Baby Daddy, czyli BaekYeol dla Yoru~





    - Jak to nie możesz dzisiaj przyjechać? - jęknął do telefonu wysoki chłopak z ciemnobrązowymi włosami ściętymi na krótko. 
    - Chanyeol, mam czterdzieści stopni gorączki i smarki do kostek. Jak twoim zdaniem mam się zająć małym?! dało się słyszeć z drugiej strony słuchawki. 
   - Nie chorował od...dwóch miesięcy, przyjeżdżaj, błagam! - zawył Chan, z niepokojem stwierdzając, że jego pociecha chyba się obudziła, bo znajdujący się w łóżeczku chłopiec przetarł piąstkami zaspane oczy i rozejrzał się po otoczeniu. 
   Channie ukucnął szybko, przeklinając w myślach swoją niezdolność cichego mówienia.
   Nie rozbudzi się, jeśli mnie nie zobaczy.
   Podczas gdy siostra Chanyeola robiła mu (po raz kolejny zresztą) wykład o tym, jakim to on jest nieodpowiedzialnym ojcem, chłopak czołgał się po podłodze w stronę drzwi. Że też nie mógł zadzwonić z innego pokoju. Całe szczęście Junmyeon go nie zauważył. Przynajmniej tak mu się wydawało. 
   - Chan! Słyszysz mnie, czy zdzieram sobie gardło na darmo?! 
   - Co? Tak! Jasne, że cię słyszę, Kris - odparł chłopak, odwracając się w stronę łóżka syna. 
   W słuchawce zapadła cisza. Chanyeol odetchnął głośno. Już był praktycznie przy drzwiach, kiedy z jego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Zerwał się na równe nogi i zaczął rozmasowywać bolące kolano. A żeby te klocki szlag trafił. 
   - Przestań krzyczeć! I jaki Kris, do cholery?! - odezwała się po dłuższej chwili, podczas której Channie zdążył włączyć głośnik, rzucić telefon gdzieś na łóżko i pokuśtykać do synka. 
   Junmyeon zaczął się krzywić, nawet na widok ojca, by po chwili zacząć płakać wniebogłosy. Chanyeol przybrał minę cierpiętnika i porwał dziecko na ręce. 
   - Myeonnie, błagam, nie płacz - szeptał chłopak, głaszcząc synka po ciemnej główce. 
   - Co się tam dzieje? Co mu tym razem zrobiłeś?! Albo wiesz co, lepiej nie odpowiadaj, zaraz będę! Xiu, kupiłeś mi te tampony tak jak cię prosiłam?



~*~


   - Tu masz mleko, tutaj kaszę. Spał przed twoim przyjazdem, więc staraj się, żeby znowu nie zasypiał, bo w nocy nie będę miał życia. Postaram się wrócić jak najszybciej - Chanyeol zarzucił na siebie marynarkę i ostatni raz pogłaskał synka po policzku. 
   - Nie myślałeś o zatrudnieniu kogoś do opieki nad nim? Słuchaj, przecież wiesz, że nie mogę tak teraz latać. Lekarz kazał mi wypoczywać - dziewczyna automatycznie położyła rękę na brzuchu.
   - Wiem - jęknął Chan. - Ale Myeonnie jest taki wrażliwy, miałbym zostawić go przy kimś obcym?
   - Albo to, albo stracisz robotę. Chyba lepiej, żeby popłakał parę razy, niż żeby miał żyć pod mostem.
   - Ale...
   - Idź już i nie marudź. Jesteś momentami gorszy niż twoje własne dziecko, wiesz? 
   - Humf...
   - Miłego dnia - siostra chłopaka uśmiechnęła się do niego i pomachała energicznie.
   Channie skinął głową i wyszedł z mieszkania. Ruszył w stronę windy. Wsiadł do niej, ukłonił się paru sąsiadom już się w niej znajdującym i oparł się o metalowy pręt przy lustrze. Odetchnął cicho. Po nieprzespanej nocy parogodzinny pobyt w biurze wcale mu się nie uśmiechał. Junmyeon postanowił obudzić go o pierwszej w nocy i na zabawie z przysypiającym ojcem spędzić kolejne cztery godziny. Za żadne skarby nie dało się go uśpić. W takich momentach Chanyeol zawsze żałował, że nie ma już dziewczyny. Chociaż pewnie graniczyłoby to z cudem. 
   - Przepraszam, czy mógłby się pan przesunąć? Chciałabym przejść - Chan potrząsnął głową i spojrzał w dół, skąd dobiegał cichutki, piskliwy głosik. 
   - Jasne. Proszę. Przepraszam... - wyrecytował chłopak. 
   Mała dziewczynka przeszła, a raczej przecisnęła się obok niego bez słowa i wyszła na korytarz. Wzrok większości pasażerów windy spoczywał na Channiem, który nie wiedział, co ze sobą zrobić. To dziecko musiało prosić go już od dłuższej chwili.
Tak, nocne zajmowanie się Junmyeonem zdecydowanie mu nie służy.



~*~


   - Stary, on śpi. On autentycznie śpi.
   - Znowu. Szef go wyp...wali na zbity pysk, mówię ci. 
   - Huh? - wyrwany z krótkiego, jak mu się wydawało, półsnu Chanyeol zerwał się z fotela i potrząsnął parokrotnie głową. 
   - O, patrz, nie trzeba było go tym razem budzić - średniego wzrostu szatyn wskazał palcem na dochodzącego powoli do siebie przyjaciela i zaśmiał się krótko.
   - Coś mnie ominęło? - zapytał już przytomnie Chan.
   - To, że Kai zamierza dzisiaj do ciebie wpaść i obejrzeć mecz. I coś o twoich uszach, ale nie słuchałem - odparł wyższy blondyn. 
   - Poza tym już chwilę nie widziałem małego, chętnie się z nim pobawię - dodał szatyn, siadając na blacie biurka. - A słuchaj...twoja siostra będzie?
   Obaj słuchający westchnęli ciężko. 
   - Jongin, ona ma męża. I dziecko w drodze.
   - Ale ja tylko staram się, żeby mimo wszystko czuła się piękna i podziwiana!
   - Prawie zaciągnąłeś ją do łóżka rok temu... 
   - Kiedy była już mężatką.
   - Upiłeś ją.
   - Dobrze, że przyszedłem, bo byś dzisiaj prawdopodobnie wąchał kwiatki od spodu.
   - Już dobra, dobra, starczy. Zrozumiałem - nadąsał się Kai. - Ale specjalnego oporu nie stawiała...
   - Bo miała we krwi śmiertelną dawkę? - podsunął blondyn. 
   - Możliwe...
   Chan westchnął zrezygnowany. Jego przyjaciele mogli tak w kółko. Szczególnie, że Sehun miał dzisiaj zaskakująco dużo chęci do takich bezsensownych wymian zdań. W ogóle był jakiś taki inny niż normalnie. Taki...radosny? 
   - Dobra, nieważne już - Chanyeol uniósł dłonie i popatrzył na każdego ze swoich przyjaciół. - Wracamy do pracy.
   - Powiedział ten, który jeszcze przed chwilą spał jak dzieciak - prychnął Kai.
   - Ale to było przed chwilą. Teraz mówię, że nie możemy się obijać. Mamy dużo projektów do zrealizowania. 
   - A szef właśnie nadchodzi - Sehun zrobił błyskawiczny zwrot i szybkim krokiem odszedł w stronę swojego biurka. 
   Jongin już chciał się zgrabnie wycofać, ale Chan złapał go za rękaw koszuli. 
   - Zostaw, bo pognieciesz! Wiesz, ile ją prasowałem? 
   - Stój. Jeśli mamy dostać opieprz, to razem.
   Kai naburmuszył się i założył ręce. Po chwili do stojącej dwójki podszedł mężczyzna w średnim wieku, co najwyżej dziesięć lat od nich starszy. Zmierzył ich uważnym spojrzeniem.
   - Czy was naprawdę trzeba zmuszać do roboty? - westchnął w końcu. - Jeśli chcecie się umówić na plotki, to proszę, jest przerwa, idźcie na kawę, pogadajcie. Ale nie spowalniajcie innym tempa pracy. 
   - Tak jest - Channie przytaknął ochoczo i szturchnął Jongina, by zrobił to samo.
   - Żeby mi to było ostatni raz. Bierzcie przykład z Sehuna. Opuszcza stanowisko pracy tylko wtedy, kiedy musi, jest wydajny w tym, co robi. Jestem pewien, że stać was na to samo, a może nawet i na więcej.
   Chanyeolowi i Kaiowi szczęki opadły na dźwięk słów mężczyzny. Stali tak jeszcze dobrą chwilę potem, jak szef ich zostawił. Dopiero, gdy otrząsnęli się z pierwszego szoku, odwrócili się w stronę Sehuna. 
   - Już wiem, kto tutaj zostanie pracownikiem miesiąca - zaśmiał się blondyn.



