SeYeol

   


   
   Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk zamykanych z impetem drzwi frontowych. Siedzący w salonie czarnowłosy chłopak jednak w ogóle na to nie zareagował, nawet się nie poruszył. Zamrugał dopiero, gdy do pomieszczenia wpadł ubrany jeszcze mężczyzna w średnim wieku. Ale nie odwrócił się w stronę nowo przybyłego. 
   - Czy ty naprawdę aż tak nas nienawidzisz? - zapytał mężczyzna posyłając siedzącemu na kanapie chłopakowi zdenerwowane spojrzenie.
   - Owszem - odparł czarnowłosy po krótkiej chwili, podczas której udawał, że zastanawia się nad odpowiedzią.
   W rzeczywistości znał ją już od dawna, praktycznie odkąd pamiętał. 
   - Jesteś niewdzięcznym, bezczelnym gnojkiem, Sehun - zawyrokował mężczyzna.
   - Wiem to doskonale. Słyszałem to tysiące razy i powoli zaczynam mieć dość tego, że ciągle jest mi to wypominane. Wasze starania są bezsensowne, bo ja nie mam zamiaru się zmieniać, rozumiesz? - czarnowłosy podniósł się powoli z miejsca i sprawnie wyminął osłupiałego mężczyznę. 
   - Gdzie ty się wybierasz?! - krzyknął, kiedy zobaczył, że chłopak ubiera buty i najwyraźniej zamierza gdzieś wyjść.
   - Tam, gdzie nie ma ciebie - odpowiedział ze stoickim spokojem zapytany, po czym zdjął z wieszaka swoją skórzaną kurtkę, zarzucając ją od razu na siebie. 
   - Sehun! Nie skończyliśmy rozmawiać! - mężczyzna zbiegł szybko ze schodów, które dzieliły go od chłopaka i złapał go za ramię.
   - Nie mamy o czym rozmawiać - warknął Oh, wyrywając się równocześnie z uścisku. 
   Mężczyźnie opadły ramiona. 
   - Dlaczego nam to robisz? - zapytał zrezygnowany.
   Jednak Sehun nie odpowiedział. Posłał swojemu rozmówcy pełne nienawiści spojrzenie, po czym zwyczajnie wyszedł, trzaskając drzwiami.


~*~


   
   Sehun pił już chyba czwartą szklankę whiskey. Kiedy ja opróżnił, poprosił barmana o kolejną, po czym rozejrzał się wokół. Nic ciekawego. Zwykła szara masa, nic nieznaczący ludzie. Czarnowłosy pokręcił głową z dezaprobatą i chwycił w dłoń swoją szklankę. Upił spory łyk. 
   Chłopak siedział w lokalu już z dwie godziny, a każdego innego te ponad cztery kolejki whiskey już dawno by powaliły i pewnie leżałby pod stolikiem, ale Sehun nie należał do tych, którzy mają słabe głowy. Wręcz przeciwnie - czarnowłosy potrafił wypić naprawdę dużo, nadal pozostając całkowicie trzeźwym. Nikt nie wiedział jak on to robił. Niektóre imprezy, na których Oh bywał, były naprawdę sowicie nakrapiane, a mimo to chłopakowi nigdy nie urwał się film. Coś niespotykanego. 
   Kiedy po przełyku Sehuna rozlało się przyjemne, trochę gryzące ciepło, na jego twarzy zagościł nikły uśmiech. Zdjął z siebie kurtkę, odsłaniając tym samym mlecznobiałą skórę, pokrytą licznymi tatuażami. Po chwili Oh zauważył kątem oka, że ktoś mu się przygląda. Odwrócił się niechętnie i napotkał spojrzenie dużych, ciemnych oczu, które należały do wysokiego, brązowowłosego chłopaka. 
Sehun zmrużył oczy. Osoba, która go obserwowała miała wyjątkowo odstające uszy. Rozbawił go ten fakt. Obserwator wyglądał trochę jak Dumbo, ale nie zmieniało to faktu, iż brzydki nie był. Po krótkim namyśle czarnowłosy podniósł się leniwie z miejsca i ruszył w stronę stolika, przy którym siedział tamten. 
   Sehun usiadł naprzeciwko brązowowłosego, który chyba nie zauważył, że zyskał towarzysza, bo nawet nie zareagował, tylko wystukiwał coś na ekranie swojego telefonu. Oh postanowił nic nie robić. Pociągnął następny łyk ze swojej szklanki, tym razem krzywiąc się nieznacznie i potrząsając głową. "Dumbo" najwyraźniej zarejestrował ten ruch, bo oderwał wzrok od telefonu, spoglądając z zaciekawieniem na Sehuna. 
   - Tak? - zapytał po chwili niemej obserwacji nowo przybyłego. 
   Czarnowłosy siedział przez chwilę obracając w dłoni szklankę. 
   - Widzę, że siedzisz sam, więc się przysiadłem. Chyba nic w tym złego - odpowiedział w końcu.
   Chłopak zmrużył oczy i odłożył telefon. Oparł się łokciami o blat stolika i patrzył się uważnie na twarz siedzącego naprzeciwko. 
   - Właściwie to na kogoś czekam - rozejrzał się wokół i westchnął zniecierpliwiony. 
   Sehun zmarszczył brwi i skinął lekko głową. 
   - W takim razie nie przeszkadzam - odparł nieco urażony.
   Oh nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie olewali go od razu przy pierwszym podejściu. Zazwyczaj spotykał się z akceptacją, bo "celował" w osoby, które wydawały mu się interesujące i chociaż po części podobne do niego. I takie właśnie wrażenie odniósł obserwując zachowanie i wygląd brązowowłosego. Czyżby się pomylił?
   - Nie dałeś mi skończyć - rzucił jakby od niechcenia "Dumbo", kiedy Sehun zaczął powoli podnosić się z zajmowanego miejsca. 
   Czarnowłosy posłał siedzącemu naprzeciw chłopakowi zainteresowane spojrzenie.
   - Mów dalej - ponaglił.
   - Siadaj - brązowowłosy uniósł prawą brew i oblizał usta. - Palisz? 
   Sehun pociągnął ostatni łyk trunku i pokiwał głową. 
   - Chodź - wyższy rzucił na stolik parę banknotów i zabrał z oparcia krzesła swoją kurtkę. 
   Czarnowłosy poszedł w jego ślady i chwilę później obaj znajdowali się już przed lokalem.
   - Nie miałeś na kogoś czekać? - zapytał Oh, kiedy jego towarzysz ruszył chodnikiem. 
   - Miałem - odparł tamten. - Ale skoro się spóźnia, to pewnie nie widzi potrzeby spotkania się ze mną. 
   Sehun pokiwał głową i zapalił podanego mu wcześniej papierosa. Zaciągnął się, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Uwielbiał to. 
   - Ładny dzisiaj wieczór, prawda? - "Dumbo" zerknął na idącego obok niego czarnowłosego i przymknął na chwilę powieki. 
   - Mówisz jak gimnazjalista, który nie wie jak się zabrać za dziewczynę - prychnął Sehun i wypuścił z ust smużkę siwego dymu. 
   Brązowowłosy zaśmiał się cicho i odpowiedział:
   - Masz rację. To może w takim razie opowiesz mi coś o sobie? Chętnie posłucham.
   - Moje życie nie jest zbyt interesującym tematem do rozmowy - stwierdził oschle czarnowłosy.
   Wyższy uniósł ręce w geście obrony.
   - Przepraszam, nie chciałem cię jakoś...urazić czy coś. 
   - Ty się wydajesz bardziej interesujący. Porozmawiajmy o tobie, a rozważę, czy być na ciebie złym, czy nie - Oh uniósł jedną brew i zwrócił się w stronę chłopaka. 
   - Jesteś pewien, że chcesz poruszać ten temat?
   - Gdybym nie był, to bym tego nie mówił. Proste.
   Brązowowłosy westchnął i już chciał rozpocząć opowieść, kiedy zza pobliskiego zakrętu wyszedł dosyć wysoki chłopak, co chwilę oglądając się za siebie.
   - Zaraz się wszystkiego dowiesz - rzucił "Dumbo" i przystanął. 
   Sehun uczynił to samo i wyczekiwał. Chwilę później chłopak, który przed momentem pojawił się w jego polu widzenia, stanął naprzeciwko brązowowłosego i wyszeptał konspiracyjnie:
   - Psy.
   - Znowu? - najwyższy westchnął ciężko i pokręcił głową. - Ty jesteś zbyt bezpośredni. Powiedziałem ci, żebyś robił to NA UBOCZU.
   - Co ja poradzę, że akurat wtedy weszli? - zajęczał nowo przybyły zdejmując kaptur i równocześnie ukazując swoje lazurowe włosy.
   - Człowieku, my kiedyś przez ciebie naprawdę wpadniemy - warknął nieco zdenerwowany szatyn. 
   Tamten tylko przygryzł wargę i znów rozejrzał się nerwowo. Zmarszczył czoło, napotykając na swojej drodze osobnika, którego widział pierwszy raz w życiu.
   - A to kto? - zapytał, spoglądając podejrzliwie na czarnowłosego.
   "Dumbo" również zwrócił się w stronę Oha.
   - To jest... - zaczął, po czym zapytał niepewnie: - Jak ty właściwie masz na imię?
   - Sehun - odparł czarnowłosy, wypalając papierosa do filtra.
   - No właśnie, to jest Sehun - dokończył z uśmiechem. 
   - Ach, a jest z tobą, ponieważ...? - drążył niebieskowłosy.
   - Czy to ważne? - zniecierpliwił się brązowowłosy. - Tao, daj to, co masz mi dać i idź do domu, bo się za bardzo rzucasz w oczy. 
   Niebieskowłosy pokiwał głową i zaczął szukać czegoś po wszystkich możliwych kieszeniach swojej garderoby. Po chwili wyjął z jednej z nich pięć niewielkich paczuszek z białym proszkiem w środku i podał je najwyższemu. 
   - To, o co prosiłeś - powiedział, kiedy brązowowłosy schował paczki do kieszeni kurtki. 
   - Bosko - odparł najwyższy i zwrócił się w stronę Sehuna: - Czas na nas.
   Czarnowłosy skinął głową i zlustrował niechętnym spojrzeniem obserwującego go od dłuższej chwili Tao.
   - Jakiś problem? - zapytał w końcu.
   - Od kiedy sprzedajesz aż tak młodym? - niebieskowłosy odpowiedział pytaniem na pytanie, ale jego najwyraźniej było przeznaczone dla najwyższego.
   - Nie moja sprawa, ile ma lat. Ważne, że jest chętny - odparł "Dumbo". 
   - Przepraszam bardzo - wtrącił się Sehun. - Do czego jestem chętny?
   - To ty nie po dragi? - Tao zrobił zdziwioną minę i uniósł brwi. 
   - Słucham? 
   - Idź już - warknął zdenerwowany brązowowłosy. - Chodź Sehun.
   Mówiąc to, pchnął lekko czarnowłosego, a Tao zmroził karcącym spojrzeniem.
   - W takim razie do jutra Chanyeol! - krzyknął niebieskowłosy, kiedy pozostała dwójka już nieco się oddaliła.


