"Time loop" - Rozdział III




   Dym.
   Czujesz?
   Co się dzieje?
   Dlaczego nie uciekasz?
   Stoisz w miejscu.
   Ratuj się.
   Tam ktoś siedzi.
   Działaj.
   Dlaczego nic nie robisz?
   On zaraz umrze.
   Dusi się.
   Ty też jesteś coraz słabszy.
   Dlaczego biernie patrzysz, jak on kona?
   Spróbuj chociaż.
   Wiem, że może ci się udać.
   Nie stój tak.
   Ratuj go.
   Ratuj siebie!
   Dlaczego...
   ...
   Za późno...
   To już koniec.
   Widzisz? Nie żyje.
   A czyja to wina?
   Twoja.
   Będziesz żył z wyrzutami sumienia.
   Chociaż twój czas już i tak się kończy.
   Umierasz.
   Ale będziesz winny nawet po śmierci.
   Bo nic nie zrobiłeś.
   Bo ten chłopak zginął przez ciebie.


   - Prosimy o zapięcie pasów. Samolot podchodzi do lądowania - po pokładzie maszyny rozniósł się piskliwy głos stewardessy, co wyrwało siedzącego przy jednym z okien szatyna ze snu.
   Otworzył oczy szeroko, a po chwili przetarł je wierzchem dłoni. Czuł się jakoś dziwnie. Nie to, że coś go bolało. Po prostu... Ten sen... Był naprawdę niepokojący. I mimo iż zdawał sobie sprawę, że sny to jedynie wytwór wyobraźni, to nie czuł się komfortowo. Widział ogień. Z każdej strony otaczały go płomienie, które powoli zaczynały parzyć jego skórę. Chciał uciekać, ale zamiast tego stał jak wryty i nie był w stanie się ruszyć. A przecież to był tylko sen. Przecież mógł robić co chciał. Przecież to był wytwór jego umysłu! Więc dlaczego nie był w stanie nawet kiwnąć palcem?! A potem jeszcze ten czarnowłosy chłopak... Minho wydawało się, że w tej kruchej, umierającej postaci było coś znajomego. Ale kompletnie nie miał pojęcia co to mogło być. Chłopak nie patrzył na niego, ale wyczuwał w jego postawie coś dziwnego. Naprawdę dziwnego. Nie wiedział, co takiego od niego biło, ale na pewno nie było to nic normalnego. Z jednej strony Minho chciał znaleźć się od czarnowłosego jak najdalej, bo zwyczajnie napawał go niepokojem, jednak z drugiej jakaś tajemnicza siła ciągnęła go w jego stronę. Chciał mu pomóc. Naprawdę chciał. Ale potem... Potem sufit się zawalił i...i dla czarnowłosego nie było już ratunku. A cichy głos w głowie Minho miał rację. To była JEGO wina...


~*~


   Choi Minho był studentem trzeciego roku na wydziale medycyny. Dwa lata studiował z Busan, jednak dzięki wpływom swojego ojca został przeniesiony do Seulu. Właściwie, to chłopak nie miał ochoty wyjeżdżać. Jednak pan Choi nie przyjmował do wiadomości, że Minho chce zostać w Busan. Twierdził, że tylko w Seulu jego syn może dostać stypendium, ukończyć studia z wyróżnieniem, dostać dobrą pracę i, jak to się mówi, wyjść na ludzi. Minho był całkiem innego zdania, ale jego ojciec był cholernie uparty, więc nie było mowy o pozostaniu w Busan. Poza tym matka Minho stanęła po stronie pana Choi, bo zwyczajnie się bała. Chłopak w zasadzie nie miał do niej szacunku. Wiadomo, nie okazywał swojej niechęci, ale kobieta wzbudzała w nim chyba same negatywne emocje. Niby powinien traktować ją z ogromnym szacunkiem, bo w końcu przecież była jego matką, ale nawet jeśli nie wiadomo jak by się starał, zwyczajnie nie potrafił. Kiedy miał dziesięć lat, zostawiła jego i ojca dla jakiegoś sporo młodszego od siebie mężczyzny. Po prostu z dnia na dzień wyprowadziła się, ponieważ (jak wtedy powiedziała) jej miłość do ojca wypaliła się. Pan Choi starał się ukryć przed synem prawdziwy powód odejścia matki, jednak chłopak doskonale wiedział, co się wydarzyło. Po prostu słyszał całą rozmowę rodziców. Od tamtego dnia szczerze znienawidził kobietę, którą jeszcze parę godzin wcześniej bez przeszkód mógł nazwać matką. Po jej odejściu pan Choi załamał się i popadł w długi. Zaczął nawet pić. Dlatego opiekę nad Minho sprawowała babcia, która mieszkała w Busan. Jednak parę lat później ojciec chłopaka odniósł niespodziewany sukces. Dzięki wsparciu przyjaciół pan Choi dał radę jakoś odciąć się od dotychczasowego życia. Razem ze swoim wieloletnim przyjacielem założyli firmę. Od tamtego czasu ojciec Minho był w stanie opłacać szkołę chłopaka i wszystko, co dotyczyło jego wychowania. Jednak Minho nadal mieszkał w Busan. Aż do dnia, w którym ojciec nakazał mu natychmiastowy powrót do Seulu. Parę dni przed wylotem pan Choi poinformował syna również o powrocie jego matki. Powiedział, że nie chciał mu mówić wcześniej, bo to miała być niespodzianka. Minho dziwiło zachowanie ojca. Jak można kochać kogoś, kto wiele lat temu zostawił cię i zwyczajnie zdeptał to, co was łączyło? Chłopakowi wydawało się to wręcz chore. Dlatego przyrzekł sobie, że nie będzie ukrywał swoich uczuć i zwyczajnie będzie okazywał, jak bardzo jest zawiedziony postępowaniem ojca, i jak bardzo nienawidzi kobiety, która formalnie była jego matką. 