~*~


  - Czy mógłbyś łaskawie otworzyć nam drzwi? - przez domofon przemówił zniecierpliwiony głos Jongina. - Stoimy pod nimi już ze trzy minuty.
   - Przewijam Junmyeona, człowieku, chwila - warknął Chan i z powrotem wpadł do pokoju.
   Jednak było już za późno. Chłopiec złapał w łapki pieluchę razem z całą jej zawartością. Channie przerażony rzucił się w stronę drzwi, szybko je otworzył i powrócił do synka. Usłyszał jeszcze, jak Kai głośno komentuje nieporządek panujący w mieszkaniu szatyna. Jongin był strasznym pedantem. Sehun i Chanyeol przypuszczali, że chłopak prasuje nawet bokserki i skarpetki. Momentami jego mania czystości i porządku była nie do zniesienia. 
   - Czyli Yury nie ma? - Kai szybko zajrzał do wszystkich pomieszczeń, z zawodem stwierdzając, że chyba tak.
   - Właściwie to jest. Wyszła po zakupy. Powinna zaraz być. 
   Jongin, niby to od niechcenia, pokiwał głową i zaległ na fotelu w pokoju Junmyeona. Z politowaniem przyglądał się szarpiącemu się z pieluchami Chanowi. Sehun zajął miejsce na łóżku. Jego twarz była bez wyrazu. Zresztą jak prawie zawsze.
   - Yura chyba nie uczyła cię tak dzieciaka przewijać, mam rację? - Kai założył ręce, a na jego ustach pojawił się lekko kpiący uśmieszek. 
   Channie spojrzał na niego z jadem i uniósł ręce. 
   - Proszę bardzo, panie znawco. Jak mniemam masz setkę dzieci i każdego z nich oporządzasz własnoręcznie i bez niczyjej pomocy. Masz szansę się popisać - mówiąc to, wcisnął Jonginowi w ręce mokre chusteczki i ręcznik. 
   Stanął nad siedzącym na brzegu łóżka Sehunem i wskazał ruchem głowy synka. Kai zmrużył oczy i wolnym krokiem zbliżył się do leżanki, na której znajdował się malec. Uklęknął i strzelił z palców.
   - Patrzcie i się uczcie - powiedział i przystąpił do dzieła.


~*~


   - CHANYEOL, TUTAJ NIE MA ŻADNEGO PŁYNU DO DEZYNFEKCJI! - krzyczał Jongin, przewalając całą zawartość apteczki przyjaciela.
   Okazało się, że kompletnie nie zna się na przewijaniu niemowląt. To było trudniejsze niż się spodziewał. Wydawało mu się, że wystarczy Myeonniego umyć i jakoś zawinąć w pieluszkę. Niestety nie przewidział tego, że chłopczyk może się zwyczajnie bać. W końcu nie był przyzwyczajony aż tak do widoku twarzy Kaia. 
   - Jak to nie? Przecież jest na półce nad umywalką! - Chan wstał z impetem i ruszył w stronę łazienki, w której znajdował się zrozpaczony przyjaciel. 
   - Channie! - zawył chłopak.
   - Uspokój się... - mruknął szatyn. - O, patrz, wystarczyło się rozejrzeć. 
   To mówiąc, podał Jonginowi buteleczkę z przezroczystym płynem i opuścił pomieszczenie.
   Kai ponarzekał jeszcze trochę, ale po chwili, już odkażony, ruszył do salonu. Mecz na szczęście jeszcze się nie zaczął. Dodatkowym plusem i za razem pocieszeniem było to, że Yura rzeczywiście poszła tylko do pobliskiego spożywczego. Do tego kupiła takie pyszne rzeczy. Chanyeol zazwyczaj miał same dania w proszku albo takie, co się je robi w tempie błyskawicznym. Ech, co ta sierota by zrobiła bez takiej cudownej i wspaniałej siostry!
    