~*~


   - A więc jesteś dilerem - zagaił Sehun, gdy znowu szli sami pustoszejącymi powoli chodnikami Seulu. 
   - Owszem - odpowiedział Chanyeol, obracając w palcach niezaczętego jeszcze papierosa.
   - A ten...Tao to twój wspólnik, tak?
   - Można tak powiedzieć. Jest moim najlepszym przyjacielem, ale jeśli tak dalej pójdzie, to chyba będę musiał mu podziękować i znaleźć innego pomocnika.
   - Nierozgarnięty człowiek - skwitował Oh. 
   - Jeszcze jeden? Tak na dobry początek znajomości.


~*~


   - Nienawidzę cię, rozumiesz?! - czarnowłosy wstał z impetem z krzesła, które pod napływem jego siły runęło na podłogę.
   - Nie waż się tak do mnie mówić! - krzyknął wzburzony ojciec, patrząc na zdenerwowanego syna.
   - Hunnie...błagam cię - siedząca na kanapie kobieta schowała twarz w dłoniach i ponownie zaczęła szlochać.
   - Nie wtrącaj się! - wrzasnął chłopak i rzucił stojącemu naprzeciw mężczyźnie nienawistne spojrzenie. - A ty nie masz prawa mi rozkazywać!
   - Tak się odwdzięczasz?! Boże, tyle lat! Jak możesz?!
   - Nie jesteś moim ojcem! - w oczach Sehuna nie wiedzieć czemu pojawiły się łzy. - Nie byłeś, nie jesteś i nigdy nie będziesz.
   Mężczyzna zastygł w niemej wściekłości. Zacisnął pięści i zagryzł zęby. Starał się uspokoić. Nie chciał jeszcze bardziej komplikować sprawy, jednak po chwili nerwy wzięły górę. 
   Sehun nie spodziewał się takiej reakcji ojca. Mężczyzna rzucił się na niego, odpychając go tak mocno, że chłopak o mało co nie upadł. Czarnowłosy poczuł, jak jego prawy policzek przeszywa ból, gdy ojciec znów znalazł się tuż przy nim i uderzył go.
   Z ust obecnej w pokoju kobiety wyrwał się krzyk, kiedy jej syn złapał się za policzek, a z jego ust zaczęła cieknąć strużka ciemnoczerwonej krwi. 
   - Wiesz co? - sapnął Sehun, kiedy ból stał się w miarę do zniesienia. - Uspokój się. Już nigdy więcej nie będziesz musiał oglądać mojej twarzy.
   Po tych słowach chłopak wyminął ojca, zbiegł do przedpokoju, chwycił w ręce kurtkę i po prostu wyszedł.


~*~


   - Dziękuję, że przyjechałeś - wymamrotał Oh, przykładając sobie do kącika ust już czwartą z rzędu chusteczkę.
   Kierujący samochodem Chanyeol zerknął na chłopaka i odpowiedział:
   - Nie ma sprawy. A teraz pochwal się, kto cię tak pięknie urządził. 
   Sehun zacisnął powieki, bo za każdy razem, gdy brał głębszy oddech, klatka piersiowa paliła go żywym ogniem. 
   - Sam dasz radę zgadnąć - odparł w końcu.
   Chan udał, że się zastanawia, po czym zapytał:
   - Tatuś?
   - Nawet go tak nie nazywaj - czarnowłosy spochmurniał jeszcze bardziej. 
   Chwilę trwała między nimi cisza. Przerwał ją dopiero Chanyeol.
   - Co zamierzasz teraz zrobić?
   Sehun westchnął ostentacyjnie i odparł:
   - Nie mam pojęcia, ale pewnie znając moje szczęście, to zaćpam się gdzieś i umrę pożarty przez szczury na śmietniku. 
   - W takim razie nigdy więcej dragów kochany - uśmiechnął się Chan.
   Oh burknął coś jeszcze w odpowiedzi, że gdyby się zaćpał, to świat byłby szczęśliwszy, ale Chanyeol przerwał mu ruchem ręki.
   - Nudzisz.
   - No wiesz... - prychnął Sehun.
   Zamiast odpowiedzieć, Chan zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. 
   - Wysiadaj - zarządził.
   - Przepraszam? - czarnowłosy zmarszczył brwi. 
   - Po prostu to zrób. Bez gadania.
   Oh zrobił najbardziej zdenerwowaną ze swoich min, ale wysiadł z samochodu. Po chwili usłyszał, jak drzwi od strony kierowcy otwierają się, a zaraz potem zamykają z trzaskiem.
   - A teraz wsiadaj - Chanyeol otworzył tylne drzwi i wskazał ruchem głowy wnętrze auta.
   - Robi się dziwnie... - zastanowił się niższy, ale wykonał również i to polecenie. 
   Po chwili Chan, zamykając wcześniej za sobą drzwi, znalazł się na siedzeniu tuż obok niego. Przez parę sekund siedział bez ruchu, jednak ni z tego ni z owego zbliżył się do Sehuna na odległość najmniejszą w możliwych i zaczął składać delikatne pocałunki na odsłoniętych obojczykach chłopaka. 
   - Co...ty wyrabiasz...? - zająknął się czarnowłosy.
   - Nie widać? 
   - Masz chcicę, czy jak? 
   - Dokładnie o to chodzi - odparł między pocałunkami wyższy, po chwili przenosząc się z nimi na linię szczęki Sehuna.
   - Chan... - czarnowłosy już chciał rozpocząć pełne wyrzutów protesty, kiedy poczuł pod swoją luźną koszulką chłodne dłonie towarzysza. 
   - Tak? - brązowowłosy uniósł lekko brwi, zaprzestając chwilowo dotychczasowej czynności. 
   - Ja... - wybełkotał Oh. - Nie wiem, czy... 
   - Taaak? - przeciągnął Chanyeol, kreśląc na brzuchu czarnowłosego jakieś symbole.
   Sehun zmrużył delikatnie oczy i westchnął cicho. Tak naprawdę nie chciał, by jego przyjaciel przerywał. Ba! Podobało mu się to, co robił. Tylko był zwyczajnie zaskoczony zaistniałą sytuacją.
   - W zasadzie...już nic - odparł po krótkiej chwili namysłu.
   Chan uśmiechnął się triumfalnie i pokiwał głową. 
   - I to mi się podoba skarbie. 
   Po tych słowach wyższy powrócił do obcałowywania nagich ramion Sehuna. Tamten natomiast usiadł Chanyeolowi na kolanach i przechylił głowę nieco w tył. Chwilę potem poczuł, jak zgrubienie w jego spodniach powiększa się z każdą chwilą. Postanowił więc zakończyć to jak najszybciej. Nie był zwolennikiem powolnego i romantycznego seksu. Chciał, żeby wszystko poszło sprawnie. 
Chan natomiast jakby wyczuł nastawienie swojego kochanka, bo szybko zrzucił z siebie swoją czarną bokserkę, po chwili pozbywając się również tej, która okrywała tors młodszego.
   Niedługo potem obaj pozostali już bez niczego. Było widać, że i jeden, i drugi pragnie tego samego. Znali się już naprawdę sporo czasu, więc oczywistością było, że w pewnym momencie musi dojść do czegoś więcej, szczególnie, że byli tej samej orientacji. 
   Chanyeola Sehun pociągał od samego początku. Najpierw było to niewinne uczucie. Brązowowłosy starał się zawsze być przy przyjacielu, troszczyć się o niego. Jednak taki stan rzeczy nie mógł utrzymywać się przecież za długo. Chan zwyczajnie się zakochał.
Druga strona zresztą miała podobnie. O ile w pierwszych fazach ich znajomości Oh był nieufny i nastawiony czysto koleżeńsko, tak parę miesięcy potem jego uczucia zmieniły się diametralnie i pragnął już tylko czegoś więcej. 
Dlatego też w tamtej chwili obaj byli pewni - potrzebują tylko siebie.
   Z gardła Sehuna wyrwał się przeciągły jęk, kiedy Chanyeol bez żadnego ostrzeżenia wszedł w niego. Bolało, więc w oczach czarnowłosego pojawiły się maleńkie łzy. Fakt, to nie był jego pierwszy raz, ale w większości przypadków to on był na górze. 
   - Spokojnie - usłyszał cichy szept Chana tuż przy swoim uchu, co go rzeczywiście trochę uspokoiło. 
   Po chwili wyższy zaczął poruszać się we wnętrzu kochanka. Początkowo robił to niezbyt szybko, bo w końcu nie chciał sprawić Sehunowi bólu czy jakichkolwiek przykrości. Dopiero, kiedy poczuł, że niższy dostosował się do jego tempa, a nawet sam zaczyna poruszać biodrami nieco szybciej, od nowa przejął inicjatywę. 
   Oh wbił paznokcie w czarną tapicerkę. Ból powoli ustępował miejsca ekscytacji i wszechogarniającemu chłopaka ciepłu. 
   W pewnym momencie po samochodzie rozniósł się głos Chanyeola, a chwilę potem dołączył do niego Sehun. Obaj doszli w tym samym czasie. 
   - Już wiem, co zrobimy dalej - wysapał Chan, kiedy czarnowłosy znów oplótł nogami jego pas.
   - Czekam na propozycje - Sehun spojrzał z uśmiechem na przyjaciela i objął rękami jego szyję. 
   - Zamieszkasz u mnie. I będziemy żyli długo i szczęśliwie, dobrze?



