po co ci to mówię, przecież doskonale o tym wiesz, bo wszystko słyszysz. Przynajmniej tak mi się wydaje...
   Skończyliśmy krótką modlitwę. Znaczy, oni skończyli. Ja tylko stałem, nie odzywając się. Wiem, że zawsze chciałeś, bym wierzył. Ale ja nie potrafię. Nikt mnie wiary nie nauczył, a sam z siebie... Po prostu nie i tyle. Czasem bym nawet chciał. Tylko, że brakuje mi odwagi. W takich chwilach jeszcze bardziej mi cię brakuje. Swego czasu chciałeś mnie nauczyć, pamiętasz? Nawet umiem na pamięć połowę tej twojej modlitwy. Cieszysz się? W trudnych chwilach ona sama przychodzi mi na myśl. I zdarza się, rzadko, ale się zdarza, że wtedy mówię ją całą, a przynajmniej tyle, ile pamiętam. Bo wiem, że ty byś tak właśnie zrobił. Zresztą bardzo często, gdy nie wiem jak zareagować, co powiedzieć, myślę:"Co zrobiłby Key?" i wiesz co? To pomaga. Twój tok myślenia naprawdę pomaga! Wystarczy tylko wcielić się w ciebie, a wszystko staje się proste. Takie wcielanie się w twoją osobę nie przychodzi mi łatwo mimo, iż znam cię jak nikt inny. Po prostu przeszkadza mi moja głupota...
   - Gdy tu jestem, to czuję prawie namacalnie jego obecność, wiecie? - wyrwało mi się nagle.
   Wszyscy zwrócili się w moją stronę.
   - Nie tylko ty - Taemin uśmiechnął się delikatnie.
   - Tylko nie wiem dlaczego... - mruknąłem.
   Minnie podszedł do mnie, złapał za ręce i odpowiedział:
   - A ja wiem. Bo nosisz w sobie jego serce - dotknął mojej klatki piersiowej.
   Poczułem lekkie mrowienie w tym miejscu. Mimo tego, że okrywała mnie gruba, zimowa kurtka i koszula, to trochę zabolało. Niby minęło to pięć miesięcy, ale blizna ciągle bolała. Tak, pewnie nie muszę ci przypominać jak do tego doszło. No ale skoro już o tym mowa, to jednak warto chyba o tym wspomnieć. Na serce chorowałem od dziecka, chyba nawet od urodzenia. I kiedy dostałem ataku, będąc u rodziców w domu, ty, kiedy tylko się o tym dowiedziałeś, wybiegłeś z naszego mieszkania. Nie łapałeś taksówki, po prostu biegłeś. Biegłeś do mnie, do szpitala. Ale wtedy... Tuż przed szpitalem potrącił cię jakiś pijany gówniarz. Zaczęliśmy umierać w tym samym momencie. Tylko, że ty ostatecznie odszedłeś, a ja... Ja, no cóż, musiałem mieć natychmiastowy przeszczep. I dostałem go. Ale to nie było jakieś tam byle jakie serce. Ono należało do ciebie. Miałeś przy sobie dokumenty, w których pisało, że jesteś zdeklarowanym dawcą. Lekarze nie zastanawiali się długo. Ta sama grupa krwi, natychmiastowa dostępność. Paręnaście godzin po twoim wypadku ja byłem już po przeszczepie. Ku ogromnym zaskoczeniu lekarzy przyjął się on bez żadnego problemu. Coś takiego zdarza się bardzo rzadko. Kiedy dowiedziałem się, co się wydarzyło, popadłem w depresję. Naprawdę ciężką... Nie jadłem, nie piłem. Chciałem po prostu umrzeć. Znaleźć się przy tobie. 
Dopiero niedawno udało mi się uporać z chorobą. Dokonałem tego dzięki wsparciu przyjaciół, rodziny, ale także dzięki tobie. Czułem, że trzymasz kciuki za to, bym wyzdrowiał. To było uczucie, które towarzyszyło mi przez cały czas. Wychodzi na to, że to ty uratowałeś mi życie. Po raz kolejny zresztą. Przypadek? Zrządzenie losu? Nie mam pojęcia. Ale wiem jedno. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś. To dzięki tobie nadal żyję i pielęgnuję, żeby wszyscy o tobie pamiętali. Zresztą myślę, że pamiętaliby nawet i bez mojej pomocy. Bo jak można zapomnieć o tak wspaniałym człowieku jak ty? Mam nadzieję, że ty też o mnie nie zapomniałeś i kochasz mnie. Bo moja miłość do ciebie rośnie z każdym dniem. Z każdym dniem jest co raz silniejsza i trwalsza. Ale wiesz co? Zawdzięczam to chyba twojemu sercu. Bo tylko ono jest w stanie kochać tak mocno.



   Witajcie!^^ Oto kolejny one - shot. Tylko razem JongKey. Nie pisałam o nich jeszcze, więc myślę, że będzie to fajna odmiana po podwójnym 2Minie. Taką mam przynajmniej nadzieję. Muszę Wam też podziękować. Wchodzę na bloga, patrzę, a tu prawie 800 wyświetleń...Oo Jesteście niesamowici. Na wszelki wypadek sprawdziłam, czy mam wyłączone liczenie własnych wyświetleń, bo nie mogłam uwierzyć, że tyle osób czyta moje bloga... I tu kolejne zaskoczenie - licznik wskazuje tylko Wasze wyświetlenia, a nie łącznie z moimi^^ Także dziękuję Wam bardzo za to, jestem naprawdę wdzięczna<3 Tylko te komentarze... Dalej jest z nimi cienko. Niby widzę po wyświetleniach, że czytacie, ale ponawiam prośbę - komentarze są bardzo ważne i proszę o nie, bo dzięki Waszej opinii będę wiedziała, co mam ewentualnie zmienić. A może macie jakieś propozycje na one - shoty lub krótkie opowiadania? Albo jakieś zastrzeżenia, coś Wam nie odpowiada? Bardzo chciałabym przeczytać Wasze opinie, komentarze, żeby móc się do Was dostosować, żeby moje twory się podobały. Mam nadzieję, że nie zrozumiecie mnie źle:) No, to chyba wszystko... Jeszcze raz dziękuję za liczbę wyświetleń i do następnego!^^