   - Yura, skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś. Dawno się nie widzieliśmy. Jak się czujesz? - Jongin zajął miejsce obok dziewczyny i odebrał od niej rozbawionego Junmyeona. 
   Niechętnie oddając chłopakowi bratanka, Yura uśmiechnęła się krzywo, chcąc zachować chociaż pozory dobrego wychowania. 
   - W porządku, dziękuję. 
   - Który to już miesiąc? - Kai kompletnie stracił zainteresowanie dzieckiem, które w tamtej chwili niebezpiecznie pochylało się to w przód, to w tył.
   Sehun, przewidując rychłą katastrofę, wyswobodził małego z rąk Jongina i wyszedł z nim do kuchni, w której Channie przygotowywał kolację. Yura z niepokojem potoczyła wzrokiem za blondynem. 
Niedobrze. Od incydentu sprzed roku starała się jak mogła, by tylko nie zostać w Kaiem sam na sam. Dotychczas jej się doskonale udawało...
   - A więc? - Jongin, niby to od niechcenia, objął Yurę za ramię. 
   - Końcówka siódmego - wydusiła dziewczyna, próbując chociaż nieznacznie się odsunąć.
   - Och, czyli płeć już znasz! - chłopak wydał przesadny okrzyk zachwytu. - Czekaj, nie mów mi, sam zgadnę...
   Kai zamyślił się na chwilę, po czym zwrócił się twarzą w stronę Yury i uśmiechnął się szeroko, obserwując jej nieco przerażoną minę.
   - Chłopczyk.
   Z ledwością pokiwała głową.
   - Wiedziałem. 
   Jongin jeszcze chwilę przyglądał się dziewczynie. Minę miała nietęgą. Może rzeczywiście zachowywał się ciut nachalnie? Zazwyczaj płeć piękna go nie unika, wręcz przeciwnie. Niektóre dałyby się pokroić za choćby minutę rozmowy z nim, no nie czarujmy się. A Yura...ona była jakaś inna.
   - Muszę...Kai, jestem zmęczona, chciałabym wrócić do domu, zanim się ściemni. Niby nie mam daleko, ale rozumiesz... - wyswobodziła się z jego uścisku i wstała.
   Jongin zmrużył oczy. A co, jeśli zacząłby zachowywać się przy niej jak człowiek? Znaczy...nie jak zakochany platonicznie psychopata. 
   - Podwieźć cię? Nie powinnaś wracać sama. 
   Yura zaśmiała się nerwowo. 
   - Dziękuję, to bardzo miłe. Ale chyba spasuję. 
   Chłopak zmarszczył brwi i pokręcił głową.
   - Bez dyskusji. Jeśli będzie trzeba, to wjadę ci samochodem na piętro. Sama nie wrócisz. Gdyby coś się stało, miałbym cię na sumieniu.
   - Mogę poprosić Chanyeola.
   - Chcesz zostawić Junmyeona ze mną i Sehunem?
   - Huh... Xiu pewnie wrócił już z pracy...
   - A nawet jeśli, to na pewno jest zmęczony. Nie mówię, że by ci odmówił, bo na pewno nie, ale on cały dzień haruje na waszą trójkę, nie miałabyś chyba serca wyciągać go z domu po raz kolejny, prawda?
   Ramiona Yury opadły w geście ostatecznej rezygnacji.
   - Dobrze...
   - Obiecuję, że będę grzeczny - Kai uśmiechnął się lekko i pociągnął Yurę za sobą w stronę drzwi. 



~*~



   - Jestem! - krzyknął zaraz od progu i podążył za głosem telewizora w stronę salonu.
   Tam zastał coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Chanyeol i Sehun  siedzieli w idealnym spokoju na sofie, uważnie oglądając mecz, natomiast Junmyeon grzecznie spał w kołysce. 
Kai wytrzeszczył oczy i niepewnie przekroczył próg, przez chwilę zastanawiając się, czy trafił do dobrego mieszkania. 
   - O, wróciłeś - Chan jakby dopiero teraz go zauważył. - Wiedziałeś, że Hunnie doskonale zna się na dzieciach?
   - Kto by pomyślał... - Jongin zmrużył oczy i asekuracyjnie, tak jakby co, usadowił się na samym krańcu kanapy, żeby w razie czego mieć blisko do wyjścia.
   Bo kto wie, może obcy zepsuli jego przyjaciół i zaraz wyskoczą zza szafy, żeby wyssać jemu, Kaiowi, mózg.
   - Jestem głodny - Sehun skrzywił się i złapał za brzuch.
   - Dopiero jedliśmy - Chanyeol ściągnął brwi.
   - Owszem. Ale to nie ma nic do rzeczy.
   - Też bym coś zjadł, szczerze mówiąc. Dowiezienie twojej siostry w ubraniu pod sam dom wymagało ogromnie dużo energii.
   - Nie uważasz, że seks z takim brzuchem byłby dla was obojga niewygodny i pewnie nieprzyjemny? - zauważył trzeźwo blondyn.
   Channie zaczął kaszleć i prychać, natomiast Jongin spojrzał na Sehuna z pogardą i odpowiedział:
   - Kochanego ciała nigdy za wiele. Ale co ty wiesz o miłości.
   - Sugerujesz coś? - Hun uniósł brew i założył ręce.
   - Że jesteś z dziewczynami tylko i wyłącznie dla seksu?
   - Odwołaj to.
   - Ale to prawda. Channie, czyżbym się mylił?
   Chan zagryzł nerwowo wargę. Nie chciał brać udziału w kolejnej kłótni.
   - To ja idę do kuchni...po ten...no...no po to takie. Tylko nie obudźcie małego. I przy jakichkolwiek uszczerbkach na zdrowiu albo przy zniszczeniu czegoś w salonie, nie pokrywam strat i nie ponoszę odpowiedzialności.


~*~


   Tamtej nocy Chanyeol dużo rozmyślał. Całe szczęście miał możliwość, bo Junmyeon spał bardzo mocno i obudził się tylko raz. 
   Doszedł do wniosku, że dla dobra swojego, ale przede wszystkim synka, musi załatwić jakąś opiekunkę. Żałował, że Yura jest już w tak zaawansowanej ciąży, że nie może zająć się małym. Ale to byłoby niebezpieczne i uciążliwe, nawet, gdyby się zgodziła. Więc Chan wolał nie prosić. 
   Właściwie...to chyba nie był taki zły pomysł. Przecież nie może codziennie zasypiać w pracy albo brać urlop, bo Junmyeon nie dawał mu spać albo jest chory. A Yura będzie miała zajęcie przy swoim maleństwie.
   Nie ma więc innego wyjścia. Trzeba zebrać się w sobie i zdecydować na opiekunkę. 


