OnTae dla Maknae Star
- Idziesz gdzieś? - usłyszałem za sobą cichy głos mojej siostry.
Nie odpowiedziałem. Głupie
pytanie. Skoro się ubieram, to raczej jest oczywiste, prawda? Nadal będąc do
niej tyłem, sięgnąłem po skórzaną kurtkę z ćwiekami i narzuciłem ją na siebie.
- Taemin... - Yoona podeszła
do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Pytałam, czy gdzieś wychodzisz...
- Obchodzi cię to? -
odwróciłem się, przy okazji zrzucając jej rękę ze swojego ramienia i wbiłem w
nią hardy wzrok.
Spuściła głowę. Cofnęła się,
kiedy prychnąłem zdegustowany i powiedziałem:
- Czyli wszystko jasne.
Wyminąłem ją i wyszedłem na
korytarz. Skierowałem się do kuchni. Wziąłem do ręki karton soku i pociągnąłem
z niego spory łyk. Kątem oka zobaczyłem, że Yoona siada na jednym z krzeseł i
znów zaczyna mi się przyglądać. Chciałem skupić się na dalszym piciu soku, ale
jej wzrok był nie do zniesienia.
- Dlaczego tak się na mnie
patrzysz? - rzuciłem zdenerwowany i spojrzałem na nią niechętnie.
Wciągnęła głęboko powietrze w
płuca i szepnęła:
- Martwię się...
Zaśmiałem się z goryczą.
- Wiesz co? - wlepiłem w nią
wściekłe spojrzenie. - Mogłaś martwić się o mnie, kiedy ruchałaś się z moim
facetem. Jakoś cię wtedy nie obchodziło, co czułem. Więc teraz bądź tak dobra i
odpuść sobie ten teatrzyk, bo jesteś żałosna.
Yoona po raz kolejny spuściła
wzrok. Tak, właśnie do tego chciałem doprowadzić. Zgnębić ją. Zniszczyć jej
życie, tak jak ona zniszczyła moje.
- Będziesz mi to wypominał do
końca życia? - popatrzyła na mnie zmęczonym wzrokiem.
Jej twarz wyrażała teraz
smutek i żal. Ale co z tego? Myśli, że jeśli przeprosi mnie po raz kolejny, to
pójdę na jej smutną minkę i wybaczę wszystko, co zrobiła?
- Najprawdopodobniej -
zakręciłem karton i wyszedłem z kuchni.
Usiadłem na podłodze pod
lustrem w przedpokoju i zacząłem żmudne zakładanie i wiązanie butów. Yoona nie
pochwalała mojego zachowania, ubioru ani towarzystwa, w jakim się obracałem.
Twierdziła, że się zmieniłem. Że od kiedy pokłóciłem się z rodzicami i oboje wyprowadziliśmy
się od nich, zacząłem powoli, jak to określiła, staczać się. Ja osobiście byłem
zdania, że zmieniłem się, ale zdecydowanie na lepsze. Może i ubierałem się na
czarno, a mój charakter trochę...stężał i przestałem być tym samym słabym i
wiecznie tłamszonym człowiekiem, ale dzięki temu pokochał mnie ktoś, kto nigdy
by nawet na mnie nie spojrzał, gdybym nie przeszedł tak drastycznej
metamorfozy. A i tak skończyło się na tym, że mój chłopak wylądował w łóżku z
Yooną i od tamtej pory tworzą przeszczęśliwą parkę. Kibum okazał się zwykłym
dupkiem. Najpierw rozkochał mnie w sobie jeszcze bardziej, pare razy mnie
przeleciał i gdy dostał to czego chciał, zdradził mnie z moją własną rodzoną
siostrą. To była chyba najpodlejsza rzecz, którą ktokolwiek kiedykolwiek mi
zrobił. Cios, po którym ledwo się podniosłem. A kiedy zapytałem, dlaczego tak
postąpił, dlaczego tak bezczelnie mnie wykorzystał, powiedział, że chciał się
upewnić, czy na sto procent jest gejem. I jak się okazało, nie był. Po tym
wydarzeniu stałem się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Nauczyłem się, że
ludziom nie wolno ufać. Pod żadnym pozorem. Bo jeśli zaufasz, to skończy się
tak jak wcześniej albo jeszcze gorzej. Kibum zostawił w moim umyśle ranę,
która, jak przypuszczam, nigdy się nie zabliźni. Zbyt mocno mnie skrzywdził.