Love at the first sight




   - Minho! Minho spójrz, jaki cudowny sweterek! - Key zapiszczał rozentuzjazmowany na pół sklepu i podbiegł do wiszącej nieopodal rzeczy.
   Westchnąłem zrezygnowany i podążyłem za przyjacielem. No cóż, albo to, albo testowanie gier w sklepie RTV z Jonghyunem i Onew... W zasadzie mogłem wybrać to drugie. Przynajmniej nie musiałbym wysłuchiwać okrzyków zachwytu wydawanych przez Kibuma. Stanąłem w takiej odległości, żeby mieć na niego oko, ale żeby ludzie mnie z nim jednak nie utożsamiali. Chwilę obserwowałem jak Key przekopuje stosy ciuchów w poszukiwaniu spodni, które by pasowały do swetra. Jednak nie należało to do najciekawszych rzeczy, które mogłem w tym czasie robić. Już chciałem go zwyczajnie zostawić i skoczyć na moment do księgarni, ale Kibum podbiegł do mnie, krzycząc:
   - Jak wyglądam?
   Odwróciłem się powoli, bojąc się, co mogę ujrzeć. Cóż, styl ubierania się Key bywał czasami dość...oryginalny. Lubił "odważne" ciuchy i nie krępował się kompletnie nosząc je. Ludzie często patrzyli na niego jak na jakiegoś świra, ale on zdawał się tego w ogóle nie zauważać albo po prostu zwyczajnie ich ignorował. Twierdził, że zwykła koszulka i rurki są dla frajerów. Bardzo często mówił czy to do mnie, czy do Jonghyuna lub Onew, że powinniśmy brać z niego przykład i trochę poeksperymentować. Ciekawe, dlaczego żaden z nas nie miał na to ochoty... 
   Key miał na sobie ów wściekło - czerwony sweter, który przykuł jego uwagę i czarne, skórzane rurki do kostek. Szczerze mówiąc, to jak na siebie wyglądał całkiem normalnie. Odetchnąłem z ulgą, bo w takim wypadku nie musiałem mijać się z prawdą co do jego wyglądu.
   - Ja bym się tak nie ubrał, ale wiesz, ładnemu we wszystkim ładnie - odparłem, uśmiechając się. 
   Kibum pisnął uszczęśliwiony i przytulił się do mnie. Poklepałem go lekko po plecach i poprosiłem, żeby się ode mnie odsunął, bo zaczynam się dusić. Spełnił moją prośbę, ale zamiast tego złapał mnie za rękę i raźnym krokiem wyprowadził ze sklepu. Słowo "Wyprowadził" jest bardzo dobrym określeniem, bo Key dosłownie ciągnął mnie za sobą. Nie miałem już siły nawet mu się sprzeciwiać. Szliśmy właśnie w stronę kolejnego sklepu, tym razem z biżuterią, kiedy podbiegli do nas Jonghyun i Onew.
   - Chodźcie na parter! - wydyszał Dino.
   - Po co? - zapytałem znudzony.
   - Jacyś goście są tam i strasznie fajnie tańczą. Musicie to zobaczyć! - ekscytował się Jinki.
   - Tylko, że ja miałem właśnie... - Key chciał zaprotestować, ale Jonghyun złapał go za rękę i lekko pociągnął w stronę schodów ruchomych.
   - Idziesz? - Onew spojrzał na mnie uśmiechnięty.
   - Chyba nie mam wyboru... - mruknąłem i powlokłem się za przyjaciółmi. 
   Nie miałem najmniejszej nawet ochoty iść dzisiaj do centrum handlowego. Gdyby nie to, że mieszkam pod jednym dachem z całą trójką, nie udałoby im się mnie ruszyć z miejsca. Wolałbym już chyba siedzieć i gapić się bezmyślnie w ścianę, niż włóczyć się z nimi bez sensu po kilkupiętrowym budynku. Jeszcze gdyby Key z nami nie było, to może jakoś bym przeżył. Ale przecież on nie przeżyłby, gdybyśmy zostawili go w mieszkaniu. Kiedy tylko nadarza się okazja, Kibum leci na sklepy. Musiałby być chyba umierający, żeby odpuścić sobie wycieczkę na zakupy. Chociaż jak tak o tym myślę, to być może nawet w stanie ostatecznej agonii kazałby się tutaj przywieść, by móc ostatni raz spojrzeć na te wszystkie "cudowności", jak to nazywał niezbędne jego zdaniem rzeczy, które dla mnie były zwyczajnie niepotrzebne. 
   Po chwili wszyscy znajdowaliśmy się już na obszernym dziedzińcu, który znajdował się na dworze, w samym środku budynku. Dzień był gorący, jednak dochodziła godzina siódma, więc temperatura była do zniesienia. Przecisnęliśmy się przez liczny tłum, który zdążył się już zebrać wokół tańczących. Trójka moich przyjaciół patrzyła na całe to widowisko zauroczona. Ja jednak nie podzielałem ich zachwytu. Co fajnego jest w dwójce chłopaków hasających po dziedzińcu? Przewróciłem oczami w geście znudzenia. Właśnie rozważałem plan wycofania się niepostrzeżenie w stronę księgarni, jednak Kibum jakby odgadł moje zamiary i popchnął przed siebie, by mieć mnie na oku. W takiej sytuacji nie miałem nawet najmniejszych szans na ucieczkę. Przyjaciele stanęli przy mnie tak, że wolne miejsce miałem już tylko przed sobą. Nie zostało mi więc nic innego jak przyglądać się spektaklowi. Jak już wspominałem tancerzami było dwóch chłopaków. Wydawali się być ode mnie młodsi, jednak mimo małej odległości jaka mnie od nich dzieliła, nie dałem rady dokładniej się im przyjrzeć, bo byli za szybcy. W pewnej chwili muzyka ucichła, a oni stanęli w pozach, które ewidentnie wskazywały na koniec występu. Ludzie wokół mnie zaczęli głośno klaskać i domagać się bisu. Tancerze wymienili parę zdań i jeden z nich podszedł do radia, które znajdowało się może metr ode mnie. Gdy muzyka zabrzmiała na nowo, chłopak wyprostował się, a jego spojrzenie spoczęło na mnie. Ja również na niego patrzyłem, więc w pewnym momencie nasze oczy się spotkały. Chłopak zaczerwienił się lekko i odwrócił głowę w bok. Jego towarzysz dał mu znak, żeby nie stał jak kołek. Widząc to, podbiegł do niego i ich występ znów się zaczął. Teraz nie potrafiłem już oderwać wzroku od wyższego chłopaka. Jego kocie ruchy były wręcz hipnotyzujące i działały na mnie jak narkotyk. Nawet się nie spostrzegłem, a moje usta otworzyły się. Pewnie stałbym tak jeszcze bardzo długo, ale poczułem, że ktoś przykłada mi dłoń do brody i sugeruje, bym zamknął buzię.
   - Bo ci mucha do środka wleci - parsknął Jonghyun.
   Zignorowałem jego uwagę. Nadal wpatrywałem się w tańczącego chłopaka. W pewnej chwili on również podniósł na mnie wzrok. Tym razem jednak nie odwrócił się, tylko uśmiechnął nieśmiało. Odwzajemniłem gest i poczułem, że coś ściska mnie w żołądku. Trzeba przyznać, że obiekt moich zainteresowań był śliczny. Dłuższe blond włosy kręciły mu się i opadały niesfornie na czoło i oczy (<klik>). Co chwilę odrzucał głowę w tył, by nie zasłaniały mu widoku. Patrzyłem, jak się obraca, jak zatraca się w tańcu. To było naprawdę niesamowite. I piękne. Nagle zapragnąłem po prostu podejść do niego, przyciągnąć go do siebie i pocałować. Nie wiem dlaczego przyszła mi do głowy taka myśl. Potrząsnąłem nią lekko, by pozbyć się tej dziwnej wizji. 
   Parę minut później z przykrością stwierdziłem, że występ dobiegł końca. Ludzie klaskali bardzo długo, aż w końcu zaczęli się rozchodzić. Niedługo potem na placu pozostali tylko tancerze i nasza czwórka. Onew, Key i Jonghyun wymieniali się między sobą wrażeniami, podczas gdy ja ciągle wpatrywałem się jak kompletny idiota w szczupłego blondyna, który pomagał swojemu towarzyszowi pakować ich rzeczy. Nagle poczułem, że ktoś szturcha mnie w żebro. Syknąłem cicho i zwróciłem się w stronę stojącej za mną trójki przyjaciół.
   - O co chodzi? - zapytałem, patrząc po nich nieobecnym wzrokiem.
   - Czas na nas - odparł Key. - Idziemy do domu, Minho - dodał, gdy po mojej minie poznał, że nie dotarły do mnie jego słowa. 
   Kiwnąłem głową i powiedziałem, że zaraz do nich dołączę. Chciałem ostatni raz spojrzeć na tego blond - aniołka. Jednak okazało się, że za ten czas on i jego przyjaciel byli już paręnaście metrów ode mnie i kierowali się w stronę wyjścia. Ramiona opadły mi w geście zrezygnowania i smutku. Już miałem podążyć za przyjaciółmi, kiedy nagle blondyn odwrócił się i widząc, że nadal stoję w tym samym miejscu i patrzę na niego, uśmiechnął się ciepło i pomachał mi na pożegnanie. 