              ~*~                        


   - Ma przyjść dzisiaj, tak? - Sehun oparł się plecami o ścianę i skupił wzrok na twarzy przyjaciela. 
    Chanyeol był wyjątkowo wyspany i wyglądał...dobrze? Ostatnio rzadko mu się to zdarzało, bo Myeonnie nie był spokojnym dzieciakiem.
   - Owszem - Chan pokiwał głową i przeciągnął się. - Którą mamy godzinę?
   - Szesnasta. 
   - Chyba będę się zbierał. Za pół godziny powinienem być w mieszkaniu, a jeszcze trzeba je trochę ogarnąć przed jej przyjściem - szatyn wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy.
   Sehun chwilę się temu przyglądał, po czym powiedział, jakby od niechcenia.
   - A słuchaj...jeśli ona byłaby taka w miarę wyglądająca i ogółem... No wiesz. To wiesz, mógłbyś mnie z nią zapoznać. 
   Channie uniósł gwałtownie głowę i zmarszczył brwi.
   - Nie będziesz sypiał z opiekunką mojego dziecka. 
   Hun przybrał wzburzoną minę.
   - Kto mówi, że ja chcę z nią sypiać! 
   - Bo jesteś zdesperowany i samotny, taka prawda. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, jak teraz wyładowujesz swoją frustrację seksualną. A teraz już nie zawracaj mi głowy, bo naprawdę muszę iść.
   Chanyeol porwał z krzesła marynarkę, chwycił torbę, szybko pożegnał się ze wszystkimi i ruszył korytarzem w stronę windy.
   Zaraz...
   Przecież musi poczęstować czymś tą kobietę, prawda? Nie przyjmie jej chyba biszkoptami i zupką w proszku... Wypadałoby wstąpić do sklepu.
   Spojrzał na zegarek. Dziesięć po. 
   Mało czasu.
   Wsiadł do windy, która, jak na złość, zatrzymywała się dosłownie na każdym piętrze. Chłopak wzdychał i kręcił się niecierpliwie. Wzdrygnął się, kiedy jego telefon zaczął wibrować mu w kieszeni. 
   - Czego? - warknął niekontrolowanie do słuchawki, przyciągając niechcący uwagę pozostałych osób.
   - Może by tak trochę milej? Co się tak spinasz - Yura zdawała się być urażona tonem głosu brata. - Jedziesz już do domu?
   - Tak się składa, że jeszcze nie. I wątpię, że dotrę na czas - Chan przecisnął się przez tłum i wyskoczył szybko na obszerny hall.
   Lawirując między zgromadzonymi, starał się spokojnie odpowiadać na pytania siostry, co przychodziło mu z niemałym trudem. 
   - Yura, muszę kończyć. Tracę z...si...g... - skłamał, po czym szybko się rozłączył.
   Nie może się spóźnić tak od razu na wstępie. Opiekunka jeszcze będzie gotowa sobie iść, jeśli nie zastanie go w mieszkaniu.
Wybiegł z budynku, ogarniając wzrokiem ulicę. Niedobrze. Tłum, a samochód zaparkowany przecznicę stąd. 
   Próbując nie tratować przy okazji ludzi naokoło, Chanyeol zmierzał w tempie co najmniej go niezadowalającym w wyznaczoną sobie stronę. Kiedy przyszło mu wyminąć wejście do metra, wpadł na jakiegoś sporo niższego, czarnowłosego chłopaka. W pośpiechu zapomniał nawet powiedzieć przepraszam, ale za to przyjrzał się dość dokładnie potrąconemu. 
Był ładny. Naprawdę ładny. Nie miał banalnej urody, ale jego rysy były łagodne. To ciekawe, że przez ten tak krótki ułamek sekundy Channie zdążył zobaczyć tak wiele. 
   Potrząsnął głową. Nie miał czasu nad rozwodzeniem się nad urodą tego jakże ślicznego osobnika. 
   Pomyślę o tym później. Ewentualnie jutro.



~*~


   Dokładnie o godzinie siedemnastej piętnaście Chan wygramolił się z samochodu i rzucił się w stronę wieżowca, w którym znajdowało się jego mieszkanie. Potykając się o własne nogi, wbiegł na klatkę i na oślep powciskał przyciski wzywające windę. 
   
   Korytarzem niósł się głośny oddech Chanyeola. Przez myśl przeleciało mu, że musi teraz wyglądać strasznie. Jeśli ta kobieta zobaczy go w takim stanie, to Myeonniem zajmie się nie opiekunka, a dom dziecka. 
   Nieodpowiedzialny ojciec.
   Szatyn wyszedł zza zakrętu. Zobaczył odwróconą tyłem do niego, a przodem do drzwi mieszkania postać. Odetchnął z ulgą.
   Przynajmniej nie poszła.
   To dziwne, ale Channie pierwsze co zrobił, to zlustrował nogi dziewczyny. Typowo kobiece. Górna ich część również. Tułów...chyba w normie. Tylko z włosami było coś nie tak, przynajmniej jak dla niego. Uważał, że kobieta powinna mieć fryzurę sięgającą co najmniej do uszu. Wtedy wyglądała naprawdę ładnie i tak, jak należy. Ubrana też dość nietypowo, ale w sumie w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe, prawda?
   - Przepraszam panią bardzo. Musiałem zrobić zakupy, a jeszcze taka godzina, że korki wszędzie i... - Chanyeol nie dokończył.
   Stanął jak wryty, a jego szczęka delikatnie opadła. Jego oczy spotkały się z nieco mniejszymi, ale również bardzo ciemnymi. Można powiedzieć, że były one nieco kocie. Potem mały nos i wąskie usta. Zero biustu, i jak się okazało, patrząc od przodu, męski ubiór. 
   Chłopak.
   Ale na dodatek nie byle jaki. 
   - Byun Baekhyun, bardzo mi miło - wyciągnął niedużą dłoń w stronę osłupiałego Chana, który potrząsnął nią dopiero po dłuższej chwili.
   - Pan...do mnie? - wykrztusił w końcu szatyn.
   - Oczywiście. Inaczej bym tutaj nie stał, prawda? - zaśmiał się czarnowłosy. - Jestem opiekunem z agencji.
   - Ach... - Channie pokiwał wolno głową. - Dobrze, w takim razie zapraszam. 
   Wyciągnął klucze i otworzył szereg zamków okalających drzwi do mieszkania. Przepuścił Baekhyuna przodem. Odetchnął głośno i przetarł oczy.
   Chłopak.


~*~


   - Nie zdążyłem pana przeprosić... Bardzo mi przykro, mam nadzieję, że wszystko w porządku - Chanyeol zaprowadził bruneta do salonu i usadowił na kanapie. 
   - To nic! Jak widać, jestem cały i zdrowy. A, i myślę, że będzie nam obu wygodniej, jeśli przejdziemy na ty - Baekhyun uśmiechnął się szeroko i wskazał ruchem głowy, by Chan usiadł obok niego.
   - Racja - odpowiedział słabym uśmiechem. - Skoro tak... Jestem Park Chanyeol. 


~*~



   Po godzinie atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Channie przestał być spięty i rozmawiał już całkiem swobodnie. Baekhyun kompletnie nie miał z tym problemu, nawet na początku, więc teraz mówił w taki sposób, jakby znał szatyna już od paru dobrych lat.
   Chanyeol był pod ogromnym wrażeniem. Aż do dnia tamtego spotkania nie zdawał sobie sprawy, że opiekunką może być chłopak. Zawsze myślał, że to kobiety są odpowiednio skonstruowane, i że to tylko i wyłącznie ich zajęcie. 
Baekhyun natomiast zdawał się być wręcz stworzony specjalnie do tej pracy. O dzieciach swojego brata wypowiadał się w zadziwiająco kobiecy sposób. Mówił, że ma z nimi świetny kontakt, i że przepadają za nim. Jednak nie to przekonało Chana do podjęcia pozytywnej decyzji. Zrobił to raczej sam Baek, nie jego predyspozycje. 
Szatyn wpatrywał się w niego jak w obrazek, chłonął z uwagą każde, nawet najkrótsze jego słowo. Dokładnie przestudiował całą postać współrozmówcy i doszedł do wniosku, że oto siedzi przed nim chłopak idealny.
   O ile początkowo nie zdawał sobie z tego sprawy, to późnym wieczorem, kiedy był już umówiony z Baekhyunem, że tamten przyjdzie punktualnie o ósmej rano, i kiedy Junmyeon pochrapywał cicho, leżąc obok ojca, Channie uświadomił sobie, że Baek mu się spodobał. I to jak. To, jak na niego działał było nie do opisania. Dwie i pół godziny rozmowy, a Chanyeol był już zwyczajnie załatwiony. Gdy wreszcie to do niego doszło, zerwał się z łóżka, oczywiście jak najciszej się dało, sięgnął pod nie i wyciągnął jeszcze nienapoczętą paczkę papierosów. Zagryzł wargę, ale zdarł z niej folię. Ruszył do kuchni po zapalniczkę. I chwilę później, tak wyposażony stał na balkonie i przyglądał się tętniącemu życiem miastu.
   Zakochany?