Może nie bolałoby to aż tak, gdyby nie zdradził mnie z Yooną. Kiedy się
dowiedziałem, chciałem ze sobą po prostu skończyć. Jednak na szczęście w porę
się opamiętałem i doszedłem do wniosku, że przecież nie ma sensu robić głupot
przez kogoś, kto nie jest tego kompletnie wart. Od tamtego czasu Kibum dla mnie
po prostu nie istnieje, a Yoona... No cóż, ona mieszka ze mną, więc chcąc, nie
chcąc musiałem ją w jakiś sposób tolerować. Jednak ograniczałem się do rozmów
tylko w wyjątkowych sytuacjach albo kiedy Yoona po prostu nie dawała mi
spokoju. Starała się jak mogła, bym w końcu zmienił do niej nastawienie.
Przecież to było cztery miesiące temu, mówiła, dlaczego po prostu mi nie
wybaczysz i nie zapomnisz o całej sprawie? Łatwo jej mówić... Jak można
zapomnieć o czymś takim? Czułem się jak zwykła szmata. Byłem upokorzony i
załamany. A ona chce, żebym jej wybaczył?
- Długo jeszcze będziesz
odnosił się do mnie w taki sposób?
Uśmiechnąłem się perfidnie.
Dlaczego w ogóle o to pyta? Przecież doskonale zna odpowiedź.
- Naprawdę jesteś taką
idiotką?
Wpatrywałem się w nią twardym
wzorkiem. Jej oczy zamgliły się, by po chwili zakryć się całkiem ścianą łez.
Zignorowałem cichy szloch Yoony i podniosłem się do pozycji stojącej. Sprawdziłem,
czy wszystko, co potrzebne mam przy sobie. Kluczyki, dokumenty... Wszystko
jest.
- Uważaj na siebie... -
usłyszałem, stojąc już w drzwiach wyjściowych.
Przekręciłem klucz w zamku i
zacząłem zbiegać na dół po schodach. Po paru krokach usłyszałem, że ktoś zbliża
się do mnie. Wychyliłem się przez barierkę i spojrzałem w dół. Moja twarz
momentalnie przybrała zacięty wyraz, a krew mi się w żyłach zagotowała.
- Cześć Taemin - rzucił cicho
Kibum, przechodząc obok mnie.
Nie obdarzyłem go nawet
najkrótszym spojrzeniem. Ten człowiek przestał dla mnie istnieć. Nie liczył się
już. Był jedynie mrocznym wspomnieniem, które majaczyło czasami w otchłaniach
mojego umysłu. Kiedy byłem już za nim, usłyszałem ciche westchnienie. Prawda
jest taka, że on po pewnym czasie też zaczął żałować tego, co zrobił. Ale to
nie było ważne. Jeśli nie wybaczyłem Yoonie, to z jakiej racji mam wybaczyć
jemu? To byłoby niedorzeczne. Zresztą, gdybym wybaczył chociaż jednemu z nich,
to byłby to niezbity dowód na to, że nadal jestem słaby. A ja nigdy więcej nie
dam się omotać. Już nie jestem tym chuderlawym kujonem, który sam siebie
zaspokaja i kocha po kryjomu. Teraz jestem wolnym człowiekiem. Dorosłym
facetem, który nie daje sobą pomiatać. Ludzie nie traktują mnie poważnie, bo
mam bardzo delikatną urodę i na pierwszy rzut oka mogę wydać się marnej
postury, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest.