~*~

   Poczułem na twarzy ciepłe promienie porannego słońca. Niechętnie otworzyłem oczy i spojrzałem na budzik leżący na stojącym obok łóżka stoliku nocnym. Była ósma piętnaście. Westchnąłem ciężko, podniosłem się do siadu i spuściłem nogi na podłogę. Ciągle od pięciu dni miałem przed oczami tego chłopaka z placu. Za nic nie byłem w stanie o nim zapomnieć. Próbowałem, ale moje starania pozostawały bez efektu. Czułem smutek. Tak, smutek. Taki, jaki się czuje po odejściu wieloletniego przyjaciela. Dlaczego? Tego nie wiedziałem, i co najgorsze nie byłem w stanie wytłumaczyć tego nawet sobie samemu. Blondyn cały czas siedział w mojej głowie i nic ani nikt nie był go w stanie z niej wyrzucić. 
   Ukryłem twarz w dłoniach i potarłem rękami oczy. Serce ścisnęło mi się po raz kolejny, gdy przypomniałem sobie, jak na mnie popatrzył, jak się do mnie uśmiechał. To bolało. Świadomość, że pewnie widziałem go pierwszy i ostatni raz w życiu była nie do zniesienia. 
   Wstałem z miejsca i skierowałem się do drzwi. Już łapałem za klamkę, gdy ktoś, kto znajdował się po drugiej stronie uprzedził mnie i z impetem wparował do pokoju.
   - O, Minho, wstałeś - Key uśmiechnął się do mnie radośnie.
   Odwzajemniłem uśmiech i ruszyłem w stronę kuchni. Kibum podreptał za mną. Gdy już znalazłem się u celu, sięgnąłem do lodówki po mleko i do szafki po płatki. Wyjąłem z niej również miskę i już chwilę później siedziałem na jednym z wysokich krzeseł i próbowałem wmusić w siebie chociaż trochę śniadania. Key stał w progu i patrzył na mnie nawet nie próbując ukryć złości.
   - Tak na zimno?! - wybuchnął w końcu. - Chcesz się pochorować?!
   Spojrzałem na niego i ostentacyjnie wpakowałem sobie do buzi kolejną łyżkę. Kibum westchnął i pokręcił głową.
   - Nie jesteś moją mamą, Key - burknąłem. - Jestem już dużym chłopcem i jak widzisz jakoś sam sobie radzę.
   Kibum usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mi się dokładnie przyglądać. Starałem się nie zwracać na niego uwagi.
   - Wyglądasz fatalnie, wiesz? - odezwał się po chwili.
   Zerknąłem na niego i odparłem:
   - Tak, wiem. Mówisz mi to na tyle często, że zdążyłem zapamiętać.
   - Nie chodzi mi teraz o twój ubiór! - Key chwycił mój podbródek i uniósł na wysokość swoich oczu, po czym zaczął obracać moją twarz to lewo, to w prawo. - Jesteś jakiś taki blady i niewyraźny od paru dni.
   Znieruchomiałem. Aż tak było to widać?
   - To nic takiego... - mruknąłem i odwróciłem głowę.
   Kibum chwilę siedział, nie odzywając się. 
   - Chyba jestem w stanie zaproponować ci coś, co na pewno poprawi ci humor, moja ty żabciu kochana - jego oczy zamieniły się w dwa półksiężyce, gdy się do mnie uśmiechnął.
   Nie odpowiedziałem, bo wiedziałem, że i tak mi to powie. Nawet gdybym tego nie chciał.
   - Idziemy dzisiaj na zakupy! - wykrzyknął uradowany.
   - Znowu? - jęknąłem.
   - Cóż za entuzjazm - zironizował Key. - Czyli nie chcesz znowu iść na występ tych dwóch? Dobrze, rozumiem - rzucił niby to obojętnie.
   Wstał z miejsca i powoli ruszył w stronę wyjścia. Na ustach zastygło mi:"Skąd ty...?" i  wydał się z nich jedynie jakiś niekontrolowany dźwięk.
   Kibum odwrócił się do mnie i uśmiechnął szelmowsko. W tamtej chwili pomyślałem, że mój przyjaciel jednak naprawdę jest taki niesamowity, za jakiego się uważa.