~*~


   - Oto i jest nasz kochany przyjaciel! - Kai rozłożył ręce w geście przywitania i uśmiechnął się szeroko.
   Sehun uniósł głowę znad biurka. Chanyeol wyglądał jeszcze lepiej niż w dniu wczorajszym. Czyżby się dobrze dogadywał z nianią Junmyeona? Ale zaraz. Przecież nie ma się czym martwić. On jest homo. 
Hun odetchnął z ulgą i zajął miejsce obok Jongina, który nadal stał jak ten ostatni kretyn. 
   - Witam - uszy Chana powędrowały w górę, kiedy się uśmiechnął. - Piękny mamy dzisiaj dzień, nie uważacie?
   Dwójka przyjaciół spojrzała na szatyna z nieukrywanym zdziwieniem. Kai podszedł blisko do najwyższego i popatrzył mu w oczy. 
   - Nic nie brał. Może majaczy na kacu? Chuchnij.
   Channie skrzywił się i wziął lekki wdech. Wypalił w nocy całą paczkę, więc wiedział doskonale, że będzie od niego czuć. A Jongin wręcz nienawidził, kiedy on albo Sehun sięgali po fajki. 
   - Nie wygłupiaj się - rozkazał Kai.
   Zrezygnowany Chanyeol posłusznie wydmuchał powietrze. Jongin zaciągnął się i zmrużył oczy. 
   - Paliłeś. A skoro paliłeś... W twoim życiu coś się zmieniło - zawyrokował chłopak, zakładając ręce.
   - Wiedziałem! - Sehun wymierzył w Channiego palcem. - Znów jesteś hetero. Albo przynajmniej bi.
   - Co... Nie! - Chan zamachał gwałtownie rękami. - Nigdy więcej! Po prostu miałem wczoraj męczący dzień, nabiegałem się i...
   - Nie kłam - przerwał mu ruchem ręki Hun.
   Chanyeol westchnął głośno. Chyba nie ma wyboru. Trzeba im powiedzieć. I tak się dowiedzą, więc to żadna różnica kiedy.
   - Skoro już tak bardzo chcecie wiedzieć, to tak, coś się zmieniło. Ktoś się pojawił. 
   - Obojnak!
   - Chłopak, tępa szara maso - Kai uderzył się otwartą dłonią w czoło, zrezygnowany spoglądając na Sehuna. 
   - Nie pozwalaj sobie - warknął urażony blondyn.
   - Chwila spokoju - Channie uniósł wzrok ku górze. - Czy to aż tak wiele? 
   - Stop! - Jongin pokręcił głową. - To nie ma sensu.
   - No brawo, panie bystry - sarknął Chan. 
   - Dokończymy to później. Chanyeol zdaje się, miał nas o czymś uświadomić. 
   Kai i Sehun zwrócili się twarzami w stronę przyjaciela i obaj, jak na komendę założyli ręce. Channie wziął głęboki wdech i wyrecytował:
   - Nazywa się Baekhyun i jest opiekunem Junmyeona.
   Na dłuższą chwilę zapadła cisza. 
   - To było do przewidzenia - Jongin przybrał minę znawcy i pokiwał głową.
   - Jak skończyła się wasza pogadanka o Junmyeonie? - Hun uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.
   - Przestań... - nachmurzył się Chan. - On mi się serio podoba. I nie chodzi tutaj o to, o co zawsze chodzi tobie. Nie każdy jest tak płytki. 
   - On to akurat jest głęboki - burknął Kai.
   Sehun spojrzał na niego jak na szaleńca i prychnął. 
   - Co ty wiesz. 
   - Obiło mi się o uszy... - odparł Jongin, krzywiąc się.
   - Czy ty śledzisz moje życie seksualne, przepraszam? 
   - Skądże. Tylko że dziwnym trafem twoje jednorazówki zawsze na mnie trafiają i zdają dokładną relację. Chyba aż nadto dokładną momentami...
   Chanyeol już od dłuższej chwili nie przysłuchiwał się tej rozmowie. Naprawdę mało interesowały go miłosne podboje Sehuna i narzekania Kaia. Już wystarczająco się tego w życiu nasłuchał. Miał ciekawsze tematy do rozmyślań. 
Na przykład Baekhyun. Stworzenie idealne. Te kocie oczy. Channie zauważył nawet, że były lekko podkreślone eyelinerem, co dodawało im uroku. Gdyby Jongin użył eyelinera, to Chanyeol uznałby to za co najmniej niemęskie. Nie mówiąc już o Sehunie. Ale w przypadku Baeka było inaczej. To było wręcz pociągające. Chana nieco przerażały jego własne myśli. Dopiero, kiedy rozstał się ze swoją ostatnią dziewczyną, matką Junmyeona, uświadomił sobie, że tak na serio interesują go mężczyźni. Mijając co ciekawszego na ulicy, łapał się nawet na tym, że bez pardonu oglądał się za nim i wzdychał. Cóż, taki wątpliwy urok bycia innym
   Z rozmowy przyjaciół wyłapywał tylko nieliczne słowa. Najczęściej były to wyzwiska, ale Chanyeol był już uodporniony. Usiadł przy swoim biurku i zabrał się za rozkładanie papierów. Umowy, projekty, szkice.
Baekhyun.
   Szatyn przetarł oczy wierzchem dłoni. Jak to jest, że nie mógł przestać o nim myśleć? Chyba jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżywał. Znał gościa od wczoraj, a już się od niego uzależnił. Chore. Do tego Baek na sto procent ma dziewczynę. Co prawda Channiemu przeszło przez myśl, że chłopak wygląda podejrzanie kobieco, ale od razu wyparł taką teorię, bo przecież nie można sobie robić nadziei. 