Pchnąłem drzwi prowadzące na
parking przed blokiem. Owiało mnie przyjemne, chłodne powietrze. Jesień
zbliżała się dużymi krokami, co było już ewidentnie czuć. Zrobiłem głęboki
wdech. Moje płuca otoczył zimny wieniec. Uśmiechnąłem się sam do siebie i
ruszyłem w stronę zaparkowanego niedaleko motoru. Odblokowałem stopkę, usiadłem
na siedzeniu i odpaliłem maszynę. W mojej głowie zabrzmiał przyjemny warkot
silnika. Znów się uśmiechnąłem. Ten dźwięk uspokajał mnie, pozwalał skupić się
tylko i wyłącznie na mnie i na moim prywatnym życiu. W ostatniej chwili przed
znalezieniem się na jezdni, odwróciłem się i mimowolnie spojrzałem w okno mojego
mieszkania. Nie spodziewałem się zobaczyć w nim nic specjalnego. A jednak,
okazało się, że Yoona bacznie mnie obserwuje. Przez chwilę odniosłem nawet
wrażenie, iż macha do mnie. Ale to na pewno tylko złudzenie. A nawet jeśli
okazałoby się to prawdą, to nie miałoby nic do rzeczy. Ona mnie już nie
obchodzi. Nigdy nie wybaczę jej tego, co zrobiła. Nie czułem się tak upokorzony
jeszcze nigdy wcześniej. To były najgorsze dni mojego życia.
Potrząsnąłem głową, by pozbyć
się wszystkich zbędnych myśli, które ją zaprzątały. Odwróciłem się przodem do
ulicy i wyjechałem na nią. Momentalnie poczułem w uszach huk, a we włosach
wiatr, który targał moimi czarnymi kosmykami na wszystkie strony. Mknąłem z
dużą prędkością przez samo centrum Seulu. Otaczało mnie tysiące samochodów,
tysiące ludzi i tysiące budynków. To był mój świat. Seul. Ukochane miasto.
Miasto, w którym dorastałem. Miasto, w którym wszystko się zaczęło. A zaczęło
się od tego, że przyszedłem na świat w jednym z klinicznych szpitali. Rosłem,
uczyłem się mówić, pisać, czytać. Ogólnie wszystkiego, czego uczą się małe
dzieci. Stawałem się coraz starszy. Doszło do tego, że w wieku piętnastu lat
zdałem sobie sprawę z tego, iż jestem odmiennej orientacji, niż wszyscy chłopcy
w moim wieku. Początkowo nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Bałem się,
co pomyślą o mnie ludzie z otoczenia, moi przyjaciele i rodzina. Dlatego
postanowiłem się nie ujawniać. Zrobiłem to dopiero w wieku dziewiętnastu lat. I
mimo, że moje życie w tamtym czasie zamieniło się w piekło, wcale nie żałuję
swojej decyzji. Dzięki temu zobaczyłem, jacy naprawdę są moi rodzice i znajomi.
Ci drudzy odwrócili się ode mnie w mgnieniu oka. Natomiast rodzice zrobili mi
karkołomną awanturę. Nie odzywaliśmy się do siebie ponad miesiąc. Jeszcze wtedy
nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Na studiach szło mi coraz gorzej, nie
dawałem rady normalnie funkcjonować. W końcu postanowiłem się wyprowadzić.
Siostra poparła mnie i moją decyzję, za co rodzice dosłownie nas znienawidzili.
Nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że ich syn jest gejem. Jako sławni
przedsiębiorcy i właściciele ogromnej firmy, nie mogli sobie przecież pozwolić
na taki skandal. Wszystko więc pięknie zatuszowali i do dzisiaj nikt po za mną,
Yooną i nimi nie wie, jak było naprawdę i co się wydarzyło. Więc z tamtym dniem
skończyło się sranie po krzakach. Trzeba było zacząć radzić sobie samemu.