   Dobry wieczór wszystkim~ Ostatnio wena mi dopisuje, więc postanowiłam ją wykorzystać. Co prawda nie ja byłam inicjatorem tego shota, ale o tym za chwilę. Kolejny nietypowy ship. Chyba staję się ich fanką, wiecie? Może nie wszystkim to pasuje, jednak osobiście, uważam, że warto od czasu do czasu wyjść poza ogólne kanony. 
A teraz do pomysłodawcy - dziękuję ci z całego serducha, bo to ty dajesz mi inspiracje do tych wszystkich "innych" paringów. Jestem ci ogromnie wdzięczna, bo takie coś naprawdę się przydaje^^ 
Także brawa dla Yeola, bo ten shot powstał dzięki niemu, tak samo zresztą jak XiuTao. 
   Okey, no to pozostaje mi podziękować jeszcze Dubu za poprawienie i mojej Unni za piękny szablon i zdjęcie do shota<3 
   Tak więc miłego czytania kochani^^
   A szczególnie tobie, Yeol<3  

"Miracles in December"









 

   Szczerze mówiąc, to nigdy nie lubiłem Świąt Bożego Narodzenia. Cała ta sztuczna otoczka, tyle komercji i zupełnie nieprawdziwa miłość, którą ludzie okazują tylko przez te parę dni - to wszystko jest naprawdę irytujące. Po co to wszystko? Przecież i tak po dwudziestym piątym grudnia wszystko wróci do szarej, monotonnej normy. Wszyscy zapomną o miłości, życzliwości, o Bogu... Wrócą do pracy, a ich życie znowu nabierze za szybkiego tempa. A nie o to w tym chodzi, prawda? Święta powinny być czasem pojednania, przebaczenia sobie wszystkich krzywd. Ale ludzie tego nie rozumieją. Dla nich ważne są tylko prezenty i to, że mają wolne. Nie rodzina, nie przyjaciele, nie wspólnie spędzony czas. Dlatego to, że niedługo nadejdzie kolejna Wigilia, kolejne Boże Narodzenie wcale, a wcale mnie nie cieszy.
   Nazywam się Dyo Kyungsoo. Od czterech lat jestem sparaliżowany. Rodzice robili wszystko, bym znowu mógł chodzić. Nie tracą nadziei. Ale ja już nie wierzę. Nie wierzę, że jeszcze kiedykolwiek będę mógł normalnie stanąć na nogi. Bez żadnych pomocy, bez asekuracji kogokolwiek. Już nie pamiętam jak to jest biegać, skakać. Od czasu do czasu uda mi się zrobić jeden malutki kroczek, ale to mnie jeszcze bardziej demotywuje, bo nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Nie umiem już chodzić, już nigdy więcej nie stanę na nogi i inni muszą się z tym pogodzić. Dlaczego nadal mają tą cholerną nadzieję? Przecież cuda się nie zdarzają.


~*~


   - Kyungsoo skarbie, masz gości - do mojego pokoju weszła mama, uśmiechając się delikatnie.
   Pokiwałem głową. Kiedy mama wyszła, w środku pojawiło się trzech chłopaków. 
   - Cześć! - zawołali wszyscy na raz i podeszli do mnie. 
   Uśmiechnąłem się szeroko i kiwnąłem głową. 
   - Miło was widzieć - odparłem i kazałem im usiąść na łóżku.
   Podjechałem wózkiem i spojrzałem na nich.
   - D.O, jest sprawa. Właściwie to plan - odezwał się najniższy, czyli Suho. - Chcemy zorganizować własną wigilię. 
   - Prawdopodobnie u Kaia w mieszkaniu - dopowiedział Luhan. 
   - Jego siostra jedzie do teściowej, a przecież wiesz, że Jongin nie ma zamiaru spędzać świąt z tym wstrętnym babskiem. A że jego przyjście do któregoś z nas byłoby niesprawiedliwe, to postanowiliśmy, że zrobimy własną. Cała nasza dwunastka - zakończył Lay. 
   Cała trójka wpatrywała się we mnie z napięciem. Widziałem, że już się napalili. Problem jednak tkwił w tym, że ja nie chciałem. W dzień Wigilii byłem wyjątkowo nieznośny. Wszyscy byli wtedy tacy radośni, a ja po prostu nie potrafiłem się cieszyć. Nawet, jeśli byłem w gronie rodziny. Mój brat i siostra każdego roku próbowali mnie rozweselić. Ale ja byłem już za stary na takie akcje. Siostra była starsza ode mnie o trzy lata, a brat młodszy o dwa. Kuzyni też starali się jak mogli. Nawet babcia, chociaż rzadko się uśmiechała. Ale zazwyczaj nic z tego nie wychodziło. Ja po prostu nie potrafiłem już być szczęśliwy. 
   Dlatego postanowiłem jakoś wymigać się od wigilii w gronie przyjaciół. Nie chciałem, by ten dzień był dla nich przykry. Nie chciałem psuć im humorów. A w szczególności Kaiowi...
   - Wiecie, Jongin ma mieszkanie na piątym piętrze, ja raczej nie dam rady... - zacząłem, jednak Lulu przerwał mi stanowczym ruchem ręki.
   - Właściwie, to już wszystko jest ustalone. Przewidzieliśmy, że będziesz się wykręcał, więc kupiliśmy już wszystko na DWANAŚCIE OSÓB. Ciesz się, że w ogóle przyszliśmy cię uprzedzić, bo początkowo to miała być niespodzianka - Jelonek założył ręce i spojrzał na mnie z triumfalnym wyrazem twarzy.
   Pozostała dwójka moich przyjaciół pokiwała zgodnie głowami. 
   - Wy jesteście niemożliwi... - jęknąłem i schowałem twarz w dłoniach. - Dlaczego mi to robicie? 
   - Bo nie chcemy, żebyś do końca życia siedział u siebie w pokoju taki smutny - odparł Suho.
   - Chcesz się stać...taki zatęchły i zgorzkniały? - zapytał Lay. 
   - Jak Sehun? - dodał Junmyeon. 
   - Hej! - zaoponował Luhan. - Hunnie wcale nie jest zgorzkniały!
   - No wcale... - mruknął Yixing. - Przecież to taki radosny człowiek.
   - Lay, nie prowokuj mnie - Lulu spojrzał na naszego przyjaciela z mordem w oczach. - Nie obrażaj MOJEGO CHŁOPAKA!
   - No dobrze, dobrze, koniec - Junmyeon uniósł dłonie i rzucił obu karcące spojrzenie. - Przyszliśmy tu, żeby omówić kwestię Wigilii z D.O. Więc bądźcie tak łaskawi i uspokójcie się. 
   - Ale...on obraża... Sehuna - zajęczał Jelonek i wydął dolną wargę. 
   - Bo twój chłopak to... - zaczął Yixing, na co Suho przewrócił oczami i przyłożył Jednorożcowi dłoń do ust. 
   - Dość - uciął najniższy i spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy. - Więc widzimy się jutro, tak? Kris po ciebie przyjedzie. Sehun pomoże i damy radę. 
   - Dalej nie jestem przekonany... Wolę zostać w domu... Nie chcę być dla was ciężarem... - spróbowałem raz jeszcze, ale moja próba spotkała się z wybuchem śmiechu.
   - Przecież ty nigdy nie byłeś i nie będziesz ciężarem, słoneczko! - zawołał Luhan i kucnął przede mną, kładąc mi ręce na kolanach. 
   - Ale ja naprawdę nie chcę, żebyście zwracali sobie mną głowę. Przekażecie reszcie życzenia ode mnie - wymusiłem na sobie niewyraźny uśmiech, który przypominał raczej chyba grymas i to taki, który zazwyczaj gościł na twarzy Sehuna.
   - Nie wygłupiaj się - obruszył się Lay. - Jesteś jednym z nas, jak możesz w ogóle myśleć, że jesteś dla nas przeszkodą!
   - Nie jestem...jednym z was. Już nie... - mruknąłem i spuściłem głowę.
   Odkąd uległem wypadkowi, moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko wyglądało inaczej. Przez długi okres czasu nie byłem w stanie sam wykonać nnawet najprostszej czynności. We wszystkim musieli mi pomagać rodzice albo rodzeństwo. Przyjaciele też starali się robić wszystko, co w ich mocy. Ale ja czułem się z każdym dniem co raz bardziej przytłoczony. Najpierw bardzo długo leżałem w szpitalu. Potem miesiącami musiałem się rehabilitować, a i tak w rezultacie wylądowałem na wózku inwalidzkim. Czasami zastanawiam się, dlaczego akurat ja. To miała być jakaś kara? A może po prostu to już było mi z góry przypisane? Ale...jaki jest w tym cel? Przecież to męczarnia. Prawdopodobnie do końca życia będę przykuty do wózka i nie będę w stanie sam zrobić niczego konkretnego.
   - Kyungsoo, co ty opowiadasz...? - Luhan uniósł brwi w geście zdziwienia i spojrzał na mnie ze współczuciem.
   - Taka jest prawda - westchnąłem i przetarłem oczy dłońmi. - No dobra, na was już chyba czas. Musicie zająć się przygotowaniami. Pamiętajcie złożyć chłopakom życzenia ode mnie.
   - Ale... - głos Laya przeszedł w śmieszny tenor.
   Yixing zawsze tak miał, kiedy zaczynał się denerwować.
   - D.O przestań... - poprosił Suho. - Nie możesz się tak dołować.
   Uniosłem głowę i uśmiechnąłem się do przyjaciół delikatnie.
   - Tak będzie lepiej - odparłem. - Chyba czas na was.
   Lulu, Junmyeon i Lay popatrzyli po sobie ze smutkiem, ale nic nie odpowiedzieli. Najwyraźniej odechciało im się pertraktowania ze mną. To nawet i lepiej. I tak bym nie poszedł.


