One shot na zamówienie (part VI)

    OnTae dla Maknae Star



   - Idziesz gdzieś? - usłyszałem za sobą cichy głos mojej siostry.
   Nie odpowiedziałem. Głupie pytanie. Skoro się ubieram, to raczej jest oczywiste, prawda? Nadal będąc do niej tyłem, sięgnąłem po skórzaną kurtkę z ćwiekami i narzuciłem ją na siebie.
   - Taemin... - Yoona podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Pytałam, czy gdzieś wychodzisz...
   - Obchodzi cię to? - odwróciłem się, przy okazji zrzucając jej rękę ze swojego ramienia i wbiłem w nią hardy wzrok.
   Spuściła głowę. Cofnęła się, kiedy prychnąłem zdegustowany i powiedziałem:
   - Czyli wszystko jasne.
   Wyminąłem ją i wyszedłem na korytarz. Skierowałem się do kuchni. Wziąłem do ręki karton soku i pociągnąłem z niego spory łyk. Kątem oka zobaczyłem, że Yoona siada na jednym z krzeseł i znów zaczyna mi się przyglądać. Chciałem skupić się na dalszym piciu soku, ale jej wzrok był nie do zniesienia.
   - Dlaczego tak się na mnie patrzysz? - rzuciłem zdenerwowany i spojrzałem na nią niechętnie.
   Wciągnęła głęboko powietrze w płuca i szepnęła:
   - Martwię się...
   Zaśmiałem się z goryczą.
   - Wiesz co? - wlepiłem w nią wściekłe spojrzenie. - Mogłaś martwić się o mnie, kiedy ruchałaś się z moim facetem. Jakoś cię wtedy nie obchodziło, co czułem. Więc teraz bądź tak dobra i odpuść sobie ten teatrzyk, bo jesteś żałosna.
   Yoona po raz kolejny spuściła wzrok. Tak, właśnie do tego chciałem doprowadzić. Zgnębić ją. Zniszczyć jej życie, tak jak ona zniszczyła moje.
   - Będziesz mi to wypominał do końca życia? - popatrzyła na mnie zmęczonym wzrokiem.
   Jej twarz wyrażała teraz smutek i żal. Ale co z tego? Myśli, że jeśli przeprosi mnie po raz kolejny, to pójdę na jej smutną minkę i wybaczę wszystko, co zrobiła?
   - Najprawdopodobniej - zakręciłem karton i wyszedłem z kuchni.
   Usiadłem na podłodze pod lustrem w przedpokoju i zacząłem żmudne zakładanie i wiązanie butów. Yoona nie pochwalała mojego zachowania, ubioru ani towarzystwa, w jakim się obracałem. Twierdziła, że się zmieniłem. Że od kiedy pokłóciłem się z rodzicami i oboje wyprowadziliśmy się od nich, zacząłem powoli, jak to określiła, staczać się. Ja osobiście byłem zdania, że zmieniłem się, ale zdecydowanie na lepsze. Może i ubierałem się na czarno, a mój charakter trochę...stężał i przestałem być tym samym słabym i wiecznie tłamszonym człowiekiem, ale dzięki temu pokochał mnie ktoś, kto nigdy by nawet na mnie nie spojrzał, gdybym nie przeszedł tak drastycznej metamorfozy. A i tak skończyło się na tym, że mój chłopak wylądował w łóżku z Yooną i od tamtej pory tworzą przeszczęśliwą parkę. Kibum okazał się zwykłym dupkiem. Najpierw rozkochał mnie w sobie jeszcze bardziej, pare razy mnie przeleciał i gdy dostał to czego chciał, zdradził mnie z moją własną rodzoną siostrą. To była chyba najpodlejsza rzecz, którą ktokolwiek kiedykolwiek mi zrobił. Cios, po którym ledwo się podniosłem. A kiedy zapytałem, dlaczego tak postąpił, dlaczego tak bezczelnie mnie wykorzystał, powiedział, że chciał się upewnić, czy na sto procent jest gejem. I jak się okazało, nie był. Po tym wydarzeniu stałem się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Nauczyłem się, że ludziom nie wolno ufać. Pod żadnym pozorem. Bo jeśli zaufasz, to skończy się tak jak wcześniej albo jeszcze gorzej. Kibum zostawił w moim umyśle ranę, która, jak przypuszczam, nigdy się nie zabliźni. Zbyt mocno mnie skrzywdził. Może nie bolałoby to aż tak, gdyby nie zdradził mnie z Yooną. Kiedy się dowiedziałem, chciałem ze sobą po prostu skończyć. Jednak na szczęście w porę się opamiętałem i doszedłem do wniosku, że przecież nie ma sensu robić głupot przez kogoś, kto nie jest tego kompletnie wart. Od tamtego czasu Kibum dla mnie po prostu nie istnieje, a Yoona... No cóż, ona mieszka ze mną, więc chcąc, nie chcąc musiałem ją w jakiś sposób tolerować. Jednak ograniczałem się do rozmów tylko w wyjątkowych sytuacjach albo kiedy Yoona po prostu nie dawała mi spokoju. Starała się jak mogła, bym w końcu zmienił do niej nastawienie. Przecież to było cztery miesiące temu, mówiła, dlaczego po prostu mi nie wybaczysz i nie zapomnisz o całej sprawie? Łatwo jej mówić... Jak można zapomnieć o czymś takim? Czułem się jak zwykła szmata. Byłem upokorzony i załamany. A ona chce, żebym jej wybaczył?
   - Długo jeszcze będziesz odnosił się do mnie w taki sposób?
   Uśmiechnąłem się perfidnie. Dlaczego w ogóle o to pyta? Przecież doskonale zna odpowiedź.
   - Naprawdę jesteś taką idiotką?