~*~


   Weszliśmy do obszernego hallu, a z niego na teren centrum handlowego. Rozglądnąłem się dookoła. Jak zwykle panował tutaj spory ruch, który w czasie wakacji był jeszcze większy. Zakomunikowałem przyjaciołom, że idę na dziedziniec. Onew i Jonghyun przyjęli moją wiadomość bez mrugnięcia okiem i również poszli w swoją stronę. Gdy zmierzałem w stronę placu, odwróciłem się jeszcze, by spojrzeć na Key, bo to w końcu dzięki niemu dostałem jeszcze jedną szansę spotkania z blondynem. Musiałem ją wykorzystać, bo gdyby mi znów umknął, nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia. Kibum uśmiechnął się do mnie i pokazał znak "hwaiting". 


~*~


   Na dziedzińcu było chyba jeszcze więcej osób, niż ostatnio. Widać było, że tancerze się podobali. Przeciskanie się przez tłum szło mi dość opornie. W końcu nie wytrzymałem i wysyczałem do torującej mi drogę grupki wzdychających z zachwytu nastolatek, by się przesunęły, bo ja też chcę coś zobaczyć. Obrzuciły mnie niechętnymi spojrzeniami, ale rozstąpił się tak, żebym mógł przejść. Moim oczom w końcu ukazał się upragniony widok - mój tańczący blond - aniołek. Minęła dłuższa chwila, zanim mnie zauważył. Ale jak już jego wzrok spoczął na mojej twarzy, z tego wszystkie aż pomyliły mu się kroki. Poczerwieniał gwałtownie, a jego twarz skryła się na gęstą zasłoną włosów. Uśmiechnąłem się sam do siebie z satysfakcją.
   "Tym razem mi nie uciekniesz".
   Piętnaście minut później występ się zakończył. Tak jak ostatnim razem - tłum zaczął się rozrzedzać. I tak jak ostatnim razem po pewnym czasie zostałem tylko ja, blondyn i jego towarzysz. Zaczęli się pakować. Blondyn doskonale widział, że stoję nieopodal. Szepnął coś swojemu koledze i ruszył w moją stronę. Podszedł, uśmiechnął się tak, że aż zrobiło mi się słabo i zagadnął:
   - I jak, podobało się?
   - Jesteście niesamowici - tylko tyle byłem w stanie z siebie wykrztusić.
   Wpatrywałem się w niego zachwycony. On jednak nie był bierny. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. I wtedy to poczułem. To charakterystyczne kłucie w okolicach serca. Chyba musiałem zrobić dziwną minę, bo blondyn uśmiechnął się i powiedział:
   - Nie przedstawiłem się. Jestem Taemin. A ty?
   - Minho - powiedziałem automatycznie.
   Mój aniołek znów posłał mi czarujący uśmiech, po czym spuścił głowę, jakby nagle się zawstydził. Jego twarz poczerwieniała jak wtedy, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy podczas jego występu.
   - Czy coś się stało? - zapytałem i chwyciłem delikatnie jego dłoń.
   Uniósł wzrok, a jego słodka twarzyczka spłonęła jeszcze bardziej.
   - Mogę mieć do ciebie pytanie? - zapytał nieśmiało.
   - Pewnie - uśmiechnąłem się na widok jego zmieszania.
   - Umówisz się ze mną? - jego głos był cichy, ledwo dosłyszalny.
   Głowę miał nadal spuszczoną. Nadal trzymając jego rękę w swojej, drugą uniosłem lekko jego podbródek tak, by na mnie spojrzał. Zrobił to dopiero po chwili.
   - Pewnie, że się z tobą umówię - uśmiechnąłem się czule.
   Taemin zrobił się purpurowy, ale w jego oczach zobaczyłem niesamowitą radość. Chwilę staliśmy tak, patrząc sobie w oczy. Nagle blondyn stanął na palcach, pocałował mnie lekko w policzek i uśmiechnął się.
   - Jutro o jedenastej tutaj? - zapytał.
   - Jutro o jedenastej tutaj - odpowiedziałem i odprowadziłem go wzrokiem. 
   Poczułem, że z dniem dzisiejszym moje życie odmieniło się całkowicie.
  


   Co tu dużo mówić? Wena dopisuje, więc korzystam. Miłego czytania, kochani^^

Na zawsze

   

   
   Leżałem, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Była czwarta nad ranem, a ja nie spałem. Dlaczego? Dzisiaj wieczorem Minho miał wrócić z trzydniowego "urlopu", który chyba cudem udało mu się wybłagać u menagera. Byłem bardzo podekscytowany jego powrotem. Nie widzieliśmy się od prawie czterech dni i już powoli zaczynałem się niecierpliwić. Stęskniłem się za nim. Za jego ciepłym ciałem, głębokim głosem, delikatnym dotykiem. Westchnąłem rozmarzony, gdy przypomniał mi się nasz ostatni spędzony razem wieczór.
   
