KrisHo dla Unni (cz. I)

   




   Zastanawialiście się kiedyś, czy istnieją istoty tak doskonałe, tak piękne i tak nieziemskie, że aż trudno w nie uwierzyć? Na pewno. Otóż opowiem wam pewną historię, której sam byłem świadkiem. 



~*~


   Budzik rozbrzmiewał już od dobrych paru minut, jednak Junmyeon jakoś nie mógł zmusić się do sięgnięcia po telefon. Początkowo leżał bez ruchu, myślał, że uda mu się z powodzeniem zignorować ten irytujący dźwięk i z powrotem zasnąć. Chwilę potem okazało się, że jednak tak się nie da. Chłopak zakrył głowę poduszką i zaczął jęczeć. 
Była sobota, siódma rano. Za godzinę powinien być w pracy. Chociaż właściwie...
Przecież ona nawet nie była opłacalna. Żył od pierwszego do pierwszego. Gdyby nie błagania Yixinga, to Junmyeon już dawno by zrezygnował. Mimo wszystko jednak nie chciał zostawiać przyjaciela. Wiedział, że jest mu potrzebna ta praca. Dlatego co rano zagryzał zęby i bez słowa robił to, co do niego należało.


~*~


   - Dzień dobry! - Junmyeon poczuł, że coś przylgnęło do niego całą swoją powierzchnią. 
   Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w bok. Yixing zawsze tak się z nim witał. Co z tego, że aktualnie znajdowali się na środku (jeszcze co prawda nie otwartej) kawiarni. 
   - Lay, ja też się cieszę, że cię widzę - blondyn odwzajemnił uścisk. - Ale teraz puść, bo powinniśmy już otwierać.
   Yixing posłusznie wykonał polecenie i ruszył w stronę drzwi wejściowych. Przewrócił tabliczkę z napisem Zamknięte na drugą stronę i tak zaczął się jeden z wielu szarych, niczym się nie wyróżniających dni.


~*~


   Junmyeon starannie złożył przed chwilą zdjęte z siebie ubrania robocze, po czym położył je na półce. Przymknął powieki i odetchnął głośno. Dzisiejszy dzień całkowicie go wykończył. Jak to zwykle bywa w soboty ruch w kafejce był ogromny. Rzesze nastolatków, osób pracujących czy starszych zalewały kawiarnię, więc kelnerzy i cała reszta mieli pełne ręce roboty. Junmyeon chyba wolałby już być na zmywaku, niż kursować pomiędzy kuchnią a stolikami. Natomiast Lay wręcz przeciwnie - kochał kontakt z klientami, często z nimi rozmawiał, czasem udało mu się z niektórymi bliżej zapoznać i zakolegować. 
   - Przychodzimy jutro? - blondyn wzdrygnął się, kiedy Yixing pojawił się tuż za nim i zadał mu pytanie.
   - Nic mi na ten temat nie wiadomo. Na rozpisce nie jesteśmy zaznaczeni - odparł Junmyeon, zerkając na wiszącą nieopodal kartkę.
   - Więc skoro nie musimy jutro wstawać... Co powiesz na bubble tea? - Lay uśmiechnął się promiennie i złapał Junmyeona za ręce, kołysząc nimi na boki.
   Twarz niższego również się rozpromieniła.
   - Z chęcią. Ale najpierw musimy wpaść do mnie. Muszę wziąć prysznic i się przebrać, bo bez tego ani rusz.



