BaekYeol cz.I






Hej, hej :*

Z tej strony Ava, bo Yuri się coś zepsuło i nie mogła dodać normalnie O.o. Tak czy inaczej, napisałyśmy to razem i jeszcze nie wiemy co to z tego w ogóle wyjdzie, ale mamy nadzieję, że się Wam spodoba ;3. Strasznie się rozpisałyśmy, więc dzielimy na części i... Oto wynik naszej pracy. Pisałam z wysoką gorączką, więc nie dziwcie się, że momenty są takie, a nie inne xD. Dobra, ja zmykam, bo mnie Yuri jeszcze pozwie, że jej bloga zabrałam..^^.

ENJOY :*


  - Chanyeol! - po niedużym mieszkaniu rozniósł się donośny, dziewczęcy głos.
  Odpowiedział mu jedynie cichy pomruk, który dochodził spod grubej, niebieskiej kołdry.
  Przez korytarz przemaszerowała niska, czarnowłosa postać, po czym z impetem otwierając drzwi, weszła do ostatniego pokoju.
  - PARK CHANYEOL! RUSZ NATYCHMIAST TĘ KOŚCISTĄ DUPĘ, BO BĘDĘ ZMUSZONA ZASTOSOWAĆ DRASTYCZNIEJSZE ŚRODKI! - krzyknęła dziewczyna i założyła ręce.
  Znowu nic. Żadnej reakcji. Jedynie ciche, rozmarzone westchnienie ze strony skulonej na łóżku postaci.
Chłopak przetarł zmęczone oczy i jęknął głośno, gdy jego twarz oświetliły promienie słoneczne. Dziewczyna właśnie odsłoniła rolety okien i z cwanym uśmieszkiem spojrzała w stronę brata.
  - A co to się robiło w nocy, że teraz nie możesz wstać?
  Chłopak nie odpowiedział, tylko rzucił w nią jedną ze swoich poduszek. Yoora warknęła na niego niebezpiecznie i wyszła z pokoju wiedząc, że chłopak już i tak nie da rady zasnąć. Channie wstał zrezygnowany z łóżka. Szkoła była dla niego złem koniecznym, dlatego nieśpiesznie wszedł do łazienki, chcąc choć trochę się ogarnąć. Jego włosy z jednej strony były nieco spłaszczone, więc potargał je rękoma, nadając im względną symetrię. Umył twarz i znów spojrzał w lustro. Zimna woda nie sprawiła, że wyglądał lepiej.
  - Yoora! Co zrobić na podkrążone oczy!? - wykrzyknął z lekką chrypką.
  - Możesz się pomalować, to jedyny sposób! A tak na przyszłość... - dziewczyna otworzyła drzwi od łazienki i spojrzała na brata ze zmartwieniem - ...wysypiaj się, co?
  - Wysypiam się przecież... - burknął Chanyeol i obrzucił krytycznym spojrzeniem półkę z kosmetykami siostry.
  - Mhm - Yoora pokiwała głową pobłażliwie i zaśmiała się krótko. - Codziennie taki wstajesz. Myślisz, że nie widzę?
  - Jaki wstaję? - chłopak sięgnął po pierwszą lepszą "tubkę z mazidłem", jak to zwykł nazywać, i powąchał znajdującą się w niej substancję, krzywiąc się lekko.
  - No taki! - Yoora wskazała palcem na odbicie brata w lustrze. - Niewyspany, z worami pod oczami. Niedługo będziesz wyglądał jak ten twój przyjaciel... Ten no...jak mu tam... - Yoora pstryknęła palcami i zamyśliła się.
  - Tao? - zasugerował Chanyeol wsmarowując sobie w twarz coś, co wyglądało mu na podkład.
  - Tak, właśnie. Nigdy nie mogę zapamiętać... A swoją drogą, czy on was nie niepokoi?
  - Panda? No coś ty - Channie parsknął głupio i pokręcił głową.
  - Mnie on przeraża... Nie wiem jak was, ale mnie tak. I do tego od niego emanuje taka...dziwna aura - Yoora wykonała w powietrzu jakiś nieskoordynowany ruch rękami, chcąc zapewne uzmysłowić bratu co ma na myśli.
  - Śmieszna jesteś. Tao to normalny chłopak, nie wiem, dlaczego uważasz, że tak nie jest.
  - No racja, bo wy wszyscy jesteście chorzy... - mruknęła Yoora, po czym wyszła z łazienki, zostawiając brata samego.
  Chłopak poklepał kilka razy swoje policzki. Upewnił się w ten sposób, że na pewno nikt nie zauważy „mazidła” na jego twarzy, po czym ubrał mundurek. Jak zwykle chwilę musiał się zmagać z krawatem, którego nie potrafił dobrze zawiązać. Kilka chwil później na białą koszulę nałożył ciemną marynarkę i biorąc w rękę swój plecak, zszedł na parter. Położył torbę przed drzwiami i mechanicznie wrzucił kawałek chleba do tostera.
  - Wrócę dziś późno. Mam niezłe zamieszanie w pracy… - powiedziała Yoora, biorąc w rękę jabłko i ubierając w pośpiechu buty. Chan przytaknął jedynie, obserwując, jak dziewczyna potyka się o własne nogi, próbując jednocześnie otworzyć drzwi i poprawić nogawki jasnych jeansów. Nie udało jej się jednak utrzymać równowagi i po chwili leżała na podłodze, śmiejąc się z samej siebie. Yeollie prychnął z rozbawieniem.
  - I to niby my jesteśmy chorzy? – zapytał retorycznie, podchodząc do siostry i pomagając jej wstać.
  Dziewczyna wytknęła mu język w odpowiedzi i wspięła się na palce, całując go na pożegnanie w policzek. Chan odetchnął z ulgą, że siostra wyszła do pracy i uśmiechnął się do siebie. Miał w zanadrzu piękną historyjkę, by tylko usprawiedliwić swoje wrodzone lenistwo. Podszedł do lodówki, gdzie wisiał jego plan lekcji i przeanalizował go szybko.
  - Cóż, skoro pierwsza jest fizyka, to nawet nie warto na nią iść… Angielski umiem dobrze, więc też mogę sobie odpuścić… - zaczął wyliczać na głos. Skończyłoby się na tym, że nie poszedłby na żadną lekcję, gdyby nie Luhan, który bez zbędnego pukania wszedł cichutko do domu. Oparł się o framugę kuchennych drzwi i obserwując mówiącego do siebie bruneta, krzyknął:
  - BUU!
  Chanyeol odwrócił się, łapiąc się równocześnie za miejsce, w którym biło jego serce i zajęczał cicho, patrząc przerażonym wzrokiem na rozbawionego całą tą sytuacją Luhana.
  - Dzień dobry! - krzyknął entuzjastycznie Lulu i rzucił się na nadal wystraszonego przyjaciela.
  - Czy...czy ty chcesz, żebym dostał zawału?! - wydusił wyższy chłopak.
  - Nie - zaśmiał się Luhan, odsuwając się nieznacznie od Channiego. - Po prostu postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś taki odważny, za jakiego się uważasz.
  Chanyeol zmarszczył brwi i sięgnął do kredensu po dwie szklanki.
  - Kto by pomyślał, że z ciebie taki eksperymentalista. Przecież nie cierpisz fizyki.
  - Jeśli chodzi o takie doświadczenia, to nie mam z nią żadnego problemu - Luhan wyszczerzył się złośliwie i usiadł na krześle, jednym haustem opróżniając podaną mu przez przyjaciela szklankę z sokiem.
  Channie pokręcił tylko głową z nieukrywaną dezaprobatą, po czym usiadł naprzeciwko przyjaciela.
  - I jakie są twoje wnioski, co, fizyku? - zapytał.
  Lulu uśmiechnął się szeroko i odparł:
  - Że jesteś zwykłą boidupą.
  Chanyeol, słysząc to stwierdzenie, zakrztusił się pitym właśnie sokiem, po czym obdarzył chłopaka jak najbardziej pogardliwym ze swoich spojrzeń.
  - Ale nie zapominaj, że to nie ja przesiedziałem cały ostatni horror wtulony w Kaia - odpowiedział w końcu.
  Jednak Luhan jedynie wzruszył ramionami i znów się uśmiechnął.
  - Naprawdę myślisz, że się bałem?
  Chanyeol pokiwał głową z przekonaniem i zabrał się za ścieranie soku, którym się zakrztusił.
  - Naiwny człowieczku - westchnął Lulu. - Zrobiłem to, żeby móc być bliżej niego. Nie pomyślałeś o tym?
  Channie uniósł głowę i pokręcił nią zdziwiony.
  - Nie wyglądasz na kogoś, kto mógłby grać dla własnej korzyści.
  - Widać, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - Luhan oparł się łokciami o blat i wlepił w przyjaciela spojrzenie swoich dużych, ciemnych oczu.
  Channie prychnął jedynie wkładając do ust wcześniej zrobionego tosta.
  - A ty niby wiesz o mnie wszystko…? – zapytał retorycznie Chan, pogardliwie patrząc na swojego hyunga.
  - Oczywiście! Znamy się przecież od lat, więc znam cię jak własną kieszeń.– stwierdził Luhan wstając od stołu i zabierając chłopakowi nadgryziony kawałek chleba. – Myślisz, że nie widzę jak już od kilku miesięcy ślinisz się na widok zgrabnej dupy Baeka?
  Channie otworzył szerzej oczy i przełknął nerwowo ślinę. Luhan uśmiechnął się widząc jego nieprzemyślaną reakcję i ugryzł brzeg tosta z niemałą satysfakcją. Wiedział, że w głowie Chanyeola szaleje teraz burza myśli. Przyznać się do swoich uczuć przed przyjacielem, czy może nadal beznadziejnie udawać obojętność przed całym światem? Lulu nie zastanawiał się zbyt długo tylko od razu wziął sprawy w swoje ręce.
  - Wiesz, jeżeli nic nie zrobisz, to jest kilku chętnych na chłopaka Baekhyuna…
  - Jak to? – spytał zaskoczony Yeollie, nie kontrolując swojej reakcji. Luhan klasnął w dłonie.
  - Więc się przyznajesz! – wykrzyknął ucieszony jelonek.
  Chan podrapał się po karku i spuścił głowę, chcąc ukryć zaróżowione ze wstydu policzki.
  - Wcale nie! Po prostu się martwię o swojego hyunga… - próbował się tłumaczyć.
  - To się lepiej o mnie pomartw, bo moim tyłkiem zajmie się niedługo Kai… I co? Martwisz się o mnie, Channie? Szczerze wątpię. – zauważył Lulu i zbliżył się do Chanyeola zmniejszając odległość między ich twarzami.
  - Przyznaj to w końcu Channie…
  Chłopak mruknął coś niewyraźnie pod nosem i odchrząknął. Luhan zadowolił się taką odpowiedzią, widząc na twarzy Chanyeola uroczy rumieniec.
  - Próbowałeś go uwieść? – spytał opierając się o kuchenny blat.
  - Baekhyun jest moim hyungiem. Myślisz, że będę go uwodził i niszczył naszą przyjaźń tylko ze względu na siebie? To cholernie egoistyczne - mruknął Chanyeol, odwracając się do okna i uważnie obserwując sypiące się leniwie z nieba płatki śniegu.
  Channie uwielbiał zimę. Z tą porą roku wiązały się jego najprzyjemniejsze wspomnienia z dzieciństwa, jak również z czasu, kiedy już był nastolatkiem. Uśmiechnął się bezwiednie i westchnął cicho.
  - Dlaczego miałbyś to od razu niszczyć? - zapytał zdziwiony Luhan. - A może Baek akurat odwzajemnia twoje uczucia?
  Chanyeol zaśmiał się z goryczą, na powrót odwracając się twarzą do przyjaciela. Spojrzał na niego uważnie, po czym odparł powoli:
  - Gdyby było inaczej, niż mówię, dawno bym to zauważył...
  Lulu przez chwilę stał mieląc w ustach ugryziony kawałek tosta, po czym roześmiał się głośno.
  - Przecież ty nie zauważasz nawet, kiedy zgubisz własny telefon - parsknął rozbawiony.
  Channie ściągnął usta w dzióbek.
  - Telefon to zupełnie co innego, niż uczucia drugiej osoby, wiesz?
  Luhan pokręcił głową, nadal się śmiejąc.
  - Racja... - burknął Chanyeol. - Bo przecież ty nie wiesz, co to uczucia. W końcu każdy pamięta jak potraktowałeś Sehuna.
  Na dźwięk imienia maknae, Lulu momentalnie ucichł, patrząc gniewnie na Chanyeola.
  - To zupełnie inna sprawa! - pisnął, dotknięty do żywego.
  - A widzisz - Chan uśmiechnął się pobłażliwie. - Boli, prawda?
  - Chanyeol, nie przeginaj...
  - Porozmawiajmy o tym. Skoro już wiesz, że podoba mi się Baekhyun, to może ty się teraz pochwalisz jakąś swoją tajemnicą, hm?
  - Przestań... - jęknął Luhan, ukrywając twarz w dłoniach.
  - Przeszłość boli - odparł sucho Chanyeol. - Ja też się już raz przejechałem, więc nie chcę, by to samo wydarzyło się z Baekiem. Doskonale o tym wiesz, więc dlaczego rozdrapujesz stare rany na siłę?
  Luhan westchnął.
  - Myślę, że jak teraz nie spróbujesz, to później może być już za późno. Pomyśl, chcesz na zawsze już ukrywać to, co czujesz? Myślisz, że ci się to uda? W końcu jesteście razem bardzo blisko…
  Chanyeol już wcale nie miał ochoty słuchać wywodów Luhana. Takie „uwodzenie” swojego hyunga, mogłoby się zakończyć jedynie ulotną nadzieją na odwzajemnioną miłość. Był pewny, że to by się nie udało. Wyszedł więc z kuchni nie przejmując się wcale swoim gościem i zakładał buty, by wyjść do szkoły. Lulu spojrzał zrezygnowany na młodszego. Wiedział, że wtedy zranił Sehuna bawiąc się uczuciami zakochanego chłopaka, ale nie wierzył, że Baek mógłby zachować się podobnie w stosunku do… kogokolwiek. W końcu cała jego osobowość była całkiem niewinna.Gdy Luhan przypominał sobie o Sehunie, automatycznie bolało go serce. Hunnie wyznał mu swoje uczucia, a ten bezwstydnie go wykorzystał. Zachował się jak skurwiel i sam czasami nie mógł w to uwierzyć. Zrozumiał jednak swój błąd po czasie, a teraz nie miał go już nawet jak przeprosić.
  - Naprawdę myślisz, że Baek potraktowałby cię w taki sposób? – spytał niepewnie Luhan nie patrząc nawet w oczy przyjaciela.
  - Ciebie nigdy bym o coś takiego nie posądził, a jednak zrobiłeś to.
  - Chanyeol, ja naprawdę żałuję... - westchnął Luhan.
  Channie spojrzał na niego beznamiętnym wzrokiem i odpowiedział:
  - To nie mnie powinieneś się tłumaczyć.
  Lulu zagryzł wargi, próbując się jakoś uspokoić. Jednak nie było mu to dane. Wymowne spojrzenie Channiego i jego oschłość były wręcz nie do zniesienia. Może nie bolałoby to aż tak, gdyby nie fakt, iż była to prawda...