~*~


   - Gdzie jesteś? - Minho usłyszał w słuchawce komórki przytłumiony głos ojca.
   - Stoję przed budynkiem lotniska - odparł chłopak i rozejrzał się wokół. 
   - Powtórz, nic nie słychać! 
   - PRZED LOTNISKIEM! - krzyknął jak najgłośniej potrafił, co spotkało się z niemałym niezadowoleniem kobiety z dwójką dzieci, która właśnie go mijała.
   Odpowiedział mu jedynie jakiś niezidentyfikowany pomruk z drugiej strony słuchawki, po czym dało się słyszeć miarowe pikanie, co oznaczało koniec rozmowy. Minho schował telefon do plecaka i po raz kolejny zlustrował okolicę. Z każdej strony byli ludzie. Jedni wychodzili z hali, drudzy w dość szybkim tempie do niej zmierzali. Chłopak wziął głęboki wdech. Wieczory powoli zaczynały robić się chłodne. Ale to dobrze. Choi uwielbiał jesień. 
   Minho zastanawiał się, jak wiele zmieniło się w Seulu od czasu jego wyjazdu. W końcu minęło już ponad dziesięć lat. Mimo początkowej niechęci był ciekaw, jak teraz będzie wyglądało jego życie. Czy rodzice pozwolą mu żyć na własną rękę? Czy może będą go ciągle kontrowolać? A może po prostu będą tylko dawać mu pieniądze? Nie wiedział tego i nawet trochę się bał, ale przecież do odważnych świat należy, jak to mówią.
   - Minho! - chłopak usłyszał donośny głos parę metrów od siebie.
   Odwrócił się w stronę, z której dochodził i ujrzał spieszącą w jego kierunku wysoką, dobrze zbudowaną postać. Po chwili stał już oko w oko z własnym ojcem.
   - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś - powiedział pan Choi i pod wpływem impulsu mocno przytulił do siebie syna.
   - Ja też się cieszę - odparł mechanicznie chłopak i lekko odsunął od siebie ojca.
   - Chodźmy. Wyglądasz na zmęczonego - mężczyzna chwycił Minho za nadgarstek i pociągnął w stronę parkingu.
   Chłopak nie stawiał oporu. Rzeczywiście, był wyczerpany. Nie leciał jakoś specjalnie długo, jednak targały nim różnego rodzaju emocje, przez co odczuwał zmęczenie psychiczne, które wydawało mu się nawet gorsze, niż fizyczne.
   Parę minut później obaj siedzieli już w samochodzie, przemierzając wiecznie zakorkowane ulice Seulu.
   - Jak podróż? - w pewnej chwili ojciec przerwał milczenie, na co Minho zareagował lekkim zdenerwowaniem, ponieważ nie miał ochoty na rozmowę.
   - W porządku - mruknął i przetarł oczy dłońmi.
   Na chwilę zapadła cisza, jednak pan Choi znów ją przerwał.
   - Mama się bardzo ucieszy, wiesz? Jeszcze nic nie wie. Myśli, że pojechałem coś załatwić w firmie.
   Minho nie odpowiedział. Bo co miał mówić? Wątpił w to, iż matka powita go entuzjastycznie. Pozostawał w przekonaniu, że pewnie będzie do niego nastawiona sceptycznie, jak nie negatywnie. W końcu nie widzieli się tyle lat, a przecież zostawiając jego i ojca, ani przez chwilę o nim nie pomyślała.
   Po dwudziestu minutach jazdy zajechali pod sporych rozmiarów dom. Stał może z kilometr od centrum. Był nowy i naprawdę duży. Minho nie mógł uwierzyć, że jego ojciec dorobił się aż takich pieniędzy, żeby móc pozwolić sobie na postawienie takiego domu.
   - To twoje? - upewnił się, kiedy warkot silnika samochodu ustał.
   - Nasze - ojciec uśmiechnął się wzruszony.
   Chłopak nie podzielał jego radości. Odczuwał coraz większy dyskomfort i bał się, że nie zniesie tego, iż będzie musiał mieszkać z rodzicami. Już wiedział, że będzie dochodzić do częstych kłótni. Może i rodzice wrócili już do normalnego życia razem, ale on sobie tego kompletnie nie wyobrażał.
   - Wysiadaj, co tak siedzisz? - pan Choi zastukał paznokciem w szybę od strony pasażera i otworzył drzwi.
   Minho skinął głową i wysiadł. Wyjął swoje walizki i torby z bagażnika i podążył za ojcem. Pan Choi włożył klucz do zamka i przekręcił go. Potem zrobił to samo jeszcze z dwoma innymi, po czym otworzył drzwi. Minho poczuł, jak coś ściska go w żołądku. Przełknął ślinę i powoli zamknął za sobą drzwi. Znaleźli się w obszernym ganku. Wisiało tu sporo kurtek, płaszczy i innych tego typu rzeczy. Były też dwie szafy i bardzo duże lustro.
   - Kochanie, jestem! - zawołał pan Choi i mrugnął porozumiewawczo do syna.
   Minho tylko zmarszczył brwi i ściągnął z siebie kurtkę. Potem dwoma szybkimi ruchami zrzucił z nóg buty, po czym stanął nieruchomo.
   - Bardzo szybko załatwiłeś tą sprawę. Ale to dobrze. Będziemy mieć więcej czasu dla siebie - matka Minho weszła do hallu, trzymając w rękach jakąś gazetę.
   Nie podnosiła znad niej wzroku, więc nie wiedziała, że słucha jej nie tylko mąż.
   - Niespodzianka, skarbie - ojciec podszedł do żony i objął ją ramieniem.
   Dopiero teraz uniosła głowę. I to, co zobaczyła, odebrało jej możliwość oddychania na dobrych parę sekund. Stała, wpatrując się w Minho ogromnymi oczami. Chłopak nie wiedział, czego miało być oznaką jej zdziwienie. Strachu? Radości? A może konsternacji i niechęci?
   - M-minho... - wykrztusiła w końcu.
   Chłopak poczuł, jak ogarnia go złość. Po tylu latach była w stanie powiedzieć tylko tyle? To był dla niego oczywisty sygnał. Nie zależało jej. Gdyby go kochała, to rzuciłaby się na niego z otwartymi ramionami. A ona? Stała i patrzyła na niego, jak na nieznajomego.
   - Tylko na tyle cię stać? - odparł chłopak.
   W jego głosie dało się słyszeć ból i smutek. Mimo wszystko oczekiwał czegoś innego. Miał nadzieję, że tęskniła... Nienawiść na odległość była prosta. Jednak kiedy po przeszło dziesięciu latach znowu stanął twarzą w twarz z kobietą, która (jak mu się wydawało) przestała dla niego istnieć, coś w jego sercu pękło, a on znowu poczuł się tym zranionym dzieciakiem sprzed lat.


~*~


   Wziął się nie wiadomo skąd. Nie wiadomo, gdzie przebywał wcześniej. Pojawił się tak po prostu, znikąd. Po co? Żeby nieść pomoc.




   - A więc chciałby pan wynająć mieszkanie, zgadza się? - wychudzona kobieta podniosła głowę i wlepiła w stojącego przed nią blondyna spojrzenie swoich ciemnych, dużych oczu.
   - Tak. Zobaczyłem na mieście to ogłoszenie, więc postanowiłem się do pani zgłosić - odparł chłopak i uśmiechnął się.
   Jednak kobieta w żaden sposób nie odpowiedziała na jego gest, pod którego wpływem roztopiło się już niejedno damskie serce. Wskazała mu jedynie krzesło naprzeciw jej biurka i od nowa zatopiła się w stercie papierów, które na nim spoczywały.
   Przez dobre dziesięć minut nikt się nie odzywał. Kobieta notowała coś zaciekle, zaraz potem uzupełniała któryś z dokumentów, po czym powracała do swojego zeszytu i znowu pisała. I tak w kółko. Chłopak natomiast rozglądał się po pomieszczeniu. Typowy gabinet. Biurko, fotel, dwa krzesła, sporej wielkości bilbioteka oraz szafki i półki. Nic specjalnego. No i oczywiście dziwaczna właścicielka wszystkich tych przedmiotów. Było w niej coś niepokojącego, co naprawdę zniechęcało blondyna, który zazwyczaj był bardzo otwarty i serdeczny w kontaktach międzyludzkich.
   - Pańska godność - zaskrzeczała ni stąd ni zowąd kobieta, patrząc na chłopaka spod grubych szkieł okularów.
   Wyrwany z zamyślenia blondyn zwrócił na nią rozbiegane spojrzenie i zapytał:
   - Słucham?
   - Pańska godność - odparła beznamiętnie.
   - Kim Jongin.
   - Lat?
   Chłopak zmarszczył brwi, jednak szybko się zreflektował i odpowiedział:
   - Dwadzieścia jeden.
   - Student, czy pracownik?
   - Uhm... Student.
   - Czego?
   Jongin zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział:
   - Wychowania fizycznego.
   Kobieta nie odpowiedziała, tylko znów zapisała coś w notesie, po czym wstała i zaczęła przeglądać stojący niedaleko stos papierów i książek.
   - Jest... - mruknęła i powróciła na swoje miejsce na fotelu.
   - Pan podpisze tu, tu, tu i tu. A, i jeszcze tu.
   Jongin skinął głową. Sięgnął do kieszeni kurtki, jednak okazało się, że nie ma tam tego, czego szukał.
   - Ma pani może...długopis? - zapytał cicho. - Musiałem gdzieś zapodziać...
   Kobieta obdarzyła go niechętnym spojrzeniem, ale podała mu przedmiot, o który prosił.
   - Dziękuję... - mruknął chłopak i zaczął wypełniać dokument.
   Po pół godzinie wszystkie szczegóły były już ustalone, zapłata za wynajem i koszty dodatkowe również.
   - Proszę, tu ma pan klucze. Jutro przyjdę zobaczyć, czy wszystko jest w porządku - powiedziała kobieta, podając Jonginowi pęk kluczy. - Ten jest od górnego zamka, ten od dolnego, a ten od bramki - dodała.
   - Dziękuję pani bardzo - Jongin spróbował raz jeszcze zjednać ją swoim uśmiechem, jednak tak jak poprzednio nawet nie drgnęła.
   Chłopak pokiwał powoli głową, pożegnał się raz jeszcze i wyszedł. Zbiegł po schodach na parter, po czym szybko opuścił budynek. Momentalnie otoczył go gwar i hałas wielkiego miasta. Westchnął głęboko. Do nowego mieszkania miał około dziesięciu minut spacerem, więc stwierdził, że nie ma sensu tracić pieniędzy na metro. Włożył ręce w kieszenie kurtki i ruszył chodnikiem. W miarę, jak zagłębiał się w centrum miasta, stawał się coraz bardziej niespokojny. Coś mu tutaj przeszkadzało i mąciło spokój umysłu. Właściwie wiedział już, czym lub raczej kim jest owo "coś", jednak do końca miał nadzieję, że może nie jest jeszcze aż tak źle. Jednak pozytywne myśli opuszczały go z każdą kolejną chwilą. Wiedział już, że nie będzie łatwo. Zostało mu powierzone bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie, więc nie było mowy o spapraniu tego. Jongin aż za dobrze wiedział jakie mogłyby go spotkać konsekwencje, gdyby coś poszło nie tak. Już raz zawiódł, więc teraz nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek, nawet najmniejsze uchybienia. Musiał w całości oddać się swojej "pracy". 