~*~


   - Jesteś pewien, że podołasz? - niewysoki chłopak odwrócił się tyłem do okna, a przodem do siedzących.
   - Jasne, że tak! - rudzielec aż wstał, by podkreślić, że jest pewien swoich słów.
   - Dobrze więc. Wyruszysz z Yifanem, Baekhyunem i Kyungsoo dzisiaj wieczorem. Musicie tylko przed podróżą wstąpić do mojego gabinetu, dostaniecie dokładniejsze wskazówki. 
   Czwórka słuchających skinęła zgodnie głowami.
   - Czy ktoś ma jakieś pytania? - stojący uniósł brwi i spojrzał na każdego chłopaka z osobna.
   - Ja mam jedno - jeden z nich, brunet, zamachał ręką, by zwrócić na siebie uwagę.
   - Słucham.
   - Dlaczego dostała mi się taka sierota? - zajęczał. 
   Najniższy przewrócił oczami.
   - Jesteś Aniołem Stróżem od zadań specjalnych, taka twoja rola. Poza tym ja ci go nie wybierałem - brunet założył ręce i zjechał niżej na krześle, słysząc te słowa.
   - Baekkie, nie przejmuj się. Ty masz łamagę, a ja i Lulu kompletnych degeneratów społecznych - Kyungsoo uśmiechnął się pokrzepiająco.
   - A ja mam gościa, który jeszcze do niedawna mieszkał z mamą, a teraz ledwo sobie radzi. Sam widziałeś, potyka się o własne sznurówki - Yifan wzruszył obojętnie ramionami. - Nie dramatyzuj.
   Baekhyun wydął dolną wargę, jednak postanowił nic już nie mówić. Xiumin miał rację, żaden z nich nie miał tutaj nic do gadania. To nie oni decydują.


~*~



   Wszedłszy do mieszkania, Junmyeon od razu zrzucił z siebie przemoczone do suchej nitki ubrania i szybkim krokiem ruszył do kuchni. 
Jeśli rano i wczesnym popołudniem dzień był bardzo ładny i słoneczny, tak pod wieczór, kiedy blondyn i jego przyjaciel wyszli z pracy, niebo zaczęło się chmurzyć aż w końcu po dwóch godzinach lunął deszcz.
   Yixing miał to szczęście, że mieszkał vis a vis herbaciarni, natomiast Junmyeon musiał iść spory kawałek piechotą. Normalnie pojechałby metrem, ale przy automacie z biletami zorientował się, że nie ma drobnych. Próbował rozmienić, a nawet wcisnąć maszynie banknoty, ale jak na złość ani jedno, ani drugie wyjście nie okazało się skuteczne. 
   Blondyn nastawił wodę na herbatę i wpatrzył się w widok za oknem. Niebo było praktycznie czarne, deszcz lał się strumieniami, a w oddali zaczęło się błyskać.
Junmyeon wzdrygnął się i odwrócił wzrok. Szczerze nienawidził burzy. Szczególnie, kiedy był sam. Gdyby miał towarzysza, to przynajmniej zająłby się czymś, a nie przerażony słuchał grzmotów. 
Westchnął cicho. W tamtej chwili poczuł się naprawdę samotny. Chyba źle zrobił, że przeprowadził się do Seulu. Nie powinien był słuchać rodziców, a tym bardziej Laya. Owszem, cieszył się, że w pewien sposób uniezależnił się od taty i mamy, ale z drugiej strony tam miał rodzinę, bezpieczny dach nad głową i nie musiał się o nic martwić.