~*~


  - Dobrze, to może do odpowiedzi przyjdzie dzisiaj... - fizyczka zamarła, wlepiając spojrzenie swoich nienaturalnie małych oczu w leżący przed nią dziennik.
  Natomiast cała klasa wstrzymała oddechy. Chyba w tamtej chwili każdy bał się, że to właśnie na niego padnie. Wszyscy, bez wyjątku, szczerze nienawidzili fizyki. Może jeszcze sam przedmiot był ewentualnie do zniesienia. Problem tkwił w nauczycielce. Była przesadnie pedantyczna, sztywna i w ogóle "nie do życia". Nie ukrywała swojej szczerej niechęci do tej klasy. Uważała, że są w niej sami idioci, którzy w przyszłości będą zmiatać chodniki, ewentualnie może, jeśli któremuś z uczniów się poszczęści, załapie się na posadę woźnego w szkole albo biurze. Chociaż pewnie i tak byłaby nikła szansa, żeby tą pracę miał dłużej niż tydzień.
  Siedzący w pierwszej ławce Chanyeol zaczął nerwowo łamać sobie kostki palców i przygryzać górną wargę. Fizyka była chyba jedynym przedmiotem, z którego mógł być (i przeważnie był) zagrożony. Do tego ta jędza się na niego uwzięła i mimo jego bardzo wysokiego wzrostu, posadziła go w pierwszej ławce, na dodatek tuż przed swoim biurkiem. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że Channie siedział z Suho, który był na tyle pomocny, iż czasami podpowiedział mu podczas odpowiedzi lub testu.
  Chan z każdą kolejną chwilą był coraz bardziej zdenerwowany. Przeczuwał, że wróci dzisiaj do domu z kolejną jedynką... Jednak nagle z tyłu klasy dało się usłyszeć dość głośne szemranie, które po chwili przeszło w zwykłą, głośną już rozmowę.
  Nauczycielka przerwała bezmyślne gapienie się w dziennik (bo było wiadome, że ofiarę ma już dawno upatrzoną) i podniosła głowę, skupiając całą swoją uwagę na scenie, która rozgrywała się w ostatniej ławce środkowego rzędu.
  - CHEN! CHEN, JA KRWAWIĘ! - po klasie rozszedł się przesadnie głośny lament Xiumina.
  Chen, który siedział tuż obok niego, spojrzał na przyjaciela z uznawanym zdziwieniem i zapytał:
  - Co się dzieje?!
  Minseok zamiast odpowiedzieć, odsunął od nosa trzymaną tam dotąd chusteczkę. Oczom całej klasy ukazała się okazała czerwona plama na materiale chusteczki i dwie stróżki tego samego koloru, wyciekające z nosa Xiumina.
  Jakaś dziewczyna jęknęła, druga zaczęła wachlować się zeszytem. Reszta klasy siedziała i patrzyła uważnie na to, co stanie się dalej.
  - Psze pani! Ja muszę...muszę do pielęgniarki! - zawył Minseok.
  Nauczycielka zesztywniała i nerwowo rozejrzała się po klasie.
  - Cóż... - odchrząknęła.
  - On się zaraz wykrwawi! - przeraził się Chen, i żeby dodać dramatyczności swojej wypowiedzi, zamachał brudną chusteczką w powietrzu.
  - Dobrze, skoro tak, niech Xiumin idzie... - powiedziała w końcu.
  - A jak zemdleję? - jęknął Minseok, patrząc żałośnie na fizyczkę.
  Kobieta sapnęła i poprawiła się na krześle.
  - Niech Chanyeol idzie z nim - zaproponował Chen, patrząc znacząco na zszokowanego Channiego. - On jest silny i duży, jakby Xiu zemdlał, to on mu na pewno pomoże.
  Nauczycielka zmarszczyła brwi. Widząc to, Minseok udał odruch wymiotny, by ostatecznie przekonać kobietę. Fizyczka skrzywiła się gwałtownie, po czym wypuściła głośno powietrze z płuc.
  - Dobrze, idźcie, tylko wracajcie szybko - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
  Chanyeol zerwał się momentalnie z miejsca i podszedł do Xiumina.
  - Chodźmy - powiedział i pomógł wstać przyjacielowi.
  Minseok powoli zwlókł się z krzesła, po czym podreptał do drzwi. Channie otworzył je przed Xiu i wychodząc za nim, szybko je zamknął.
  - Chodźmy, Xiu, bo jeszcze mi tu padniesz - Chanyeol wziął przyjaciela pod rękę i pociągnął w stronę gabinetu pielęgniarki.
  Jednak Minseok nie ruszył się z miejsca. Channie odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Wyglądał jakoś dziwnie...zdrowo. Chan uniósł brwi w górę i założył ręce.
  - Wytłumaczysz mi to?
  Xiumin wyszczerzył się do przyjaciela i starł wyjetą przed chwilą chusteczką resztkę krwi spod nosa.
  - Naprawdę wierzysz, że mogłaby mi się puścić krew? - parsknął Minseok.
  - Eee... Właściwie...to czemu nie... - Chanyeol wzruszył ramionami.
  - Przecież ja NIGDY nie choruję! - zaśmiał się Xiu. - Przecież to jest zwykły ketchup!
  - Co? - Chan wytrzeszczył oczy na niższego chłopaka i otworzył usta w zdziwieniu.
  - Zrobiliśmy to, żeby ci pomóc - Xiumin uśmiechnął się szeroko, zlizując z chusteczki ketchup.
  Chan uniósł brwi i spojrzał na Xiumina dziwnym wzrokiem.
  - No przecież wiemy, że z tej fizyki, to ty nic nie umiesz… - zauważył i mrugnął do chłopaka porozumiewawczo.
  - A wy chcecie mi pomóc, bo…? – spytał mrużąc oczy. Jakoś nie wierzył, że zrobili to z dobrego serca. Minseok złapał się pod boki.
  - To już lojalność przyjacielska to za mało? Dlaczego zawsze, gdy ktoś coś dla ciebie robi, to doszukujesz się drugiego dna, co? – spytał zadzierając głowę do góry. Chanyeol prychnął.
  - Jak to „dlaczego” ? – zapytał, po czym sam sobie odpowiedział. – Bo wy nigdy nie zrobiliście niczego tak po prostu. Zresztą, od kiedy to masz takie dobre serduszko, Baozi?
  Niższy chłopak zrobił naburmuszoną minę i chwycił Channiego za rękaw, ciągnąc go w stronę szkolnych schodów.
  - Hej! Co ty robisz? – pisknął Yeollie.
  - Nie krzycz, bo fizyczka się skapnie. Idziemy na parter – poinformował go Xiumin, nadal ciągnąc go za rękaw. Takie to małe, a takie silne, pomyślał Chan i dał poprowadzić się Minseokowi. Wysoki chłopak nie myślał przy tym zbyt wiele, bo zajęty był właśnie wychwalaniem w myślach swoich przyjaciół. Jeżeli faktycznie zrobili to bez z góry obiecanych korzyści, to musiał im podziękować. Gdy byli już w męskiej łazience piętro niżej, Chan odzyskał bystrość umysłu. Chen i Xiumin, bez korzyści robią coś dla przyjaciela…
  - Skąd wy w ogóle mieliście keczup? – spytał próbując zrozumieć cokolwiek z ich zachowania. Minseok poklepał go po ramieniu, przybierając minę cwaniaka.
  - Przezorny zawsze ubezpieczony, a teraz czas na ciebie – powiedział poprawiając Channiemu krawat i przyglądając się uważnie jego twarzy.
  - N-na mnie? – spytał zdziwiony wskazując na siebie palcem. Xiumin zaśmiał się.
  - Tak, na ciebie olbrzymie. Widzisz tu kogoś innego, do kogo mógłbym mówić? – spytał retorycznie. Chan przełknął ślinę.
  - Co wy wymyśliliście…?
  - To nie jest teraz ważne. Teraz musisz się skupić tylko na jednym. Otóż za chwilę zaczyna się historia w sali pięćdziesiąt trzy. Baek zawsze przychodzi kwadrans wcześniej, więc wiele już czekać nie musisz…
  - Luhan… - mruknął do siebie Chan, zaciskając pięści. Lulu zawsze musiał postawić na swoim i przekonała się o tym już cała paczka przyjaciół. Zasada była jedna – Luhana albo się kochało za nic, albo nienawidziło za wszystko. W tym momencie, Chanyeol zastanawiał się nad tym co takiego sprawiło, że wybrał go sobie na najlepszego przyjaciela.
  -… Nawiąż jakąś konstruktywną rozmowę – dokończył Baozi swój monolog, którego zupełnie Chan nie słuchał.
  - Kontrusk… Skąd ty znasz takie słowa, kurduplu? – spytał coraz bardziej zdenerwowany Channie. Xiumin naburmuszył się słodko.
  - Wypraszam sobie, żyrafo. Konstruktywna rozmowa, czyli nie o bzdetach, tylko taka, z której się czegoś dowiesz – zauważył chłopak. Chan zmarszczył brwi w skupieniu, bo Baozi chciał go chyba na coś naprowadzić, a przynajmniej na to wskazywała jego mina.
  - A mianowicie?
  - No wiesz, fajnie by było chociaż ustalić kogo Bacon preferuje… - zauważył Xiumin . Yeollie przełknął ślinę i oblizał usta.
  - Preferuje… Kolejne trudne słowo! – zauważył Chan i zaplątał ręce na piersiach. Xiu wzniósł oczy ku niebu. – Chodzi ci o preferencje…
  - …seksualne, Channie – dokończył Baozi i przestraszył się nie na żarty, bo Chan zakrztusił się własną śliną. Gdy uderzył w jego plecy kilkukrotnie, chłopak trochę się uspokoił. Baozi spojrzał ze strachem na zegarek i podskoczył widząc która już godzina.
  -Yeollie, on za chwilę tu będzie! Umyłeś zęby? – spytał, a Chan pokiwał głową. - Z tego co widzę, to żaden syf ci nie wyszedł… - Xiumin oglądał Channiego ze wszystkich stron, a gdy stwierdził, że chłopak wygląda całkiem nieźle, odwrócił go w stronę drzwi i kopniakiem w tyłek wypchnął na szkolny hol. Chan jęknął, pocierając swoje obolałe cztery litery.
  - To tak na szczęście – wyjaśnił chłopak i pokazał mu zaciśnięte kciuki.