~*~


   Mieszkanie było puste i ciche. Nagie ściany sprawiały przytłaczające wrażenie. Jongin rzucił na ziemię torbę z rzeczami i stanął po środku pokoju. Czuł się jeszcze gorzej niż w drodze. Jedynie kuchnia i łazienka były jako-tako wyposażone. Dwa pozostałe pokoje świeciły pustką. Chłopak usiadł po turecku pod ścianą i oparł o nią głowę. Przymknął powieki. Wiedział, że dzisiejszej nocy nie zaśnie. Miał za wiele na głowie. Zostały mu dwa tygodnie na zaczepienie się na praktykanta na jakiejś uczelni i znalezienie pracy, bo w innym wypadku nie będzie miał z czego żyć. Jeszcze do tego musiał szybko zacząć działać. Chciał to załatwić jak najszybciej, by móc podjąć się kolejnego zadania. Jongin czasami zastanawiał się, dlaczego akurat jego wybrano. Przecież niczym się nie wyróżniał. A jednak to on został powołany do tej specjalnej "służby". W pewnym sensie było to naprawdę duże wyróżnienie, jednak bardzo często było mu ogromnie ciężko. Szczególnie po ostatniej porażce. Nie udało mu się. Zawiódł. Przez dłuższy okres czasu był zawieszony w wykonywaniu obowiązków. Ale postanowiono dać mu jeszcze jedną szansę. Dostał trudną "sprawę". Wiedział, że nie tylko on dołączył do gry. Nie będzie łatwo. Trzeba będzie się starać, żeby tego nie spieprzyć, bo w innym razie to będzie koniec jego kariery. Mimo iż na początku wzbraniał się i nie chciał przyjąć propozycji, to teraz nie wyobrażał sobie życia bez tego. Przywiązał się do swojego zajęcia. Dzięki niemu wreszcie czuł, że na coś się przydaje. Że jest dobry. Że kiedyś dostanie nagrodę za swoje poświęcenie. Jednak do tego było jeszcze bardzo daleko. A to, co zlecono mu teraz, było decydujące. Jeśli zawali, już nigdy nie będzie mógł robić tego, co jest dla niego najważniejsze. Ale jeśli odniesie sukces, wtedy będzie mógł z dumą spojrzeć w lustro i powiedzieć:
   - Opłacało się...
   Cichy szept Jongina rozszedł się echem po pustym mieszkaniu. 




   

   Annyeong! Po tygodniowej przerwie jestem z powrotem^^ Tym razem z trzecim rozdziałem "Time loop". Chwilę mi zeszło z napisaniem go, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Chciałabym też podziękować. Oczywiście Dubu za poprawę, ale też mojej kochanej Unni, która dała mi mentalnego kopa i zmotywowała do pisania oraz Avie, która również przyczyniła się w dużej mierze do powstania tego rozdziału<3 Dobiliśmy też do ponad 4600 wyświetleń i 20 obserwatorów, których serdecznie witam^^ Pojawiają się też komentarze, od których aż mi się robi ciepło na serduszku*^* A co do następnego posta, to myślę, że pojawi się szybciej od tego, ponieważ jest już zaczęty:) Sądzę, że tak mniej więcej w czwartek albo piątek. A jak na razie to żegnam się z Wami i życzę przyjemnej lektury^^  
   


   

Kray^^




Seul, 4 października 2013 roku
   Cześć, jestem Lay. Właściwie to nie jest moje prawdziwe imię, ale używam go już tyle czasu, że od prawdziwego zdążyłem się odzwyczaić. Mam dwadzieścia dwa lata. Jestem członkiem zespołu EXO. W mojej grupie pełnię rolę głównego tancerza. Według mitologii moją mocą jest uzdrawianie. Na dzisiaj to tyle. Odezwę się jutro, bo jedziemy na trening.
                      
   
   - Lay! Mógłbyś się chociaż raz zebrać na czas?! Czy mam iść tam do ciebie na górę i wykopać cię z pokoju?! - usłyszałem dochodzący z parteru głos Baekhyuna.
   - Już idę! - odpowiedziałem i schowałem trzymany w ręce zeszyt pod poduszkę.
  Jeszcze dobrze nie zdążyłem wyjąć stamtąd ręki, a do pokoju wpadł Xiumin.
   - Co ty robisz z tą ręką, Lay? - zapytał zdziwiony.
   Uśmiechnąłem się nienaturalnie i szybko wyjąłem rękę spod poduszki. Minseok zmrużył oczy i założył ręce.
   - Chowasz tam coś - powiedział w końcu.
   - Nieee... Skądże - odparłem i przybrałem niewinny wyraz twarzy.
   - Kłamca - Baozi wymierzył we mnie palcem.
   - Mieliśmy schodzić. Baek nas zabije - chciałem za wszelką cenę odwieść Xiumina od pomysłu zajerzenia pod moją poduszkę.
   - Wyjdź pierwszy - mój ciemnowłosy przyjaciel usunął się z drzwi i zrobił zapraszający ruch dłonią.
   - Nie, ty - podszedłem do niego parę kroków i uśmiechnąłem się.
   - Nalegam, żebyś wyszedł jako pierwszy, mój kochany przyjacielu - Xiumin wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu.
   Westchnąłem zrezygnowany, bo wiedziałem, że wykłócanie się z Minseokiem nie ma najmniejszego sensu. I tak zawsze wygrywał, więc po co miałem się męczyć... Zacisnąłem dłonie w pięści i przekroczyłem próg pokoju. Jednak to chyba było najgorsze, co mogłem zrobić. Xiumin momentalnie rzucił się w stronę mojego łóżka. Wiedziałem, że najprawdopodobniej i tak przegram, ale postanowiłem chociaż spróbować, więc podbiegłem w jego stronę. Kiedy sięgał pod poduszkę, próbowałem jakoś skrępować mu ręce, by nie mógł wyjąć spod niej pamiętnika. Baozi chciał mnie z siebie zrzucić, ale nie dawałem za wygraną.
   - Co tam trzymasz, Laaay?! - wrzeszczał Xiumin. - Ja muszę wiedzieć!
   - Nie twój interes, krasnalu!
   - Nie mów tak do mnie!
   - To wyjmij łapę spod poduszki!
   - POMOOOCY!
   - Co się tu dzieje?! - do pokoju wpadł Baekhyun.
   Oboje z Xiuminem zastygliśmy w połowie toczonej walki.
   - Lay, czy powiesz mi, dlaczego macasz Minseoka? - Baek zmrużył swoje ciemne, kocie oczy i założył ręce.
   - Bo on mi grzebie w rzeczach! - zmarszczyłem brwi i wydąłem dolną wargę.
   - Xiumin... Bądź tak dobry i zostaw poduszkę Laya w spokoju, bo wygląda, jakbyś ją chciał co najmniej zgwałcić - powiedział powoli Bacon.
   - Gwałcą się! - do pokoju z hukiem wpadł Chanyeol, a zaraz za nim pojawił się Chen. 
   - Kto sobie co robi? - zza framugi wyjrzała blond główka Luhana.
   - Więcej was matka nie miała? - zapytałem zdenerwowany.
   - Baekhyun, miałeś tylko wyciągnąć stąd Laya... - z korytarza dało się usłyszeć cieniutki głos naszej zespołowej ummy. - A robisz tutaj jakieś zebranie, czy jak?
   W zasięgu mojego wzroku pojawił się Suho. Jak zwykle miał pretensje, że jesteśmy nieznośni, niereformowalni, dziecinni... Ale i tak miał do całej dziesiątki słabość.
   - Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego Lay się wiesza po Xiuminie? Znowu ich skłóciliście? Chanyeol, mówiłem ci już, że nie wolno nastawiać przeciwko sobie członków zespołu dla własnej przyjemności. To wcale nie jest zabawne - Junmyeon zrobił boleściwą minę i oparł ręce na biodrach.
   - Tym razem to nie ja - Channie uniósł dłonie w obronnym geście.
   Suho pokręcił tylko z niedowierzaniem głową. Większa część zespołu wyznawała zasadę, że jeśli coś się dzieje, to Chanyeol musi być powodem albo co najmniej znajduje się w samym epicentrum wydarzenia. W zasadzie było w tym trochę racji...
   - Kazaliście mi się ubierać, a teraz sami się obijacie! - krzyknął z wyrzutem Tao, wchodząc do pomieszczenia.
   Kiedy zobaczył całą tą scenkę, uniósł do góry brew, ale nie skomentował tego. Za nim pojawił się jeszcze D.O, Kai oraz Kris. Należało się spodziewać jeszcze Sehuna, który pewnie uraczy nas jakąś zgryźliwą uwagą.
   - Wiecie, że od wyładowywania frustracji seksualnej są jakieś zabawki, czy coś, nie? - rzucił znudzonym głosem maknae, który pojawił się ni stąd, ni zowąd i stanął za Lulu.
   - Ani mi się waż - syknąłem do Xiumina, widząc, że jego ręka zagłębia się dalej pod moją poduszkę.
   Zaczynało robić mi się dość niewygodnie, ale nie mogłem go puścić, bo wtedy zabrałby mój pamiętnik.
   - Będziecie tak sterczeć? - skrzywił się Baekhyun.
   Już chciałem odpowiedzieć, ale uprzedził mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
   - Za minutę jesteście wszyscy na dole - rozkazał Suho. - Ja idę jakoś zagadać menagerów...
   - Lay, puść Minseoka - poprosił Kris
   - Niech najpierw wyjmie łapę spod poduszki - powiedziałem.
   - Co za różnica, kto będzie pierwszy? - zapytał Tao.
   - Właśnie bardzo duża - wycedziłem.
   - Ja nie widzę żadnej - wtrącił się Kai.
   - Ważne, że ja widzę - odparłem.
   - Zasadniczo Lay powinien ruszyć się pierwszy, ponieważ z fizycznego punktu widzenia, hamuje on Xiumina, przez co ten ostatni nie jest w stanie... - D.O nie dokończył swojego wykładu, bo Sehun prychnął zdegustowany, czym całkowicie zbił Kyungsoo z pantałyku.
   Kai posłał Sehunowi nienawistne spojrzenie i objął ramieniem Kyungsoo, który tępo zapatrzył się w jakiś punkt na przeciwległej ścianie.
   - Nieładnie tak komuś przerywać - Luhan odwrócił się do maknae. - Szczególnie, że D.O jest twoim hyungiem.
   - I co z tego? 
   - Jak to, co z tego? Przecież ostatnio o tym rozmawialiśmy, Hunnie...
   - Nie mów tak do mnie, błagam cię.
   - Ale to takie urocze!
   - Luhan... Nie lubię tego. Mów do mnie SEHUN. 
   - Wolę Hunnie...
   - Czy mam ci to przeliterować?
   - Mógłbyś iść zrzędzić gdzie indziej? - Tao posłał Sehunowi wymowne spojrzenie.
   Maknae spojrzał na Pandę i zmrużył oczy. 
   - Chodźmy, Hu...Sehun... - Luhan pociągnął chłopaka za rękaw.
   - Zaraz kogoś uderzę... - mruknął Sehun, zaciskając dłonie w pięści. 
   - Spokojnie. Kupiłem ci przecież ten worek. Miałeś na nim wyładowywać złość.
   - Ale do Tao jest mi bliżej.
   - Pamiętaj, Hunnie, że przemoc rodzi przemoc - westchnął Luhan, po czym oboje zniknęli w korytarzu. 
   - No dobra, koniec tego. Xiumin - Kris posłał Minseokowi znaczące spojrzenie i uniósł brwi.
   Na dźwięk jego głosu poczułem, jak całe śniadanie przewraca mi się w żołądku, a potem zaczyna tańczyć kankana. 
   - Ale on coś tam chowa! - jęknął Baozi i wydął dolną wargę. 
   - Nie we wszystko musisz wtykać nos - stwierdził Tao.
   Xiu prychnął głośno, jednak posłusznie wyciągnął rękę spod poduszki, na co ja zareagowałem głośnym westchnieniem ulgi. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
   - Gdybyście tak stali piętnaście minut, to też byście poczuli potem ulgę - wyjaśniłem im i uśmiechnąłem się sztucznie. 
   - Czyli koniec przedstawienia? - Channie wyraźnie się zasmucił. 
   Nikt mu nie odpowiedział. W sumie jego pytania były bardzo często bez sensu albo nie na miejscu, więc po prostu to zignorowaliśmy.
   - Chodźcie, bo Junmyeonowi zaraz strzeli żyłka na czole... - w drzwiach stanął Luhan. 
   - Tak, chodźmy, bo zaraz będziemy spóźnieni, jeśli już nie jesteśmy - zarządził Kris i wyszedł. 
   Reszta także chwilę później opuściła mój pokój. Wtedy poczułem jeszcze większą ulgę. Odetchnąłem głęboko i przetarłem oczy dłońmi. Złapałem w rękę plecak, wyciągnąłem spod poduszki pamiętnik i włożyłem go do środka. Tutaj na pewno będzie bezpieczny...