~*~


   Burza rozszalała się na dobre. Widoczność za oknem ograniczała się jedynie może do góra dwóch metrów, wysiadł prąd i nie było słychać nic poza wiatrem, deszczem i innymi odgłosami nawałnicy. 
   Junmyeon siedział skulony w wannie, otoczony mnóstwem świeczek. Mimo że woda była wręcz gorąca, chłopaka co chwilę przechodził nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedział, ile czasu spędził już w łazience. Może to głupie, ale po prostu bał się wyjść. Odkąd pamiętał dziwnie reagował na burzę i nie zapowiadało się, by miało się to zmienić. 
   Kiedy powoli zaczął spłukiwać z siebie pianę, usłyszał coś niepokojąco głośnego, co na dodatek dochodziło od strony salonu. Skrzywił się i zaczął głęboko oddychać.
   - To na pewno nic takiego... - powtórzył parokrotnie.
   Wiedział jednak, że musi jak najszybciej iść sprawdzić czy nie było to nic niebezpiecznego. Powoli wygramolił się z wanny, uważając, by się przypadkiem nie pośliznąć, bo znając jego i tak już wątpliwą koordynację ruchową i szczęście, mógłby bez problemu wylądować na nieprzyjemnie chłodnych płytkach. Chwycił w dłonie pierwszy lepszy ręcznik, owinął się nim szczelnie wokół bioder i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Nie miał najmniejszej ochoty wychodzić na korytarz, a co dopiero sprawdzać, co wywołało hałas. 
Na oślep przemierzył drogę do niedużego salonu. Stanął w drzwiach, wziął głęboki wdech, chwilowo zapominając o wydechu, który nastąpił dopiero po paru sekundach, po czym wolno przeszedł w kierunku okna i wyjścia na balkon. Przywarł twarzą do szyby, wypatrując źródła tego dziwnego dźwięku. Po dobrej minucie stania w jednej pozycji i obserwowania otoczenia, co w zasadzie nic nie dało, bo było całkowicie ciemno, Junmyeon uśmiechnął się do siebie delikatnie i zaśmiał krótko. 
Jak irracjonalny potrafi być ludzki umysł. Pewnie w coś na zewnątrz uderzył piorun i to dlatego. 
   Z tą myślą chłopak ruszył z powrotem do łazienki. Jednak zwolnił kroku, by w końcu zatrzymać się na środku pokoju z dziwnym wrażeniem, że ktoś go obserwuje. Jun przełknął ślinę i przymknął powieki. 
    Wyobrażasz to sobie. Uspokój się. Przecież za oknem nikogo nie ma. Yixing by cię wyśmiał w tym momencie...
   Zacisnął pięści i zrobił szybki zwrot twarzą do okna, prawie w tej samej chwili gorzko tego żałując. Za drzwiami balkonowymi stała ogromna, niemalże dwumetrowa postać, która bez dwóch zdań skupiała na nim swój wzrok. W momencie Junmyeon zaczął wrzeszczeć, jakby go co najmniej obdzierali ze skóry i wykonywać nieokreślone ruchy ciałem, zapominając kompletnie, że ma na sobie tylko ręcznik, który w każdej chwili może zsunąć się z jego bioder. W tamtej chwili myślał tylko i wyłącznie o tym co takiego musiał zrobić, że sam Pan Szatan postanowił go ukarać i wysłał w tym celu swojego sługę, i czy było to aż tak okropne, by karać go w tak straszny sposób. Mało brakowało, a by się rozpłakał. Jednak skutecznie przeszkodził mu w tym głos nieznajomego. Było go doskonale słychać, gdyż burza chwilowo ucichła.
   - Mógłbyś przestać skakać jak pajac i wpuścić mnie do środka?