   Wróciliśmy zmęczeni po całodniowym treningu. Podczas gdy Onew, Key i Jonghyun prawdopodobnie już spali, ja wślizgnąłem się cicho do pokoju Minho. Zapytałem, czy śpi. Odpowiedź była przecząca. W obliczu takiej sytuacji wpakowałem się do jego łóżka i położyłem tuż obok niego. Chwilę trwaliśmy tak w ciszy.
   - Będę za tobą tęsknił przez tę parę dni, wiesz? - mruknąłem i przysunąłem się jeszcze bliżej mojego chłopaka.
   - Ja też, Minnie - pocałował mnie delikatnie w czoło. - Szkoda, że menager nie pozwolił ci lecieć ze mną. Bardzo bym chciał, żebyś w końcu poznał żonę mojego brata. To naprawdę sympatyczna kobieta. A, no i żebyśmy razem mogli zobaczyć mojego bratanka.
   - Uwierz mi, wolałbym polecieć z tobą do Japonii, niż spędzić te trzy dni na ciągłych treningach, nagraniach i tego typu sprawach - westchnąłem.
   - Taemin? - Minho uniósł się na łokciach, po czym usiadł, opierając się plecami o ścianę.
   - Tak? - poszedłem w jego ślady.
   Chwila ciszy. Zawsze tak robił, gdy chciał zapytać mnie o coś, co jego zdaniem było poważne. 
   - Co byś zrobił, gdyby mnie nagle zabrakło?
   Zmarszczyłem brwi i zwróciłem się w jego stronę. Patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, w których w tamtej chwili widziałem śmiertelną powagę. Szczerze mówiąc, zachciało mi się śmiać, bo przecież jego pytanie było kompletnie absurdalne. Ale nie chcąc go urazić, odparłem po krótkim namyśle:
   - No cóż... Na pewno byłbym bardzo nieszczęśliwy, to chyba oczywiste, prawda?
   - Niby tak... Ale wiesz, wolę mieć pewność.
   - Dlaczego w ogóle o to pytasz? Przecież obaj wiemy, że coś takiego nigdy się nie wydarzy - uśmiechnąłem się do niego lekko, jednak jego twarz nadal była poważna.
   - Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, Minnie. Teraz jestem, a jutro już może mnie nie być. Los sprawia nam różne niespodzianki.
   Nie odpowiedziałem. Zastanowiło mnie, dlaczego tak nagle coś takiego przyszło mu do głowy. Czyżby coś przede mną ukrywał? Nie... Przecież to niemożliwe. 
   - Kocham cię - usłyszałem ni stąd, ni zowąd tuż obok swojego ucha. 
   Odwróciłem się do Minho twarzą i złożyłem na jego ustach długi pocałunek. Odwzajemnił go bez chwili wahania. Obrócił moje ciało przodem do swojego i wziął mnie na kolana, nie przerywając pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę. Spojrzałem mu w oczy. Wyrażały chyba wszystkie możliwe uczucia, które do mnie żywił.
   - Ja też cię kocham - szepnąłem.
   Nasze usta znów złączyły się w pocałunku, tym razem bardziej odważnym. Minho bawił się moim językiem, podczas gdy ja pojękiwałem cicho z rozkoszy. Uwielbiałem, kiedy to robił. Po chwili poczułem, jak jego dłonie wkradają się pod moją sporo za dużą koszulkę i kreślą niewidzialne znaki wzdłuż linii kręgosłupa. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Uśmiechnął się zadowolony, gdy moja skórka pokryła się gęsią skórką. 
   - Do jakiego stanu ty mnie doprowadzasz? - zaśmiałem się chicho między jednym a drugim pocałunkiem.
   - A co? Nie podoba ci się? - posłał mi jednoznaczne spojrzenie i, całkiem przypadkiem oczywiście, zahaczył ręką o moją nieco pobudzoną już męskość, zdejmując ze mnie koszulkę. 
   - Aaach... - z moich ust wydobył się przeciągły jęk. 
   Znów się uśmiechnął i przeniósł się z pocałunkami na moją szyję. Rękami zjeżdżał co raz niżej aż dotarł w okolice moich nerek. Zaczął powoli i delikatnie gładzić to miejsce. Postanowiłem nie pozostawać bierny. Oparłem dłonie o jego klatkę piersiową, biorąc do ust jeden z jego sutków. Minho odrzucił głowę w tył i westchnął. Poczułem, że jego przyrodzenie również było pobudzone. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu. Choi był twardym facetem, ale kiedy chodziło o mnie, jego maska macho momentalnie znikała. Nasze pieszczoty w pewnym momencie zaczęły prowadzić już tylko do jednego. Raz po raz było słychać, jak Minho jęczy albo wydaje z siebie jakieś inne jednoznaczne dźwięki. Niestety, pod jego dotykiem na także miękłem i nie byłem w stanie powstrzymać odgłosów rozkoszy. Właśnie byłem w trakcie zdejmowania z mojego chłopaka ostatniej pozostałej na nim części garderoby, kiedy drzwi do jego pokoju utworzyły się gwałtownie i do środka wparował rozjuszony Key. Zamarliśmy z Minho, wyczekując jego reakcji na to, co właśnie ujrzał. Tak jak przewidywaliśmy, Kibum wytrzeszczył oczy i zrobił dziwną minę. 
   - Czy bylibyście na tyle łaskawi i przestali się ruchać, co?! - krzyknął w końcu.
   Spojrzeliśmy po sobie, niemalże dusząc się z powstrzymywanego śmiechu.
   - Śpię sobie spokojnie aż tu nagle budzę się, słysząc wasze jęki! Myślicie, że to przyjemne?!
   - Ty i Jonghyun robicie dokładnie to samo - Minho wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, na co Diva jeszcze bardziej poczerwieniał. - I to zdecydowanie częściej.
   Zaniosłem się kaszlem, by ukryć śmiech. Nie chciałem narazić się na gniew Kibuma, bo w końcu Minho wylatywał na trzy dni, co oznaczało, że Key wyładowywałby swoją złość na mnie. Mimo iż starałem się jak mogłem, żeby nie pokazać, jak bardzo bawi mnie cała ta sytuacja, Diva zmroził mnie wzrokiem i kontynuował swój wykład:
   - Ale jakoś nigdy nie przychodzicie z zażaleniami.
   - Bo przez drzwi i tak byście nie usłyszeli, a nie mam zamiaru oglądać was w jakiś kosmicznych pozach, jak jęczycie sobie nawzajem do gardeł - parsknął Minho.
   Po raz kolejny zdusiłem wybuch śmiechu. Key zdawał się tego nie zauważyć.
   - Dobra, więc jesteśmy kwita. Obiecuję, że jeśli teraz grzecznie pójdziecie spać i nie będę musiał wysłuchiwać "Minho - aaach", "Taemin - aaach", to będziemy się z Dino zachowywać jak najciszej - wzrok Kibuma spoczął na naszych praktycznie nagich ciałach.
   Nasz przyjaciel pokręcił głową z dezaprobatą i pgroził nam palcem. Jednak po chwili wszyscy we troje wybuchnęliśmy śmiechem. Co jak co, ale Diva nie potrafił długo się gniewać. Szczególnie na mnie. A skoro nie gniewał się na mnie, to automatycznie i Minho był ułaskawiony. Key chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nagle z pokoju obok odezwał się zaspany głos Jonghyuna:
   - Hej, co wy tam robicie?! Trójkącik utworzyliście?! Kibum, wracaj tu natychmiast! 
   Diva wzruszył ramionami w geście rezygnacji, pożegnał się z nami, wyklinając na swojego chłopaka i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Chwilę staliśmy wpatrując się w siebie nawzajem, po czym od nowa zaczęliśmy się śmiać. Tym razem byliśmy ciszej, bo kolejna wizyta Key pewnie nie skończyłaby się tak przyjemnie. Gdy po upływie paru minut uspokoiliśmy się, Minho położył się z powrotem do łóżka i przesunął tak, bym i ja miał trochę miejsca. Ułożyłem się tuż obok niego i przytuliłem mocno.
   - Dokończymy to jak wrócę, dobrze? - mój chłopak pogładził mnie delikatnie po policzku.
   - Koniecznie - odparłem, rozkoszując się jego bliskością i dotykiem.
   Leżeliśmy, pogrążeni w całkowitej ciszy. Minho z każdą chwilą oddychał co raz bardziej równomiernie. W końcu stwierdziłem, że zasnął. Uniosłem się lekko na łokciach i spojrzałem na jego twarz. Był spokojny i uśmiechał się. Po moim sercu rozlała się przyjemna fala ciepła.
   "Kocham cię nad życie, Choi Minho. I gdyby cię nagle zabrakło, pewnie spotkalibyśmy się szybciej, niż byś się tego spodziewał..." - pomyślałem.