Samemu zarabiać, utrzymywać się nawzajem. Na początku było nam strasznie
ciężko. Yoona harowała cały dzień i wracała do domu praktycznie nieżywa. Ja też
pracowałem, ale nie aż tak długo i intensywnie jak ona. Z prostego powodu -
Yoona mi na to zwyczajnie nie pozwalała. Twierdziła, że jestem za słaby i
psychicznie, i fizycznie, by podejmować się jakiejkolwiek bardziej sensownej
pracy. Więc stanęło na tym, że pracowałem w sklepie jako kasjer. Można
powiedzieć, że to przecież nic wielkiego i praca nie jest wymagająca, ale nam
chodziło głównie o jakiekolwiek pieniądze, choćby nawet i te najdrobniejsze i
najlichsze. Po paru miesiącach w końcu stanęliśmy jako - tako na nogi i nasze
życie wróciło prawie do normalności. Z tym wyjątkiem, że ja zacząłem
intensywniej odczuwać skutki zakochania. Od prawie dwóch lat podobał mi się
chłopak imieniem Kibum. Był rok starszy. Jeszcze kiedy obaj byliśmy w liceum
zacząłem zwracać na niego uwagę. Cierpiałem, kiedy skończył szkołę. Było mi
cholernie żal, że nie wykorzystałem byle jakiej okazji, by zbliżyć się do
niego. Fakt, znałem go, ale tylko dzięki swojemu ówczesnemu przyjacielowi
Kaiowi. Poznał mnie z Kibumem na jakiejś imprezie. Od tamtego czasu starałem
się dowiadywać o nim jak najwięcej. Kiedy dowiedziałem się co studiuje, byłem
wniebowzięty. Opatrzność chyba nade mną czuwała, bo tak się złożyło, że ja
miałem zamiar wybrać się na tą samą uczelnię. Dlatego całą trzecią klasę
zakuwałem jak nie wiem co, by tylko móc za rok oglądać go codziennie. Moje
marzenie się spełniło. Dostałem się na uniwerek i rozpocząłem studia. Zbadałem
sprawę i grunt, na którym się znajdowałem, obliczyłem szanse, które
teoretycznie mógłbym mieć u Kibuma i wyszło mi jakieś minus sto... W obliczu
takiej sytuacji postanowiłem całkowicie zmienić swój image. Widziałem, w jakim
towarzystwie obraca się obiekt moich westchnień, więc postanowiłem dostosować
się do niego i za wszelką cenę zdobyć jego serce. Kiedy pojawiłem się na
uczelni parę dni po wcieleniu w życie mojego jakże zmyślnego i niezawodnego,
moim zdaniem, planu, nie poznał mnie nawet mój własny przyjaciel Kai. Nie
studiował on tego samego kierunku, jednak przychodził do nas na zajęcia wf - u.
Pomachałem mu, ale on tylko obrzucił mnie przerażonym spojrzeniem i już chciał
uciekać, kiedy go zatrzymałem. W pierwszej chwili nadal mnie nie poznał,
chociaż staliśmy zaledwie paręnaście centymetrów od siebie. Kiedy jednak
odezwałem się i potrząsnąłem jego ramionami, Kai jakby się ocknął. Nie mógł
uwierzyć, że chłopak, który przed nim stoi, to ten sam Lee Taemin, którego
widział zaledwie trzy dni temu. Zapytał, skąd ta nagła odmiana. Odpowiedź była
oczywista. Chyba nie spodobało mu się to, co usłyszał. Nie pochwalał tego, iż
zmieniłem się tak dla chłopaka, którego nawet nie znałem. Ja, jak tak teraz o
tym myślę, to trudno mi w to uwierzyć. Sam fakt zmiany był dobry, ale osoba,
dla której to zrobiłem nie była nawet po części tego warta. Szkoda, że zdałem
sobie z tego sprawę tak późno. W skrócie - dzięki tej jakże drastycznej i
rzucającej się w oczy odmianie, w końcu poznałem Kibuma. Czekałem na to tak
długo... Po paru tygodniach znajomości staliśmy się parą. Parę dni później
przyprowadziłem go do domu. Chciałem, by Yoona koniecznie go poznała. Co do
niej, to ona również była bardzo zadziwiona moją metamorfozą. Glany, skórzane
rurki i luźne bokserki w ciemnych kolorach, to raczej nie był jej typ. Jednak
nie komentowała tego. Mówiła, że to mój wybór. Pytałem, bo wtedy jeszcze
obchodziło mnie jej zdanie... Kibum i Yoona bardzo dobrze się dogadywali, co w
pierwszych tygodniach naszego związku niezmiernie mnie cieszyło. Bo co jest
lepszego, niż to, że twoja najbliższa (i w tym wypadku jedyna) rodzina
akceptuje twoją drugą połówkę? No cóż, do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć
własnej głupoty... Trzy miesiące później dowiedziałem się, iż moja ukochana
siostrzyczka i chłopak przyprawiają mi rogi. Oczywiście to nie oni mi to
powiedzieli. Usłyszałem przypadkiem rozmowę znajomych. Wychodziło na to, że
wiedzieli już dosłownie wszyscy. Z wyjątkiem mnie... Z tego wieczoru pamiętam
jedynie to, że obiłem znajomemu pysk. Jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłem z taką
siłą, jak wtedy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, kiedy jechałem na motorze
do mieszkania Kibuma. Tego wieczoru umówiłem się z Kaiem, dlatego nie wyszliśmy
razem. Kiedy rozstałem się z przyjacielem, przechodziłem obok knajpy znajomego.