   Wpatrywałem się w nią twardym wzorkiem. Jej oczy zamgliły się, by po chwili zakryć się całkiem ścianą łez. Zignorowałem cichy szloch Yoony i podniosłem się do pozycji stojącej. Sprawdziłem, czy wszystko, co potrzebne mam przy sobie. Kluczyki, dokumenty... Wszystko jest.
   - Uważaj na siebie... - usłyszałem, stojąc już w drzwiach wyjściowych.
   Przekręciłem klucz w zamku i zacząłem zbiegać na dół po schodach. Po paru krokach usłyszałem, że ktoś zbliża się do mnie. Wychyliłem się przez barierkę i spojrzałem w dół. Moja twarz momentalnie przybrała zacięty wyraz, a krew mi się w żyłach zagotowała.
   - Cześć Taemin - rzucił cicho Kibum, przechodząc obok mnie.
   Nie obdarzyłem go nawet najkrótszym spojrzeniem. Ten człowiek przestał dla mnie istnieć. Nie liczył się już. Był jedynie mrocznym wspomnieniem, które majaczyło czasami w otchłaniach mojego umysłu. Kiedy byłem już za nim, usłyszałem ciche westchnienie. Prawda jest taka, że on po pewnym czasie też zaczął żałować tego, co zrobił. Ale to nie było ważne. Jeśli nie wybaczyłem Yoonie, to z jakiej racji mam wybaczyć jemu? To byłoby niedorzeczne. Zresztą, gdybym wybaczył chociaż jednemu z nich, to byłby to niezbity dowód na to, że nadal jestem słaby. A ja nigdy więcej nie dam się omotać. Już nie jestem tym chuderlawym kujonem, który sam siebie zaspokaja i kocha po kryjomu. Teraz jestem wolnym człowiekiem. Dorosłym facetem, który nie daje sobą pomiatać. Ludzie nie traktują mnie poważnie, bo mam bardzo delikatną urodę i na pierwszy rzut oka mogę wydać się marnej postury, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest.
   Pchnąłem drzwi prowadzące na parking przed blokiem. Owiało mnie przyjemne, chłodne powietrze. Jesień zbliżała się dużymi krokami, co było już ewidentnie czuć. Zrobiłem głęboki wdech. Moje płuca otoczył zimny wieniec. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem w stronę zaparkowanego niedaleko motoru. Odblokowałem stopkę, usiadłem na siedzeniu i odpaliłem maszynę. W mojej głowie zabrzmiał przyjemny warkot silnika. Znów się uśmiechnąłem. Ten dźwięk uspokajał mnie, pozwalał skupić się tylko i wyłącznie na mnie i na moim prywatnym życiu. W ostatniej chwili przed znalezieniem się na jezdni, odwróciłem się i mimowolnie spojrzałem w okno mojego mieszkania. Nie spodziewałem się zobaczyć w nim nic specjalnego. A jednak, okazało się, że Yoona bacznie mnie obserwuje. Przez chwilę odniosłem nawet wrażenie, iż macha do mnie. Ale to na pewno tylko złudzenie. A nawet jeśli okazałoby się to prawdą, to nie miałoby nic do rzeczy. Ona mnie już nie obchodzi. Nigdy nie wybaczę jej tego, co zrobiła. Nie czułem się tak upokorzony jeszcze nigdy wcześniej. To były najgorsze dni mojego życia.
   Potrząsnąłem głową, by pozbyć się wszystkich zbędnych myśli, które ją zaprzątały. Odwróciłem się przodem do ulicy i wyjechałem na nią. Momentalnie poczułem w uszach huk, a we włosach wiatr, który targał moimi czarnymi kosmykami na wszystkie strony. Mknąłem z dużą prędkością przez samo centrum Seulu. Otaczało mnie tysiące samochodów, tysiące ludzi i tysiące budynków. To był mój świat. Seul. Ukochane miasto. Miasto, w którym dorastałem. Miasto, w którym wszystko się zaczęło. A zaczęło się od tego, że przyszedłem na świat w jednym z klinicznych szpitali. Rosłem, uczyłem się mówić, pisać, czytać. Ogólnie wszystkiego, czego uczą się małe dzieci. Stawałem się coraz starszy. Doszło do tego, że w wieku piętnastu lat zdałem sobie sprawę z tego, iż jestem odmiennej orientacji, niż wszyscy chłopcy w moim wieku. Początkowo nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Bałem się, co pomyślą o mnie ludzie z otoczenia, moi przyjaciele i rodzina. Dlatego postanowiłem się nie ujawniać. Zrobiłem to dopiero w wieku dziewiętnastu lat. I mimo, że moje życie w tamtym czasie zamieniło się w piekło, wcale nie żałuję swojej decyzji. Dzięki temu zobaczyłem, jacy naprawdę są moi rodzice i znajomi. Ci drudzy odwrócili się ode mnie w mgnieniu oka. Natomiast rodzice zrobili mi karkołomną awanturę. Nie odzywaliśmy się do siebie ponad miesiąc. Jeszcze wtedy nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Na studiach szło mi coraz gorzej, nie dawałem rady normalnie funkcjonować. W końcu postanowiłem się wyprowadzić. Siostra poparła mnie i moją decyzję, za co rodzice dosłownie nas znienawidzili. Nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że ich syn jest gejem. Jako sławni przedsiębiorcy i właściciele ogromnej firmy, nie mogli sobie przecież pozwolić na taki skandal. Wszystko więc pięknie zatuszowali i do dzisiaj nikt po za mną, Yooną i nimi nie wie, jak było naprawdę i co się wydarzyło. Więc z tamtym dniem