~*~

   Wchodząc do domu, Chan od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Jako pierwszy zaniepokoił go zapach. Nie było czuć przypalonym mlekiem ani niczym podobnym. A jak rano wychodził, to wszystko było w normie. Ściągając wolno buty, nasłuchiwał dochodzących z kuchni odgłosów. Poprzez chodzący pochłaniacz nad kuchenką przebijały się trzy głosy. Męski, żeński i dziecięcy. 
   - Co tu się... - Chanyeol wpadł do kuchni, chcąc rzucić się na potencjalnego przeciwnika i go zaskoczyć, ale nie zastał tam żadnego psychopaty z piłą tarczową. 
   Nawet zwykłego złodzieja z plastikowym nożem, tylko Baekhyun, Yura i Junmyeon. Channie zamrugał parokrotnie oczami. Spodziewał się raczej kuchni całej we krwi i wnętrznościach, ewentualnie torturowanego Baeka i płaczącego Junmyeona. Dlatego był tak zszokowany tym, co zobaczył. Baekhyun i Yura rozmawiali tak głośno i z takim zaangażowaniem, że nawet nie zauważyli, jak Chan stanął w progu. Tylko jego synek zareagował głośnym gruchaniem, czego rezultatem był opluty śliniak i wszystko w promieniu pół metra. Chanyeol podszedł więc w pierwszej kolejności do Junmyeona, wziął go na ręce i odchrząknął głośno.
   - Och... - Baek odwrócił się wystraszony, jednak ujrzawszy Channiego uśmiechnął się szeroko.
   - Jak dobrze, że jesteś! - Yura klasnęła w dłonie. - Właśnie miałam wychodzić do lekarza, a musimy pogadać.
   Chanyeol poczuł dziwny ucisk w żołądku słysząc te słowa. Szatyn należał do dziewięćdziesięciu procent ludności świata, która na dźwięk tego zdania odczuwa nerwy. Że też nie mógł być w tych dziesięciu pozostałych procentach...



~*~


   - Nie przerywaj mi, dopóki nie skończę, jasne? - zastrzegła Yura na wstępie, zamykając za sobą drzwi pokoju Chana.
   Chłopak posłusznie skinął głową i usiadł obok siostry na łóżku.
   - Zanim zaczniesz się wykręcać, że sobie to wszystko wymyśliłam, że mam urojenia, to wysłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze jak dzisiaj tutaj przyszłam, to doznałam szoku. Facet opiekunka? Już to mnie zaintrygowało. I wiesz co wywnioskowałam po dwóch godzinach ciągłego przebywania i rozmowy? Po pierwsze, że to świetny chłopak, jest przemiły i inteligentny. Po drugie umie się zajmować małym, a po trzecie, i chyba najważniejsze, śmiem twierdzić, że mu się spodobałeś...
   Monolog Yury przerwał nerwowy śmiech Channiego. Nie podobało mu się to. Jakoś udało mu się wcześniej wyperswadować sobie, że nie ma szans, a jego siostra pozwalała sobie to kwestionować. Nie planował robić niczego więcej poza podziwianiem z bezpiecznej odległości.
   - Yura...do czego zmierzasz? - zapytał po chwili.
   - Przecież wiesz, nie udawaj. Baekhyun to świetny chłopak i sądzę, że jeśli tylko trochę się wysilisz, to owiniesz go sobie wokół palca, oczywiście w pozytywnym tych słów znaczeniu. Poza tym chyba niewiele będziesz musiał ze swojej strony zrobić, bo on już za tobą szaleje. Ciągle o tobie mówił, o tym, że nigdy by nie przypuszczał, że młody ojciec sam da sobie radę w dzisiejszych czasach i tego typu sprawy. Więc kuj żelazo póki gorące. 
   Chanyeol zastygł chwilę w całkowitym bezruchu. Nie miał bladego pojęcia czy w słowach Yury jest chociaż trochę prawdy, ale kto nie ryzykuje ten nie wygrywa, prawda? 
   - Jeżeli to nie wypali, to cię zabiję - burknął szatyn.



~*~


   TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

   Odkąd Baekhyun zaczął pracować w domu Chanyeola, ich relacje z każdy dniem były coraz ciaśniejsze. Ukradkowe spojrzenia, westchnienia i drobne gesty ze strony obojga bardzo ich do siebie zbliżyły. Ponadto Junmyeon zaczął chodzić, mówić i w rezultacie Baek musiał przebywać u Chana jeszcze dłużej niż kiedyś. 
Brunet studiował zaocznie, więc nie stanowiło to nawet najmniejszego problemu. 
   Baekhyun chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Jego najbliższa rodzina była daleko, a rodziców w ogóle nie miał, więc mógł całkowicie poświęcić się pracy. Z Parkami był związany do tego stopnia, że kiedy w niedzielę siedział sam w mieszkaniu czuł się samotny i brakowało mu tego ciągłego biegania za Myeonniem. Jednak nawet to nie był główny powód jego nieciekawego samopoczucia, chociaż pokochał tego dzieciaka jak własnego syna. 
Baek tęsknił za Channiem. I mimo iż wiedział, że za parę godzin znowu go zobaczy, to nie mógł przeżyć tego, że zaczęło się w nim budzić jakieś uczucie do szatyna. Czy tego chciał? Trudno powiedzieć. Nigdy nie był w żadnym związku, nawet z dziewczyną, więc nie do końca wiedział jak objawia się sympatia do drugiej osoby. Ale to, co się z nim działo było wyjątkowo nienaturalne, i można by powiedzieć, że momentami niepokojące. 
   
   Godzina dwudziesta druga trzydzieści. Czwarty sierpnia. 
   Baekhyun siedział z podkulonymi nogami na jednoosobowej sofie, co chwila popijając drobnymi łykami wino z kieliszka. W telewizji leciała jakaś niesamowicie beznadziejna komedia romantyczna. Chłopak nie za bardzo pamiętał jak to się stało, że zatrzymał się akurat na tym programie, ale cóż, po półtorej butelki trunku, Baek zaczynał mieć dość spore luki w pamięci. Brunet miał wyjątkowo słabą głowę. 
   W pewnym momencie przez myśl przeszło mu, że przecież jutro z samego rana musi wstać i jechać do pracy. Machnął jednak ręką. Najwyżej zadzwoni do Chanyeola, że źle się czuje i nie da rady dotrzeć. Ale z drugiej strony... Przecież to oznaczało, że nie zobaczy Chana. Baekhyun  zamrugał oczami. Perspektywa dwóch dni bez szatyna przy boku była co najmniej przerażająca, tym bardziej dla spitego samotnika, którym był Byun. 
   A co, jeśli poszedłby do niego teraz? Ma stosunkowo niedaleko, tylko piętnaście minut żwawszym spacerkiem. Tylko problem polegał na tym, że Baek niestety wyglądał jak siedem nieszczęść. Podkrążone oczy, blada twarz i oddech pozostawiający wiele do życzenia...


~*~


   Pół godziny później Baekhyun szedł już zatłoczonymi chodnikami miasta. Plus był taki, że ludzie na jego widok w większości przypadków schodzili mu z drogi. Widząc to, chłopak domyślił się, że chodzi przede wszystkim o zapach, bo wygląd ogólny postarał jakoś ogarnąć. Co prawda nogi mu się nieznacznie plątały, ale nie szedł jak ostatni pijak, co to, to nie! Poza tym każdy może mieć chwilę słabości. 
   Mniej więcej w połowie dystansu Baek przypomniał sobie, że przecież ma przy sobie fajki! A to oznaczało chociaż częściowe zniwelowanie zapachu, jaki wydzielał. 
Sięgnął do kieszeni. Na szczęście tam były. Okazało się też, że w ramach gratisu w drugiej kieszeni spodni miał zapalniczkę. Może Chanyeola to nie odrzuci, w końcu samemu zdarzało mu się palić, o czym brunet doskonale wiedział.