~*~


   Pół godziny później znów siedziałem sam w swoim pokoju. Rodzice pojechali zrobić ostatnie świąteczne zakupy, a rodzeństwo chyba też gdzieś wybyło, bo było jakoś podejrzanie cicho. 
Podjechałem wózkiem do okna. Wyprostowałem się tak, by widzieć jak najwięcej i zapatrzyłem się w widok za oknem. Przed moimi oczami rozciągało się nasze osiedle. Całe było pokryte grubą warstwą białego puchu. Uśmiechnąłem się lekko i westchnąłem rozmarzony. Pamiętam doskonale jak to było móc rzucić się w śniegową zaspę i zrobić "aniołka". Setki razy tak się bawiłem z bratem, siostrą czy nawet z przyjaciółmi. Uwielbiałem to. Co z tego, że bardzo często takie wybryki kończyły się czyimś zapaleniem gardła albo katarem. My i tak robiliśmy swoje. 
Ostatni raz miałem okazję zrobić to w dzień wypadku. Wczesnym rankiem dwudziestego czwartego grudnia wyszedłem z siostrą do miasta, żeby kupić mamie coś, co było jej potrzebne do ciasta. Zanim Hyerin zeszła na dół, ja zdążyłem zaliczyć jednego takiego "aniołka" w śniegu. Kiedy siostra wyszła, ja stałem już i grzecznie na nią czekałem. Czułem się szczęśliwy, bo w końcu była Wigilia, prawda? Wtedy jeszcze nie byłem aż tak antypatycznie do tego dnia nastawiony. Ale w każdym razie - gdy byliśmy już praktycznie pod sklepem, zza zakrętu wyjechał jakiś rozpędzony samochód. Hyerin zatrzymała się, jednak ja wszedłem na jezdnię. Widząc, co się dzieje, moja siostra wbiegła na ulicę, ale było już za późno. Krzyknąłem jeszcze tylko, żeby stała w miejscu. Widziałem, jak kierujący samochodem mężczyzna bezskutecznie próbuje zahamować. Ale było za ślisko. Nie mógł nic zrobić. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, to rozpaczliwy krzyk Hyerin, pisk opon, a potem głuchy łoskot. Potem nie było już nic. Całkowita ciemność.
   Potrząsnąłem głową, by pozbyć się tego strasznego wspomnienia. Wiele razy próbowałem wymazać je z pamięci. Na próżno. To wracało do mnie. Za każdym razem ze zdwojoną siłą. Wszyscy mówili mi, żebym się tym nie zamęczał, bo co się stało, to się nie odstanie. Ale to było niezależne ode mnie. Nie umiałem tak po prostu zapomnieć. To, co wtedy przeżywałem było gorsze, niż najgorszy z koszmarów. Jednak najbardziej przykre z tego wszystkiego były łzy - mojej mamy, Hyerin, nawet taty i Woo. Przyjaciele też bardzo to przeżyli. Przy mnie starali się nie okazywać swojej rozpaczy i przygnębienia, ale chyba nie wiedzieli, że ja widzę i słyszę więcej, niż im się to mogło wydawać. Ile to razy słyszałem, jak któryś z nich płakał? Nawet Sehun miał łzy w oczach, gdy mnie zobaczył. No tak, ale kto by nie miał? Wtedy przedstawiałem chyba najbardziej żałosny widok świata...
   Nagle usłyszałem, jak ktoś cichutko puka do drzwi mojego pokoju. Zamrugałem parokrotnie, odchrząknąłem i powiedziałem:
   - Proszę.
   - Nie przeszkadzam? - do moich uszu doszedł głos Hyerin. 
   - Nie, wejdź śmiało - odpowiedziałem.
   - Miałeś gości, co? - przykucnęła obok mnie, uśmiechając się szeroko. - Zastanawia mnie tylko, jakim cudem byli tak cicho tym razem. Coś się stało? Ktoś umarł? 
   - Nie, po prostu nie było Xiumina i Chanyeola - wzruszyłem ramionami i zwróciłem się twarzą w stronę siostry. 
   - Ach, rzeczywiście. Nie było w hallu tych gigantycznych butów Channiego. Po co przyszli?
   Zmarszczyłem brwi i zagryzłem wargę. 
   - Chcieli mnie po prostu odwiedzić - odparłem powoli, starając się nie nawiązywać z Hyerin jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. 
   Jednak moja siostra najwyraźniej nie kupiła mojego kłamstwa, bo prychnęła zdegustowana i założyła ręce.
   - Wiesz, może od razu powiedz prawdę, bo kłamanie nigdy ci nie wychodziło.
   - Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się wypowiadała w tej sprawie, dobrze? - uniosłem brwi.
   - Mów - odpowiedziała Hyerin i usiadła po turecku obok mnie. 
   - Wiesz w jakiej sytuacji jest Kai, prawda? - pokiwała głową, więc kontynuowałem: - Jego siostra spędza w tym roku Wigilię u swojej teściowej, a Jongin nie cierpi tej kobiety, także nie ma gdzie spędzić jutrzejszego dnia. A raczej nie ma go z kim spędzić. Więc reszta postanowiła, że zrobię wigilię u niego w mieszkaniu. I przyszli mnie o niej poinformować. No i zakomunikować, że się na nią wybieram. A właściwie, że się wybierałem. 
   - Nie idziesz? - zapytała Hyerin marszcząc brwi. 
   - Już wystarczy, że wy macie przeze mnie zepsute święta - odparłem obojętnie.
   - Kyu... - westchnęła cicho. - Za dużo samokrytyki. Chcesz skończyć jak Sehun?
   Zaśmiałem się cicho na dźwięk imienia najmłodszego z moich przyjaciół. To prawda, Hunnie praktycznie zawsze miał zły humor, a rozweselał się tylko i wyłącznie przy Luhanie i to nawet nie zawsze. Niby maknae, a taki gbur.
   - Wiesz, mówisz dokładnie jak Lay. Dobrze, że tu nie ma Lulu, bo pewnie by ci się rzucił do gardła. A wracając, to prosiłem, żebyś się nie wypowiadała, bo ja już postanowiłem.
   - Ale ty ten czas powinieneś spędzić nie tylko z nami. Z nimi też. Będą się cieszyć - próbowała Hyerin.
   - Myślisz, że nie wiem jakim jestem dla innych problemem?
   - Gdybyś był problemem, to by tu nawet nie przychodzili - odbiła piłeczkę.
   - To z czystej grzeczności.
   - Kyu, wiesz, mógłbyś przestać robić z siebie ofiarę. Jesteś ich przyjacielem, oni cię kochają bez względu na to, czy jesteś sprawny, czy nie - Hyerin położyła mi rękę na dłoni i pogładziła delikatnie. - Bez ciebie wasza przyjaźń nie byłaby taka sama.
   - Nie jestem tego taki pewien. Jestem INNY.
   - Kyu, tego już za wiele. Nie mam zamiaru tego słuchać, rozumiesz? - Hyerin wstała i spojrzała na mnie nieprzychylnie.
   - Nie zrozumiesz tego - posmutniałem. - Ja nie jestem tylko niepełnosprawny.
   Siostra zmarszczyła brwi i ponagliła mnie ruchem ręki.
   - Jakby ci to...huh... Hyerin, obiecaj, że nikomu nie powiesz, dobrze?
   - Do brzegu Kyungsoo.
   Wziąłem głęboki oddech i wypowiedziałem jak najszybciej byłem w stanie:
   - Jestem gejem.
   Zacisnąłem mocno powieki, czekając na reakcję Hyerin. Jednak przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadała. Czyżby była w aż takim szoku? Przecież od dawna było widać, że nie interesuję się dziewczynami...
   - Nic nie powiesz? - uchyliłem jedno oko, spoglądając niepewnie na siostrę.
   Hyerin zamrugała raz i drugi, ale nadal nie odpowiedziała.
   - Heeej, odezwij się - zamachałem dłońmi tak, by mogła to zobaczyć.
   - Zaskoczyłeś mnie - odparła w końcu.
   - I ty twierdzisz, że wiesz o mnie wszystko? - zaśmiałem się.
   - No wiesz, nie na codzień brat mówi ci, że jest gejem. To dla mnie coś nowego - Hyerin odchrząknęła, jednak posłała mi pełen ciepła uśmiech.
   - Ale jest jeszcze coś... - moja twarz na powrót stała się posępna.
   - Kyu, ja nie wiem jaki masz problem - siostra wyruszyła ramionami. - Przecież Kris i Suho też są gejami. Lulu i Sehun tak samo. Nie widzę nic złego w tym, że ty również jesteś. Oni zrozumieją.
   - Nie o to chodzi... - mruknąłem smutno. - Ja się zakochałem, Hyerin.
   Na dźwięk moich słów, uśmiech siostry poszerzył się, a ona sama podbiegła do mnie i położyła mi ręce na ramionach.
   - Mów! Mów kto to! - krzyknęła radośnie.
   - Czy to ważne? - odwróciłem wzrok i utkwiłem go w ścianie po mojej prawej.
   - Kyungsoo! - Hyerin udała oburzenie.
   - Ale obiecaj...obiecaj się nie wtrącać... - poprosiłem, na co ona jedynie kiwnęła głową. - Chodzi...o Jongina...
   Po moich słowach zapadła niezręczna cisza. Zacząłem łamać kostki w lewej ręce.
   - Kyu... To... Ja nie wiem, co powiedzieć... Wiesz, że Kai nie jest gejem, prawda? - ton głosu Hyerin zrobił się spokojny, ale słychać było, że jest jakaś...nieswoja.
   - Tak, wiem to - odparłem mechanicznie.
   - Kochanie... - szepnęła moja siostra. - Chciałabym ci pomóc, ale...
   - Poradzę sobie. A teraz, czy mógłbym zostać sam? Proszę.
   - Jasne... - Hyerin spojrzała na mnie ze współczuciem i wstała powoli.
   Po chwili znów byłem sam. Ponownie odwróciłem się w stronę okna. Powoli zaczynało robić się ciemno. Słońce chowało się za horyzontem, a padający w jego niknący blasku śnieg wyglądał prześlicznie. Prawdopodobnie w innych okolicznościach zacząłbym nucić jakąś świąteczną piosenkę, czy kolędę, ale w obliczu sytuacji, w której się znalazłem wcale nie było mi do śmiechu. Ani się obejrzałem, a do moich oczu napłynęły niechciane łzy. Zacząłem gorączkowo pociągać nosem i mrugać powiekami, jednak to na niewiele się zdało. Zwyczajnie zacząłem płakać. Parę chwil potem nie mogłem się już powstrzymać. Ogarnął mnie jakiś taki...dziwny smutek i żal. Sam nie wiem z czego to się wzięło. Czy z tej bezsilności, którą w tamtej chwili odczuwałem, czy dlatego, że Jongin nigdy nie odwzajemni mojej miłości?