   Jun zatrzymał się w pół kroku i spojrzał wytrzeszczonymi oczami na postać za oknem. 
   - Co...Nie? - odparł drżącym głosem. 
   - Mam wejść sam? 
   - To groźba?
   - Możliwe. Jeśli nie chcesz się dowiedzieć, to otwórz te cholerne drzwi. Zimno tu.
   Junmyeon chwiejnym krokiem podszedł do szyby i przylgnął do niej całą powierzchnią ciała. Nie zważał na to, że jest chłodna. 
   - Jesteś zły? - zapytał cicho.
   - W jakim sensie? - nieznajomy założył ramiona i zaczął ze zniecierpliwieniem przestępować z nogi na nogę.
   - No wiesz... - Jun zniżył konspiracyjnie głos. - Czy przybywasz...no...no z dołu. 
   Blondyn zamrugał kilkakrotnie powiekami, kiedy stojący za oknem chłopak zaczął się śmiać. Po minucie nie wytrzymał i uderzył pięściami o szybę. Zmarszczył brwi.
   - O co ci chodzi? To nie jest śmieszne! 
   - Nawet nie wiesz...jak bardzo - przybysz złapał się za brzuch i zgiął w pół.
   Junmyeon przewrócił oczami i usiadł po turecku na podłodze. 
   Poczekam.
   - Dobra, a teraz już tak na poważnie - wpuść mnie albo wejdę sam i wtedy już nie będzie tak kolorowo - nieznajomy uspokoił się po chwili.
   - Najpierw mi powiedz jakim cudem znalazłeś się na moim balkonie w środku nocy przy burzy na piątym piętrze na dodatek - Jun założył ramiona i spojrzał na tamtego z wyczekiwaniem. 
   - Nie bądź dzieciakiem - westchnął głośno tamten. - Jeśli ci się przedstawię, to zrobisz to, o co proszę?
   - Być może... - blondyn zmrużył oczy i oparł się łokciami o kolana.
   - W takim razie jestem Wu Yifan, jestem Chińczykiem. Boże, czuję się jak w pierwszym dniu szkoły przy zapoznaniu. Mam dwadzieścia trzy lata. Coś jeszcze?
   - Wystarczy - Junmyeon wstał, otrzepał ręcznik i otworzył balkon.
   Przybysz szybko wśliznął się do pokoju i podskoczył parokrotnie w miejscu, przy okazji pryskając na blondyna wodą z przemoczonego ubrania. 
   - Przestań! Zimno - jęknął z wyrzutem, odsuwając się pod same drzwi na korytarz. 
   - Dałbyś mi jakiś ręcznik, a nie stoisz i narzekasz. I radziłbym, żebyś sam też się ubrał.
   Jun zamrugał, dopiero w tej chwili orientując się, że przecież tak naprawdę ma na sobie jedynie ręcznik. Dobrze, że w salonie było ciemno, bo ten cały Yifan najpewniej wyśmiałby go za rumieniec, który ozdobił jego blade policzki. Odchrząknął cicho i szybkim krokiem wycofał się do swojego pokoju. Asekuracyjnie zamknął się w nim na klucz i przysiadł na łóżku. Schował twarz w dłoniach i odetchnął głęboko.
Musiał myśleć racjonalnie. Może powinien zadzwonić na policję? Przecież to był zupełnie obcy facet, do tego z dwa razy większy od niego. Na pewno nie dałby sobie z nim rady, gdyby go nie daj Boże zaatakował. 
   - Masz zamiar wyjść, czy powinienem sam się rozejrzeć po twoim mieszkaniu? - blondyn uniósł głowę, słysząc zza drzwi głos Yifana.
   - Zaraz wychodzę... - westchnął Jun.
   A może warto było zaryzykować? No bo przecież...przecież Yifan wcale nie wyglądał na jakoś specjalnie niebezpiecznego... Może i był dość ponury i gburowaty, ale pewnie taki jego urok. Dlatego też blondyn postanowił nie robić już zbędnych scen, wyjść i poznać Chińczyka trochę lepiej.