~*~


   Channie zerwał się z kanapy, słysząc, że ktoś natarczywie dobija się do drzwi mieszkania i raczej nie zamierza tego zaprzestać. W drodze przez korytarz odruchowo spojrzał do pokoiku Junmyeona, dopiero po chwili przypominając sobie, że przecież jego synek jest u Yury. 
   Dotarł do drzwi i zerknął przez wizjer. Zazwyczaj nikt o takiej godzinie go nie odwiedzał, chyba że nawalony Kai albo Sehun, czasami obaj, zgubili się po imprezie i dziwnym trafem skończyli właśnie w jego mieszkaniu. 
Jednak tym razem nie był to żaden z nich. Chan spodziewałby się bardziej nawet listonosza czy kogoś takiego, ale nie Baeka. Przetarł oczy, ale mocno chwiejący się na nogach brunet nie zniknął, wręcz przeciwnie, stał się jeszcze bardziej wyraźny. 
Chanyeol natychmiast więc otworzył wszystkie zamki i nacisnął klamkę. Baekhyun zamrugał kilkakrotnie oczami i osunął się na ziemię. Przerażony szatyn rzucił się w jego stronę, by go podtrzymać albo pomóc wstać, ale chłopak nie wykazywał żadnych funkcji życiowych poza oddychaniem. Zwyczajnie zemdlał. Channie rozejrzał się wokół i nie widząc nikogo, kto mógłby mu udzielić pomocy (w końcu było po jedenastej), przewiesił sobie gościa przez ramię i wniósł do środka. 


~*~


   Parę minut później Baek odzyskał przytomność i jak to się zazwyczaj zazwyczaj dzieje w takich sytuacjach, zaczął zwracać całą zawartość żołądka. Chanyeolowi, nieprzywykłemu do ratowania zgonów (gdyż Sehun i Jongin byli zaprawieni w bojach), nie udało się niestety uratować dywanu. Cudem udało mu się doprowadzić Baekhyuna do łazienki. Szkoda jednak, że w salonie i po drodze udało mu się zwymiotować dokładnie wszystko...
   Podczas gdy brunet siedział lekko otępiały i śmiertelnie blady na podłodze, Chan biegał po mieszkaniu w poszukiwaniu czystych ręczników i koca. Kompletnie nie wiedział co doprowadziło Baeka do takiego stanu, ale w każdym razie bardzo mu współczuł. Widać było, że Byun czuje się fatalnie. 

   - Żyjesz? - spytał parę minut później Channie, mocząc nieduży ręcznik w chłodnej wodzie.
   Baekhyun skinął niemrawo głową i westchnął głośno. Powoli zaczynało do niego wracać wszystko, co się wydarzyło. Że też okazał się takim idiotą! Teraz Chan na pewno wywali go z pracy, przecież nie pozwoli, żeby jego dzieckiem opiekował się rozchwiany emocjonalnie chłopak ze skłonnościami do picia. Brunet postanowił więc ratować resztki swojej godności. Wstał, przytrzymując się pobliskiej szafki, odchrząknął, przez co znowu nieco go zemdliło, i powiedział:
   - Zanim cokolwiek powiesz, chciałbym złożyć wymówienie. Wiem, że po tym, co zobaczyłeś nie będziesz mnie już chciał tutaj widzieć. Cóż, pozostaje mi tylko przeprosić za kłopot...i zarzygany dywan. 
   Chanyeol otworzył usta w niemym zdziwieniu.
   - O czym ty w ogóle mówisz? 
   - Nie musisz zaprzeczać. Wiem, że teraz w twoich oczach wyglądam jak ostatni menel, a w końcu Junmyeonem musi opiekować się ktoś normalny i radzący sobie ze sobą. 
   - Baekhyun...
   - Nie! - zawołał płaczliwie niższy. - Nie chcę ci tu odstawiać dram, już wystarczająco dużo narobiłem, najlepiej będzie jak wyjdę. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za wszystko. 
   To mówiąc, brunet odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Było mu tak głupio, że bał się nawet ten ostatni raz spojrzeć na Chana. Nie dość, że przylazł do niego w nocy cały spity, ozdobił jego dywan i, jak się okazało, kawałek korytarza, to jeszcze nie mógł się ogarnąć i prawie się rozpłakał. 
   Frajer. 
   - Baekhyun stój! - krzyknął Channie.
   Zero reakcji. 
   - Baek no! Nie wygłupiaj się - Chanyeol odłożył ręcznik i wyszedł na koryatrz za chłopakiem. 
   Brunet stał z dłońmi na biodrach i spuszczoną głową. Jego ramiona drżały prawie niezauważalnie, ale jednak. 
   - Baekkie... - szepnął Chan.
   Nie wiedział jak i kiedy, ale nagle znalazł się tuż za niższym chłopakiem i objął go delikatnie. Baekhyun zatrząsł się pod wpływem dotyku szatyna.
   - Powinienem już iść - wychrypiał.
   - Nie. Nigdzie się nie wybierasz - zaprzeczył Channie. - Grzecznie pójdziesz ze mną do salonu i będziesz robił to, co ja ci powiem.
   Początkowo Baek chciał się jakoś wymigać, ale był tak zmęczony, że parę chwil później, po dokładnym umyciu twarzy, szklance wody i uspokojeniu się, spał głęboko na sofie. 