~*~ 


   - I żebyś znalazł sobie drugą połówkę, która będzie pasowała do ciebie idealnie - szepnęła na koniec życzeń babcia, po czym ucałowała mnie delikatnie w policzek. 
   - Dziękuję babciu - uśmiechnąłem się, starając się zatuszować jakoś to, że jestem nie w humorze.
   - Wszystko w porządku? - starsza kobieta spojrzała na mnie badawczo swoimi ciemnymi, małymi oczami.
   - Tak - wyszczerzyłem zęby w jeszcze szerszym uśmiechu, by ją uspokoić. 
   - Ale wiesz, że w razie czego ja zawsze jestem pod ręką, prawda? 
   - Pewnie - zmrużyłem lekko oczy i pokiwałem głową.
   Po tych słowach babcia wróciła do stołu. Ja natomiast westchnąłem głęboko i odwróciłem się w stronę okna. Pierwsza gwiazdka już chwilę temu pojawiła się na niebie, a teraz dołączały do niej stopniowo kolejne. Noc zapowiadała się naprawdę piękna. 
   - Kyungsoo, chodź, zaczynamy - usłyszałem za sobą głos mamy.
   Kiwnąłem i podjechałem wózkiem do stołu. Zająłem miejsce przeznaczone dla siebie i zacząłem jeść. Kompletnie nie miałem na to ochoty, ale skoro mama i Hyerin tak się napracowały przy tym wszystkim, to mimo mojego podłego nastroju postanowiłem sprawić im przyjemność i chociaż spróbować tego, co zrobiły. 
   - I jak smakuje? - Hyerin nachyliła się do mnie i uśmiechnęła szeroko.
   - Pyszne jak zawsze - odpowiedziałem i zwróciłem do przerwanej czynności. 
   Mijały kolejne minuty. Wszyscy wokół mnie rozmawiali, śmiali się, wspominali co zabawniejsze sytuacje. Tylko ja siedziałem i dłubałem pałeczkami w talerzu. Jedzenie praktycznie już wystygło, a ja mimo iż zjadłem tyle co nic, byłem już całkowicie pełny. Już chciałem taktownie podziękować i podjechać do swojego pokoju, kiedy w mieszkaniu zabrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Obecni zaprzestali rozmów, a mama i Hyerin wymieniły ze sobą krótkie spojrzenia. W tym momencie przemknęło mi przez głowę, że taki gest nie wróży nic dobrego. 
   - To ja otworzę! - moja siostra zerwała się od stołu i zbiegła po paru schodkach do przedpokoju, a następnie na przedsionek. 
   Chwilę mocowała się z zamkiem, a gdy już udało jej się otworzyć drzwi, do moich uszu dotarły głośne powitania. Co gorsza - głosy przybyłych były mi aż nad to dobrze znane. Momentalnie stanęły mi przed oczami trzy twarze - Krisa, Tao i Sehuna. To do nich należały dobiegające z dołu głosy. Usłyszałem, jak otrzepują buty, a następnie wchodzą na schody. Parę sekund później wszystkie trrzy sylwetki ukazały się w drzwiach salonu. 
Potem rozpoczęła się seria powitań, moi przyjaciele składali życzenia moim rodzicom, wszystkim się kłaniali, a kiedy to dobiegło końca, ich twarze zwróciły się moją stronę. Widząc ich szerokie uśmiechy i czerwone jeszcze od zimna policzki, poczułem, jak coś przewraca mi się w żołądku, a cała jego zawartość niebezpiecznie podchodzi mi do gardła. 
   - Kyungsoo, tak jak było ustalone, jesteśmy po ciebie - powiedział radosnym tonem Tao. 
   Po jego słowach Kris zwrócił się w stronę mojej mamy:
   - Nie będzie miała pani nam za złe, prawda?
   Mama jedynie pokręciła głową. Jej oczy lśniły. I po tym właśnie rozpoznałem, że była w to bezpośrednio zamieszana. 
   - To w takim razie D.O - Sehun uśmiechnął się przebiegle - idziesz z nami.
   W tamtej chwili moje oczy przypominały chyba dwa duże obiadowe talerze. Wiedziałem, że Hyerin jest zdolna do wielu rzeczy, ale żeby robić mi coś takiego?
   - Hyeee - jęknąłem przeciągle, posyłając jej zbolałe spojrzenie. 
   - Teraz to już nie masz wyjścia - zawyrokował Kris. 
   Na dźwięk jego słów ramiona mi opadły, a oczy stały się jeszcze większe niż przed chwilą. Westchnąłem głęboko i pokiwałem głową ze zrezygnowaniem. Moja reakcja spotkała się z ogólnym zadowoleniem. Jednak szczególnie radosna okazała się Hyerin i moja mama oraz Sehun, Tao i YiFan.


~*~


   - Dobrze, więc skoro jesteśmy tutaj już wszyscy, czas chyba na modlitwę - Suho podniósł się z krzesła i popatrzył znacząco na siedzącego po jego lewej Krisa.
   - Owszem - pospieszył z odpowiedzią najwyższy z nas, również wstając.
   Następnie zaczęło szurać kolejne dziewięć krzeseł. Poczułem się dziwnie, bo tylko ja siedziałem. Rozejrzałem się nerwowo, po czym pociągnąłem siedzącego obok mnie Luhana za rękaw jego koszuli. 
   - Mam prośbę - szepnąłem, kiedy mój przyjaciel nachylił się w moją stronę.
   - Mhm.
   - Pomożesz mi wstać? - zapytałem nieśmiało, na co Jelonek zmarszczył nieznacznie brwi, jednak chwilę potem skinął i chwycił mnie mocno za dłoń.
   Wziąłem głęboki oddech i przykmnąłem powieki.
   "Dasz radę D.O. Uda ci się..." - myślałem.
   Kiedy zdjąłem nogi z podnóżka i powoli zacząłem się prostować, usłyszałem, jak któryś z moich przyjaciół bierze nazbyt głęboki oddech. Prawdopodobnie był to Baekhyun, który pewnie w tamtej chwili dostawał zawału.
   Poczułem, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Miałem w nich jeszcze trochę czucia, więc doszło do mnie, że nie chcą współpracować. Dlatego zacisnąłem powieki, spiąłem wszystkie mięśnie i spróbowałem raz jeszcze. Jednak znowu nic z tego nie wyszło.
   - Chanyeol, nie stój jak ciota, pomóż - zasyczał Lulu, na co siedzący po mojej drugiej stronie Channie wzdrygnął się gwałtownie.
   Po chwili poczułem, jak on również chwyta mnie jedną ręką za łokieć, a drugą bierze moją dłoń w swoją.
   - Na trzy - zarządził.
   - Raz... Dwa... I...trzy - w momencie, gdy Chan wypowiadał ostatnie słowo, ja zebrałem się w sobie po raz kolejny.
   Moje wciąż zamknięte oczy nie widziały napięcia, jakie malowało się na twarzach moich przyjaciół. W pewnej chwili poczułem, jak przez moje nogi przechodzi fala bólu. Jednak nie poddałem się. Już prawie się udało, nie mogłem odpuścić. Po paru sekundach przez pokój przeszedł cichy pomruk, który chwilę potem zamienił się w głośne wyrazy zachwytu i zadowolenia. Uchyliłem najpierw jedno, a później drugie oko. Jedenaście sylwetek było zwrócone wprost na mnie. Każdy z moich przyjaciół uśmiechał się, a w oczach Baeka zauważyłem łzy.
   - Przepraszam, że tak długo, ale... - zacząłem się tłumaczyć.
   - Kyungsoo, nie wygłupiaj się - przerwał mi Jongin. - Teraz dopiero możemy zacząć.
 