~*~


   - Jesteś głodny? - Junmyeon wstawił wodę na herbatę i oparł się o blat lady. 
   Yifan siedział trochę zgarbiony na jednym z kuchennych krzeseł. Uniósł głowę i pokiwał nią.
   - Gdybyś mógł.
   - Kanapki? Nie mam nic poza tym. Nie zrobiłem zakupów, bo nie spodziewałem się gości... - mruknął w odpowiedzi blondyn.
   - Zadowolę się czymkolwiek - Yifan westchnął głośno i przymknął oczy.
   Nie myślał, że pójdzie tak łatwo. Przynajmniej nie musiał się uciekać do jakichś specjalnie wyszukanych środków. Zwykły szantaż wystarczył. Czyli Junmyeon rzeczywiście był niedoświadczonym przez życie studencikiem, którego można było sobie bez problemu owinąć wokół palca. To właśnie miał w planach Yifan. No, może nie do końca. Chciał pomóc Junowi, a żeby tego dokonać, musiał zacząć wywierać na niego wpływ. Takie było jego zadanie.
   - Proszę - Junmyeon postawił przed Yifanem talerz z dwoma misternie przygotowanymi kanapkami, ciągle uważnie obserwując nowego znajomego.
   Yifan skinął niemrawo w odpowiedzi i od razu zabrał się za jedzenie. Podczas podróży zawsze zużywał mnóstwo energii, chociaż właściwie nie trwała ona jakoś nie wiadomo jak długo. Ale to tak jakby podróż między wymiarami.
   - Smakuje ci? - Jun przysiadł na krześle naprzeciwko i zaczął uważnie przypatrywać się jedzącemu nadal chłopakowi.
   Był naprawdę wysoki. Junmyeon sięgał mu niedużo ponad ramię. Yifan miał włosy w kolorze ciemniejszego brązu i bardzo ciemne oczy. Szczupła postura i dobrze zbudowane ciało dodawało mu tego specyficznego uroku, pod którego władzą znalazł się Jun. Blondyn obserwował jak Yifan obraca kanapkę w palcach, uważnie lustrując każdy jej milimetr.
   - Z ziarnami? - zapytał po dłuższej chwili.
   Junmyeon pokiwał lekko głową.
   - Jestem uczulony - Yifan uniósł spojrzenie na zdziwionego blondyna.
   - Nie wiedziałem... - mruknął Jun. - Nie zrobię ci innej, nie mam już pieczywa...
   - Najadłem się tą jedną - chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się nikle. - Jeśli pozwolisz, to się położę. Jestem zmęczony.
   Mówiąc to, Yifan wstał i przeciągnął się wolno. 
   - A gdzie masz zamiar się położyć? - Junmyeon również podniósł się z miejsca, uważnie obserwując twarz szatyna.
   - Mieszkanie wynajmuję od przyszłego tygodnia, więc raczej tutaj, prawda? - wzruszając ramionami, Chińczyk wyszedł na korytarz i ruszył w stronę pokoju Junmyeona.  
   Jun zamrugał gwałtownie powiekami. 
   - S-słucham? Ale tutaj mieszkam ja - głos blondyna przeszedł w zabawny falset. - Jak ty to sobie wyobrażasz? 
   - To tylko parę dni, nie spinaj się tak - Yifan podparł ręce na biodrach i rozejrzał się po pokoju Junmyeona. - Mało miejsca, ale myślę, że się pomieścimy.
   - Przepraszam cię najmocniej, nie chciałbym być niemiły, ale przychodzisz do mojego mieszkania w środku nocy, już pomińmy sposób, bo chyba wolę w to nie wnikać, jesteś zupełnie obcym facetem, a zamierzasz spędzić u mnie parę dni. Kto normalny się tak zachowuje? - Jun uniósł trochę głos i zmarszczył brwi.
   - A czy ja powiedziałem, że jestem normalny? - Yifan zaśmiał się krótko i zwrócił się twarzą do blondyna.
   Junmyeon westchnął głośno i położył palce na skroniach, po czym zaczął je delikatnie rozmasowywać. Co za absurdalna sytuacja! 
   - Śpisz w salonie... - mruknął po dłuższej chwili bezsensownego mierzenia się wzrokiem z Yifanem, po czym bez słowa opuścił sypialnię.



~*~


   Junmyeon obudził się cały obolały. Nie wiedzieć czemu nie znajdował się w swoim własnym łóżku, jak początkowo mu się wydawało, tylko skulony siedział na krześle w kuchni. W takiej pozycji przespał całą noc? 
Wstał z niemałym trudem i przeciągnął się powoli. 
   - Dzień dobry - blondyn zrobił szybki zwrot twarzą w stronę drzwi, słysząc jakiś głos dobiegający stamtąd.
   Jun patrzył szeroko otwartymi oczami, jak Yifan w samych bokserkach zaczyna panoszyć się po jego kuchni, korzystając z jego naczyń i jego resztek zapasów z lodówki.
   - Jak się spało? - Chińczyk uśmiechnął się przyjaźnie do Junmyeona i nasypał sobie kawy do kubka.
   Blondyn przybrał grobową minę.
   - Źle - odparł zdawkowo.
   - Ach, to ja wręcz przeciwnie! Masz bardzo wygodne łóżko, wiesz? 
   Jun wziął głęboki oddech i powoli policzył w myślach do dziesięciu. 
   - Miałeś spać w salonie - wycedził w końcu.
   Yifan wzruszył niedbale ramionami i uśmiechnął się po raz kolejny. 
   - Pomyślałem, że skoro ty i tak zasnąłeś tutaj, to nie będę cię budził. A w salonie jest dość chłodno. Nie chciałem ci szperać po szafkach, żeby znaleźć koc.
   Junmyeon zacisnął zęby.
   Dwadzieścia trzy...
   - Za godzinę muszę wyjść - zakomunikował blondyn, chcąc zmienić temat na mniej drażliwy. - I chciałbym, żebyś ty również wyszedł. Wszystko wszystkim, ale zostawić cię tu nie mogę.
   Yifan zmarszczył brwi i roześmiał się krótko.
   - Szczerze? Gdybym był złodziejem albo mordercą, już leżałbyś z rozprutym brzuchem gdzieś w kącie, a twoje mieszkanie byłoby puste - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Ale dobrze, żebyś nie musiał się denerwować zrobię to, o co prosisz.
   - Dziękuję - mruknął Jun.
   Jeszcze przez krótką chwilę przyglądał się, jak Yifan przyrządza sobie śniadanie, potem jednak poczuł nagłą i nieodpartą chęć zapalenia. 
Wielokrotnie próbował rzucić, pomagali mu już chyba wszyscy, Yixing powtarzał mu to cały czas. Ale Junmyeon nie potrafił. Już nie. To była jego ucieczka od nerwów. Zawsze wtedy było mu lepiej, przynajmniej tak mu się wydawało. 