~*~


   - Dobra. A teraz powtarzamy wszystko od początku i na dzisiaj daję wam spokój - choreograf podszedł do radia i od nowa włączył muzykę.
   Z głośników popłynęła melodia. Przymknąłem powieki i powoli wczułem się w rytm. Potem już wszystko poszło jak zawsze. Tańczyło mi się z niesamowitą lekkością i łatwością. Jednak w pewnym momencie pod powiekami zobaczyłem coś, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi. Nie wiem skąd się tam wzięło, ale wywołało falę gorąca. Ani się obejrzałem, jak doszło do spotkania trzeciego stopnia mojego siedzenia z chłodnym parkietem. Jęknąłem cicho i zacisnąłem powieki. Co się stało?! Przecież nigdy w życiu nie zdarzyło mi się coś takiego!
   - Stop! - usłyszałem głos choreografa.
   - Lay, nic ci nie jest? - jako pierwszy (jak zawsze) podbiegł do mnie Luhan.
   Przykucnął przy mnie i potrząsnął lekko za ramiona. Dopiero wtedy uchyliłem powieki. Wszyscy wpatrywali się we mnie z napięciem. No, może nie wszyscy... Wzrok Sehuna jak zawsze był beznamiętny i wyrażał pogardę najwyższego stopnia. Przy pomocy Lulu powoli podniosłem się z ziemi. Bolał mnie cały tyłek, łącznie z dolnymi partiami kręgosłupa. 
   - Jesteś w stanie dalej tańczyć? - zapytał choreograf.
   - Jasne... - mruknąłem i wymusiłem na sobie delikatny uśmiech, który pewnie i tak nikogo nie przekonał.
   - No dobrze, w takim razie...zacznijmy raz jeszcze.
   Pokiwaliśmy głowami i ustawiliśmy się na swoich miejscach. Po chwili do moich uszu znów dotarła muzyka. Chwilę walczyłem z samym sobą, żeby moja wyobraźnia znów nie sprawiła mi niespodzianki. Jednak nie potrafiłem już wyrzucić z głowy TEJ wizji... Zapytacie, co to za wizja... No cóż, wystarczy jak powiem, że Kris bez koszulki, to coś, czego nie powinienem był nigdy w życiu widzieć? Myślę, że tak. Postanowiłem więc czerpać z tego pewnego rodzaju inspirację... Może to i dziwne, ale YiFan był jedną z nielicznych osób, dla których mógłbym zrobić wszystko. Mimo iż nie zdawał sobie sprawy z tego, co do niego czuję, nie miałem do niego pretensji. No bo komu przyszłoby do głowy, że przyjaciel może się w nim zakochać? Zresztą gdybym zrobił cokolwiek, co by mu to uświadomiło, najpewniej to byłby koniec EXO. A do tego nie mogłem dopuścić. Bo jak potem żyć ze świadomością, że zniszczyłeś życie najlepszym przyjaciołom? Nie wybaczyłbym sobie tego. Już prędzej byłbym w stanie poświęcić własną karierę...
   - Dziękuję wam. Na dzisiaj to tyle. Spotykamy się jutro rano. Wyjątkowo będziemy mieć cztery godziny treningu. O, widzę, że się bardzo cieszycie. Szczególnie ty, Sehun - choreograf skrzywił się nieznacznie i zaczął zbierać swoje rzeczy.
   Maknae mruknął coś złośliwego w odpowiedzi, ale na szczęście on już tego nie usłyszał, bo był za daleko. Pewnie znowu by się pokłócili. Właściwie dziwił mnie fakt, że tyle już ze sobą wytrzymali. Sehun był niesamowicie bezczelny i niemiły dla naszego choreografa. Od początku go nie lubił. Zresztą jak całej reszty pracujących z nami ludzi... Zupełnie nie wiem dlaczego. Przecież bez nich nie byłoby EXO. Tylko, że Sehun był zbyt dumny, żeby to przyznać. Cóż, Luhan starał się bardzo niektóre rzeczy mu uświadomić, ale maknae był wyjątkowo odporny na wszelkiego typu umoralniające pogadanki. A tylko Lulu miał na niego dobry wpływ. Dzięki niemu zdarzało się, że Sehun okazyjnie hamował się z chamskimi odzywkami i komentarzami. Nie wiem, od czego to zależało, ale ważne, że czasem było widać tego skutki. Zresztą Luhan to cudotwórca... 


~*~


   - Czy mógłbyś się przesunąć, Chen? - Xiumin zaczął niecierpliwie kręcić się na swoim miejscu pomiędzy Jongdae a Tao. 
   - Przestań się rzucać - warknął Huang.
   - Nie mów mi, co mam robić. Jestem starszy - Minseok założył ręce.
   - A ja wyższy - Panda odbił piłeczkę i uśmiechnął się z satysfakcją, widząc reakcję Xiu. 
   - Pff... Ale wyglądasz jak seryjny gwałciciel  i wszyscy się ciebie boją - na dźwięk słów Baoziego Chen zakrztusił się wodą i zaczął nią pluć na szybę, przy której siedział.
   - Spier-da... - zaczął Tao, ale wściekły wzrok Krisa skutecznie zniechęcił go do dokończenia zdania. 
   - Czy możecie chociaż raz się nie kłócić? - zapytał podniesionym głosem YiFan.
   - Przepraszamy... - wyrecytowali mechanicznie Tao i Xiumin.
   - Bierzcie przykład z Laya. Siedzi spokojnie i jest ponad to - Kris objął mnie ramieniem i uśmiechnął się przyjaźnie.
   Odpowiedziałem tym samym, starając się zachować względny spokój, jednak przychodziło mi to z niemałym trudem, bo moje serce biło jak szalone.
   - Niższe formy życia tak mają - wtrącił się Chen i pokiwał głową z politowaniem.
   - Powiedział facet, który przed chwilą opluł szybę - prychnął Minseok.
   - Ja po prostu zamanifestowałem moje zgorszenie całą tą sytuacją. Jestem ponad to. Jak Lay.
   - Skończcie, bo to bez sensu... - westchnął Kris. 
   - Następnym razem jadę z K... - mruknąłem i zapadłem się głębiej w siedzenie.