~*~


   Po godzinie, kiedy już wszystko, co zostało przygotowane, zniknęło ze stołu, a naczynia i sztućce były posprzątane, cała nasza dwunastka zgromadziła się w pobliżu sporych rozmiarów choinki. W całym pokoju pachniało lasem, a wokół nas unosiła się ta, jak to ludzie określają, wyjątkowa aura. Z głośników cicho płynęła melodia najbardziej znanej kolędy. Wszyscy, nawet Sehun, byli zadowoleni. Powiem szczerze, że jeśli początkowo byłem negatywnie nastawiony do tej naszej wspólnej wigilii, to w tamtej chwili dotarło do mnie, jak bardzo marnotrawiłem święta przez ostatnie cztery lata. Byłem zamknięty na otoczenie, nic mnie nie cieszyło. Nie doceniałem tego, że to chyba jedyny czas w roku, kiedy cała moja rodzina gromadzi się przy jednym stole, i kiedy możemy pobyć ze sobą wszyscy razem. Byłem zaślepiony tym, że jestem niepełnosprawny, że jestem inny. A wcale tak nie było. Hyerin miała rację - moi bliscy nadal mnie kochali. Dopiero wtedy zorientowałem się, że przecież żaden z moich przyjaciół nie odwrócił się ode mnie po wypadku, że nadal byłem dla nich równie ważny, jak nie ważniejszy. Tylko po prostu nie umiałem tego dostrzec. Dlaczego? Bo byłem zwykłym egoistą. 
   - Chyba możemy już rozpakować prezenty - zawyrokował Xiumin, który co chwilę rzucał tęskne spojrzenia górze paczek i prezentów, która piętrzyła się pod choinką. 
   Jego propozycja spotkała się z ogólną aprobatą i praktycznie w tej samej sekundzie wszyscy rzucili się na poszukiwania prezentów przeznaczonych dla siebie. Z uśmiechem przyglądałem się, jak wszyscy cieszą się z podarunków. 
   - A tu jest coś ode mnie - wzdrygnąłem się, słysząc tuż obok swojego ucha cichy głos Jongina.
   - Wystraszyłeś mnie - uśmiechnąłem się delikatnie.
   - Przepraszam - Kai zrobił niewinną minę i wyciągnął przed siebie trzymany dotychczas za plecami pakunek. - To spacjalny prezent, wiesz? 
   Spojrzałem z zaciekawieniem na trzymane w dłoniach pudełeczko. Obróciłem je parokrotnie wokół jego osi, po czym rozwiązałem cieniutką, czerwoną wstążeczkę, w które było owinięte. Następnie rozdarłem granatowy papier w małe, białe śnieżynki, a moim oczom ukazało się czarne, atłasowe pudełko. Takie, w jakim trzyma się biżuterię. Zmarszczyłem brwi, po czym chwyciłem jego wieczko i zdjąłem je. Z moich ust wyrwało się ciche westchnienie. Kai, słysząc to, kucnął przy mnie i wlepił spojrzenie swoich dużych oczu w moje, które momentalnie stały się lekko wilgotne. 
   - Boże... - wyszeptałem. - Jongin, to jest naprawdę...piękne.
   - Miałem nadzieję, że ci się spodoba - chłopak chwycił mnie za dłonie i przyłożył do swojego policzka. - Na pewno będzie ci w nim do twarzy. 
   Poczułem, jak w gardle robi mi się co raz bardziej sucho. Zwiększyłem częstotliwość mrugania do maksimum, żeby tylko się nie rozpłakać. Wpatrywałem się w znajdujący się w pudełeczku łańcuszek z pięknym wisiorkiem w kształcie nutki. 
   - Nie wiem, jak mam ci dziękować - wychrypiałem, unosząc głowę i patrząc Kaiowi w oczy. 
   - Chyba wiem, co mógłbyś zrobić - odparł tajemniczo Jongin i wypuścił moje ręce z uścisku. 
   Spojrzałem na niego pytająco, po czym zamknąłem pudełeczko z prezentem i odłożyłem je na stolik, który znajdował się akurat w zasięgu mojej ręki. Jongin natomiast wstał i zerknął na mnie z uśmiechem. 
   - Wstań - powiedział po chwili, a w pokoju zapadła grobowa cisza.
   Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową z niedowierzaniem. 
   - Kai, co ty wyprawiasz? - Luhan podszedł do stojącego przede mną blondyna i przyjął pozycję "obronną". 
   - To, co słyszysz - odparł Jongin. - Kyungsoo, zrób, to co powiedziałem. 
   - Dosyć - wtrącił się Xiumin i stanął w pobliżu Lulu. 
   - W porządku - uspokoiłem ich. - Kai, nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
   - D.O, posłuchaj mnie. Zaufaj mi - upierał się Kai. - Ja w ciebie wierzę. 
   - Jongin, nie przesadzajmy, już dzisiaj wystarczająco się... - zaczął Luhan, jednak ja przerwałem mu ruchem ręki. 
   - Lulu, skoro Kai mnie prosi. Dzisiaj Wigilia, jeśli tego sobie właśnie życzy. 
   Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Baekhyun kręcił głową, a jego twarz wyrażała strach. 
   - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - wyszeptał oniemiały Lay.
   - Dam radę - zacisnąłem lekko pięści i przymknąłem powieki. 
   Jongin skinął głową i podszedł do mnie. Złapał mnie za ręce i uniósł je na wysokość swoich bioder. Wziąłem głęboki oddech i zagryzłem wargę. Zacisnąłem palce na dłoniach Kaia i postawiłem stopy na dywanie. Ktoś zachłysnął się powietrzem, po czym zaczął kalszeć. Uśmiechnąłem się w myślach. Postanowiłem, że zrobię to dla niego. Dla Jongina.
Chwilę jeszcze posiedziałem, po czym wsparłem się jedną ręką o podłokietnik, a drugą wciąż trzymałem się Kaia. Uniosłem się z siedzenia i nagle moje ciało poraził ból. Przeszedł od kręgosłupa aż po czubki palców. 
   "Nie poddawaj się" - pomyślałem.
   - D.O... - jęknął przerażony Baekkie.
   Pokręciłem jedynie głową i wróciłem do przerwanej czynności. Po paru sekundach spiąłem od nowa wszystkie partie mięśni, by chwilę potem poczuć w miarę stabilny grunt pod nogami. Odetchnąłem i otworzyłem oczy. Kai patrzył wprost w moje oczy. Poczułem się trochę niekomfortowo, bo chyba pierwszy raz w życiu skupiał swoją uwagę tylko na mnie. Posłał mi krzepiący uśmiech, po czym rozejrzał się po przyjaciołach i powiedział:
   - Kyungsoo, skoro już stoisz, to spróbuj zrobić krok. Chociaż jeden.
   Otworzyłem oczy szeroko i odparłem:
   - Ja...nie dam rady. Bardzo bym chciał, ale...
   - Uwierz mi - wyszeptał prawie niedosłyszalnie blondyn. 
   Zamknąłem oczy. Czy mi się uda? Przecież...nie próbowałem chodzić już bardzo dawno. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zrobiłem chociażby jeden najmniejszy kroczek.
   - Spróbuję - odpowiedziałem po krótkim namyśle. - Dla was.
   - Podejdziesz ze mną tam? - Jongin wskazał ruchem głowy wiszącą pod żyrandolem jemiołę.
   Zmarszczyłęm brwi, jednak pokiwałem głową. I w tej chwili, kiedy znowu nasze spojrzenia się spotkały, poczułem coś, co do tej pory było dla mnie kompletnie obce. Moje ciało przeszedł dreszcz, a potem rozlała się po nim fala ciepła. O dziwo - dotarła również do moich stóp. Spojrzałem na nie ze zdziwieniem. Czyżby wróciło mi czucie? Poruszałem palcami u stóp. Jak to... STOP! Poruszyły się?!
   - Boże... - wyrwało mi się. - Nie...wierzę... 
   - Co jest? - zaniepokoił się Suho. 
   Zamiast mu odpowiedzieć uniosłem lekko stopę i postawiłem ją paręnaście centymetrów w stronę wyznaczoną mi przez Kaia. W oczach chłopaka pojawiły się radosne iskierki. 
   - Kyungsoo, dasz radę - szeptał blondyn, podczas gdy ja stawiałem kolejne małe kroki.
   Sam nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Chodziłem! To było...coś niesamowitego. Już zapomniałem jak to jest móc wykonywać tą czynność. 
   - Ja chodzę... - wychrypiałem, kiedy w końcu udało mi się dojść w wyznaczone miejsce.
   Po wypowiedzianych przeze mnie słowach w pokoju zrobiło się ogromne zamieszanie. Baekhyun zaczął płakać, reszta klaskała.
   - To cud - usłyszałem głos Chena. - Nigdy w życiu nie wierzyłem w cuda...ale to...to jest autentyczny cud!
   Wszyscy przytaknęli, po czym w pokoju na nowo zapadła cisza. 
   - Kyungsoo, jestem z ciebie dumny, wiesz? - zapytał Jongin, patrząc mi głęboko w oczy.
   - To wszystko dzięki tobie - szepnąłem i odetchnąłem głęboko. 
   - A teraz poproszę o nagrodę - Kai uśmiechnął się znacząco i spojrzał w górę. 
   Poszedłem za jego przykładem. Zmarszczyłem brwi.
   - Jemioła, D.O, jemioła - podpowiedział mi Xiumin. 
   - Ach... - westchnąłem.
   Skinąłem głową i poprosiłem, by Kai nachylił się w moją stronę. I kiedy szykowałem się, by dać mu delikatnego buziaka w policzek, on odwrócił głowę, a nasze usta się spotkały. Otworzyłem oczy gwałtownie, chcąc dać mu do zrozumienia, że jestem przerażony, ale on nie dał mi się wyswobodzić z jego uścisku.
   - Gdzie się wybierasz? - zachichotał, kiedy zakończył nasz pocałunek.
   - Już...nieważne... - zmieszałem się i opuściłem głowę.
   - Wiesz co? - zapytał Jongin.
   - Tak? 
   - Kocham cię - wyszeptał wprost do mojego ucha, na co moje policzki pokryły się soczystym rumieńcem. - Jesteś moim największym skarbem i już nigdy nie pozwolę ci w ciebie zwiątpić, rozumiesz?
   Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się.
   - Jak słodko, porzygać się idzie - sarknął Sehun, przewracając oczami.
   - No wiesz! - Luhan uderzył swojego chłopaka w ramię. - Jak możesz psuć taką piękną chwilę?! Przecież to istny cud! Bożonarodzeniowy cud, Hunnie.