skończyło się sranie po krzakach. Trzeba było zacząć radzić sobie samemu. Samemu zarabiać, utrzymywać się nawzajem. Na początku było nam strasznie ciężko. Yoona harowała cały dzień i wracała do domu praktycznie nieżywa. Ja też pracowałem, ale nie aż tak długo i intensywnie jak ona. Z prostego powodu - Yoona mi na to zwyczajnie nie pozwalała. Twierdziła, że jestem za słaby i psychicznie, i fizycznie, by podejmować się jakiejkolwiek bardziej sensownej pracy. Więc stanęło na tym, że pracowałem w sklepie jako kasjer. Można powiedzieć, że to przecież nic wielkiego i praca nie jest wymagająca, ale nam chodziło głównie o jakiekolwiek pieniądze, choćby nawet i te najdrobniejsze i najlichsze. Po paru miesiącach w końcu stanęliśmy jako - tako na nogi i nasze życie wróciło prawie do normalności. Z tym wyjątkiem, że ja zacząłem intensywniej odczuwać skutki zakochania. Od prawie dwóch lat podobał mi się chłopak imieniem Kibum. Był rok starszy. Jeszcze kiedy obaj byliśmy w liceum zacząłem zwracać na niego uwagę. Cierpiałem, kiedy skończył szkołę. Było mi cholernie żal, że nie wykorzystałem byle jakiej okazji, by zbliżyć się do niego. Fakt, znałem go, ale tylko dzięki swojemu ówczesnemu przyjacielowi Kaiowi. Poznał mnie z Kibumem na jakiejś imprezie. Od tamtego czasu starałem się dowiadywać o nim jak najwięcej. Kiedy dowiedziałem się co studiuje, byłem wniebowzięty. Opatrzność chyba nade mną czuwała, bo tak się złożyło, że ja miałem zamiar wybrać się na tą samą uczelnię. Dlatego całą trzecią klasę zakuwałem jak nie wiem co, by tylko móc za rok oglądać go codziennie. Moje marzenie się spełniło. Dostałem się na uniwerek i rozpocząłem studia. Zbadałem sprawę i grunt, na którym się znajdowałem, obliczyłem szanse, które teoretycznie mógłbym mieć u Kibuma i wyszło mi jakieś minus sto... W obliczu takiej sytuacji postanowiłem całkowicie zmienić swój image. Widziałem, w jakim towarzystwie obraca się obiekt moich westchnień, więc postanowiłem dostosować się do niego i za wszelką cenę zdobyć jego serce. Kiedy pojawiłem się na uczelni parę dni po wcieleniu w życie mojego jakże zmyślnego i niezawodnego, moim zdaniem, planu, nie poznał mnie nawet mój własny przyjaciel Kai. Nie studiował on tego samego kierunku, jednak przychodził do nas na zajęcia wf - u. Pomachałem mu, ale on tylko obrzucił mnie przerażonym spojrzeniem i już chciał uciekać, kiedy go zatrzymałem. W pierwszej chwili nadal mnie nie poznał, chociaż staliśmy zaledwie paręnaście centymetrów od siebie. Kiedy jednak odezwałem się i potrząsnąłem jego ramionami, Kai jakby się ocknął. Nie mógł uwierzyć, że chłopak, który przed nim stoi, to ten sam Lee Taemin, którego widział zaledwie trzy dni temu. Zapytał, skąd ta nagła odmiana. Odpowiedź była oczywista. Chyba nie spodobało mu się to, co usłyszał. Nie pochwalał tego, iż zmieniłem się tak dla chłopaka, którego nawet nie znałem. Ja, jak tak teraz o tym myślę, to trudno mi w to uwierzyć. Sam fakt zmiany był dobry, ale osoba, dla której to zrobiłem nie była nawet po części tego warta. Szkoda, że zdałem sobie z tego sprawę tak późno. W skrócie - dzięki tej jakże drastycznej i rzucającej się w oczy odmianie, w końcu poznałem Kibuma. Czekałem na to tak długo... Po paru tygodniach znajomości staliśmy się parą. Parę dni później przyprowadziłem go do domu. Chciałem, by Yoona koniecznie go poznała. Co do niej, to ona również była bardzo zadziwiona moją metamorfozą. Glany, skórzane rurki i luźne bokserki w ciemnych kolorach, to raczej nie był jej typ. Jednak nie komentowała tego. Mówiła, że to mój wybór. Pytałem, bo wtedy jeszcze obchodziło mnie jej zdanie... Kibum i Yoona bardzo dobrze się dogadywali, co w pierwszych tygodniach naszego związku niezmiernie mnie cieszyło. Bo co jest lepszego, niż to, że twoja najbliższa (i w tym wypadku jedyna) rodzina akceptuje twoją drugą połówkę? No cóż, do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć własnej głupoty... Trzy miesiące później dowiedziałem się, iż moja ukochana siostrzyczka i chłopak przyprawiają mi rogi. Oczywiście to nie oni mi to powiedzieli. Usłyszałem przypadkiem rozmowę znajomych. Wychodziło na to, że wiedzieli już dosłownie wszyscy. Z wyjątkiem mnie... Z tego wieczoru pamiętam jedynie to, że obiłem znajomemu pysk. Jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłem z taką siłą, jak wtedy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, kiedy jechałem na motorze do mieszkania Kibuma. Tego wieczoru umówiłem się z Kaiem, dlatego nie wyszliśmy razem. Kiedy rozstałem się z przyjacielem, przechodziłem obok knajpy znajomego. I wtedy wszystko usłyszałem. Gdy w końcu znalazłem się przed drzwiami jego mieszkania, zacząłem