~*~


   Jest coraz gorzej... Dzisiaj nawet z tego wszystkiego pomyliłem kroki na treningu, w wyniku czego wylądowałem na ziemi. Nie wiem już co mam robić. Dlaczego on aż tak na mnie działa? Chyba muszę znowu porozmawiać z Luhanem, bo inaczej nie wiem, jak będę sobie radził... Jest mi bardzo ciężko. Czasami zastanawiam się, czy nie zrezygnować... Naprawdę. Ja tak dalej nie pociągnę. A nie sądzę, żeby miało się coś zmienić. Co mam robić?


   - Lay, śpisz? - jakby w odpowiedzi na mój właśnie zakończony wpis w pamiętniku, od strony drzwi dało się słyszeć głos Luhana.
   - Nie, wejdź - odpowiedziałem i skrzyżowałem nogi w siadzie tureckim.
   - Sam jesteś? 
   - Xiumin się myje - odparłem i poklepałem wolną przestrzeń przeciw siebie.
   Lulu usiadł w tym miejscu i położył mi dłonie na kolanach. 
   - Co się stało dzisiaj na treningu? - zapytał w końcu i wlepił we mnie spojrzenie swoich dużych, czekoladowych oczu.
   Odwróciłem wzrok i westchnąłem.
   - Znowu o nim myślałeś, prawda? - w tonie jego głosu dało się usłyszeć współczucie.
   Pokiwałem wolno głową. 
   - Lay... Musisz coś z tym zrobić. Długo tak nie pociągniesz, słońce... - Luhan bardzo często tak się do mnie zwracał. 
   Nie powiem, lubiłem to. W takich momentach czułem, że jest mi naprawdę bardzo bliski, i że zawsze mi pomoże. Miałem wyrzuty sumienia, bo ja kompletnie nie nadawałem się do pocieszania i pomagania, a jemu czasami przydałaby się jakaś rada odnośnie Sehuna... 
   - Nie potrafię. To wszystko by zniszczyło, Lulu... - westchnąłem cicho. - Nie chcę mieć potem na sumieniu waszych zniszczonych planów i marzeń...
   Jelonek zrobił zatroskaną minę i przysunął się do mnie bardzo blisko.
   - Gdybym tylko mógł jakoś ci pomóc... Boże, Lay, nie mogę patrzeć jak tak się męczysz!
   - Nic na to nie poradzisz...
   - Muszę pomyśleć... Na pewno jest jakiś sposób!
   - Lulu, już i tak wystarczająco mi pomogłeś. Bez ciebie bym zwariował już dawno - uśmiechnąłem się czule i objąłem mojego hyunga.
   Czułem jego przyspieszony oddech. Zawsze się ekscytował i bardzo przeżywał całą tą sytuację. Wymyślał tysiące sposobów i scenariuszy. Za wszelką cenę chciał mi pomóc. Ale tutaj nawet on nie pomoże...
   - Co tutaj się wyrabia, hm? - do pokoju wpadł Xiumin, a mnie oślepiło światło dochodzące z korytarza. 
   - Jeszcze głośniej... - mruknął Luhan w stronę Minseoka i wypuścił mnie ze swoich objęć.
   - Nie ma mnie pięć minut, a tu takie cuda się dzieją - Baozi zacmokał i pokręcił głową. 
   - Nie śpicie jeszcze? - zza framugi wychylił się Kris, a mnie serce stanęło.
   - Kładziemy się - wychrypiałem niewyraźnie.
   - Luhan, znikaj do Sehuna, bo zaraz się z Tao zagryzą... - YiFan uśmiechnął się delikatnie.
   - Od kiedy Tao jest z wami w pokoju? - Xiumin zmarszczył brwi.
   - Od kiedy stwierdził, że Sehun może mnie wykorzystać... - mruknął Lulu, po czym szybko się pożegnał i wyszedł. 
   Na słowa Jelonka, Baoziego opanował dziki śmiech.
   - Już to widzę... - wysapał pomiędzy kolejnymi napadami. - S-sehun...z...Lu...hanem...!
   - A co w tym złego? - wypsnęło mi się.
   Xiumin momentalnie przestał się śmiać i zerknął na mnie podejrzliwie.
   - Co masz na myśli? - zapytał.
   - Nic takiego...
   - Lay, mów.
   - Czas spać - Kris klasnął w dłonie. - Do jutra. I nie chcę słyszeć żadnych rozmów. 
   - Dlaczego jeszcze nie śpicie? - do pokoju wszedł Chen.
   - Bo Lay powiedział... - zaczął Minseok, ale YiFan przerwał mu.
   - Jutro przedyskutujecie wizję HunHana. A jak na razie, to kładźcie się, bo chyba nie chcecie, żeby przyszedł Suho.
   - HunHan? - zainteresował się Chen.
   - No pięknie... - westchnąłem i ukryłem twarz w dłoniach.
   Poczułem na sobie badawcze spojrzenie YiFana.
   - Chodź do mnie - odezwał się w końcu.
   Uniosłem głowę i spojrzałem na niego pytająco.
   - Niech sobie rozmawiają. Najwyżej będą niedojebani i to na nich Junmyeon będzie krzyczał - uśmiechnął się lekko. - Tylko weź pościel, bo obawiam się, że się pod jedną nie zmieścimy.
   Pokiwałem wolno głową, zabrałem swoje rzeczy i podążyłem na Krisem. W miarę jak zbliżaliśmy się do pokoju jego i Suho, mój oddech niebezpiecznie przyspieszał, a serce biło jak oszalałe. Kiedy weszliśmy do środka, dało się usłyszeć, że drugi lider już śpi. 
   - Kładź się, a ja idę sprawdzić, czy Sehun i Tao się nie pozabijali.
   - Jasne... - mruknąłem cicho i wykonałem jego polecenie.
   Przyszedł dopiero po dziesięciu minutach. Zamknął cicho drzwi i podszedł do łóżka. Chwilę potem poczułem jak kładzie się tuż obok mnie. Pewnie myślał, że już śpię, bo zachowywał się naprawdę delikatnie. Przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo, jednak nagle poczułem, jak przysuwa się jeszcze bliżej i obejmuje mnie lekko. W tamtej chwili dziękowałem Bogu, że był święcie przekonany, że śpię, bo nie wiem, co by się stało, gdyby wiedział, co się ze mną działo. Czułem się, jakbym miał zaraz co najmniej zwymiotować. Po raz kolejny w moim brzuchu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Potocznie to zjawisko nazywa się motylkami. Jednak Luhan nazywał to miłością. I miał całkowitą rację...