~*~


   - Zanim umrzesz na raka w wieku trzydziestu lat, to zapiszesz mi w spadku to mieszkanie, prawda? - Yifan oparł się o framugę drzwi balkonowych.
   Jun odwrócił się szybko, automatycznie chowając papierosa za plecy. 
   - Nie wygłupiaj się - roześmiał się wyższy. - I daj mi to - dodał, wyciągając rękę w stronę Junmyeona. 
   - Na ile lat ja ci wyglądam, żebyś poczuwał się w obowiązku mnie kontrolować? - Junmyeon uniósł brew i spojrzał z powątpiewaniem na Yifana.
   - Wyglądasz na piętnaście, a zachowujesz się jak dzieciak z podstawówki. Oddaj - odpowiedział, tym razem bardziej stanowczo.
   Blondyn niezadowolony wydął dolną wargę i zmarszczył czoło.
   - Nie chcesz po dobroci, to siłą - mówiąc to, Yifan szybko doskoczył do Junmyeona i sięgając rękami za jego plecy, wyjął papierosa spomiędzy palców niższego. 
   - Hej! - Jun odskoczył jak oparzony i objął dłońmi ramiona. 
   YIfan, kompletnie nie przejmując się reakcją blondyna, zdeptał niedopałek. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał niezadowolony na Junmyeona. 
   - I żeby mi to było ostatni raz, jasne? 
   - Humf... 
   - Junmyeon!
   - No dobra, dobra, okej! - blondyn uniósł dłonie w obronnym geście.
   - Oddaj - Yifan potoczył znudzonym spojrzeniem za znikającym w pokoju Junem. 
   Niższy odwrócił się na pięcie i cisnął dopiero co otwartą paczką o dywan. Nie wiedzieć czemu, Yifan działał na niego w dość dziwaczny sposób. Nieważne, co by mu powiedział, Junmyeon bez słowa (no może trochę marudząc) spełniał jego prośbę. Czy to możliwe, żeby Yifan miał aż taką siłę perswazji? Zazwyczaj Junmyeona było ciężko przekonać do czegokolwiek. Nawet Yixing nie zawsze potrafił tego dokonać. A tutaj zjawia się niejaki Wu Yifan i wywraca wszystko do góry nogami. Jun nie chciał zmian. Chciał żyć w swoim idealnie poukładanym świecie, do którego nie mieli wstępu żadni cholerne przystojni i charyzmatyczni szatyni powyżej metra dziewięćdziesiąt. Zaraz, co? 
   - Kim Junmyeon, opanuj się człowieku, co się z tobą dzieje?! - mamrotał wciągając na siebie koszulkę. 
   Dość tego. Yifan musi zniknąć. Najlepiej jeszcze dzisiaj. Tak, kiedy wróci do domu, to od razu mu to powie. Koniecznie. On tutaj przecież nie może mieszkać! Jun niczego w życiu tak nie pragnął jak właśnie spokoju. Nawet Yixing z nim nie mieszkał! Chociaż byłaby to bardzo wygodna pod każdym względem sytuacja. Więc tym bardziej Yifan nie mógł tam dłużej gościć. Postanowione.