uderzać pięściami w ich powierzchnię. Pamiętam, że krzyczałem. Dopiero po chwili zdecydowałem się nacisnąć klamkę. Kibum zawsze miał otwarte, kiedy był w domu. Tak było i tym razem. Kiedy wkroczyłem do środka, od razu usłyszałem dziwne dźwięki, dochodzące z kuchni, mimo iż drzwi były zamknięte. Bez zastanowienia wparowałem do pomieszczenia z zamiarem zwyzywania go od najgorszych. Jednak to, co tam zastałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Kibum i Yoona w całkowicie niedwuznacznej sytuacji. W pierwszej chwili wokół nas zapadła grobowa cisza. Nikt nie śmiał się nawet poruszyć. Moja siostra patrzyła na mnie z rosnącym przerażeniem i zgrozą. A Kibum stał (a raczej leżał...) jak wryty i oddychał coraz szybciej. Potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie. Doskonale pamiętam każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Zacząłem miotać się po kuchni jak opętany i wrzeszczeć na całe gardło. Yoonę nazwałem dziwką, a Kibuma... Zresztą to już jest nieważne... Moja siostra płakała, przepraszała mnie. Ale ja nie słuchałem. Kiedy chciała do mnie podjeść i objąć mnie, odtrąciłem ją. Zrobiłem to z taką siłą, że aż się zatoczyła. Pierwszy raz w życiu potraktowałem ją tak brutalnie. Kiedy w końcu wykrzyczałem wszystko, co uważałem za stosowne, wybiegłem z mieszkania. Szybko wsiadłem na motor i odpaliłem. Jak przez mgłę pamiętam, że Yoona okryta jedynie samym prześcieradłem biegła za mną, nawet, kiedy znalazłem się już na jezdni. Krzyczała, płakała. Odwróciłem się, by przez moment jedynie widzieć, że Kibum obejmuje od tyłu i ciągnie na chodnik. Potem były już tylko łzy, ból i niepohamowany żal. Zaczęła rodzić się we mnie nienawiść. Nienawiść do ludzi, miłości i całego świata. Pamiętam, że tej nocy pierwszy raz znalazłem się na wyścigach. Kibum dużo mi o tym opowiadał. Mówił, że czasem tam bywa i że to naprawdę fajna sprawa. Obiecał, że mnie tam kiedyś zabierze. Objaśnił, gdzie znajduje się to miejsce. Z braku innych pomysłów, udałem się właśnie tam...


~*~


   Znalazłem się na obrzeżach miasta. Tutaj było zdecydowanie ciszej. Powietrze było czystsze, a noc jeszcze czarniejsza. Jedynie księżyc, który już od dłuższego czasu wędrował po nieboskłonie, oświetlał mi drogę. Na początku jeszcze może było parę latarni, ale w miarę, jak oddalałem się od miasta, ogarniała  mnie coraz większa ciemność. W końcu dotarłem na miejsce. Mój słuch, tak bardzo przecież wyczulony na te charakterystyczne dźwięki, które otaczały mnie niemal codziennie od paru miesięcy, już z daleka zarejestrował, że dzisiaj również odbywają się wyścigi. Wjechałem na teren ogromnego starego magazynu. Czułem już atmosferę tego niesamowitego miejsca. Czułem, jak rośne we mnie ekscytacja. W oddali widziałem setki świateł. Po przejechaniu paruset metrów ostatecznie dotarłem do celu mojej podróży. Gigantyczny plac, a na nim mnóstwo ludzi i motorów. Rozejrzałem się dookoła. Od razu rzuciła mi się w oczy krępa, dobrze zbudowana sylwetka mojego przyjaciela. Zostawiłem motor w stałym miejscu i ruszyłem w jego stronę.
   - Taemin! Już myślałem, że nie przyjdziesz - rzucił Jonghyun na mój widok.
   Przywitałem się z nim i stanąłem naprzeciwko. 
   - Coś cię zatrzymało? - zapytał.
   - Jak zawsze... - mruknąłem i potoczyłem leniwym spojrzeniem po ludziach wokół mnie.
   Większość z nich znałem. Byli to tylko zwykli kumple "po fachu".
   - Gdzie Kai i Minho? - zwróciłem się z powrotem w stronę Jonghyuna.
   - Młody gdzieś się plącze, a Choi powinien zaraz być - odparł. - O patrz, o wilku mowa!
   Rzeczywiście, chwilę potem tuż obok mnie stanął wysoki, ciemnowłosy chłopak o stalowym spojrzeniu.
   - Psy jechały za mną spory kawałek. Musiałem kluczyć. Chwilę zeszło, zanim sobie odpuścili. Chyba już coś wiedzą. Pewnie znowu trzeba będzie się przenieść - powiedział po chwili.
   - A może by tak dzień dobry, co? - sarknął Jonghyun.
   Minho obrzucił go obojętnym spojrzeniem i nic nie odpowiedział. Zamiast tego zadał pytanie, którym ja parę minut wcześniej również uraczyłem Jjonga.
   - Znowu zgubiłeś Kaia? Powiedziałem ci, żebyś na niego uważał. Nie zdziwię się, jeśli kiedyś to on właśnie nas wsypie...
   - Wcale go nie zgubiłem - Jonghyun założył ręce.
   - Więc gdzie w takim razie jest? - Minho uniósł brew ku górze.
   - Tam - wyratowałem Jonghyuna z opresji i wskazałem palcem w lewo.
   Kai stał tam i rozmawiał z grupką osób. Zacząłem iść w jego stronę. Po chwili, jakby wyczuł moją obecność i odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się lekko.
   - Szukają cię - powiedziałem, stając obok niego.
   - Też miło mi cię widzieć - mruknął. - Musisz kogoś poznać, koniecznie.