   Chan wpatrywał się w Byuna już dłuższą chwilę. Kiedy spał, był wyjątkowo piękny. Parę czarnych kosmyków spadało mu na nabierające powoli kolorów czoło. 
Szatyn zastanawiał się, dlaczego do tego wszystkiego doszło. Dlaczego Baek doprowadził się do takiego stanu? Dlaczego przyszedł do mieszkania Chanyeola?
Wszystkie te pytania kotłowały się w głowie Parka. Nie mogąc się uspokoić, wstał z fotela i wyszedł do swojej sypialni. Sięgnął pod łóżko, po chwili wyjmując spod niego kolejną paczkę papierosów. Wiedział, że powoli zaczyna się od tego uzależniać, ale nerwy nie dawały mu spokoju. Poza tym czekoladowe nie śmierdzą aż tak i nikt się nie zorientuje.
   Chłopak wyszedł na balkon, oparł się o barierkę i zapalił. 
   - Baekkie, gdybyś tylko wiedział...
   - Gdybym wiedział co? - Channie odwrócił się przerażony słysząc za sobą głos Baekhyuna.
   - Wstałeś... 
   Inteligentnie stary, nie powiem.
   - Nie da się nie zauważyć - Baek owinął się szczelniej kocem. 
   - Jak się czujesz? - Chanyeol dopiero teraz zorientował się, że nadal trzyma w palcach fajkę.
   Baek zlustrował uważnie dłoń wyższego i pokręcił głową. 
   - Od dawna palisz? - zapytał po chwili brunet.
   - Odkąd Jiyeon mnie zostawiła - odparł beznamiętnie Park, przykładając papierosa do ust.
   Zaciągnął się dość mocno, po chwili wypuszczając pachnącą smużkę dymu. 
   - Przestań, to tylko niszczy zdrowie - westchnął Baekhyun.
   Odebrał Chanyeolowi prawie wypalonego peta i zgniótł go butem. Szatyn popatrzył na niedopałek tęsknie i uniósł wzrok na chłopaka. 
   - Może i racja, ale to jest mój sposób ucieczki od zmartwień. 
   - A jakie ty możesz mieć zmartwienia? Masz stałą pracę, mieszkanie w samym centrum, kochającą rodzinę i wspaniałego synka. Czego chcieć więcej? 
   - Miłości - odpowiedział cicho Chan.
   - To widzę, że obaj jesteśmy w czarnej dupie.
   - Tyle że w moim przypadku to o wiele trudniejsze. Jestem gejem.
   Baekhyuna zadziwił sposób, w jaki szatyn mówił o swojej orientacji. Zrobił to w całkowicie spokojny, wręcz obojętny sposób. Ale i tak Byun nie mógł się powstrzymać przed wypuszczeniem głośno powietrza.
   - No widzisz - zaśmiał się gorzko Channie. - Nie rozumiem dlaczego ludzie są tacy nietolerancyjni. 
   - Nie chodzi o to, że jestem nietolerancyjny. Po prostu mnie zaskoczyłeś, nic poza tym.
   - Ach... - mruknął Park.
   Baek poczuł nagły przypływ sił i w jego głowie coś zaczęło się rodzić. A jeśli by powiedział Chanyeolowi, że on też jest homoseksualistą? Nie ma nic do stracenia, a przy opracowaniu dobrego planu...
   - Nie przejmuj się, też jestem gejem - powiedział jakby od niechcenia. 
   Chan zrobił błyskawiczny zwrot w stronę rozmówcy i uważnie przyjrzał się jego twarzy. Nie wyglądał, jakby miał żartować. A skoro jest tak jak mówi...to gdyby zaczął bardziej się starać, może udałoby się...
   - Kto by pomyślał. 
   - Tu nie trzeba myśleć. To w sumie widać - wzruszył ramionami Byun.
   Channie zaśmiał się cicho. Szczerze mówiąc po słowach Baekhyuna zrobiło mu się jakoś lżej. 
   - Dlaczego się śmiejesz? - brunet uniósł nieznacznie brwi.
   - Pewnie nie uwierzysz, ale początkowo wydawało mi się przez chwilę, że możesz być gejem - Park uśmiechnął się szeroko i przeciągnął.
   Baek odpowiedział mu tym samym, po czym zamyślił się. Taki obrót sprawy naprawdę wszytko mu ułatwiał. Pozostawało tylko działać.
   - Podoba ci się ktoś? - rozmyślania chłopaka przerwał niski głos Chana.
   Byun zastygł na chwilę, po czym odparł:
   - Owszem. 
   Raz kozie śmierć.
   Chanyeol pokiwał głową ze zrozumieniem.
   - Szczęściarz.
   - Kto?
   - Ten on.
   - Ach... Czy ja wiem. Jestem specyficzny.
   - Mi się podobasz taki, jakim jesteś - wyrwało się Channiemu, który praktycznie w tej samej chwili zrozumiał jak zabrzmiały jego słowa.
   Zakrył usta dłonią i pokręcił głową. Baek przyglądał mu się zszokowany.
   - Znaczy...nie to, żeby coś... - poprawił się szatyn chociaż wiedział, że niewiele to już pomoże.
   Jego uczucia były widoczne doskonale, jak na dłoni. Widział reakcję Baekhyuna. Był na straconej pozycji. Brunet nie był głupi, wręcz przeciwnie. Wszelkie wykręty byłyby już w tamtej chwili całkiem bezsensowne. 
   Kretyn!
   Byun czuł się dziwnie. Czy jemu się wydawało, czy Chan właśnie powiedział, że mu się podoba? Ale...jak? Czy życie nareszcie się do niego uśmiechnęło?
   - Słuchaj, chyba nie pozostaje mi nic, tylko grać w otwarte karty. Obiecaj, że mnie nie wyśmiejesz, dobrze? 
   Baek skinął głową i w całkowitym spokoju wysłuchał wszystkiego, co Chanyeol miał mu do powiedzenia. Nie było tego dużo i ogółem szatynowi było niesamowicie trudno ubrać swoje uczucia w słowa, ale w końcu się udało. Baekhyun zrozumiał wszystko doskonale i nie można powiedzieć, żeby się na to skarżył.
    Zamiast odpowiedzi, Park poczuł, że coś drobnego i ciepłego przylgnęło do niego całą powierzchnią. Byun westchnął zadowolony.
   - Zadowala cię taka odpowiedź?
   Channie pokiwał głową i pogładził Baeka po ciemnych kosmykach. Czuł, że teraz już wszystko będzie idealnie.



~*~


   Dwóch chłopaków, właściwie to już pewnie mężczyzn, siedziało na skąpanej w majowym słońcu ławce w parku. Trzymali się za ręce, uważnie obserwując poczynania dwójki małych chłopców. Jeden z nich miał już prawie rok, drugi był starszy. 
   - Gorąco mi - jęknął szatyn mrużąc już i tak zasłonięte okularami oczy.
   - Nie marudź. Jest pięknie - rozmarzył się niższy brunet.
   Tamten westchnął ostentacyjnie, ale dał za wygraną. Z Baekkiem nie dało się wygrać. 
   - A w ogóle! - krzyknął Baekhyun, by odwrócić uwagę chłopaka od narzekania. - Wiesz co dzisiaj jest za dzień?
   Chanyeol zastanawiał się przez chwilę.
   - Nie mam pojęcia - pokręcił głową.
   Baek pacnął go lekko w czoło i zaśmiał się.
   - Dzisiaj mija rok, odkąd się poznaliśmy! 
   - Ach tak. Rzeczywiście! - Channie uśmiechnął się od ucha do ucha i zachichotał, obejmując Baekhyuna w talii.
   
   Dokładnie rok temu to wszystko się zaczęło~






   Witajcie! Po pierwsze chciałabym was serdecznie przeprosić za tak długą nieobecność!;;; Zaniedbałam was i to strasznie :< Nie chciałam, żeby tak to wyszło, ale zaczęły się przygotowania do testów i żywcem nie miałam jak tego skończyć, a pomysł przez większość czasu był. Mam nadzieję, że Time Loop uda mi się dodać o wiele szybciej.
   Chciałabym podziękować Matao za nominację do Versatile Blogger. Ustaliliśmy jednak, że nie będę tego wszystkiego publikowała i od nowa się z tym bawiła, bo to nie ma sensu. Jednak mimo wszystko bardzo mi miło^^
   No i tak, oczywiście podziękowania kieruję do Dubu, Unni i Avy <3
   Annyeong~