~*~


   - Czyli zjawił się tak po prostu? - Yixing wybałuszył oczy i pokręcił głową z niedowierzaniem.
   Jun przytaknął i pociągnął spory łyk bubble tea
   - Gdzie on teraz właściwie jest? - Chińczyk rozejrzał się wokół.
   Junmyeon wzruszył ramionami. 
   - Nie wiem. Wyszliśmy razem z mieszkania, ale gdzie poszedł, to nie mam bladego pojęcia. Rozeszliśmy się.
   Yixing zmarszczył brwi. 
   - Nie sądzisz, że skoro wczoraj magicznie pojawił się na balkonie, to może to zrobić również teraz i zwyczajnie cię okraść? 
   Blondyn spojrzał na przyjaciela z politowaniem i roześmiał się cicho.
   - Słuchaj, jeśli chciałby coś ukraść, to prawdopodobnie dzisiaj rozpoznawałbyś moje ciało w kostnicy - Jun wzruszył ramionami i upił łyk napoju.
   Jednak jego mina stężała z chwilą, kiedy uświadomił sobie, że przecież powtarza słowa Yifana... Niepokojące.
   - A może on tylko sprawia takie pozory? Może o to mu właśnie chodzi? Chce zdobyć twoje zaufanie, zebrać siły i zaatakować w odpowiednim...
   - Lay - Jun przerwał słowotok chłopaka stanowczym ruchem dłoni. - On nie będzie zdobywał żadnego mojego zaufania. Zwyczajnie nie będzie miał na to czasu, bo z dniem dzisiejszym wynosi się z mojego mieszkania.