  Chanyeol obejrzał się raz jeszcze na przyjaciela. Xiumin cały czas stał z podniesionymi do góry oboma kciukami. Niby Channie powinien być im wdzięczny za to, że tak mu pomogli (bo co jak co, ale akcja z krwotokiem była dla wyższego chłopaka wybawieniem), ale chyba było oczywistym, że taka sielanka nie może ciągnąć się w nieskończoność. Zdawał sobie sprawę, że są zdolni do różnych głupich rzeczy, ale żeby zmuszać go do rozmowy z Baekhyunem? No, to się nazywa szczyt debilizmu. Przecież...przecież na pewno zrobi z siebie totalnego kretyna... Przewróci się na środku korytarza albo wpadnie w kogoś. Coś strasznego... Jaki wstyd! Nie, tak być nie może... Kto to widział, żeby dorosły (bądź co bądź) facet ulegał idiotycznym namowom przyjaciół?! Czy ktoś go będzie z tego rozliczał? To jego, Parka Chnayeola, życie i nikt mu nie będzie dyktował, co ma robić, a czego nie! A już na pewno, jeśli w grę wchodzi sprawa z Baekiem.
  Z głową pełną tego typu myśli, Channie wdrapał się po schodach na drugie piętro i ruszył korytarzem w stronę sali historycznej. Postanowił, że nie będzie się Baekowi narzucał, i że po prostu grzecznie siądzie jak najdalej, by tylko nie wzbudzać podejrzeń starszego chłopaka.
  Gdy tak szedł, gapiąc się bezmyślnie w czubki swoich butów, z przeciwnej strony korytarza zbliżał się ku niemu nie kto inny, a sam Byun Baekhyun. Chanyeol nie mógł go zauważyć, po pierwsze dlatego, iż patrzył w dół, a po drugie, bo Bacon był stosunkowo niskiego wzrostu i drobnej postury.
  Jednak Baek również nie widział zmierzającego w jego stronę bruneta. Był zafascynowany zawartością swojego plecaka. Grzebał w nim zaciekle, najwyraźniej czegoś szukając.
  Natomiast pod salą od historii siedziała już cała grupka obserwatorów, która znalazła się tam oczywiście całkiem przypadkiem.
  - Obstawiam, że się nie odezwie - podjął temat Chen, zakładając ręce i patrząc krytycznym wzrokiem na idącego wolno Chanyeola.
  - Dlaczego od razu zakładasz najgorszą wersję? - Kyungsoo zmarszczył brwi i przechylił się w stronę Jongdae.
  - Bo Channie to taka trochę...miłosna sierotka - wtrącił się Tao.
  - Dokładnie - pokiwał głową siedzący na końcu ławki Lay. - Chłopak zwyczajnie nie ma szczęścia. Nieważne, jak bardzo by chciał, żeby było inaczej.
  - Ja tam w niego wierzę, to dzielny chłopak - rzucił Suho, wgryzając się w pączka.
  - Pewnie się wywali... - jęknął rozemocjonowany Xiumin. - Albo zrobi coś jeszcze gorszego. Pamiętacie jak w pierwszej klasie wylał mu wodę do kwiatków na spodnie?
  Wszyscy przytaknęli.
  - A jak w czwartej podstawówki prawie wepchnął go pod samochód? - dorzucił Kris.
  Reszta pokiwała głowami.
  - No i jeszcze jak mu w przedszkolu sypnął piachem prosto w oczy. Pamiętam jak dziś, jak Baek straszliwie się darł. A Chanyeol też się rozpłakał i uciekł - wspomniał Sehun.
  - Cześć - przed ławką, na której siedziała Loża Szyderców przystanęli Kai i Luhan.
  - PRZESUŃ SIĘ! - wrzasnął Xiu, który był już bliski ataku serca.
  Lulu spojrzał na niego z pogardą, jednak usunął się z pola obserwacji przyjaciół. Kai natomiast usiadł na ostatnim wolnym miejscu na ławce.
  Po szkolnym korytarzu rozległ się huk, a przyjaciele właśnie byli świadkami zderzenia się tej miłosnej dwójki. Jako, że Chanyeol nie zauważył zupełnie Baekhyuna, i na odwrót, wpadli na siebie i niestety – to Bacon upadł na szkolne kafelki, a zawartość jego otwartego wciąż plecaka rozsypała się po podłodze. Spojrzeli po sobie w tym samym momencie, a Baek uśmiechnął się lekko na widok oszołomionego Chana.
  - No teraz, to nie ma szans, żeby NIE zagadał – zauważył z pewną siebie miną Suho, a cała paczka spojrzała na niego z politowaniem.
  - To chyba jasne, skoro go przewrócił… - powiedział Tao, ze zrezygnowaniem patrząc na tę dwójkę.  Channie przyklęknął obok Bacona i spytał.
  - Nic ci nie jest? Nie potłukłeś sobie niczego?
  - Chyba nie – odpowiedział Baek i wspierając się na ręce przyjaciela, próbował wstać. Niestety, zamiast stanąć równo na nogach, syknął jedynie z bólu i usiadł ostrożnie na podłodze. Channie złapał się za głowę.
  - Rany, Bakkie. Naprawdę cię przepraszam. Kurczę, nie zauważyłem cię i to dlatego. No bo przecież nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego naumyślnie… - z ust chłopaka wydobył się całkowicie nielogiczny słowotok, który wcale nie pomógł biednemu Baconowi, który zmieniał w tym czasie pozę. Po kilku sekundach siedział już na kolanach i zbierał swoje książki z podłogi zupełnie ignorując chłopaka, który zawzięcie próbował mu wytłumaczyć, że zrobił to zupełnie niechcący.
  - Chan, podasz mi piórnik? – zapytał Baek, wskazując na przedmiot leżący trochę dalej od niego i przerywając tym samym wywód chłopaka. Ręce Channiego lekko drżały, gdy podawał chłopakowi jego piórnik, lecz obiekt jego westchnień wcale tego nie zauważył.
  - P-przepraszam – szepnął Yeollie spuszczając głowę. Baek uśmiechnął się lekko.
  - Przyzwyczaiłem się już, że jesteś niezdarny – powiedział.
  - Niezdarny? – zapytał Kai tak, by obserwujący całe zajście chłopcy, usłyszeli go. – On jest jak słoń w składzie porcelany!
  - Szkoda tylko porcelany, która musi przez tego oszołoma cierpieć – zauważył Lay sceptycznie spoglądając na Chanyeola.
  - Oj, już dajcie mu spokój. Stara się…- zauważył Kyungsoo, obserwując, jak Channie delikatnie podnosi Baekhyuna, przytrzymując go za rękę i obejmując go w talii.
  - No w końcu coś się dzieje… - Luhan oblizał usta i poruszył ramionami w skupieniu patrząc na obu chłopaków. Niestety, ku wielkiemu rozczarowaniu jelonka, doszło jedynie do wymiany kilku niewyraźnych uśmiechów.
  I w tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek. Pomiędzy członkami Loży Szyderców rozszedł się głośny jęk zrezygnowania i dezaprobaty.
  - Te przerwy są zdecydowanie za krótkie - mruknął Xiumin, zaplatając ręce na klatce piersiowej i robiąc minę niezadowolonego dzieciaka.
  - Wiesz... Jest w sumie jedna dobra strona. Przynajmniej się nie pozabijają, bo im czasu zabrakło - westchnął Tao.
  - Coś w tym jest - przytaknął Chen.
  Dopiero teraz Chanyeolowi i Baekhyunowi udało się w całości zebrać ze środka korytarza rzeczy niższego chłopaka i dojść do jako-takiego ładu. Oboje podeszli do grupy uczniów stojących przed salą od historii.
Luhan natychmiast odciągnął Channiego nieco na bok i wyszeptał konspiracyjnym tonem:
  - I jak?
  Chan spojrzał na niego jak na głupka i wzruszył ramionami.
  - Nic takiego się nie wydarzyło. Przeprosiłem, pomogłem pozbierać rzeczy i nic poza tym.
  Lulu, słysząc to, opuścił ramiona i wziął głęboki oddech.
  - My tu narażamy życie, a ty się tak odwdzięczasz? 
  - Jeśli symulowanie krwotoku z nosa uważasz za narażanie życia, to tylko pogratulować. Zresztą wcale was o to nie prosiłem - odparł wyższy chłopak.
  Jelonek rozmasował sobie skronie, mówiąc:
  - Uproszenie Xiu wcale nie było takie proste. A z Chenem to już w ogóle nie szło się dogadać...
  - Co masz na myśli? - Chanyeol zmarszczył brwi.
  - Tylko mi nie mów, że uwierzyłeś, że zrobili to z dobrego serca - parsknął Luhan.
  Channie zrobił głupią minę i odpowiedział:
  - Ale przecież...Minseok tak powiedział.
  Niższy chłopak pokręcił jedynie głową i poklepał Channiego po ramieniu, robiąc przy tym minę pełną zrozumienia.
  Chan potrząsł głową i spojrzał na Lulu śmiertelnie poważnym wzrokiem.
  - A w sumie, to po co się znowu wtrącasz? Chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, że się w nim kocham, czy jak? – spytał mrużąc oczy. Luhan wzruszył ramionami i spojrzał na swoje paznokcie u lewej ręki. Stwierdzając, że są okropnie zniszczone, przetarł je o materiał koszulki na swoim ramieniu.
  - W sumie, to i tak już wszyscy to wiedzą. Jak to się stało, że Bakkie nic o tym nie wie…? – spytał siebie kręcąc z niedowierzaniem głową. Yeollie wytrzeszczył oczy.
  - Tylko mi nie mów, że największa plotkara w tej szkole…
  - Tak, Lay wie, ale nie masz się co martwić. Obiecał mi na mały paluszek, że nie powie nikomu, prócz kilku zaufanych osób – powiedział starszy, stwierdzając, że nie to jest problemem. Chanyeol zacisnął pięści chcąc jakoś wyładować złość, która skumulowała się niebezpiecznie w jego ciele. Oczami wyobraźni, widział powolną śmierć przyjaciela w torturach.
  - Gdybym mógł, to bym cię wykąpał w kwasie, ty przebiegły, mały…
  - Wypraszam sobie! – przerwał mu jelonek. – Nie widziałeś zawartości moich bokserek, to nie oceniaj. – zauważył, unosząc karcąco palec wskazujący na wysokość oczy Channiego.
Yeollie mruknął coś niewyraźnie pod nosem i ignorując wołającego go bruneta poszedł w stronę swojej klasy.
  - Ta dzisiejsza młodzież... - westchnął Luhan, patrząc za wchodzącym do klasy przyjacielem. - Niewychowane to to takie...
  Stał jeszcze chwilę w miejscu, jednak stwierdził, że przy kolejnym spóźnieniu pan od historii nie kupi żadnej taniej wymówki.