~*~



   - Nie wierzę... Xiumin, leć po aparat. 
   - Myślicie, że oni...no...ten teges?
   - A myślałem, że Kris nie zniży się nigdy do poziomu Sehuna...
   - Słyszałeś coś w nocy?
   - Spałem, więc jak mogłem cokolwiek słyszeć?
   - Co z tym światem...
   - Co miałeś na myśli mówiąc o moim poziomie?
   - Już ty wiesz co...
   - Oświeć mnie.
   - Przecież wszyscy wiemy, że byś ruchał wszystko...
   - Nie przeginasz?
   - Sehun, zachowaj spokój...
   Do mojej świadomości powoli przedostawały się najróżniejsze głosy. Były bardzo blisko... Nie otwierałem oczu, bo bałem się tego, co zobaczę. Chyba wiedziałem, o czym rozmawiali...
   - No i co teraz?
   - Biedny Lay już nie jest dziewicą...
   - Ja już sobie z Krisem pogadam, niech tylko wstanie.
   - A faceci to nie prawiczki...?
   - Wszyscy wiedzą o co chodzi.
   - O co chodzi?
   - O TO, ŻE KRIS PRZELECIAŁ LAYA, DEKLU!
   Na dźwięk tych słów zerwałem się do siadu i potoczyłem po pokoju nieprzytomnym wzrokiem. Dziesięć par oczu wpatrywało się we mnie usilnie.
   - O, wstała nasza już-nie-dziewica! - Xiumin uśmiechnął się do mnie szeroko.
   - O co ci chodzi...? - zapytałem, chociaż już niestety znałem odpowiedź...
   - No, bo Kris cię rozprawiczył, nie? - zapytał Channie.
   - NIE! - otworzyłem oczy szeroko i gwałtownie pokręciłem głową.
   - To ty go rozprawiczyłeś...? - spytał niepewnie Minseok, mrużąc oczy.
   - NIKT TU NIKOGO NIE ROZPRAWICZYŁ, JASNE?! - krzyknąłem.
   - To jak było w końcu? - drążył Chen.
   - To już nie można spać na jednym łóżku z przyjacielem? - zmarszczyłem brwi.
   - Zazwyczaj kończy się to seksem... - mruknął Kai.
   - To chyba tylko w twoim przypadku... Pamiętam doskonale, jak się dobrałeś do Kyungsoo od razu... - wtrącił Chen. 
   - Tak... Nieważne. Wracając - czy wyglądam na kogoś, kto przespał się z Krisem? - zapytałem retorycznie.
   Chanyeol już gotował się odpowiedzi, jednak Baekhyun go uprzedził.
   - Wiesz, Channie, co to pytania retoryczne?
   - Proste, że wiem.
   - To właśnie było jedno z takich pytań. Nie wiem, czy to wyłapałeś.
   - Humf... 
   - Rozumiem, że dyskusja zakończona - powiedziałem i odrzuciłem kołdrę na bok, by wyjść z łóżka. 
   - Co tu się dzieje? Co to za zebranie? - usłyszałem zaspany i lekko zachrypnięty głos Krisa, dochodzący spod drugiej kołdry. 
   Odpowiedziała mu jedynie cisza. Chyba go to zaniepokoiło, bo powoli uniósł się na łokciach i potoczył po zebranych zdezorientowanym wzrokiem. 
   - Ktoś mnie raczy uświadomić? - powtórzył pytanie.
   - To raczej ty powinieneś się nam tłumaczyć. To nie my spaliśmy z Layem - Xiumin założył ręce i wymierzył z YiFana oskarżycielskie spojrzenie. 
   Z napięciem przyglądałem się zmianom, które zachodziły na twarzy mojego przyjaciela. Na początku jego oczy przypominały sporych rozmiarów monety, jednak po chwili zaczął niemalże krztusić się ze śmiechu.
   - Słucham? - wydusił w końcu pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu. 
   Miny całej dziesiątki nieco zrzedły.
   - To...no przecież... Spaliście w jednym łóżku... Do niczego nie doszło? - Chanyeol zmarszczył brwi.
   - Xiumin i Chen nie powiedzieli wam, dlaczego wynikła taka sytuacja? - zapytał Kris, kiedy uspokoił się i mógł już normalnie mówić.
   Teraz spojrzenia reszty skierowały się w stronę wymienionej dwójki. 
   - Poproszę o inny zestaw pytań... - wymamrotał Minseok. 
   - Czego znowu naopowiadaliście? - jęknąłem zrezygnowany.
   W zasadzie mogłem się tego spodziewać. Jongdae i Baozi praktycznie codziennie wymyślali niestworzone historie, wysnuwali jakieś dziwaczne teorie spiskowe. Powoli stawało się to już męczące. Schemat był taki, że najpierw we dwójkę omawiali dany temat albo wydarzenie, potem szli do Chanyeola i mieszali mu w głowie. Ten leciał do Baekhyuna, pewnie coś poprzekręcał. Od Baeka szło do Kaia, od niego do D.O, później pewnie przypadkiem lub nie, historia docierała do uszu Suho, od Suho do Tao, od Tao do Sehuna, no i od Sehuna do Luhana. Kris zawsze dowiadywał się ostatni, a ja po prostu gdzieś tam jednym uchem. Nie za bardzo interesowały mnie te wszystkie nowinki, szczególnie, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków, były one całkowicie wyssane z palca. Dlatego nigdy nie traciłem czasu na wysłuchiwanie tych idiotyzmów. 
   - Właściwie, to teraz nie jest już ważne - stwierdził Chen.
   - Właśnie, że jest. Mówcie - rozkazał Junmyeon. 
   - Ja! Ja mogę powiedzieć! - Channie uniósł rękę do góry i zaczął nią machać jak pierwszoklasista, chcący za wszelką cenę odpowiedzieć na pytanie nauczyciela. 
   - Dawaj - Kris rozsiadł się wygodniej na łóżku i oparł łokcie na kolanach. - Chętnie posłucham historii o mnie i Layu. Siadaj Lay, będzie ciekawie.
   Mówiąc to, poklepał pustą przestrzeń obok siebie i uśmiechnął się szeroko. Niechętnie, ale zrobiłem to, o co poprosił. 
   - Około godziny szóstej obudził mnie Baekhyun. Wstałem więc i jak zwykle poszedłem myć zęby. Nie zamykałem się w łazience, bo w sumie nie było sensu. Parę minut potem, kiedy płukałem buzię płynem miętowym, do środka wpadł Xiumin i zaczął coś mówić o jakimś Krayu, czy coś. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodziło, więc poszedłem z nim do pokoju Suho i Krisa. Był tam już Chen, który sterczał nad łóżkiem i miał bardzo dziwną minę. Kiedy podszedłem zobaczyłem, że Lay i Kris śpią razem. W zasadzie mnie to nie zdziwiło, ale wtedy Minseok doszedł do wniosku, że coś musiało się między nimi wydarzyć... No i wtedy poszedłem po Baeka, a potem przyszła reszta. I to cała historia - Chanyeol zakończył swoje opowiadanie i odetchnął głęboko. 
   Teraz wszyscy byliśmy zwróceni w stronę Xiumina i Chena. Ten pierwszy nieznanie się cofał, najpewniej chcąc jak najszybciej wydostać się z pokoju. Jongdae, widząc co robi jego najlepszy przyjaciel, pociągnął go za koszulkę, przez co Baozi o mało się nie przewrócił.
   - Nigdzie się nie wybierasz - syknął Chen. 
   - Macie nam coś do powiedzenia? - Junmyeon uniósł lewą brew ku górze i założył ręce.
   - Że przepraszamy... - Xiumin spuścił głowę i zaczął bawić się palcami. 
   - Już się to więcej nie powtórzy - dodał Jongdae. 
   - No. Dobra, skoro już wszystko jasne, to pora się zbierać do wyjazdu - podsumował Suho i jako pierwszy opuścił pokój. 
   Reszta również szybko rozeszła się do swoich zajęć. Zostałem tylko ja i Kris. Zebrałem swoją pościel i chcąc jak najszybciej wyjść, ruszyłem w stronę drzwi. 
   - Lay! Poczekaj - YiFan złapał mnie za nadgarstek.
   - Tak? - mój głos zabrzmiał nienaturalnie cicho jakoś tak niewyraźnie. 
   - Mam nadzieję, że cała ta sytuacja... Że wszystko jest, okey. 
   - Jasne, że tak - uśmiechnąłem się słabo.
   - To się cieszę - Kris odwzajemnił uśmiech i puścił moją rękę.



~*~


   Seul, 5 października 2013 roku
   Piszę, bo mamy teraz chwilę przerwy. Nie mam dużo czasu, ale zawsze to coś, prawda? Wczorajsza rozmowa z Luhanem chyba niewiele mi dała. Może przez chwilę czułem się lepiej, jednak przez to, co się stało potem i dzisiaj rano, znowu jest beznadziejnie. Po mojej rozmowie z Lulu przyszedł Xiumin, potem Kris i Chen. Tamci zaczęli gadać, więc Kris stwierdził, że przecież nie będę mógł przy nich zasnąć. Kazał mi wziąć swoje rzeczy i położyć się z nim. Nie miałem innego wyjścia, więc to zrobiłem... Jemu nie potrafię przecież odmówić... Czułem się dziwnie. Nawet bardzo. Szczególnie, kiedy mnie przytulił. Chyba myślał, że śpię, bo zrobił to bez żadnych zahamowań. Jak tak teraz o tym myślę, to rzeczywiście wolałbym w tamtym momencie spać. Nie wiem, dlaczego zrobił coś takiego. Chyba wolę nie wnikać w motywy jego działania... Jeszcze bym sobie narobił niepotrzebnych nadziei... Ale przechodząc do sedna - moi wspaniali przyjaciele stwierdzili, że przecież skoro zastali nas w jednym łóżku, to na pewno do czegoś doszło. Czułem się w tamtej chwili naprawdę okropnie... Ale zachowywałem pozory spokoju. A jeszcze potem Kris zapytał, czy wszystko w porządku... Co miałem odpowiedzieć? Że nie? Że z każdym dniem coraz gorzej czuję się w jego towarzystwie, a zarazem mam ochotę patrzeć na niego non stop i ciągle słuchać dźwięku jego głosu? To chore... Czuję się jak schizofrenik... Dobrze, muszę kończyć, bo Xiu dobija się do mojej kabiny i pyta, dlaczego siedzę tam tak długo...


   - Dłużej się już chyba nie dało - Xiumin zmarszczył brwi, kiedy w końcu stanąłem obok niego. 
   - Nawet w łazience nie mogę chwilę pobyć sam, bo przyłazisz - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi. 
   - Gdybym nie musiał, to by mnie tu nie było. Przysłali mnie tutaj, bo zaczęły się zajęcia. 
   - Dziękuję, ale wiesz, że teraz nie chodzi mi dokładnie o to. Jesteś po prostu wścibski. 
   - Nie wścibski, tylko ciekawy świata, a to diametralna różnica - naburmuszył się Minseok.
   - Wmawiaj sobie - zaśmiałem się cicho. 
   Odpowiedziało mi głośne prychnięcie. Xiumin nienawidził, kiedy się go krytykowało. Ale to był jedyny sposób, żeby mu uświadomić, że robi źle. Chociaż niestety nie zawsze to do niego docierało... 