   Dobry wieczór~ Cóż, nie sądziłam, że zdążę, ale jestem^^ Oto shot, który jest prezentem specjalnie dla was^^ Tak z okazji świąt. Oczywiście życzę wam, żeby były dla was szczęśliwe i radosne - czyli takie jakie, powinny<3 Wesołych świąt kochani!
   A tak dodatkowo powiem, że jest to shocik ze specjalną dedykacją dla Avy i Dubu (ze względu na KaiSoo) i dla Unni, która sama sobie powinna tutaj wyłapać coś dla siebie:>

"Time loop" - Rozdział IV

   Jinki szedł ciemnymi ulicami Seulu. Minęło już sporo czasu, od kiedy Tao go zostawił i gdzieś się ulotnił. Cóż, właściwie Onew wcale mu się nie dziwił. W pewnym sensie Huang miał rację. Karmelowo-włosy był, jakby to powiedzieć, nietykalny. Sehun nic nie mógł mu zrobić. Dlaczego? To wiedział chyba tylko Oh. Nawet, kiedy był strasznie wściekły na Jinkiego, ograniczał się jedynie do podniesionego tonu. Natomiast w stosunku do Tao był zdolny do wszystkiego, nie wyłączając przemocy. Onew często czuł się winny. Jego kolega "po fachu" nie przepadał za nim, bo jego zdaniem karmelowo-włosy był ewidentnie faworyzowany przez Sehuna (o ile w ogóle można to tak nazwać...). 
   Jinki poczuł jak jego ciałem wstrząsa chłodny dreszcz, a wokół niego robi się jakby jeszcze ciemnej. Latarnie nieznacznie przygasły, przez co chłopak poczuł się dość nieswojo. Rozejrzał się wokół siebie i nie widząc niebezpieczeństwa, kontynuował wędrówkę. Jednak nie uszedł pięciu metrów, kiedy usłyszał, że jego twarz owiewa lodowaty oddech. Zatrzymał się gwałtownie i zacisnął powieki. Wiedział kogo zobaczy...
   - Witaj - usłyszał po chwili tuż przed sobą szept napełniony jadem i nienawiścią.
   Nie odpowiedział.
   - Gdzie zgubiłeś naszego drogiego przyjaciela, co? - syknął głos.
   Onew zadrżał i otworzył powoli oczy. Tak jak się spodziewał - przed nim stał nie kto inny, a sam Oh Sehun. Karmelowo-włosy przełknął ślinę i zaczął gorączkowo myśleć. Jednak zrezygnował z kłamstwa. Przecież tęczowo-włosy wiedział wszystko...
   - Znowu ci uciekł? - Sehun spojrzał z wyższością na Onew i dmuchnął, powodując, że przed jego ustami utworzył się mętny obłoczek pary, który zniknął niedługo potem.
   - Można powiedzieć, że się...pokłóciliśmy... - wydukał karmelowo-włosy, spoglądając co chwilę za siebie.
   - To męczące - westchnął ostentacyjnie Oh i pstryknął palcami prawej dłoni.
   Praktycznie w tej samej chwili pojawił się w nich niezaczęty jeszcze papieros. Wetknął go do ust i zaciągnął się. Chwilę potem wypuścił z ust smużkę dymu. Jinki otworzył oczy szeroko.
   "Przecież...on go nawet nie rozpalił..." - pomyślał z przerażeniem.
   - Myślisz, że możecie się tak ze mną zabawiać? - Sehun zmrużył oczy, a widząc minę Jinkiego, która wskazywała na to, iż chłopak zwyczajnie się boi, zaśmiał się gardłowo.
   - Że też pokarali mnie takim nierozgarniętym idiotą. Zresztą w sumie dwoma... Ale do rzeczy - co nowego? - tęczowo-włosy wbił przenikliwy wzrok w stojącego przed nim Onew.
   Karmelowo-włosy przygryzł wargę, po czym odchrząknął i odparł:
   - Wiemy gdzie mieszka...
   Oh przez chwilę stał nieruchomo, jednak potem odwrócił się gwałtownie i zwyczajnie zaczął iść w stronę przeciwną do tej, od której podążał Jinki.
   - Co... - karmelowo-włosy zmarszczył brwi i ruszył w ślad za Sehunem.
   Dogonił go dość szybko, bo tęczowo-włosy nie spieszył się. Kiedy stanął tuż za nim i chciał złapać go za ramię, Oh warknął i powiedział:
   - Nie masz prawa.
   Onew powoli cofnął rękę i zamarł, nie wiedząc, co ma zrobić. Przez dłuższy czas stali w ciszy. Była trzecia trzydzieści w nocy. Znajdowali się w takiej dzielnicy Seulu, w którą raczej żaden szanujący się obywatel miasta się nie zapuszcza. Od czasu do czasu minął ich jakiś ćpun albo ktoś podobnego pokroju, kompletnie nie zwracając na nich uwagi.
   - Sehun... - wyszeptał w końcu Jinki.
   Nie doczekał się jednak żadnej reakcji. W obliczu takiej sytuacji postanowił zostawić Oha samego. Kiedy tak dłuższą chwilę nie reagował, to był ewidentny znak, że chce zostać sam.
   "Chyba mnie nie zabije, jeśli pójdę. Chyba..." - przemknęło karmelowo-włosem przez myśl.

~*~
   Taemin usłyszał jakiś niezidentyfikowany dźwięk tuż obok swojej głowy. Niewiele myśląc zerwał się do pozycji siedzącej i rozejrzał wokoło. To jego telefon wibrował. Sięgnął po niego i spojrzał na wyświetlacz.
   - Kto normalny dzwoni o tej porze... - jęknął zrezygnowany, jednak odebrał połączenie.
   - Minnie? - w słuchawce dało się słyszeć konspiracyjny głos Luhana.
   - Nie, święty Mikołaj - burknął ironicznie Tae, wolną ręką rozmasowując sobie obolały kark.
   - Znowu sarkazm. Wiesz co, jak możesz? Chociaż raz mógłbyś być milszy dla swojego hyunga! - Lulu zapiszczał z wyrzutem.
   - No więc o co chodzi, HYUNG?
   - A tak dzwonię, bo się obudziłem i stwierdziłem, że zadzwonię - zaświergotał Jelonek.
   Taemin otworzył oczy szerzej i pokręcił głową z niedowierzaniem. Luhan miewał różne debilne pomysły, ale dzwonienie po nocach to było coś, czego Minnie szczerze w swoim przyjacielu nienawidził. To było chore. W nocy się śpi, a nie rozmawia! Tylko że Lulu tego nie rozumiał... A najczęściej jego ofiarą padał właśnie Tae.
   - Jesteś tam? - w słuchawce zabrzmiał głos Jelonka.
   - Nie mam wyboru - mruknął Taemin, ziewając.
   - Dlaczego się po prostu nie rozłączysz, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał obrażonym tonem chłopak.
   Minnie westchnął i odpowiedział:
   - Bo wiem, że byś się obraził, hyung.
   - Racja... - przyznał Lulu.
   - Hyung, czy masz mi jeszcze coś do powiedzenia? Bo ja chętnie położyłbym się spać... - zasugerował Taemin, podnosząc się powoli z łóżka i przeciągając.
   - Ale Minnie... - zajęczał Jelonek. - Nie kochasz mnie tak?
   - To nie tak, hyung... - westchnął Tae, przecierając oczy wierzchem dłoni. - Po prostu jestem śpiący.
   - Skoro tak stawiasz sprawę... Chyba będę musiał zadzwonić do Chena. Pewnie siedzi i ogląda te swoje idiotyzmy... - zasmucił się Luhan.
   - Hyung...proszę, nie bądź smutny. Miałem dzisiaj gorszy dzień, chciałbym się położyć - odparł Taemin i oparł się rękami o parapet.
   Zapatrzył się w ciemne, rozgwieżdżone niebo. Seul lśnił tysiącami świateł. Miasto jeszcze nie spało. Jednak w pewnym momencie coś przykuło uwagę Minniego. Jakby...ptak? Ale przecież ptaki nie latają w nocy... Jednak co innego mogło by to być? Taemin już chciał odejść z powrotem w stronę łóżka, kiedy nagle coś z impetem uderzyło w szybę. Chłopak odskoczył, chwytając się za miejsce, pod którym biło jego serce.
   - Co...? - Minnie zmarszczył brwi.
   - Hej, znowu mnie nie słuchasz?! - czarnowłosy ocknął się dopiero, gdy ze słuchawki dobył się podniesiony głos Luhana.
   - Przepraszam cię hyung, ale muszę kończyć. Pogadamy jutro. Dobranoc! - Taemin rozłączył się, nie czekając na odpowiedź przyjaciela i znów wpatrzył się w okno.
   Nie zobaczył nic podejrzanego. Wszystko względnie było w porządku... Chłopak stał jeszcze chwilę bez ruchu, jednak kiedy nic innego się nie wydarzyło, odwrócił się i usiadł na łóżku. Przetarł oczy dłońmi i westchnął głośno. Powoli zaczynał mieć tego wszystkiego dość. Działo się z nim coś dziwnego. Zanim zadzwonił Lulu, chłopak miał dziwny sen. Znajdował się w jakimś kompletnie nie znanym mu budynku. Wokół niego było mnóstwo dymu. Oddychał z ogromnym trudem. Niewiele widział. Jednak w pewnym momencie dym przerzedził się, a Taemin ujrzał parę metrów przed sobą nieco wyższego od siebie, ciemnowłosego chłopaka. Na oko był starszy od Minniego. Czarnowłosy wyraźnie widział, że tamten chce do niego podejść, ale nie zdążył. Młodszego chłopaka ogarnęła chmura pyłu i popiołu, a chwilę potem siedział już na łóżku, oddychając bardzo szybko, a obok siebie słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu.