I wtedy wszystko usłyszałem. Gdy w końcu znalazłem się przed drzwiami jego
mieszkania, zacząłem uderzać pięściami w ich powierzchnię. Pamiętam, że
krzyczałem. Dopiero po chwili zdecydowałem się nacisnąć klamkę. Kibum zawsze
miał otwarte, kiedy był w domu. Tak było i tym razem. Kiedy wkroczyłem do
środka, od razu usłyszałem dziwne dźwięki, dochodzące z kuchni, mimo iż drzwi
były zamknięte. Bez zastanowienia wparowałem do pomieszczenia z zamiarem
zwyzywania go od najgorszych. Jednak to, co tam zastałem przerosło moje
najśmielsze oczekiwania. Kibum i Yoona w całkowicie niedwuznacznej sytuacji. W
pierwszej chwili wokół nas zapadła grobowa cisza. Nikt nie śmiał się nawet
poruszyć. Moja siostra patrzyła na mnie z rosnącym przerażeniem i zgrozą. A
Kibum stał (a raczej leżał...) jak wryty i oddychał coraz szybciej. Potem już
wszystko potoczyło się błyskawicznie. Doskonale pamiętam każde wypowiedziane
przeze mnie słowo. Zacząłem miotać się po kuchni jak opętany i wrzeszczeć na
całe gardło. Yoonę nazwałem dziwką, a Kibuma... Zresztą to już jest nieważne...
Moja siostra płakała, przepraszała mnie. Ale ja nie słuchałem. Kiedy chciała do
mnie podjeść i objąć mnie, odtrąciłem ją. Zrobiłem to z taką siłą, że aż się
zatoczyła. Pierwszy raz w życiu potraktowałem ją tak brutalnie. Kiedy w końcu
wykrzyczałem wszystko, co uważałem za stosowne, wybiegłem z mieszkania. Szybko
wsiadłem na motor i odpaliłem. Jak przez mgłę pamiętam, że Yoona okryta jedynie
samym prześcieradłem biegła za mną, nawet, kiedy znalazłem się już na jezdni.
Krzyczała, płakała. Odwróciłem się, by przez moment jedynie widzieć, że Kibum
obejmuje od tyłu i ciągnie na chodnik. Potem były już tylko łzy, ból i
niepohamowany żal. Zaczęła rodzić się we mnie nienawiść. Nienawiść do ludzi,
miłości i całego świata. Pamiętam, że tej nocy pierwszy raz znalazłem się na
wyścigach. Kibum dużo mi o tym opowiadał. Mówił, że czasem tam bywa i że to
naprawdę fajna sprawa. Obiecał, że mnie tam kiedyś zabierze. Objaśnił, gdzie
znajduje się to miejsce. Z braku innych pomysłów, udałem się właśnie tam...
~*~
Znalazłem się na obrzeżach
miasta. Tutaj było zdecydowanie ciszej. Powietrze było czystsze, a noc jeszcze
czarniejsza. Jedynie księżyc, który już od dłuższego czasu wędrował po
nieboskłonie, oświetlał mi drogę. Na początku jeszcze może było parę latarni,
ale w miarę, jak oddalałem się od miasta, ogarniała mnie coraz większa ciemność. W końcu dotarłem
na miejsce. Mój słuch, tak bardzo przecież wyczulony na te charakterystyczne
dźwięki, które otaczały mnie niemal codziennie od paru miesięcy, już z daleka zarejestrował,
że dzisiaj również odbywają się wyścigi. Wjechałem na teren ogromnego starego
magazynu. Czułem już atmosferę tego niesamowitego miejsca. Czułem, jak rośne we
mnie ekscytacja. W oddali widziałem setki świateł. Po przejechaniu paruset
metrów ostatecznie dotarłem do celu mojej podróży. Gigantyczny plac, a na nim
mnóstwo ludzi i motorów. Rozejrzałem się dookoła. Od razu rzuciła mi się w oczy
krępa, dobrze zbudowana sylwetka mojego przyjaciela. Zostawiłem motor w stałym
miejscu i ruszyłem w jego stronę.