~*~


   
   
   - Lay, nie śpij. Dojeżdżamy już! - poczułem, jak ktoś mocno dźga mnie między żebra i ani myśli zaprzestać wykonywania tej czynności. 
   - Zostaw mnie... - mruknąłem i wbiłem się w szybę i częściowo w drzwi naszego vana.
   - Ale zaraz będziemy w dormie! - tym razem już rozpoznałem, że moim rozmówcą jest Chen. 
   - Co z tego... DAJ MI SPOKÓJ - ostatnie zdanie wypowiedziałem na tyle głośno, żeby reszta EXO-M też je usłyszała i również zastosowała się do mojej prośby.
   - Okey... Już jestem cicho - odpowiedział Jongdae nieco obrażonym tonem.
   Że też musiałem usiąść obok tego kretyna... Chociaż właściwie to nie miałem za bardzo innego wyboru. Cała jedenastka pokonała schody na parter, a potem drogę do vanów w błyskawicznym tempie, natomiast ja wlokłem się z samego tyłu. Byłem nawet za managerami... Dlaczego? Po prostu po dzisiejszej porannej przygodzie nie miałem najmniejszej nawet ochoty rozmawiać z kimkolwiek. 
   - Co jest, Lay? - usłyszałem głos Xiumina, który dochodził ze zdecydowanie za bliskiej odległości.
   Otworzyłem oczy i jedyne, co wtedy było dane mi ujrzeć, to okrągła buzia Minseoka, który pochylał się nade mną. Znajdował się już praktycznie po naszej stronie, chociaż jego miejsce wypadło dzisiaj z przodu. Prawie cały zwisał za swoim siedzeniem. 
   - Nie jesteś za blisko? - skrzywiłem się nieznacznie.
   - Ja pierwszy zadałem ci pytanie. Nieładnie tak zmieniać temat - Baozi nadął policzki i pokręcił głową.
   W innych okolicznościach uznałbym, że wygląda zabawnie, a nawet i trochę uroczo, ale w tamtym momencie kompletnie nie było mi do śmiechu. Odpowiedziałem więc:
   - Prosiłem chyba o spokój, głuchy jesteś?
   Xiu zmarszczył brwi i zrobił smutną minę.
   - Dlaczego taki jesteś?
   - Jaki niby?
   - Niesympatyczny. 
   - Bo mnie wkurzasz - zacisnąłem dłonie w pięści. 
   Minseok chwilę jeszcze przyglądał mi się uważnie, po czym westchnął cicho i przedostał się z powrotem na swoje miejsce. Ja natomiast zapadłem się jeszcze głębiej w siedzenie. Czułem na sobie zdziwione spojrzenia trójki siedzących obok mnie przyjaciół, jednak starałem się to zignorować. Było mi głupio, że potraktowałem Chena i Xiumina tak oschle. Ale czy oni naprawdę nie rozumieją, jak się do nich mówi? 
   Parę minut później van zatrzymał się, więc cała piątka zebrała swoje rzeczy i wysiadła. Ociągałem się jak mogłem, ale kierowca chciał już jechać, także ostatecznie musiałem opuścić samochód. Chociaż miałem ogromną ochotę zostać tam i iść do dormu. Pewnie teraz zaleje mnie fala pytań od EXO-K, a znając moją część zespołu, pewnie znowu zignorują moje prośby i też będą pytać...


~*~


   - Z racji tego, że wróciliśmy dzisiaj wyjątkowo wcześnie, proponuję zjeść razem - odezwał się Suho, kiedy już wszyscy byli w hallu i zrzucali (dosłownie...) z siebie wierzchnie ubrania. 
   - Dobry pomysł. Tylko kto robi kolację? - Luhan jako jedyny powiesił dresówkę na wieszaku. 
   - Losujemy - stwierdził Chanyeol.
   - Nie. Robimy ją WSPÓLNIE - odpowiedział Junmyeon. - WSZYSCY - dodał, kiedy zobaczył, że Sehun usiłuje niezauważalnie wycofać się do siebie.
   W odpowiedzi dało się słyszeć, jak maknae klnie pod nosem, ale posłusznie idzie w stronę kuchni. 