   Zmarszczyłem brwi, niewiele rozumiejąc. Kai złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Chciałem wyswobodzić się z jego uścisku, ale trzymał mnie za mocno. Tak jak większość, ja również byłem zdania, że Kai kompletnie nie pasuje do tego środowiska. Był miły, uczynny, delikatny, nigdy się nie kłócił, towarzyski. To ja go tu przyprowadziłem. Przecież nie mogłem zostawić swojego najlepszego przyjaciela, prawda? Mimo, iż moje podejście do większości spraw zmieniło się diametralnie, nie zmieniło się moje uczucie do Kaia. Kochałem go jak własnego brata. Dlatego wziąłem go ze sobą na mój pierwszy wyścig. Powiedział, że zawsze będzie przy mnie i będzie mnie wspierał, nieważne, co będzie się działo. Oczywiście dotrzymał obietnicy.
   - Możesz mnie puścić, Kai? Ludzie się gapią... - jęknąłem.
   Przy nim byłem zupełnie inny. Taki jak kiedyś. Po prostu stary Taemin.
   - Nie, bo mi uciekniesz - odpowiedział. - Jinki! - zawołał, kiedy w końcu przystanęliśmy.
   Popatrzyłem na niego pytająco. On tylko uśmiechnął się szeroko. Po chwili obok Kaia znalazł się niższy ode mnie mężczyzna, o karmelowych, dłuższych włosach.
   - To jest Jinki. Dla znajomych Onew. Jest tutaj nowy - Kai założył ręce do tyłu i zaczął zabawnie huśtać się na piętach.
   - Cześć - nowy uśmiechnął się do mnie.
   Skinąłem jedynie głową. Jakoś nie odczuwałem jakiegoś specjalnego zadowolenia, związanego z przybyciem nowych ludzi. W przeciwieństwie do Kaia - on w takich chwilach biegał jak ping - pong i zapoznawał ich ze wszystkimi.
   - Skory do rozmów to ty nie jesteś - odezwał się Jinki i spojrzał znacząco na Kaia, na co mój przyjaciel pokiwał energicznie głową.
   Zmroziłem go wzrokiem i zapytałem:
   - Czy ktoś się ciebie pytał o zdanie, Onew? - ostatnie słowo wypowiedziałem wolno, dokładnie je akcentując.
   - To nie wolno tutaj wyrażać własnego zdania? - zdziwił się.
   - Na pewno nie komuś, kto jest tutaj zaledwie od paru minut - powiedziałem lodowatym tonem.
   Jinki roześmiał się głośno. Zerknąłem na niego jak na idiotę i wywróciłem oczami
   - Kai, dlaczego poznajesz mnie z takimi popaprańcami, jak ten tutaj? - zwróciłem się do przyjaciela, ruchem głowy wskazując nadal podśmiewującego się pod nosem mężczyznę.
   - Tak jakoś... - Kai wyszczerzył się do mnie.
   - Ja pierdolę... - westchnąłem ciężko i odwróciłem się z zamiarem powrotu do Minho i Jonghyuna.
   Nie uszedłem nawet dziesięciu kroków, kiedy usłyszałem za sobą głos Jinkiego.
   - Ścigasz się?
   Początkowo stwierdziłem, że pewnie mówi do Kaia i szedłem dalej. Jednak kiedy powtórzył pytanie, dodając na końcu moje imię, odwróciłem się wolno i posłałem mu kpiące spojrzenie.
   - Czy ty się w ogóle słyszysz? - zaśmiałem się, podchodząc do Jinkiego i Kaia.
   - Doskonale.
   Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Był zdeterminowany i widać było, że nie da mi spokoju.
   - Jesteś pewien? - uniosłem brwi do góry.
   - W stu procentach.
   - Więc zacznijmy zabawę - warknąłem i zwróciłem się do pierwszego lepszego chłopaka, który stał tuż za mną, żeby zawołał wszystkich.
   Parę minut później spojrzenie każdego, który znajdował się na placu, skupiło się na mnie i Jinkim. Słyszałem, jak przez tłum przechodzi cichy pomruk niedowierzania. Ja sam nie do końca wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Jakiś nowicjusz wyzwał mnie, Lee Taemina, na pojedynek. To było śmieszne. Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że go zmiażdżę. Ale cóż, skoro się upierał, to dlaczego miałem odmówić sobie zabawy?
   - Ścigacie się do ostatniego ogrodzenia - Jonghyun wskazał ręką daleko wprzód.
   Spojrzałem na Jinkiego. On również skupił swój wzrok na mnie. Widać było, że chce mi udowodnić, że on też coś potrafi. Ale ja nie dopuszczałem do siebie myśli, że ktoś może być lepszy ode mnie.
   - Gotowi? - zapytał Jjong, kiedy już oboje siedzieliśmy na motorach.
   Skinęliśmy równocześnie.
   - Odliczamy! - wrzasnął Jonghyun, a tłum zaczął skandować cyfry od pięciu do zera.