   Kiedy tak w tamtym momencie rozmyślał o wszystkim, co ostatnio działo się wokoło, doszedł do wniosku, że coś niedobrego się dzieje. Może to było głupie, ale Tae miał wrażenie, że ktoś go nieustannie obserwuje, że jest zwyczajnie śledzony. Chciał wyprzeć z umysłu tę pozornie absurdalną myśl, jednak to nie dawało mu spokoju. Jeszcze teraz to coś, co uderzyło w jego szybę. Ktoś inny nawet nie zwróciłby uwagi na tak nieistotny incydent, jednak Taemin w tamtej chwili czuł strach. Nie wiedział, dlaczego akurat jemu coś takiego się przydarza. Przecież zawsze starał się żyć jak najlepiej, nawet wobec rodziców był w miarę taki, jakie powinno być dziecko, a mimo to czuł, że coś się zmieniło, że nie jest tak, jak jeszcze do niedawna było. 



~*~


   Ciemnogranatowe niebo przeciął dość duży, czarnopióry ptak. Leciał z wysoka i dopiero parę metrów przed ziemią zaczął zwalniać. Do właściciela podleciał już zupełnie spokojnie. Po chwili siedział na wyciągniętej szczupłej ręce młodego chłopaka. Kiedy ptak ułożył się na miejscu, chłopak odwrócił ramię w swoją stronę tak, by móc spojrzeć na zwierzę. Kiedy ciemne oczy właściciela spotkały się z rozbieganym nadal spojrzeniem ptaka, stworzenie uspokoiło się praktycznie w tym samym momencie. Chłopak przez dłuższą chwilę wpatrywał się w czarne ślepia ptaka, który z kolei wyglądał jak zahipnotyzowany. Minutę, może dwie potem chłopak pokiwał głową, przez co zwierzę wyrwało się z letargu. Posłało właścicielowi ostatnie spojrzenie i ponownie wzbiło się do lotu. Po paru sekundach już nie było go widać.
   Chłopak natomiast odwrócił się i ruszył w przeciwną od ptaka stronę. Był ubrany cały na czarno, więc jeśli przechodzień, który właśnie by go mijał nie wytężyłby dostatecznie wzroku, to najpewniej nawet nie zauważyłby Sehuna. Jego tęczowe włosy były dobrze zakamuflowane przez czarny kaptur. Chodziło o to, by jak najmniej się wyróżniać i nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi innych. 
   Sehun był specyficznym typem człowieka. Na pierwszy rzut oka mógł wywrzeć względnie pozytywne wrażenie. Jednak nic bardziej mylnego. Sehun NIE BYŁ pozytywny. Wręcz przeciwnie. Osoby, które miały nieprzyjemność poznać go bliżej, starały się trzymać od niego jak najdalej. Rozsiewał wokół siebie tak negatywną i nieprzyjemną aurę, że chyba nie było człowieka, który darzyłby tęczowo-włosego jakimś cieplejszym uczuciem. Zresztą Sehunowi było to obojętne. Co więcej - cieszył się, że nie musiał znosić tej radości, która towarzyszy przebywaniu z innymi. Stronił od ludzi, był samotnikiem. Jego postawa i podejście do życia pozostawiały wiele do życzenia. Miał na sumieniu już naprawdę sporo dusz, ale nie miał z tym nawet najmniejszego problemu. Uważał, że to co robi, robi w słusznej sprawie. Słowem - Sehun był złym człowiekiem. 


~*~


   - Jesteś - do pomieszczenia wszedł tęczowo-włosy, a przebywający tam już wcześniej Tao momentalnie zerwał się z zajmowanego dotychczas miejsca. 
   - Tak, czekałem na ciebie. Musimy pogadać - niebiesko-włosy założył ręce do tyłu i stanął parę metrów przed krzesłem, które było własnością Sehuna. 
   Tęczowy usiadł i przymknął powieki. Przez chwilę trwała wokół nich cisza, jednak została ona przerwana przez dźwięk stukania czymś o posadzkę. Tao zagryzł wargę, ale nie rozejrzał się. Wiedział, co, a raczej kto właśnie się zbliża. I właśnie w tym momencie obok krzesła, na którym siedział Sehun, pojawił się sporych rozmiarów czarny doberman. Na twarzy tęczowo-włosego zagościł nikły uśmiech, kiedy jego dłoń powędrowała w stronę głowy zwierzęcia, a jego palce zetknęły się z atłasową sierścią. 
   - Pamiętasz jeszcze mojego przyjaciela, prawda? - Sehun niespodziewanie otworzył oczy i utkwił spojrzenie w stojącym naprzeciwko Tao.
   Dziwak skrzywił się nieznacznie, czując na sobie natarczywe i śmiertelnie spokojne spojrzenie przełożonego. Przełknął ślinę, na co pies uniósł głowę i zawarczał cicho. Niebiesko-włosy cofnął się nieznacznie.
   - Jakże bym mógł nie pamiętać. Pamiętam aż za dobrze... - odparł w końcu, wlepiając wzrok w czubki swoich butów. 
   - Tak myślałem - zaseplenił Sehun i uniósł brew. - Wiesz co? 
   Tao zerknął badawczo na tęczowego i już chciał odpowiedzieć, kiedy siedzący zaśmiał się szyderczo i dopowiedział:
   - Jasne, że nie wiesz. 
   Niebiesko-włosy westchnął i zacisnął palce. Nienawidził, gdy Sehun robił coś takiego. Czuł się wtedy jeszcze bardziej zniewolony i zależny od przełożonego.
   - On tu jest - wyszeptał tęczowo-włosy. - On tu jest, rozumiesz?! - tym razem jego głos przeszedł w krzyk.
   Tao skulił się, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. 
   - S-skąd to wiesz...? - zapytał niepewnie, bo bał się reakcji Sehuna.
   - Nie muszę ci się tłumaczyć - warknął chłopak. - Ja wiem WSZYSTKO.
   Dziwak pokiwał niemrawo głową i zaczął łamać sobie kostki u lewej ręki. Nie podobało mu się zachowanie przełożonego. Był wyjątkowo rozdrażniony, rzadko widywało się go aż tak wściekłego. Tao dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę z tego, jak ważna jest ta sprawa dla tęczowego. 
   - Mieli sen. Już obaj - Sehun wstał i zaczął powoli przechadzać się w okolicach swojego krzesła.
   Doberman poruszył się niespokojnie, na co jego właściciel strzelił palcami. Pies momentalnie położył się z powrotem. 
   - Więc co teraz? 
   - Sprawa jest jeszcze trudniejsza, bo Sam Wiesz Kto również już tu jest - syknął z niesmakiem Sehun.
   Tao zrobił głupią minę.
   - Masz na myśli Jongina? - zapytał, na co tęczowy zatrzymał się i zacisnął szczękę.
   - Owszem, mam na myśli Kim Jongina. Pana Doskonałego, który jak zwykle chce nam wszystko utrudnić. Ale my się nie damy, prawda ssskarbie? - wyseplenił Sehun i zwrócił się w stronę niebiesko-włosego. 
   Zapytany otworzył oczy szeroko i automatycznie pokiwał głową. W tamtym momencie jego przełożony stał się wyjątkowo przerażający, więc Tao chciał jak najszybciej zakończyć tą dyskusję.
   - Perfecto - Sehun zatarł dłonie i powrócił na swoje stałe miejsce na krześle. - A więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? 





   Dzień dobry~ Witam wszystkich po krótkiej przerwie^^ Tym razem to już ja XD Ani nie Ava, ani nie Maknae. Udało mi się w końcu napisać posta na komputerze. Na tym, który jest w domu na stałe nie mogę, bo tam mi blogger nie działa, na taty laptopie wolę nie, bo znając mnie pewnie bym coś zepsuła, a on tam ma projekty i prawdopodobnie byście już nie przeczytali nic mojego, więc teraz piszę z laptopa siostry. Chyba jedyny plus tego, że przyjechała na święta XD No, ale wracając - po ponad dwóch miesiącach dodaję rozdział "Time loop". Nawet nie wiecie, jak się cieszę*^* 
   Dobra, myślę, że to tyle. Dziękuję Unni i Avie, że dodawały posty za mnie^^ Bez nich blog nie mógłby w obecnej sytuacji funkcjonować. Oczywiście podziękowania dla Dubu za zbetowanie.
   No, w każdym razie - miłej lektury i do szybkiego (mam nadzieję) zobaczenia<3