~*~


  - Otwórz buzię, kochanie - Kai zmrużył oczy, uśmiechając się niemalże z uwielbieniem i zbliżył do ust Luhana nieduże, maślane ciasteczko.
  Jelonek bez wahania zjadł przysmak, mrucząc coś przy tym, jaki to Jongin nie jest idealny.
  - Czy moglibyście przenieść to Gejowskie Kółeczko Wzajemnej Adoracji gdzie indziej? - jęknął zrezygnowany Chen, uderzając miarowo czołem o blat stolika.
  Luhan posłał Jongdae mordercze spojrzenie, a Kai odparł:
  - No wiesz co... Nie mów mi, że jesteś homofobem!
  - A jeśli jestem? - rzucił prowokacyjnie Chen, zakładając ręce.
  - Nie jesteś - wtrącił się D.O.
  Jongdae poczerwieniał i zwrócił się w stronę popijającego mleko czekoladowe Kyungsoo.
  - Skąd możesz to wiedzieć, co, Sherlocku?
  - Bo gdybyś był, to najpewniej uciekałbyś się do agresji słownej i psychicznej, a z tego co się orientuję to tak nie jest - wzruszył ramionami niski chłopak.
  Chen już gotował się do odpowiedzi, kiedy w zasięgu wzroku siedzącej razem dziewiątki pojawił się Chanyeol. Po chwili usiadł na miejscu pomiędzy Luhanem a Layem i tępo zapatrzył się w swój budyń waniliowy.
  - I jak tam, nasz Romeo? - rzucił niby to od niechcenia Minseok, jednak jego wzrok dosłownie wwiercał się w czaszkę Channiego, chcąc jak najszybciej wydobyć z niego informacje.
  Ale jego pytanie zostało całkowicie zignorowane przez adresata.
  - Chanyeol? - Suho nachylił się przez stolik, patrząc uważnie na przyjaciela.
  - Zwiesił się - stwierdził Kris.
  - Pewnie znowu coś z Baekhyunem - westchnął Tao.
  Na dźwięk imienia swojej sympatii, Chan gwałtownie uniósł głowę i rozejrzał się spanikowany.
  - Gdzie?! - zapytał, zaciskając palce na blacie stołu i szykując się do szybkiej ucieczki.
  - Chan uspokój się, Bakkie jeszcze nie przyszedł – powiedział jak najbardziej spokojnym głosem Suho i wrócił do jedzenia swojej wegetariańskiej sałatki. Kai spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.
  - Jak ty możesz to jeść, króliczku? – spytał, a Luhan zachichotał. Joonmyeon wzruszył ramionami ignorując zupełnie zaczepkę chłopaka i zajął się jedzeniem. Wiedział, że ta uwaga była jedynie po to, by Kai miał szansę zrobić z siebie chojraka przed Luhanem.
  - Chan, dlaczego nie jesz? – spytał ze zdziwieniem Sehun, spoglądając na chłopaka, który tylko wzdychał w stronę swojego budyniu.
  - Nie było czekoladowych. Baek zawsze je tylko czekoladowe, więc zapewne będzie chciał mi dać swoją porcję, bo myśli, że ja lubię tę ohydną żółtawą paparajdę, a ja oczywiście by nie było mu przykro, będę musiał zjeść i swoją i jego.
  - Paparajdę…? – powtórzył Chen, śmiejąc się z nowego słowa.
  - Może akurat weźmie sałatkę – zauważył Kyungsoo, próbując opanować Chena, który trząsł się na swoim krześle, nie mogąc się opanować. Xiu uniósł głowę znad swojego talerza i szepnął.
  - O wilku mowa…
  Channie automatycznie spiął wszystkie mięśnie twarzy uśmiechając się lekko nienaturalnie i prostując się tak mocno, jakby połknął kij.
  - Hej! – zawołał Baekhyun i usiadł koło Chanyeola, któremu serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. Nadal czuł się winny incydentu na szkolnym korytarzu, a także bał się, że i tym razem zrobi coś złego Baekkiemu, więc nie wykonywał żadnych (tak bardzo naturalnych dla niego) gwałtownych ruchów. Dziwił się, że Baek nie boi się siadać obok niego.
  - Cześć… - odpowiedzieli znudzonymi głosami chłopcy siedzący przy stole, starając się wyglądać tak jakby wcale o nim nie rozmawiali. Chan spojrzał na talerz Baekhyuna i z ulgą stwierdził, że dziś naje się jedynie swoim budyniem. Kyungsoo zauważył to i mrugnął do chłopaka, chcąc dodać mu odwagi. Channie właśnie otwierał usta, by powiedzieć coś do Baeka, lecz nie zdołał, przez chichot w kącie stolika.
  - Kai… - westchnął Luhan, uśmiechając się uroczo i biorąc do ust kolejne ciasteczko. Kris pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nic nie powiedział. Chen zaczął udawać, że się krztusi, a Xiu walnął Lulu z łokcia.
  - Ej! – krzyknął Luhan do Minseoka, który rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Jelonek uniósł brwi i odciągając ręce Kaia, które niebezpiecznie zahaczały o jego podwiniętą koszulę, spojrzał na Chana.
  - Baekkie, naprawdę mi przykro za tę akcję…
  - Nie ma sprawy, przecież już ci mówiłem – powiedział chłopak z pełnymi ustami i zachichotał, gdy kawałek sałaty znalazł się na twazrzy Yeolliego. – Wybacz… - powiedział i kciukiem otarł jego policzek.
  - Ha! – szepnał do siebie Lay, wyciągając telefon i pisząc już kolejną wiadomość na temat miłosnych podbojów Chana. Chłopak zupełnie odleciał, nadal czując na twarzy dotyk swojego hyunga.
  - Może, skoro Chanyeola tak to gnębi, dałbyś mu się jakoś zrekompensować? – spytał Luhan, biorąc sprawy w swoje ręce. Kris klasnął w dłonie. W końcu obecność Lulu miała swoją dobrą stronę.
  - W sobotę otwierają to nowe kino koło centrum. Może byście się wybrali? Chan przestałby się obwiniać, a ty Baek rozerwałbyś się trochę.
  Chanyeol nic nie rozumiał z tego, co się wokół niego działo, więc zajadał się swoim budyniem, ignorując całe zebrane tu towarzystwo. Baekhyun za to, spojrzał na Krisa lekko zdziwiony, po czym trącił palcem Chana.
  - Co ty na to? – spytał, chcąc to uzgodnić z chłopakiem. Channie spojrzał na niego zdezorientowany, po czym palnął:
  - No jasne! To świetny pomysł.
  Baekkie uśmiechnął się na widok rozentuzjazmowanego Chana i rzekł.
  - Okej, no to postanowione.
  - No dobrze, to skoro szczegóły spotkania są ustalone, to może porozmawiajmy o czymś ciekawszym, co? - Sehun oparł się łokciami o blat stolika i przybrał swoją codzienną minę, która mówiła:"Nieważne co powiesz i tak mam cię daleko w dupie".
  Oh Sehun był dość nietypowym człowiekiem. Jego system moralny właściwie nie istniał, wyznawał własne zasady i tylko ich się trzymał. Nie dawał sobą manipulować, był bezczelny, bezpośredni i nie istniały dla niego podstawowe filary współżycia ze społeczeństwem, takie jak na przykład wzajemna pomoc czy bycie dla kogoś miłym. Sehun miał jedynie tych jedenastu przyjaciół, którym ufał, i którzy wiedzieli o nim wszystko (chociaż i tak często ich zaskakiwał). Od reszty świata skutecznie się separował. Zresztą nikt poza ową jednastką nie zbliżał się do niego. Był tak nieprzyjemny w obyciu, że samą swoją miną:"Podejdź, a ostatnią rzeczą jaką zobaczysz będzie moja pięść", bardzo efektywnie zniechęcała potencjalnych przyszłych znajomych. Jednak Sehun nie do końca był taki twardy, za jakiego większość go uważała. W jego życiu był pewien epizod, którego chłopak nigdy nie wymazał z pamięci. Nie potrafił? A może po prostu nie chciał? Cóż, tego nie wiadomo. W każdym razie chodziło o Luhana. Sehun znał się z nim praktycznie od zawsze. Byli nierozłączni. Do czasu... Do czasu aż Hunnie nie zorientował się, że czuje do Lulu coś więcej, niż powinno się czuć nawet do najlepszego przyjaciela. Długo ukrywał swoje uczucie, jednak w końcu nie wytrzymał i wyznał wszystko. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co się wydarzyło. Luhan powiedział, że odwzajemnia jego miłość. Zaczęli się spotykać. Wszystko było idealnie, jednak Sehun dopiero po pewnym czasie zorientował się, że Lulu zwyczajnie go wykorzystuje. Okazał się po prostu zwykłą zabawką. Od czasu zerwania Hunnie nie odezwał się do Luhana nawet słowem. Czuł się tak zraniony i zdradzony, że nawet namowy reszty przyjaciół nie pomogły. Jelonek stał się dla Sehuna nikim.
  I nawet, jeśli na zewnątrz sprawiał wrażenie opanowanego i kompletnie obojętnego na tą sytuację, to w środku bardzo cierpiał. Jednak czara goryczy przelała się, kiedy Luhan zaczął spotykać się z Kaiem. Teoretycznie Sehun powinien nienawidzić Jongina. Ale wcale coś takiego się nie stało. Nie miał chłopakowi za złe tego, iż jest z Lulu. Bo przecież byłoby to niedorzeczne. Dlatego tylko i wyłącznie Luhana traktował jak powietrze. Uważał, że to on jest winny.
  - Hunnie, nie smęć - wybełkotał D.O pomiędzy jednym a drugim kęsem kanapki.
  Sehun westchnął ostentacyjnie i przewrócił oczami.
  - Skoro aż tak cię to nudzi, to podaj jakiś temat - Tao oparł się o krzesło i założył ręce. - Słuchamy.
  Jednak maknae po mistrzowsku zignorował Pandę i bez słowa wstał od stolika. Po chwili zniknął za drzwiami na korytarz.
  - No brawo - mruknął Suho, patrząc groźnie na Tao.
  Tamten tylko wzruszył ramionami i powiedział:
  - Zgaduję, że nawet ty nie chciałbyś słuchać jego marudzenia.
  Junmyeon już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Kris wcisnął mu do ust widelec z sałatką, przez co chłopak nie miał innego wyjścia, jak tylko to przeżuć.

  Wufan nie miał ochoty słuchać kolejnej z jakże mądrych kłótni chłopaków, które z reguły kończyły się jedną wielką masakrą, bo wszyscy zaczynali wytykać wady sobie nawzajem. Nic z tego dobrego by nie wyszło. Jedno Kris wiedział na pewno – będzie trzeba tłumaczyć Chanowi jeszcze kilka razy, co takiego będzie robił w tę sobotę.

Hentai z Sehunem (cz. I)

   


   Był ciepły, majowy dzień. Ulicami Seulu przemieszczało się tysiące samochodów, a chodniki były deptane przez tyleż samo, jak nie więcej, przechodniów. W samym środku tego wszystkiego, jednym z takich właśnie chodników podążał szybkim krokiem dość wysoki chłopak o bordowym kolorze włosów. Sprawnie wymijał ludzi idących przed nim. Chciał jak najszybciej dostać się w miejsce swojej wędrówki. Była godzina pierwsza po południu w niedzielę, czyli jedyny dzień, który bordowo-włosy miał całkiem wolny. A mimo iż mógł robić coś zupełnie innego i na pewno o wiele bardziej konstruktywnego, zmierzał do mieszkania swoich przyjaciół. Po piętnastu minutach od wyjścia, był już prawie u celu. Wystarczyło jeszcze tylko przejść przez pasy i wejść na teren osiedla. Parę chwil później stał już przed drzwiami na klatkę schodową jednego z wysokich, niedawno wybudowanych bloków. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Mieszkanie, w którym mieszkali jego przyjaciele, znajdowało się na piątym piętrze, czyli w zasadzie nie tak wysoko, zważywszy na to, iż blok miał pięter dwadzieścia. Jednak mimo wszystko wybrał windę. Spieszyło mu się. Skrzywił się wyraźnie, gdy winda ruszyła. Nie lubił nią jeździć, bo zawsze towarzyszyło mu to dziwaczne i nieprzyjemne uczucie w żołądku. Poza tym, co by było, gdyby winda się zatrzymała? Nie miałby zasięgu, nie mógłby nikogo powiadomić, więc pewnie znaleźliby go martwego po tygodniu. Szczególnie, że to on z całej paczki był najstarszy, więc jego przyjaciele nie interesowali się, co się z nim dzieje. To on miał się nimi opiekować, nie na odwrót.