   Kiedy w moich uszach zabrzmiało owe sławetne "zero" wcisnąłem gaz. Szarpnęło mną bardzo mocno. Chwilę potem już jechałem przed siebie. Z tyłu słyszałem warkot silnika motoru Jinkiego. Po chwili odkryłem, że słyszę go coraz wyraźniej. Ani się obejrzałem, a mężczyzna znajdował się tuż za mną. Docisnąłem gaz najmocniej jak tylko mogłem. Mój motor dosłownie zawył. Jednak moja przewaga była tylko chwilowa. W pewnej chwili poczułem mocne uderzenie powietrza, a obok mignęły mi światła drugiej maszyny. Zacisnąłem szczękę z wściekłości. Przecież nie mogłem pozwolić, by wygrał! Mimo, iż starałem się jak mogłem, nie dałem rady go wyprzedzić. Zanim dojechałem do ogrodzenia, on zdążył mnie już minąć. Postanowiłem, że tak nie będzie. Nie dotarłem do wyznaczonego miejsca. Zawróciłem tak silnie, że aż z ziemi uniosła się ogromna ilość pyłu i żwiru. Zdawało mi się, że Jinki odwraca się w moją stronę i kręci głową. Krew dosłownie rozsadzała mnie od środka, a adrenalina rosła z każdą kolejną chwilą. Z wściekłością patrzyłem, jak Jinki zajeżdża na plac i zatrzymuje się. Ramiona opadły mi w dół, a oczy zaszły mgłą. Czułem, że chcę krzyczeć. Byłem bliski ataku furii. Kiedy ja również znalazłem się na mecie, na placu panowała cisza. Wszystkie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Nie mając lepszego pomysłu na reakcję, zsiadłem z motoru i zaciskając dłonie w pięści, ruszyłem przed siebie. Czułem, że ludzie odprowadzają mnie wzrokiem. Jednak nie słyszałem, jak za moimi plecami powoli zaczynają się toczyć ciche rozmowy. Słyszałem jedynie oszalałe bicie swojego serca i głośne dyszenie. Kiedy znalazłem się już w odpowiedniej odległości, uderzyłem pięściami w ścianę i krzyknąłem wściekły. Musiałem jakoś wyładować swoją złość. To był pierwszy raz, kiedy przegrałem. Wszystko może byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, iż pokonał mnie jakiś marnej postury chłopaczek. Nagle poczułem, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
   - Daj mi spokój, Kai - wychrypiałem.
   Jednak ręka nadal dotykała mojego ciała.
   - Powiedziałem, kurwa, żebyś... - odwróciłem się, chcąc odepchnąć przyjaciela, jednak moje oczy wcale nie napotkały na swojej drodze praktycznie czarnych tęczówek Kaia.
   Osobą, która stała teraz niebezpiecznie blisko mnie, był Jinki. Zmarszczyłem brwi i zrzuciłem jego rękę ze swojego ramienia.
   - Taemin, o co chodzi? - zapytał cicho.
   Posłałem mu wściekłe spojrzenie i zaśmiałem się ironicznie.
   - Chcesz wiedzieć, o co chodzi? - warknąłem, na co on pokiwał nieznacznie głową. - Te wyścigi, to jedyne, co mam w życiu. Ci ludzie tam, to moja rodzina. Jedyne środowisko, w którym jestem szanowany. A teraz... A teraz ty przychodzisz sobie tak o i po prostu wszystko mi rujnujesz! - wrzasnąłem.
   Jinki stał, nie wiedząc co powiedzieć. Ja dyszałem ciężko i starałem się, by łzy wściekłości nie ściekły mi po policzkach. Jeszcze by tego brakowało...
   - Nie wiedziałem... - wyszeptał po dłużej chwili milczenia mężczyzna.
   Zmrużyłem oczy i pokręciłem głową. Wyminąłem go sprawnie i ruszyłem z powrotem w stronę placu. Miałem zamiar odjechać stąd jak najszybciej i zapomnieć o tym, co się przed chwilą stało. Byłem już w połowie drogi, kiedy usłyszałem za sobą kroki i znów poczułem, jak jego ręka chwyta mnie za przegub. Chciałem się wyszarpać, ale nie dałem rady. Chwilę staliśmy tak, ale Jinki w końcu przerwał ciszę:
   - Posłuchaj... Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Nie wiedziałem, że to dla ciebie aż takie ważne...
   Wypuściłem głośno powietrze. Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy. Już chciałem odpowiedzieć w jakiś naprawdę nieprzyjemny sposób, ale nagle coś mnie tknęło i zwyczajnie nie dałem rady. Stałem jedynie, wpatrując się w mężczyznę naprzeciwko.
   - Mam pomysł. Przyprowadzę tutaj nasze motory i pojedziemy gdzieś. Nie chciałbym, żeby nasza znajomość tak szybko się skończyła. A tym bardziej w takich okolicznościach...
    Nie wiedziałem jak i kiedy, ale po prostu skinąłem głową. To był impuls. W oczach Jinkiego zobaczyłem coś, co kazało mi się stać potulnym jak baranek i dać się przeprosić. Chwilę potem patrzyłem, jak wchodzi na plac i żegna się ze zgromadzonymi.
  


~*~


   PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

   Usłyszałem, że ktoś wchodzi do mieszkania. Wstałem powoli z kanapy i wyszedłem na korytarz. Tak jak się spodziewałem - Onew wrócił z pracy.
   - Dlaczego tak późno? - zapytałem z wyrzutem.
   - Zatrzymali mnie... Nie dałem rady wyjść wcześniej. A uwierz mi - naprawdę chciałem - westchnął Jinki i podszedł do mnie.
   Odsunąłem się i skierowałem z powrotem do salonu. Zająłem swoje poprzednie miejsce na kanapie i ślepo wpatrzyłem się w ekran telewizora. Od pół roku Onew i ja jesteśmy razem. Jakoś tak wyszło, że tej jednej nocy staliśmy się sobie bardzo bliscy. A potem potoczyło się tak jak zawsze. Wyprowadziłem się od Yoony i zamieszkałem z Jinkim. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jeszcze ani razu nie zbliżyliśmy się do siebie. Przez moje wcześniejsze przejścia z Kibumem nie potrafiłem tak po prostu komuś zaufać. Nadal byłem bardzo zamknięty w sobie. Tylko czasami dawałem się przytulić Onew, rzadziej pocałować. Ale od pewnego czasu zacząłem odczuwać do niego pewien pociąg i to wcale nie było związane z jego wyglądem... Jedyną przeszkodą było to, że Jinki wracał z pracy bardzo późno i był wyczerpany. Więc jak ja mogłem się do niego zbliżyć?