   Westchnąłem rozmarzony. Na wspomnienie mojego chłopaka zawsze robiło mi się jakoś tak...cieplej. Nawet, gdy byłem potwornie zmęczony, to on potrafił mnie zachęcić do ćwiczeń i prób. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Patrzyła na mnie rozpromieniona twarz Minho. Poczułem, jakbym stał tuż naprzeciwko niego. Ani się obejrzałem, kiedy komórka wysunęła mi się z ręki, a ja pogrążyłem się w głębokim śnie.



~*~


   - Minnie, wstawaj! - usłyszałem tuż obok swoje głowy.
   - Humf... - mruknąłem sennie i przewróciłem się twarzą do ściany.
   - Jonghyun! Chodź mi pomóż!
   Po chwili usłyszałem, jak do mojego pokoju wpada Dino. Przez moment naradzali się z Key, po czym poczułem silne szarpnięcie, i nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, leżałem jak długi na podłodze.
   - Co wy do cholery wyprawiacie?! - wrzasnąłem, zrywając się do siadu.
   Zobaczyłem uśmiechnięte twarze dwójki moich przyjaciół.
   - A jak inaczej mieliśmy cię obudzić, co śpiochu? - Kibum poczochrał mnie po już i tak rozwalonych włosach.
   Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem i powoli podniosłem się z ziemi, jęcząc coś o bolącej kości ogonowej.
   - Za pięć minut chcę cię widzieć w kuchni, gotowego to zjedzenia szybkiego śniadania, bo za chwilę musimy wychodzić - zakomunikował Diva, po czym opuścił wraz z Jjongiem mój pokój.
   - Będąmnietukurwazłóżkazrzucaćdeklejedne... - mruczałem, naciągając na siebie pierwsze spodnie, które wpadły mi w ręce.
   Tak jak prosił Key, dokładnie pięć minut potem pałaszowałem wraz z Onew i Jonghyunem przygotowane przez niego kanapki. Popiłem je paroma łykami mleka bananowego i byłem już gotowy do wyjścia. Diva wstąpił jeszcze do swojego pokoju po jakieś pierdoły, bo stwierdził, że pewnie prędzej czy później będzie ich potrzebował. W wyniku tego, jego torba wyglądała, jakby się wybierał co najmniej na Syberię. Opuściliśmy mieszkanie i wsiedliśmy do samochodu. Onew jako kierowca, Kibum obok niego, a ja i Dino na tylnych siedzeniach. Przed moimi oczami w szybkim tempie przesuwały się wieżowce Seulu. Chodnikami szli śpieszący się do pracy ludzie. Jednak ja nie myślałem ani o tych wszystkich osobach, ani tym bardziej o budynkach. W głowie miałem tylko i wyłącznie Minho. Z niecierpliwością wyczekiwałem jego powrotu. Chciałem znowu usłyszeć jak się śmieje, jak śpiewa (śpiewał także w dormie, wykonując nawet najprostsze czynności). Lubiłem się mu wtedy przysłuchiwać. Często były to anglojęzyczne piosenki. Gdy się denerwowałem, tylko jego niski i emanujący niespotykanym wręcz spokojem, był w stanie mnie uspokoić i pocieszyć. 
   - Minnie, to o której dzisiaj przyjeżdża Minho? - usłyszałem nagle, wyrwany z zamyślenia.
   - Co...? - zapytałem, nadal nieco nieobecny.
   - KIEDY PRZYLATUJE CHOI MINHO?! - ryknął Jonghyun prosto do mojego ucha.
   Zamrugałem parokrotnie i odparłem:
   - Gdzieś po szóstej.
   Dino tylko pokiwał głową i od nowa zajął się dźganiem Key w kark. Co chwilę było słychać, jak Kibum przeklina i grozi swojemu chłopakowi. Onew natomiast co raz mocniej ściskał kierownicę, co chwilę krzycząc, że jeżeli nie przestaną się kłócić, to on zatrzyma samochód i zostawi ich na środku drogi. Uśmiechnąłem się na to wszystko. Jednak czegoś tutaj brakowało. A raczej kogoś. Tak, według tradycji w aucie powinien być jeszcze Minho, który by uspokajał całą trójkę. 
   "Ale przecież jeszcze tylko dzisiaj" - pomyślałem.