~*~


  Zadzwonił raz. Drugi. Trzeci. Nic. Żadnej odpowiedzi. Zmarszczył czoło i zaczął przekopywać się na samo dno swojego plecaka. Gdzieś tam powinny być klucze. Po paru podejściach w końcu mógł poczuć pod palcami chłodny metal. Chwycił w palce klucz i przyjrzał mu się. To chyba ten.
  Włożył go w zamek i przekręcił. W zasadzie to spróbował przekręcić, bo okazało się, że drzwi nie były zamknięte. Po raz kolejny ściągnął brwi, bo coś mu tutaj nie pasowało. Przecież zazwyczaj jednak zamykali się na noc. Nacisnął więc klamkę i wszedł do środka. Momentalnie uderzył go intensywny zapach tytoniu i alkoholu. Kiedy odwrócił się przodem do mieszkania, jego oczom ukazał się przerażający widok. Obraz nędzy i rozpaczy. Ramiona mu opadły, bo wiedział, że mimo iż to nie jego mieszkanie, to i tak posprząta największą jego część. Jak nie całe... Powoli zdjął buty i na palcach, omijając wszystkie leżące na podłodze przeszkody, przemieścił się do salonu. Gdy wszedł do środka, uświadomił sobie, że to co działo się w korytarzu, to było NIC. Salon wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan połączony z tsunami. A wdzięcznym dopełnieniem tego wszystkiego były dwie dogorywające pod ścianą postaci. Chłopak pokręcił zrezygnowany głową i ruszył w ich stronę.
  - Ekhem... - odchrząknął, mając cichą nadzieję, że jakimś cudem go usłyszą.
  Jednak nie doczekał się odpowiedzi. Pozostała dwójka nadal spała. Postanowił więc, że zacznie sprzątać, a oni za ten czas na pewno zdążą się obudzić.
  Nie minęło dziesięć minut, kiedy będąc w kuchni, usłyszał, jak ktoś szybko przemierza korytarz i z impetem otwiera drzwi łazienki. Chwilę potem dało się słyszeć charakterystyczne odgłosy. Chłopak westchnął cicho i ruszył w stronę łazienki. Tak jak się spodziewał - tam również panował niewyobrażalny syf i burdel. Bordowo-włosy oparł się o framugę i założył ręce. Z politowaniem obserwował, jak jeden z jego przyjaciół kuli się nad muszlą.
   - Dzień dobry - powiedział, kiedy chłopak o brązowych włosach wstał i próbował utrzymać się na nogach.
   - Jak dobrze...że jesteś, Lulu... - wysapał szatyn i oparł się rękami o umywalkę, pochylając się nad nią.
   - Powiesz mi, co się tutaj wczoraj działo? - zapytał niższy.
   - Wpadło paru kumpli z uczelni... - jęknął tamten, po czym gwałtownie pobladł.
   - To już zdążyłem zauważyć - mruknął Luhan. - Ale proszę o dokładne wyjaśnienia. Nie ma mnie dwa dni, przychodzę, patrzę, a tu chlew. Czy wasze imprezy zawsze muszą się tak kończyć?
   Szatyn posłał przejacielowi zbolałe spojrzenie i wychrypiał:
   - Nikt nie kazał ci przychodzić...
   Lulu przewrócił oczami i odparł:
   - Gdyby nie ja, to już dawno byście pozdychali w tym bałaganie i smrodzie.
    - Nie przesadzaj...
   - Kai, to powietrze można kroić. Tępą stroną łyżki.
   - I tak tutaj nie mieszkasz, więc nie powinno robić ci to większej różnicy.
   - Ale jestem tu praktycznie codziennie i nie mam zamiaru wdychać tych toksycznych oparów. Tu jest gorzej niż po wybuchu atomowym... - Luhan sprawnie wyminął leżące na podłodze puszki i otworzył okna na przestrzał.
   - Lulu... Będę rzygał... - zajęczał Kai i zachwiał się lekko.
   Bordowo-włosy spojrzał na niego z niesmakiem i wzruszył ramionami.
   - A to już twoja sprawa - odpowiedział, po czym poklepał białego jak ściana Kaia po ramieniu i wyszedł.


~*~


   - Moglibyście mi pomóc? Jongin, rusz tyłek - Luhan odgarnął sobie z czoła parę kosmyków i powrócił do zmywania naczyń.
   - Dlaczego akurat ja? - Kai wydął dolną wargę i zmarszczył brwi.
   - Bo cię o to proszę. Sehun zrobi co innego - warknął zniecierpliwiony Lulu i posłał siedzącym przy stole przyjaciołom groźne spojrzenie.
   - No dobrze już, dobrze... - Jongin wstał z ociąganiem, po czym podszedł do Lu i oparł mu głowę na ramieniu. - Już się tak nie denerwuj, księżniczko.
   Bordowo-włosy skrzywił się.
   - Kai, śmierdzisz wódką. Odejdź.
   - Ale Lulusiu... - szatyn objął starszego w pasie i przyciągnął do siebie. - Wiem, że to lubisz.
   - Nienawidzę. I nie nazywaj mnie tak! - wycedził Luhan, próbując uwolnić się z uścisku.
   - Przesadzasz Jelonku - mruknął cicho Kai i zaczął kreślić nosem na szyi przyjaciela jakieś sobie tylko znane symbole.
   - Sehun, weź go! - pisnął Luhan, kiedy Jongin przejechał językiem wzdłuż jego karku.
   - Jesteś gejem. Nie pasuje ci to? - siedzący dotąd cicho blondyn uniósł brwi w górę, jednak nie popatrzył na przyjaciół.
   - TO JEST KAI - Luhan wyjątkowo dosadnie wypowiedział ostatnie słowo.
   - I co w związku z tym? - najmłodszy zaczął przyglądać się swoim paznokciom.
   - Jak to co?! - zdenerwował się Lulu i podjął kolejną (zresztą znów nieskuteczną...) próbę uwolnienia się od Kaia.
   - No wiesz... Gdybym był gejem, to nie miałbym nic przeciwko temu, co robi Jongin - Sehun wzruszył ramionami i podniósł się z miejsca.
   - Ej gdzie idziesz?! - zapiszczał Luhan i posłał blondynowi spanikowane spojrzenie.
   - Będę za godzinę - odpowiedział maknae.
   - To nie jest odpowiedź! - Luhan tupnął nogą i zacisnął pięści. - I NIE ZOSTAWIAJ MNIE TU Z TYM SEKSUALNYM FRUSTRATEM!
   Sehun przewrócił oczami i pokręcił głową. Szybko założył swoje nieco już zniszczone conversy i opuścił mieszkanie.