   - Kochanie... - usłyszałem tuż przy swoim uchu jego cichy szept. - Przepraszam...
   - Nie masz za co - odparłem sucho, próbując nie zwracać uwag na jego bliskość. Jednak przychodziło mi to z ogromnym trudem...
   - Minnie...
   Odwróciłem głowę w jego stronę. Teraz nasze twarze znajdowały się jedynie parę centymetrów od siebie. Onew zerknął na moje usta i posłał mi pytające spojrzenie. Z ledwością pokiwałem głową. Chwilę potem poczułem, jak jego wargi stykają się z moimi. Były takie miękkie i ciepłe. Mógłbym je czuć bez końca. Moje ręce bezwiednie powędrowały pod jego koszulkę. Usłyszałem cichy pomruk zadowolenia. Uśmiechnąłem się delikatnie i kontynuowałem wędrówkę w górę jego torsu. Zatrzymałem się na szczupłych obojczykach. Jinki oderwał się ode mnie nie chwilę i jednym ruchem ściągnął z siebie górną część garderoby. Obrzuciłem jego brzuch długim spojrzeniem. Pod skórą rysowały się dość dobrze widoczne mięśnie. Uniosłem wzrok. Onew patrzył mi w oczy. Podniosłem się z miejsca i usiadłem mu okrakiem na kolanach. Uznał to za przyzwolenie do zajęcia się moją bokserką. Chwilę zabawiał się jej krańcem, by w końcu powoli ją ze mnie zdjąć i momentalnie zassać się na jednym z moich sutków. Poczułem dziwną falę gorąca, ogarniającą moje ciało. Automatycznie odrzuciłem głowę w tył i jęknąłem cicho. Jinki natomiast przeniósł się z pocałunkami na moje obojczyki i mostek. Wzdychałem co chwilę, bo dotyk jego ust doprowadzał mnie do szaleństwa. Co prawda doświadczałem tego po raz pierwszy, ale nawet zwykły buziak w policzek wywoływał u mnie podobną reakcję. Uwielbiałem, kiedy był czuły. Byłem mu naprawdę ogromnie wdzięczny, że na mnie nie naciskał. W końcu był starszy, więc miał swoje potrzeby. A teraz mieliśmy to zrobić po raz pierwszy... Byłem bardzo podekscytowany. Wreszcie miałem odkryć to, co do tej pory było dla mnie nieznane. Seks, który nie miał się stać dla mnie upokorzeniem. Przemyślenia przerwało mi znaczące chrząknięcie Onew. Spojrzałem na niego nieobecnym wzrokiem i zapytałem cicho:
   - Coś się stało?
   Jinki nie odpowiedział, tylko wskazał ruchem głowy w okolice moich bioder. Mój wzrok podążył za jego i od razu pojąłem, o co mu chodziło.
   - No nie mów mi, że nie wiesz, co z tym zrobić - parsknąłem i spojrzałem na niego kpiarsko.
   Onew wzruszył tylko ramionami i zabrał się za moje spodnie. Powoli rozsunął mój rozporek, odpiął guzik i zaczął ściągać ze mnie dolną część garderoby. Po chwili byłem już tylko w bokserkach. Jinki, niby to od nie chcenia, przypadkiem, zahaczył swoim kroczem o moje. Otworzyłem oczy szeroko i zagryzłem wargę niemalże do krwi.
   - Przestań... - sapnąłem i zrobiłem gwałtowny ruch głową w tył, kiedy poczułem jego dłoń na swoim członku.
   Onew poruszał nią bardzo powoli i dokładnie. Czułem tam niesamowity ucisk i mrowienie. Wiedziałem, że jeszcze chwila, a po prostu nie wytrzymam. Mój chłopak wiedział o tym doskonale, ale najwidoczniej postanowił się ze mną podroczyć. Jeszcze bezczelnie patrzył mi się w oczy. Chciałem mu powiedzieć, żeby przeszedł do konkretów, ale na szczęście nie musiałem, bo Jinki sam zdjął ze mnie bokserki i zacisnął rękę na moim przyrodzeniu. Wydałem z siebie głośny, przeciągły jęk, by chwilę potem dojść. Niby wiedziałem jak to wszystko wygląda, bo czasami rano miałem ten problem, ale kiedy robi to inna osoba, jest zupełnie inaczej. Onew nie czekał długo. Wziął mnie na ręce. Oczy miałem zamknięte. Poczułem, że kładzie mnie na podłodze. Syknąłem, kiedy moje ciało zetknęło się z wręcz lodowatą powierzchnią posadzki. Jinki sprawnie obrócił mnie na brzuch. Przez głowę przeleciała mi pojedyncza myśl. Czy on już kiedyś to robił?
   - Jesteś pewien? - pochylił się nade mną i ucałował mnie w kark.
   - A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
   - Chyba nigdy nie byłem niczego bardziej pewien... - przygryzł płatek mojego ucha i wstał na chwilę.
   Spojrzałem na niego pytająco. Uśmiechnął się tylko i zaczął rozpinać spodnie. Zmarszczyłem brwi i zapytałem:
   - Masz zamiar zrobić to SAM?
   Jinki zastygł.
   - Skoro chcesz - odpowiedział.
   Wstałem i zbliżyłem się do niego. Przywarłem swoim ciałem do ciała Onew i położyłem swoje dłonie na jego kroczu. Zdusił w sobie cichy jęk, gdy zacisnąłem ręce mocniej. Spojrzałem mu głęboko w oczy. Chwilę potem szybko pozbyłem się równocześnie i jego spodni, i bokserek. Błyskawicznie znaleźliśmy się z powrotem na podłodze.
   - Tylko szybko... - poprosiłem.