~*~


   - Spróbujcie jeszcze raz i zrobię wam pięć minut przerwy, obiecuję! - motywował nas trener.
   Właśnie rozpoczynała się trzecia godzina treningów tanecznych. Szczerze mówiąc, to nawet nie czułem ogarniającego mnie zmęczenia. Myśl, że za godzinę Minho będzie już z nami cieszyła mnie tak, iż czułem się, jakbym miał skrzydła. 
   - Onew, skup się! Jeszcze tylko chwilę - trener klasnął dłońmi tuż przed nosem Jinkiego, który zdawał się tego nawet nie zarejestrować.
   Nie trzeba było się przypatrywać, by zobaczyć, że są już zmęczeni. Było mi ich nawet trochę szkoda. Bo ja czułem się dobrze, a oni wyglądali, jakby ich ktoś z krzyża zdjął. 
   - No dobrze... Macie chwilę przerwy. Ale nie rozchodźcie się za bardzo, zaraz zaczynami od nowa - trener posłał nam krzepiący uśmiech i wyszedł z sali.
   - Paaaadaaaam... - jęknął Key i rozłożył się na podłodze.
   Onew i Jonghyun poszli w jego ślady. Żeby nie odstawać, zrobiłem to samo. Przez chwilę było słychać jedynie nasze przyspieszone oddechy. 
   - Dino, włącz radio, posłuchamy, co tam słychać w polityce - odezwał się Diva.
   Jjong podczołgał się do odtwarzacza i przełączył odbiór z płyty na jakiś program informacyjny. Do moich uszu docierały jakieś skrawki informacji. Że panuje kryzys, że pani prezydent odwiedziła jakieś tam miasto. Jednak po chwili speaker powiedział coś, co przykuło moją uwagę.
   - Z ostatniej chwili - ratownikom udało się dojechać na miejsce tragedii. Rokowania są złe. Docierają do nas informacje, że raczej nikt nie miał szans przeżyć. Przypominamy - piętnaście minut temu doszło do rozbicia się samolotu linii Finnair lecącego z Tokio do Seulu. Na pokładzie było dwustu pięćdziesięciu pasażerów i siedem osób z obsługi. Będziemy państwa informować na bieżąco o wszystkich szczegółach dotyczących tego wypadku...
   Prowadzący program mówił coś jeszcze, ale tego już nie dosłyszałem. Zerwałem się z parkietu i spojrzałem z rosnącym przerażeniem na dogorywających obok mnie przyjaciół.
   - Słyszeliście...? - wykrztusiłem.
   - Tak... Biedni ludzie - odezwał się Key i podniósł się do siadu. - Coś ty taki blady? - dodał, patrząc na mnie.
   - Czy... Czy to nie tą linią miał lecieć Minho? - ocknął się nagle Onew.
   Popatrzyliśmy po sobie. Twarze moich przyjaciół stały się teraz równie blade jak moja. 
   - O kurwa... - szepnął Jonghyun.
   - Nie... przecież to niemożliwe! - stałem jak wryty, mój głos drżał.
   - Dawaj telefon! - krzyknął Kibum i wyrwał urządzenie z rąk osłupiałego Dino.
   Diva nacisnął parę przycisków i przyłożył aparat do ucha. Stał tak przez dłuższą chwilę, po czym jego ręka opadła wzdłuż ciała.
   - Co jest? - Jinki potrząsnął Key jak tylko najmocniej umiał.
   - Nie ma sygnału... - wydusił nasz przyjaciel.
   - Jak to?! - Jonghyun przyskoczył do stojącej dwójki. - JAK TO NIE MA SYGNAŁU?! 
   Patrzyłem przerażony jak przyjaciele zwracają się w moją stronę. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, nic powiedzieć. Bezwiednie zacząłem tylko kręcić głową i szeptać:
   - Nie...
   - Minnie... - Key wyciągnął dłoń w moją stronę, ale ja zrobiłem błyskawiczny w tył zwrot i jak strzała wybiegłem z sali. 
   Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Byłem już niedaleko gabinetu naszego menagera, gdy ktoś wpadł na mnie na zakręcie. To był on. 
  - Taemin... - nie zdołał powiedzieć nic więcej.
  - Niech pan powie, że Minho nie leciał tym samolotem! - krzyknąłem, łapiąc go za klapy koszuli.
  - Tak mi przykro... - spojrzałem mu w oczy, ale ujrzałem w nich tylko bezgraniczny smutek połączony z ogromnym współczuciem.
  - To... To nie może być prawda! To jest jakaś pieprzona pomyłka! - z moich oczu wylewał się teraz strumień łez. 
  Patrzyłem gdzieś w przestrzeń, wykrzykując co chwilę słowa niedowierzania. Nie mogłem uwierzyć w to, co się wydarzyło. W pewnej chwili poczułem, że ktoś przytula mnie do tyłu i mówi coś do mnie. Ale ja nie słyszałem. W głowie miałem jedynie obraz uśmiechniętego Minho, który mówi, że mnie kocha. 
  - Jedźcie do domu. Będę was informował, gdyby coś się działo. 
  - Dobrze... - głos Onew przebił się przez mur, który utworzył się w moim umyśle.
  Poczułem, że ktoś ciągnie mnie w tył. Potem już nie wiedziałem, co się działo...