~*~


   Właściwie, to nie miał jakiegoś określonego miejsca, do którego szedł. Wystarczy powiedzieć, że zwyczajnie nie chciał przebywać w jednym mieszkaniu z niewyżytym Kaiem i Luhanem, który bezskutecznie chce się pozbyć tego natręta i odkleić go od siebie. Cóż, Sehun już wiele razy zastanawiał się, dlaczego tych dwoje nie zacznie się spotykać. Znali się już bardzo długo, oboje byli singlami. Tak, różnili się od siebie. I to nawet bardzo, ale Sehun nie uważał, żeby to była jakaś przeszkoda. Chociaż z jego punktu widzenia przeszkodą mogło być co innego... Kai kocha seks. Natomiast Luhan nie potrafi długo się z Jonginem kłócić, więc...
   Sehun wzdrygnął się na samą myśl o tym, że mógłby zostać skazany na wysłuchiwanie jęków Lulu, bo Kai jest zbyt leniwy i pewnie robiłby to w jego i Sehuna wspólnym mieszkaniu. Okropność. Coś strasznego. To już lepiej, żeby się tak do siebie niewinnie kleili jak dzisiaj, niż żeby mieli sobie nawzajem jęczeć w gardła. Tak, taka sytuacja jak jest teraz, jest jak najbardziej korzystna. Poza tym pewnie (nie daj Boże...) Luhan wprowadziłby się do nich, przez co byliby zmuszeni do regularnego sprzątania. Normalnie robili to tylko wtedy, kiedy któraś z mam zapowiedziała wizytę kontrolną. Albo kiedy do Jongina przychodziły koleżanki. Lub koledzy...
   Sehun przymknął powieki i odchylił głowę nieco do tyłu. Wciągnął głęboko w płuca ciepłe, wiosenne powietrze. Właściwie nie lubił wiosny, bo wtedy wszystko zaczynało pylić, a on był alergikiem, więc zaczynał kichać i chodził z glutem do pasa. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Na wiosnę wszyscy szukali miłości, przez co Sehun miał szczerą chęć powiesić się na różowej skakance. Osobiście wyznawał tezę, iż nie ma czegoś takiego jak miłość. Nigdy nikogo nie kochał i jakoś nie zanosiło się na to, by sytuacja miała się zmienić. Zresztą tak było nawet lepiej. Zero przychodzenia na umówioną godzinę, zero kupowania idiotycznych prezentów i zero czułych i słodkich gestów. Sehun nigdy nie miał dziewczyny. Wolał raczej spotkać się z jakąś raz, czasami jak się udało, to doprowadzić do czegoś więcej, ale nic poza tym. Związki nie były dla niego. Nie wyobrażał sobie siebie z dziewczyną na dłużej niż kilka dni. Młodość nie jest po to, żeby tracić ją na zazwyczaj nieodwzajemnoną miłość...
   Sehun pokiwał głową sam do własnych myśli, następnie skręcił tuż za jednym z budynków. Jednak zaraz poczuł dość mocne uderzenie w bark, po czym do jego uszu doszedł charakterystyczny dźwięk upadku. Ale Sehun stał tak jak jeszcze sekundę temu, jedynie bark trochę go bolał. Spojrzał więc w dół, dopiero teraz zauważając drobną kasztanowo-włosą postać. Wyglądała niewinnie, jednak po chwili z jej ust wyciekła niesamowicie długa wiązanka przekleństw. Sehun uniósł brwi i założył ręce. Czekał.
   - Mógłbyś uważać jak chodzisz... - warknęła postać, po czym uniosła głowę.
   Oczom chłopaka ukazała się dziewczyna o dość długich, kasztanowych włosach i zielonkawych oczach.
   - To nie ja na ciebie wpadłem - odparł z wyższością.
   Dziewczyna zmarszczyła brwi. Chwilę mierzyli się nieprzychylnymi spojrzeniami, jednak Sehun w końcu nie wytrzymał i zapytał:
   - Długo tak się będziesz patrzeć?
   - Próbuję ci dać do zrozumienia, że POWINIENEŚ MI POMÓC.
   Sehun zaśmiał się krótko i odpowiedział:
   - Wiesz, gdyby działały na mnie takie spojrzenia, to byłbym frajerem bez jaj.
   Dziewczyna już nabierała powietrza, żeby się odezwać, ale Sehun machnął ręką i powiedział:
   - Dobra, dawaj rękę, bo nie mogę już patrzeć.
   Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny i pociągnął lekko za jej. Podniosła się z cichym jęknięciem.
   - Co się mówi? - Sehun zerknął na stojącą przed nim dziewczynę, która na dźwięk jego słów zaprzestała otrzepywania jest z piasku i kurzu.
   - Słucham? - spojrzała na niego krzywo.
   - Pomogłem ci, nie?
   - Ale najpierw mnie przewróciłeś, za co jeszcze nie doczekałam się przeprosin.
   Sehun prychnął zdegustowany.
   - Powiedziałem już, że to nie ja... - nie dokończył, bo przerwała mu:
   - Wiesz co? Dobra. To i tak bez sensu. Niech ci będzie - powiedziała, po czym podniosła z ziemi swoją torbę i ruszyła z miejsca.
   Jednak nie uszła jeszcze nawet pięciu metrów, kiedy odwróciła się i zawołała do Sehuna, który jeszcze nawet się nie ruszył:
   - I nie, nic mi nie jest!


~*~


   Siedzący w kuchni Luhan usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami. Mogło to oznaczać tylko jedno...
   - Sehun, wróciłeś? - upewnił się bordowo-włosy.
   Odpowiedziało mu jedynie kolejne trzaśnięcie.
   "Czyli Hunnie poszedł do łazienki..." - pomyślał Lulu i powrócił do czytania.
   - A temu co się stało? - do kuchni wszedł Kai i usiadł naprzeciwko Luhana z kartonem soku w ręce.
  - Nie wiem. Pewnie znowu jakieś dziecko się do niego uśmiechnęło na ulicy albo musiał ustąpić miejsca staruszce w tramwaju. Albo ptak mu na włosy narobił - wyliczył beznamiętnie bordowo-włosy, nawet nie spoglądając na przyjaciela.
   Kai wzruszył więc tylko ramionami i już chciał wziąć łyk soku, kiedy usłyszał ostrzegawczy szept Lulu:
   - TYLKO-NIE-Z-GWINTA-NIECHLUJU.
  Jongin wydął wargę, ale posłusznie wstał i wziął szklankę. Wtedy do uszu obu chłopaków doszło trzecie już z kolei trzaśnięcie, a chwilę potem do kuchni wkroczył Sehun ze swoją stałą miną pokerzysty na twarzy.
   - Jak było na spacerze? - Luhan uniósł głowę i uśmiechnął się.
   - Początkowo beznadziejnie - odparł Sehun.
   - A potem? - Kai również zwrócił się w stronę blondyna.
   - A potem już było chujowo.
   - Nie wyrażaj się! - Luhan zrobił przestraszoną minę i pokręcił głową.
   - Lulu nie przesadzaj - mruknął Kai.
   - No dobrze... Ekhem... A więc co się stało? - bordowo-włosy zacisnął pięści i uśmiechnął się sztucznie, próbując nie okazać zdenerwowania.
   - Przeżyjesz bez tej informacji - odparł Sehun i już chciał opuścić kuchnię, jednak Luhan zerwał się z krzesła prawie je przewracając i chwycił przyjaciela za nadgarstek, uniemożliwiając mu tym samym dalszą ucieczkę.
   - Pooowiedz, Hunnie, no powiedz mi! - Lulu uwiesił się na ramieniu blondyna i zbliżył swoją twarz do jego.
   - Luhan daj mi spokój - warknął Sehun i spróbował wyszarpnąć się z uścisku przyjaciela, jednak ten trzymał go zaskakująco mocno. - I nie mów do mnie zdrobniale.
   - Ale to takie urocze - Lulu zrobił rozmarzoną minę. 
   - Tylko że ja tego nie lubię, zrozum w końcu - Sehun uniósł wzrok w górę, próbując nie wybuchnąć. 
   - Co mnie to obchodzi? - prychnął Jelonek. - Ważne, że to przezwisko jest ładne. 
   - Nie chcę się wtrącać, ale ty sam nie lubisz, jak ktoś do ciebie mówi zdrobnieniami... - chrząknął Kai. 
   Luhan posłał mu mordercze spojrzenie, po czym odparł z jadem:
   - Jeśli jeszcze minutę temu miałeś nikłe szanse na to, żebym się z tobą kiedykolwiek przespał, zboczeńcu, to teraz nie masz ich w ogóle. 
   - Huh...? - Jongin zrobił głupią minę, całkowicie zbity z tropu. 
   - No widzisz. A gdybyś słuchał, co do ciebie mówię i o czym rozmawiamy, a właściwie o czym JA do ciebie rozmawiam, bo ty się wyłączasz i potakujesz tylko, to byś wiedział o co mi chodzi. A teraz to mnie możesz w dupę pocałować ignorancie - Luhan spojrzał z wyższością na Kaia i odkleił się od szyi zadowolonego z takiego obrotu spraw Sehuna.
   - Z miłą chęcią - brunet uśmiechnął się przebiegle i oblizał ostentacyjnie swoje pełne wargi.
   - Wiesz co, Jongin, czasem mam ochotę cię po prostu uderzyć. To normalne? Też tak masz, Sehun? - Lulu zwrócił się w stronę blondyna, który już przez ten czas zdążył znaleźć się w połowie drogi do swojego pokoju.
   Maknae, słysząc swoje imię, odwrócił się niechętnie i odparł Luhanowi z bezczelnym uśmiechem:
   - Szczerze? Nie tylko Kaia w tym towarzystwie mam ochotę trwale uszkodzić.
   Lulu skrzywił się nieznacznie.
   - No wiesz? Widzę, że na ciebie też nie można liczyć...
   - Więc pozostaję ci tylko ja - Jongin przybrał niewinny wyraz twarzy i przysunął się do Luhana. 
   - Nawet mnie nie dotykaj - prychnął bordowo-włosy.
   - Oj, przesadzasz Jelonku. Próbuję się jakoś zrehabilitować, a ty mi nie pozwalasz - jęknął Kai i objął niższego chłopaka, kładąc mu głowę na ramieniu.
   - Sehun, gdzie idziesz?! - Lulu wyciągnął ręce w stronę blondyna.
   - Coś czuję, że jestem tu zbędny. Zresztą nie gustuję w trójkątach - mruknął maknae i szybko pokonał resztę odległości dzielącej go od jego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   - I widzisz, co zrobiłeś? - warknął Luhan, zwracając się w stronę Kaia.
   - Ja? - obruszył się Jongin.
   - A kto? Ja?
   - Gdybyś go idiotycznie nie wypytywał o wszystkie szczegóły jego życia, to by się tak nie zachowywał.
   - Przepraszam, że interesuje mnie, co się dzieje z moim przyjacielem! W przeciwieństwie do ciebie, ja się martwię i obchodzi mnie jego życie.
   - A myślisz, że mnie nie?
   - Powiedział ten, który spija naszego maknae...
   - Co ja jestem, jego matka?
   - Nie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś za niego w pewnym sensie odpowiedzialny.
   - Luhan, proszę cię...
   - Daj mi spokój... I puść mnie.
   - Ale Lulu...
   - Nie mów tak do mnie! Kai, prosiłem cię już!
   - Jelonku..
   - Kim Jonginie.
   - Lubię jak starasz się być stanowczy, wiesz?
   - A ja nie lubię ciebie - Lulu zmarszczył brwi i wydął wargi.
   - Lubisz mnie. Wiem, że mnie lubisz - Kai wyszczerzył się do bordowo-włosego i przyciągnął go jeszcze bliżej siebie.
   - Nienawidzę cię. Jesteś idiotą.
   - Tak mnie nienawidzisz, że aż kochasz, przyznaj - Kai uniósł brwi w górę, a w jego oczach błysnęły wesołe iskierki.
   - Kai, skończ tą głupią zabawę. To wcale nie jest śmieszne - Luhan zmarszczył brwi i po raz kolejny spróbował uwolnić się z objęć bruneta.
   Jednak na darmo, ponieważ Jongin nie miał najmniejszego zamiaru puszczać chłopaka.
   - Kochasz? - nalegał Kai, usilnie wpatrując się w bordowo-włosego.
   - No kocham, kocham. A teraz mnie puść - zdenerwował się Lulu.
   - No to dobrze - Kai uśmiechnął się lekko, po czym złożył na policzku niższego delikatny pocałunek, a chwilę później wyszedł, zostawiając osłupiałego Lu samego.