   Kiedy Jinki wszedł we mnie bez ostrzeżenia, z mojego gardła wyrwał się krzyk, a w oczach stanęły łzy.
   - Spokojnie... - szepnął i pogładził mnie po włosach. - Wystarczy, że będziesz ruszał się równo ze mną, a za chwilę przestanie boleć.
   Pokiwałem głową z lekkim trudem. Tępy ból przeszywał moje ciało, gdy Onew zaczął powoli poruszać się w moim wnętrzu. Oddychałem bardzo szybko. Po chwili nie wiedziałem, czy rzeczywiście zacząłem płakać, czy to po prostu pot. Myślę, że i jedno i drugie. Początkowo nie dawałem rady ruszać biodrami nawet wolno. Jednak po paru ruchach w końcu udało mi się zrównać z Jinkim. Poczułem, że robi to co raz szybciej. Ale wtedy już nie czułem bólu. Jego miejsce zajęło podekscytowanie i podniecenie. Kiedy Onew był już u szczytu, krzyknął głośno. Równocześnie moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a w środku mnie rozlało się coś ciepłego. Usłyszałem nierówny oddech Jinkiego. Chwilę potem wyszedł ze mnie i opadł na podłogę tuż obok mnie.
   - Dziękuję... - wyszeptał po dłużej chwili milczenia.
   Spojrzałem na niego i posłałem mu ciepły uśmiech.
   - To ja dziękuję. W końcu się przełamałem i...i teraz już się nie boję.
   Jinki sięgnął ręką na sofę i po chwili przykrył nas dużym, polarowym kocem. Wtuliłem się w gorące ciało mojego chłopaka i zamruczałem zadowolony. Onew objął mnie ramieniem i ucałował moje lekko wilgotne od potu czoło.
   - Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała w życiu, wiesz, Minnie? - odezwał się.
   - Nieprawda. Nie zasługuję na ciebie... Nie pamiętasz, jaki byłem początkowo? - odpowiedziałem cicho.
   - Dla mnie byłeś wspaniały. W końcu takiego cię pokochałem, prawda? I nie chcę, żebyś się zmieniał. Nigdy w życiu...



   Jeeej, w końcu jest obiecywane OnTae!<3 Wątpię, żeby wyszło takie, jakie planowałam, ale cóż, nie zawsze się dostaje to, co się chce. Bardzo się starałam, żeby był oczywiście inny, niż reszta. Zawsze staram się nie powtarzać motywów, ale nie wiem, jak to wyszło. Zresztą oceńcie sami;) Sprawa druga i pewnie nawet ważniejsza - ogromnie dziękuję dwóm osobom, bez których blog by nie funkcjonował tak jak funkcjonuje. Dziękuję mojej becie Dubu i Unni - Maknae Star. No cóż, ta pierwsza poprawiła dzisiaj pierwszy raz jakikolwiek mój twór^^ Ale od dzisiaj już każdy kolejny będzie sprawdzany, przez co będzie mniej błędów:) A Unni dziękuję za ogromną pomoc przy szablonie. Bez ciebie bym sobie nie poradziła xD Proszę o szczere opinie oraz ocenę nowego wyglądu bloga:) Tak więc do następnego, kochani<3

3 komentarze:

  1. Po pierwsze - łaaaa! Śliczny wygląd bloga, Yuri <333
    Po drugie - łaaaaa! To było świetne! Jedna uwaga jest taka, że straszliwie skupiłaś się na tym, że Taemin tak bardzo nie nawidzi swojej siostry...
    Po trzecie - Mój Kibum i taki zdrajca? Nieeee :(
    Po czwarte- Taemin ^^ . (tu chyba, rozumiesz o co mi chodzi)
    Po piąte - tak jak myślałam - dzięki tobie pokochałam OnTae :*
    Po szóste - świetnie opisane. POSTARAŁAŚ SIĘ.
    Po siódme - fabuła tak zarąbista, że lepiej to już się cyba nie da *.*

    NO.

    xD
    Pozdrawiam, Juliette
    PS.: Beta również miała tu swój udział, więc pozdrawiam Betę i życzę dalszej, tak owocnej pracy ^^.
    PS2.: Ciocia Juliette pomogła :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach <3 Takie piękne! ^^ Kocham, jak głównego bohatera miłość ratuje z dołka moralnego <3 wgl lubię jak główny bohater jest doświadczony przez życie...
    Co ja pieprze BYŁO ONTAE!!! AAAAAA~~~ dziękuję, kamsamnida (czy jak to sie pisze), arigato, thx!!! Moje OnTae ukochane!
    Taeś w czarnych włoskach? widzę, że łamiesz schematy xD
    na miejscu Tae też bym nie wybaczyła ani siostrze ani Kibumowi. To po prostu... ja nie wiem jak można zrobić komuś coś takiego :/
    Wgl cały ten klimat zakazanych nielegalnych wyścigów *.* (ogladałaś Szybkich i Wściekłych przed pisaniem tego? xD) boskooo~~
    i tak miłość OnTae jest najpiękniejsza, a Kai skojarzył mi się ze szczeniakiem "czesc, czesc! poznajmy sie! czeeeesc!~~ " *merda ogonem* hahahaha
    było boskoooo~~ chcę więcej TAKICH shotów <3 ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. wow <3 Takiego Taemina lubie :D (Kibum! Jak mogłeś?!?!?!?) Wyścig podobał mi się najbardziej *__*

    Pisz,pisz,pisz i jeszcze raz pisz :D
    P.S-Kiedy bd jakieś 2min lub JongKey? ;>
    P.S.2-Kocha twoje opowiadania :****
    Życze weny :D
    Clara.

    OdpowiedzUsuń