~*~


   - Skoro już wszystko gotowe, to możemy zacząć jeść - Suho z dumą ocenił to, co stało na stole i jako pierwszy zajął miejsce.
   - To może jeszcze się pomodlimy, jak tak rodzinnie ma być - sarknął Sehun, siadając obok Luhana i od razu przyjmując "pozycję zamkniętą", dzięki której mógł odizolować siebie i swój talerz od Channiego, który kończąc jeść swoją porcję, zawsze zabierał się za jedzenie maknae.
   - Morda, Sehun - syknął Kai, który siedział naprzeciwko najmłodszego. 
   Słysząc tą odzywkę, Junmyeon zakrztusił się wodą, a D.O otworzył oczy szeroko i powiedział:
   - Jongin... Nie mów tak...
   - Wkurza mnie - warknął Kai. 
   - Rozumiem, ale to nie znaczy, że masz... - Kyunsgoo znów przygotowywał się do jednego ze swoich pouczających wykładów, jednak po raz kolejny został brutalnie pozbawiony prawa głosu.
   - SMACZNEGO! - wycedził głośno Suho. 
   - Wzajemnie - odpowiedziała mu tylko część zespołu, bo reszta od razu rzuciła się do pochłaniania zawartości swoich talerzy.
   - Jak zwierzęta... - jęknął Junmyeon, unosząc oczy do góry. - Daj mi siłę, błagam...
   - A jednak Suho się pomodlił - wybełkotał Xiumin, przy okazji plując w stronę Sehuna, naprzeciwko którego siedział, po tym jak Kai zarządził roszadę.
   Maknae zrobił się czerwony na twarzy i już chciał coś mówić, ale Luhan w porę zauważył, co chłopak chce zrobić, więc uprzedził go:
   - Jaki grafik na jutro, Kris? 
   Sehun głośno wypuścił powietrze, po czym chcąc dosadnie zamanifestować swoje zniesmaczenie i niezadowolenie, wyjątkowo głośno wbił widelec i pustą część talerza. YiFan natomiast uniósł głowę i spojrzał na Lulu.
   - Rano trening i śpiew, a potem nagranie do programu, ale to tylko dla Chanyeola, Xiumina, Tao, Suho i Baeka. Reszta pewnie dalej będzie ćwiczyć, czy coś... Jeszcze ustalę z managerami, jak wrócą. 
   - A gdzie teraz są? - zainteresował się Chen.
   - Mają jakieś spotkanie. Za godzinę, do dwóch powinni być - odparł Kris, po czym wrócił do jedzenia. 
   - Mamy dwie godziny wolnego. Tak! - ucieszył się Xiu. 
   - Ale jest przed dziesiątą, więc proponowałbym się wcześniej położyć... - zasugerował Suho.
   Jednak nikt nie mu już nie odpowiedział. Jego cichy głos został zagłuszony przez parę innych, których właściciele zaczęli ustalać, co będą robić do czasu, aż wrócą managerowie i trzeba będzie z nimi pogadać. 
   - Albo i nie... - mruknął raczej sam do siebie lider, wstając od stołu i zbierając swoje naczynia. 
   Korzystając z tego, że w jadalni zrobiło się spore zamieszanie, również podniosłem się z miejsca. Podążyłem za Junmyeonem, którego zastałem opartego o ladę w kuchni. 
   - Wszystko dobrze? - zapytałem i zacząłem wkładać brudne naczynia do zmywarki. 
   Suho wzdrygnął się lekko i przetarł oczy dłońmi. 
   - Czasami mam już dość... - westchnął cicho. 
   Zaprzestałem dotychczasowej czynności i zerknąłem na lidera. Widać było, że jest wyczerpany. W tamtej chwili zrobiło mi się go ogromnie żal. Co dzień wstawał po piątej, przygotowywał prowizoryczne śniadanie, czasem prasował nam rzeczy, potem wszystkich budził, pilnował, żeby każdy był gotowy na czas. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, bo inaczej Junmyeon zadręczałby się przez następne parę godzin, że czegoś nie dopilnował. Naprawdę, taki lider to skarb. Dlatego postanowiłem go jakoś pocieszyć.
   - Nie przejmuj się nimi. Przecież wiesz, jacy są - uśmiechnąłem się do niego delikatnie. - Wiesz, co zrobimy? Ty idź się teraz położyć, a ja cię zastąpię.
   Suho gwałtownie się wyprostował i wlepił we mnie spojrzenie swoich dużych oczu.
   - A-ale...ale trzeba jeszcze tyle zrobić. Nie! Nie mogę cię tym obarczać. Już wszystko dobrze, widzisz? Wróciły mi siły. Idę prasować - Junmyeon błyskawicznie przeszedł obok mnie, i gdybym go w ostatniej chwili nie pociągnął na kaptur bluzy, pewnie by mi zwiał.
   - Nic nie będziesz prasował - zaśmiałem się. - Chodź, idziemy do twojego pokoju. 
   Suho chciał protestować, ale nie dałem mu dojść do słowa. Paplałem od rzeczy, byle tylko mówić. Przez to lider nie miał możliwości wykręcenia się. Parę minut później, kiedy już dopilnowałem, żeby grzecznie i bez narzekania umył się, patrzyłem, jak kładzie się do łóżka.
   - Dobranoc - pomachałem mu na pożegnanie i cicho zamknąłem za sobą drzwi. 
   Odetchnąłem głośno, gdy już znalazłem się na korytarzu. Chwilę jeszcze stałem w miejscu, jednak postanowiłem, że pora zrobić coś konstruktywnego. Na przykład zrobić wpis do pamiętnika... 
   Przekraczając próg swojego pokoju, natknąłem się na Krisa, który właśnie go opuszczał. Zrobiłem dziwną minę, na co on odpowiedział jedynie zdawkowym uśmiechem. Powoli wszedłem do środka i przymknąłem za sobą drzwi. 
   - Jesteś, Lay. Czekałem na ciebie - aż podskoczyłem, kiedy usłyszałem gdzieś obok głos Luhana. 
   - Lulu - stałem, trzymając się za miejsce, w którym biło moje serce. - Co tu robisz? 
   - Mówię, że czekam na ciebie, nie? - wstał z łóżka i stanął tuż przede mną. 
   - Nie powinieneś pilnować Sehuna? Jest dzisiaj w wyjątkowo podłym nastroju, nie wiadomo, co może zrobić - wyminąłem Lu i podszedłem do szafy. 
   - To zupełnie tak jak ty - odpowiedział i ruszył w ślad za mną. 
   - Co zupełnie jak ja? - zmarszczyłem brwi i sięgnąłem do półki, by odłożyć zdjętą po drodze do szafy koszulkę. 
   Przeciągnąłem się i odwróciłem w stronę Luhana. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. 
   - Lay, powiedz mi, ile jeszcze tak zamierzasz? - zapytał. 
   - Tyle, ile potrzeba - odpowiedziałem beznamiętnie. - Czyli pewnie do końca kontraktu... Albo już zawsze. Nie wiem. 
   - Nie myślałeś, żeby z nim porozmawiać? - Lulu usiadł na łóżku.
   Z cichym westchnieniem opadłem na miejsce obok niego.
   - Niepotrzebnie się tak produkujesz, Lu. Przecież oboje wiemy, jaki Kris ma do mnie stosunek. Jestem jego przyjacielem, ale nikim więcej. I będzie tak już zawsze. Lepiej zrobisz, jak pójdziesz sprawdzić, czy Sehun ich tam nie pozabijał... 
   Luhan zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem i powoli wstał. 
   - No dobrze, skoro tego właśnie chcesz. Ale radziłbym ci się ubrać...
   - Po co? Jestem w domu. 
   - Po prostu to zrób - odpowiedział Lulu, po czym uśmiechając się do siebie tajemniczo, opuścił mój pokój, przymykając za sobą drzwi. 
   Ja natomiast usiadłem głębiej na łóżku i podkuliłem nogi. Oparłem brodę na kolanach i przymknąłem powieki. Przez kolejne parę minut towarzyszył mi jedynie uśmiechnięty Kris, który majaczył mi gdzieś przed oczami. YiFan uśmiechał się bardzo często, więc obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Mimowolnie ja również uśmiechałem się lekko. Pamiętałem dokładnie każde słowo, każdy gest, którym obdarzył mnie Kris. Kiedyś tak o tym nie myślałem, jednak od czasu, kiedy zorientowałem się, że nie czuję do niego jedynie miłości przyjacielskiej, zacząłem zapamiętywać wszystko, co z nim związane aż przesadnie dokładnie. 
   - Nie przeszkadzam? - ni stąd, ni zowąd od strony drzwi dobiegł mnie cichy głos YiFana.
   Początkowo pomyślałem, że już z tego wszystkiego mam jakieś omamy słuchowe, jednak gdy usłyszałem, że chłopak zamyka drzwi i zbliża się, momentalnie otworzyłem oczy. I rzeczywiście - teraz miałem przed sobą wysoką postać Krisa. 
   - Powiesz mi, dlaczego tak się uśmiechasz? - założył ręce i sam się uśmiechnął.
   - Po co przyszedłeś? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
   Nie miało to żadnego związku z tym, co usłyszałem z jego ust, ale nie miałem ochoty na rozmowę z nim. Jak już wspominałem, nie czułem się w jego towarzystwie komfortowo. Szczególnie, kiedy byliśmy sami. 
   - To już nie mogę po prostu przyjść pogadać z moim przyjacielem, co? - Kris zajął miejsce tuż obok mnie, na co ja odsunąłem się znacznie. 
   Dopiero w chwili, gdy wzrok YiFana spoczął na moim nagim brzuchu, przypomniałem sobie, że jestem bez koszulki. W tamtej chwili przyrzekłem sobie, że już będę słuchał Luhana... Zerwałem się z miejsca i chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, którą mogłem założyć. Co z tego, że była to lekko przyduża góra od piżamy Chena... 
   - A może ty mnie już nie lubisz i dlatego nie chcesz ze mną rozmawiać? - Kris uniósł brwi do góry i popatrzył mi w oczy. 
   - Skąd ci to w ogóle przyszło? - zaśmiałem się nienaturalnie. - Idiotyzm. 
   - To mi pokaż - odpowiedział YiFan i powoli podniósł się z miejsca.
   Zmarszczyłem brwi, niewiele rozumiejąc.
   - Co ci mam pokazać? - zapytałem niepewnie. 
   - Że mnie lubisz. Albo może inaczej... Jak bardzo mnie lubisz - Kris podszedł do mnie bardzo blisko i spojrzał na mnie z góry. 
   Przez chwilę stałem z rozdziawionymi ustami, jednak otrząsnąłem się i postarałem zachować pokerową twarz. 
   - Kris, nie wygłupiaj się, tylko mów, o co ci chodzi. Nie mam dzisiaj humoru na takie zabawy.
   - Ty doskonale wiesz, co mam na myśli - YiFan uśmiechnął się i pochylił się w moją stronę.
   Poczułem, jak moje policzki nabierają odcienia intensywnej czerwieni. Odchyliłem głowę w tył i przełknąłem ślinę.
   - No dalej, Lay. Nie krępuj się - wyszeptał Kris, a ja poczułem, jak moje nogi robią się dosłownie jak z waty. 
   Czułem na swojej twarzy jego ciepły oddech. Powoli zaczynałem ulegać. Wiedziałem, że jeśli nie przestanie, to stanie się coś strasznego... 
   - K-kris... Daj spokój... - tylko tyle dałem radę z siebie wydusić.
   - Nie każ mi dłużej czekać... - YiFan znów drastycznie zmniejszył odległość dzielącą nasze twarze.
   Teraz, by móc widzieć jego minę, musiałem praktycznie zezować.
   - Prze...stań... - poprosiłem błagalnym tonem głosu.
   Jednak Kris ani myślał spełniać moją prośbę. Przysunął się jeszcze trochę bliżej... I w tym momencie czara się przepełniła. Tego było za dużo. Niewiele myśląc położyłem mu dłonie na klatce piersiowej i stanąłem na palcach. Przez ułamek sekundy jeszcze patrzyłem w jego oczy, po czym dotknąłem swoimi ustami jego. Tak jak zawsze myślałem - okazały się delikatne, lekko wilgotne, ale bardzo ciepłe. Początkowo to ja go całowałem, jednak nie musiałem długo czekać na to, by on przejął inicjatywę. Nasz pocałunek ciągnął się chyba w nieskończoność. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Czułem się, jak jeszcze nigdy dotąd. 
   Dopiero kiedy się od siebie odsunęliśmy, zaczęły napływać do mojej głody wątpliwości... Dlaczego mnie do tego nakłonił? Czyżby już wiedział?
   - No, i właśnie o to mi dokładnie chodziło - Kris uśmiechnął się delikatnie. - Szkoda tylko, że musiałem tyle czekać.
   - Co...? - zapytałem głupio. 
   - Kocham cię, Lay. 



~*~


Pekin, 30 października 2013 roku
   Dzisiaj krótko, bo zaraz mamy próbę przed występem. Cóż, muszę powiedzieć, że od kiedy jesteśmy z Krisem parą, wszystko układa się świetnie. Długo nie pisałem, bo naprawdę sporo się działo, jednak obiecuję się poprawić! Przez pierwszy tydzień utrzymywaliśmy z YiFanem pozory, że nic się nie dzieje. Jednak po upływie tego czasu, postanowiliśmy powiedzieć reszcie. O dziwo, zareagowali naprawdę bardzo pozytywnie. Nie spodziewałem się, że przyjmą to tak po prostu. Ale cóż, widocznie ich nie doceniałem. I pomyśleć, że to wszystko dzięki Luhanowi. Jeśli kiedyś będziesz czytał ten pamiętnik Lulu, to wiedz, że nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć! A teraz muszę kończyć, bo już mnie wołają. Od dzisiaj będę pisał już codziennie! 




   Witajcie!^^ Tak jak obiecałam, powracam z moim pierwszym w życiu Krayem. Jest to mój pierwszy shot z tym paringiem, więc jestem bardzo ciekawa Waszej opinii:) Piszcie w komentarzach jak się podoba, i czy w ogóle^^ Za poprawę oczywiście dziękuję Dubu<3