~*~


   - Cześć! Jest tu ktoś?! - po mieszkaniu rozniósł się donośny, niski głos, którego właścicielem był bardzo wysoki, szczupły brunet.
   Na dźwięk jego głosu zza framugi drzwi prowadzących do salonu wyłoniła się sylwetka Jongina.
   - Właśnie miałem do ciebie dzwonić i pytać, czy znowu nie przegapiłeś przystanku - Kai wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, na co nowo przybyły zareagował tym samym.
   - Nie, tym razem starałem się nie zasnąć w metrze - pochwalił się wyższy i ruszył w stronę Jongina, który zniknął w salonie. - Co prawda już prawie mi się przysnęło, ale jakiś facet, który śmierdział wódką bardziej, niż ty Kai, jak masz kaca, wybudził mnie i powiedział, żebym nie spał, bo mnie okradną.
   - Ej, ja wcale nie śmierdzę... Znaczy... Tao, naprawdę tak jest? - szatyn posłał siedzącemu na podłodze chłopakowi o zielonkawo-niebieskim odcieniu włosów pytające spojrzenie.
   Zapytany uniósł głowę i wzruszył ramionami.
   - Zdarza ci się. Po każdej imprezie. Czyli...średnio dwa razy na tydzień, jak nie częściej.     Pewnie jakbyś w takim stanie wsiadł do jakiegoś autobusu czy do metra, to by cię wzięli za żula.
   Kai zmarszczył brwi. Chwilę potem jego twarz przybrała przerażony wyraz.
   - To dlatego Lulu... Boże, dlaczego nie powiedzieliście mi tego wcześniej?!
   - Mówiliśmy wiele razy - odpowiedział Tao, po czym podniósł się do pozycji stojącej. - Czas się zbierać. Gdzie Luhan?
   Jednak nikt mu nie odpowiedział, ponieważ Kai siedział na kanapie, kiwając się w przód i w tył, a Chanyeol... Cóż, jego zafascynowała para siedzących na parapecie gołębi, które najwyraźniej w ogóle nie przejmowały się jego natrętnym wzrokiem, bo zaciekle się o siebie ocierały i wydawały dziwne, gruchające dźwięki.
Tao przewrócił oczami zrezygnowany i sam ruszył na poszukiwania zaginionego przyjaciela. Zajrzał do pokoju Kaia, który znajdował się w sąsiedztwie salonu, chociaż w sumie nie spodziewał się tam odnaleźć Lulu. Bordowo-włosy wzbraniał się wszelkimi sposobami przed wchodzeniem tam. Właściwie cała piątka, poza Jonginem oczywiście, wchodziła tam tylko, jeśli wymagała tego sytuacja. Bo pokój szatyna przypominał połączenie domu publicznego, obory i pokoju psychopaty, który powinien być zamknięty w zakładzie dla psychicznie chorych i chodzić w kaftanie bezpieczeństwa. A tak czysto teoretycznie... Gdyby zgłosili Kaia gdzieś do jakiegoś ośrodka...? Bo w końcu nimfomania to też choroba psychiczna, prawda?
   - Lulu? - Tao przekroczył próg kuchni i pierwsze, co ujrzał, to Jelonek, który siedział na jednym z krzeseł, tępo wpatrując się w blat stołu.
   Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, a usta lekko uchylone.
   - Zamknij buzię, bo ci mucha do środka wleci - zaśmiał się Huang, siadając obok przyjaciela.
   Jednak Luhan nie zareagował. Dalej siedział bez ruchu i w tym momencie Tao odniósł dziwne wrażenie, jakby jego przyjaciel był porcelanową lalką...
   - Xiao Luhan, mówi się - wyższy zamachał bordowo-włosemu dłonią tuż koło nosa, jednak nawet to nie pomogło.
   Tao zmarszczył brwi. Coś musiało się wydarzyć. Luhan rzadko zawieszał się aż do tego stopnia. Zazwyczaj wystarczyło potrząsnąć nim albo po prostu się odezwać. A teraz nie pomagało ani to, ani to. Huang musiał więc podjąć bardziej drastyczne środki.
   - No dobrze, skoro tak... - mruknął i odwrócił się w stronę drzwi. - Kai! Chodź tutaj, jest sprawa!
   Przez chwilę nic się działo, jednak Tao usłyszał, jak Jongin sapiąc idzie przez korytarz, by zaraz potem wejść do kuchni z twarzą tak ponurą, że Huang aż się zdziwił. 
   - Co z tobą? - zapytał, patrząc z niepokojem na przyjaciela.
   - Moje życie legło w gruzach... - odparł Kai z grobową miną.
   Panda zmrużył oczy niewiele rozumiejąc, jednak po chwili wzruszył ramionami i powiedział:
   - Pomóż mi z Luhanem. Za dwadzieścia minut będziemy mieć udostępnioną salę, więc musimy się pospieszyć, żeby nam jej nie sprzątnął ktoś inny. 
   Jongin popatrzył na przyjaciela beznamiętnym wzrokiem, a wtedy jego wyraz twarzy łudząco przypominał wyraz twarzy najmłodszego.
   - Wiesz jak teraz wyglądasz? - Tao zaśmiał się i założył ręce.
   - Nie, nie wiem... - mruknął Kai, podchodząc do Lulu.
   - Zupełnie jak... - zaczął Huang, jednak nie dokończył, ponieważ do kuchni wkroczył Sehun.
   - Jak ja? - dokończył maknae, posyłając Pandzie nienawistne spojrzenie.
   Tao wytrzeszczył oczy na najmłodszego przyjaciela i nie odezwał się już. Skąd on wiedział, że chodzi o niego...?
   Sehun pokiwał jedynie głową, po chwili stając tuż obok Kaia, który bezskutecznie próbował wybudzić Jelonka z transu, w jaki chłopak popadł. 
   - Wiesz, że to nic nie da, prawda? - zapytał retorycznie maknae, a na widok głupiej miny, jaką zrobił Jongin, sam sobie odpowiedział: - Jasne, że nie wiesz.
   W obliczu takiej sytuacji Sehun odsunął Kaia na bok, strzelił z palców i stanął za krzesłem, na którym siedział Luhan. Przez dłuższą chwilę trwał tak bez żadnego ruchu, jednak ni z tego, ni z owego strzelił Lulu z całej siły w tył głowy. 
   - Co... - dało się usłyszeć cichy jęk Jelonka. 
   - Wstawaj Śpiąca Królewno, idziemy na trening - Tao podniósł się z kanapy i klasnął w dłonie. 
   - To już? - zapytał nieprzytomnie Luhan, rozglądając się dookoła. 
   - Nie wiem ile czasu tak przesiedziałeś, w każdym razie masz dwie minuty, żeby się zebrać - zawyrokował Huang. 
   Luhan pokiwał tylko głową, nadal tępo przypatrując się otoczeniu. 
   - Chanyeol! Wychodzimy! - krzyknął Tao, wchodząc do salonu.
   - Ej! Ej, a wiesz, że mam dwa zwierzątka?! - Channie w podskokach zbliżył się do Pandy.
   - Nie...? - odpowiedział ostrożnie Huang, odsuwając się nieznacznie od przyjaciela. 
   - No to już wiesz! Tam siedzą, zobacz! - zakrzyknął rozentuzjazmowany chłopak, wskazując na parapet. - A wiesz jak je nazwałem, te moje gołąbki?
   - Nie mam pojęcia... - westchnął zrezygnowany Tao.
   - Chanyeol i Baekhyun! Pięknie, prawda? 



   Witajcie! Wiem, teraz możecie mnie powiesić, zlinczować, ukamienować, cokolwiek... Nawet nie wiecie, jak strasznie byłam sfrustrowana, że nie byłam w stanie nic dodać. Ale miałam (i w sumie nadal mam) taki zapieprz w szkole, że nie wiem, w co mam ręce włożyć;_____; Albo się uczę, albo czytam lektury, albo moja rodzina wynajduje mi różne, bezsensowne zajęcia-.- Nie wiem, jakim cudem udało mi się skończyć tą część hentai o.O No, ale teraz konkrety: planuję, że będzie to sequel, może nawet stworzę trzy części, zobaczymy. Zaplanowałam sobie, że teraz przysiądę nad kolejnym rozdziałem "Time loop". Myślę, że to tyle. Oczywiście podziękowania kieruję do Dubu za poprawę i do dwóch niezastąpionych istotek - Unni i Avy. Bez Was nie dałabym rady czegokolwiek teraz napisać. Kamsahamnida<3 Jesteście niesamowite. A tak poza tym, to ten shot, czy tam sequel jest tworzony specjalnie z myślą o Avie. 
   Ach! No i jeszcze dziękuję za ponad 5600 wejść oraz 23 obserwatorów^^ No i jeszcze muszę się Wam pochwalić, że swego czasu, dość niedawno zresztą wysłałam swojego Kraya (nie wiem, czy jeszcze go pamiętacie:P) na konkurs, który był organizowany na blogu, którego czytam, no i (nie chwaląc się oczywiście), przyznano mi pierwsze miejsce*.* Ale tutaj znowu - gdyby nie Wy, to bym w ogóle nie pisała, więc sukces zawdzięczam również Wam, jako wspaniałym czytelnikom<3 
   No, ale w każdym razie - miłego czytania i do następnego (mam nadzieję, że jak najszybciej)!^^