~*~


   - Mówię wam, on jest straszny! - Baekhyun gwałtownie wyprostował plecy i zaczął nerwowo gestykulować. - Nie dość, że fleja i brudas, to jeszcze pierwsze, co poczułem w chwili spotkania, to jego kościsty łokieć w moim oku.
   Brunet jeszcze chwilę ponarzekał na swojego podopiecznego, po czym potoczył wzrokiem po swoich przyjaciołach. Tak jak myślał. Ani jeden go specjalnie nie słuchał. Tylko Luhan udawał zainteresowanego, nadal kiwając głową z udawanym zrozumieniem.
   - Ty sobie zdajesz sprawę, że skończyłem już chwilę temu, prawda? - Baekhyun pokręcił głową z niesmakiem, widząc, że dopiero w tym momencie Xiao wrócił na ziemię.
   - Oczywiście, że wiem! - obruszył się rudzielec. 
   - Więc? - brunet uniósł brew. - O czym dokładnie mówiłem?
   - O Chanyeolu - Luhan oparł się łokciami o blat stolika.
   - Co konkretnie.
   - Uhm... - usta Xiao przybrały kształt kaczego dzióbka, kiedy chłopak zaczął intensywnie zastanawiać się nad odpowiedzią. 
   - Właśnie! - Byun wycelował w niego palcem. - Nie słuchałeś mnie! - dodał z wyraźnym wyrzutem.
   - Kyungsoo też nie słuchał - rudy uniósł ręce w obronnym geście i ruchem głowy wskazał siedzącego obok najniższego.
   - Co ja? - słysząc swoje imię, chłopak oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na dwójkę przyjaciół.
   Wyraźnie zdenerwowany Baekhyun prychnął wymownie i skrzyżował ramiona.
   - O co chodzi? - zdziwiony Kyungsoo zmarszczył nieco brwi. - Co znów zrobiłem nie tak?
   - Nie słuchałeś - Luhan wzruszył niedbale ramionami. - Zresztą ja też. I teraz jest wielka obraza.
   - Baekkie - najniższy odłożył telefon na stolik. - Nie denerwuj się, dobrze wiesz, że to źle robi na cerę.
   Byun otworzył oczy szerzej i złapał się za policzki. 
   - Masz rację... - wyszeptał przerażony.
   - Spokojnie, jeszcze nie masz nowych marszczek, ale już niedługo, jeśli nadal będziesz się wściekał z byle powodu - Luhan pokręcił głową. - Chociaż czekaj...
   Xiao zbliżył twarz do twarzy przyjaciela i zaczął się jej uważnie przyglądać. 
   - Tu - wyszeptał z przesadzoną grozą. 
   - Ale przecież... - zaczął Kyungsoo, jednak praktycznie od razu został uciszony przez Luhana.
   - Tu jest, nie widzisz? - rudzielec postukał Baekhyuna we wspomniane wcześniej miejsce. 
   - Aaach! Fakt, rzeczywiście - poparł go Kyungsoo.
   Brunet jęknął i wyciągnął telefon od razu niemalże przykładając go do skóry i wypatrując rzekomej zmarszczki.
   - No to mamy go z głowy na co najmniej dziesięć minut - Luhan przybił z Kyungsoo piątkę.
   - A swoją drogą, ciekawe, gdzie się zgubił Yifan - najniższy rozejrzał się dookoła i stwierdzając brak prawie dwumetrowego przyjaciela, powrócił do uważnego obserwowania Baekhyuna. - Miał być piętnaście minut temu.
   - Hej! - ni stąd, ni zowąd wspomniany chłopak pojawił się tuż za Kyungsoo.
   Jego przybyciu towarzyszyło dość głośne tąpnięcie, więc nawet Byun, zajęty dotąd swoją twarzą, uniósł spojrzenie. 
   - A już myśleliśmy, że nas pan nie zaszczyci swoją obecnością - sarknął brunet.
   - Nie przesadzaj, to tylko parę minut - Luhan wziął Yifana w obronę.
   - Mówisz tak, bo też się wiecznie spóźniasz. Jesteś tu teraz tylko dlatego, że Kyungsoo przyprowadził się na czas - prychnął Baekhyun.
   - Dajcie spokój - Yifan westchnął cierpiętniczo. - Spóźniłem się, bo ten cherlawy chłopczyna wybierał się sto lat na zwykłe spotkanie z przyjacielem - mówiąc to, chłopak wywrócił oczami i przysiadł na wolnym krzesełku.
   Cała trójka zwróciła się twarzami w jego stronę. 
   - I jak ci się podoba? - Kyungsoo zaśmiał się cicho, widząc ponurą minę przyjaciela.
   - Jest bardziej beznadziejny niż myślałem - skrzywił się. - Chyba najgorszy ze wszystkich do tej pory. Nie dość, że histeryk, to jeszcze sztywny i myśli tylko o tym, jak mnie do siebie zniechęcić.
   - Aż tak? - Luhan uniósł brwi ze zdziwieniem. - Wydawał się taki niewinny.
   - Bo jest - westchnął ciężko Yifan. - Nic nie można powiedzieć albo zrobić, bo albo się obrazi, albo będzie wrzeszczał jak opętany...
   - I co masz zamiar z tym zrobić? - zapytał Kyungsoo.
   Yifan wzruszył ramionami i odparł:
   - To, po co tutaj jestem. Zmienić jego życie.




   Witam~ Pierwsze, co chciałabym od razu na wstępie zrobić, to was przeprosić. Ponad dwumiesięczna nieobecność i to na wakacjach... Nie tłumaczę się, bo zrzucanie na brak czasu czy chęci byłoby kłamstwem. Chodziło raczej o wenę~;;; Ale dobra, bez zbędnego gadania, skoro już tu jestem.
Przedstawiam pierwsze w życiu KrisHo :") Dedykowane mojej kochanej Unni~ <3 Wyczekałaś się XD Mam zamiar zrobić z tego dwu-trzy partówkę. Tutaj raczej nic specjalnego się nie dzieje, ale mam nadzieję, że druga część będzie bardziej wciągająca^^
Anyway~ Chciałabym też powitać nowych obserwatorów^^ Nie sądziłam, że to się stanie, ale dobiliśmy do pięćdziesięciu :D Oby tak dalej <3
   No to ten~ Do następnego!