~*~


   TRZY DNI PÓŹNIEJ
   - Jesteś pewien, że chcesz tam iść? - zapytał niepewnie Key.
   Spojrzałem na niego. Jego oczy były zapuchnięte od płaczu. 
   - Tak - odparłem głucho.
   Wyswobodziłem się z jego uścisku i wstałem. Stanąłem naprzeciw białych drzwi. Zresztą wszystko wokół mnie było białe. Uniosłem dłoń i nacisnąłem klamkę. Powitał mnie zapach rodem ze szpitala. Nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takim pomieszczeniu. Spojrzenia jakiś dwóch mężczyzn i kobiety spoczęły na mojej twarzy.
   - Na pewno chce pan...? - odezwała się kobieta.
   - Tak! - warknąłem, nawet na nią nie patrząc.
  Mój wzrok skupiał się na wysokim stole i leżącym na nim ciele, przykrytym białym płótnem. Podszedłem bliżej. Jeden z mężczyzn złapał za skrawek materiału i zaczął powoli ciągnąć go w dół. Odwróciłem wzrok. 
   - Może pan patrzeć. To zajmie tylko chwilę - znów usłyszałem głos kobiety.
   Powoli przesunąłem moje spojrzenie na osobę leżącą na stole. Zachłysnąłem się powietrzem, ujrzawszy ten masakryczny widok. Przyłożyłem dłoń do ust, z których po chwili wydał się przeciągły jęk.
   - Panie Lee... Czy jest nam pan w stanie powiedzieć, czy denat, to osoba o nazwisku - tu mężczyzna spojrzał na trzymaną w ręce kartkę. - Choi Minho?
   Zdusiłem w sobie napad płaczu i odważyłem się ponownie spojrzeć na zmarłego. Resztkami sił powstrzymałem odruch wymiotny i zacząłem uważnie się przyglądać. Ciało było całkiem sine, pokryte różnej wielkości guzami, ranami i skaleczeniami. Widać było, że przed śmiercią chłopak spoczywający na stole laboratoryjnym był dobrze zbudowany. Przeniosłem wzrok z brzucha na klatkę piersiową. Była zapadnięta. Od prawego obojczyka aż do połowy lewej strony żeber ciągnęła się rozległa, bliźniąca się już powoli rana. Łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili wahania odważyłem się w końcu umieścić wzrok na twarzy. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Na policzkach znowu zaczęły się pojawiać mokre ślady. Chłopak miał na wpół otwarte oczy, chociaż można byłoby powiedzieć, że są zamknięte, bo były tak spuchnięte. Nos był złamany, kości policzkowe posiniaczone. Nie miał kawałka lewego ucha. Zerknąłem na usta. O dziwo, tylko one były w stanie praktycznie nienaruszonym. Idealnie wykrojone, pełne, ale prawie białe. Wstrząsnął mną kolejny napad szlochu. Teraz byłem już prawie pewien, że przede mną leży nie kto inny, a Minho. Jeszcze tylko jedna rzecz i mogłem być stuprocentowo przekonany. Drżącymi rękami sięgnąłem po jego lewą dłoń. Odwróciłem ją tak, by widzieć wewnętrzną stronę nadgarstka. Poczułem pod placami chłód martwego ciała. Mój oddech z każdą chwilą stawał się co raz to wolniejszy. Skupiłem wzrok na nadgarstku chłopaka. Moje spojrzenie zatrzymało się na bliźnie ciągnącej się na całą jego długość. Dwa lata temu Minho oparzył się, gdy prasował sobie jakąś koszulkę. I w tym momencie moje wątpliwości zostały rozwiane. Zmarłym, na którego patrzyłem, był mój chłopak. 
   Upuściłem jego dłoń, której nawiasem mówiąc brakowało jednego palca, i zamknąłem oczy. Nie byłem już w stanie powstrzymywać łez. Rozpłakałem się na dobre. Przez dobre parę minut było słychać jedynie mój szloch. Nagle poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
   - To Choi Minho, prawda? - smutny głos kobiety.
  Pokiwałem jedynie głową. Westchnienie.
   - Dobrze... W takim razie dziękujemy panu, że nam pan pomógł i... Naprawdę jest nam ogromnie przykro z powodu pańskiej straty. 
   Nie patrząc na trójkę towarzyszących mi osób, wymamrotałem jakieś niewyraźnie słowa pożegnania i wyszedłem. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, napotkałem spojrzenia trójki moich przyjaciół, w których widziałem ogromne napięcie. Wszyscy mieli zapuchnięte od płaczu oczy, jednak w mojej obecności zawsze starali się jakoś trzymać. Widziałem, że cisnęło im się na usta tysiąc pytań, ale ja nie miałem zamiaru na żadne z nich odpowiadać. Opadłem ciężko na krzesło obok Key, ukryłem twarz w dłoniach i od nowa zacząłem płakać. 



~*~


    Jest dziewiąty grudnia dwa tysiące piętnastego roku. Idę powoli przez zaśnieżone alejki cmentarza w Seulu. Na mojej twarzy co chwilę spoczywają białe śnieżynki. Przymykam oczy. Wdycham rześkie, świeże zimowe powietrze. Jest mi zimno. Zakładam na głowę kaptur, ręce wkładam w obszerne kieszenie kurtki i ruszam dalej. Skręcam w jedną z bocznych uliczek. Przystaję obok średniej wielkości grobu z czarnego marmuru. Podchodzę do tabliczki z imieniem oraz nazwiskiem i strzepuję z niej śnieg, który zdążył ją już pokryć prawie w całości, po czym z powrotem zajmuję poprzednie miejsce.
   Dzisiaj obchodziłbyś swoje dwudzieste piąte urodziny. Pewnie jak co roku byś o nich zapomniał, a ja z chłopakami zrobilibyśmy ci przyjęcie - niespodziankę. Niestety, Bóg odebrał mi cię przedwcześnie... Niedługo po twojej śmierci zdecydowaliśmy się rozwiązać zespół. Bez ciebie nie miał sensu. Zresztą jakby to wyglądało, prawda? Po wyprowadzce z dormy, Key i Jonghyun kupili jakiś nieduży apartament niedaleko i mieszkają tam do dziś. Starają się o adopcje córeczki, wiesz? Mam nadzieję, że im się uda. Tak bardzo tego chcą. Pewnie jesteś ciekawy, co u Onew. No tak, jak można było się tego spodziewać, ożenił się ze swoją wieloletnią przyjaciółką. Soo. Na pewno ją pamiętasz. Parę miesięcy temu urodziły im się bliźnięta - chłopiec i dziewczynka. I wiesz, jak nazwali syna? Mały ma na imię Minho, po tobie. Cieszysz się? A ja... No cóż. Mieszkam w jednoosobowym mieszkaniu. Z nikim się nie związałem od czasu twojej śmierci i nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać. Zresztą i tak nie miałoby to sensu, bo zostało mi już niedużo czasu. Mam raka. Lekarze nie dają mi już teraz więcej, niż pół roku życia. No cóż... Czy trudno mi się z tym pogodzić, zapytasz... Odpowiem ci, że nie. Przyzwyczaiłem się do myśli, iż każdy z nadchodzących dni może być moim ostatnim. Nasi przyjaciele bardzo mnie wspierają. Widzimy się codziennie, dużo rozmawiamy. Są bardzo zmartwieni, bo nie czarujmy się, ze mną jest co raz gorzej. Ale wiesz co? Szczerze mówiąc, to jestem szczęśliwy. Dlaczego? Bo w końcu się zobaczymy. I już nic nas wtedy nie rozdzieli. Obiecujesz? 
  


  Witajcie! Od razu na wstępie muszę Was przeprosić za moją niemalże tygodniową nieobecność. W sobotę i niedzielę nie było mnie w domu (ach, te dwudniowe wesela^^). W poniedziałek odsypiałam i nie miałam już kompletnie na nic siły, a wczoraj w końcu zaczęłam pisać. Przyszedł mi do głowy pomysł na takiego oto one - shota. Dziękuję za ponad 400 wejść i trzech obserwatorów^^ Jest mi bardzo miło<3 Myślę, że kolejna część opowiadania powinna się pojawić pod koniec tygodnia, więc czekajcie:* Annyeong!^^