- Taemin! Już myślałem, że nie
przyjdziesz - rzucił Jonghyun na mój widok.
Przywitałem się z nim i
stanąłem naprzeciwko.
- Coś cię zatrzymało? -
zapytał.
- Jak zawsze... - mruknąłem i
potoczyłem leniwym spojrzeniem po ludziach wokół mnie.
Większość z nich znałem. Byli
to tylko zwykli kumple "po fachu".
- Gdzie Kai i Minho? -
zwróciłem się z powrotem w stronę Jonghyuna.
- Młody gdzieś się plącze, a
Choi powinien zaraz być - odparł. - O patrz, o wilku mowa!
Rzeczywiście, chwilę potem tuż
obok mnie stanął wysoki, ciemnowłosy chłopak o stalowym spojrzeniu.
- Psy jechały za mną spory
kawałek. Musiałem kluczyć. Chwilę zeszło, zanim sobie odpuścili. Chyba już coś
wiedzą. Pewnie znowu trzeba będzie się przenieść - powiedział po chwili.
- A może by tak dzień dobry,
co? - sarknął Jonghyun.
Minho obrzucił go obojętnym
spojrzeniem i nic nie odpowiedział. Zamiast tego zadał pytanie, którym ja parę
minut wcześniej również uraczyłem Jjonga.
- Znowu zgubiłeś Kaia?
Powiedziałem ci, żebyś na niego uważał. Nie zdziwię się, jeśli kiedyś to on
właśnie nas wsypie...
- Wcale go nie zgubiłem -
Jonghyun założył ręce.
- Więc gdzie w takim razie
jest? - Minho uniósł brew ku górze.
- Tam - wyratowałem Jonghyuna
z opresji i wskazałem palcem w lewo.
Kai stał tam i rozmawiał z
grupką osób. Zacząłem iść w jego stronę. Po chwili, jakby wyczuł moją obecność
i odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się lekko.
- Szukają cię - powiedziałem,
stając obok niego.
- Też miło mi cię widzieć -
mruknął. - Musisz kogoś poznać, koniecznie.
Zmarszczyłem brwi, niewiele
rozumiejąc. Kai złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Chciałem wyswobodzić
się z jego uścisku, ale trzymał mnie za mocno. Tak jak większość, ja również
byłem zdania, że Kai kompletnie nie pasuje do tego środowiska. Był miły,
uczynny, delikatny, nigdy się nie kłócił, towarzyski. To ja go tu
przyprowadziłem. Przecież nie mogłem zostawić swojego najlepszego przyjaciela,
prawda? Mimo, iż moje podejście do większości spraw zmieniło się diametralnie,
nie zmieniło się moje uczucie do Kaia. Kochałem go jak własnego brata. Dlatego
wziąłem go ze sobą na mój pierwszy wyścig. Powiedział, że zawsze będzie przy
mnie i będzie mnie wspierał, nieważne, co będzie się działo. Oczywiście dotrzymał
obietnicy.
- Możesz mnie puścić, Kai?
Ludzie się gapią... - jęknąłem.
Przy nim byłem zupełnie inny.
Taki jak kiedyś. Po prostu stary Taemin.
- Nie, bo mi uciekniesz -
odpowiedział. - Jinki! - zawołał, kiedy w końcu przystanęliśmy.
Popatrzyłem na niego pytająco.
On tylko uśmiechnął się szeroko. Po chwili obok Kaia znalazł się niższy ode
mnie mężczyzna, o karmelowych, dłuższych włosach.
- To jest Jinki. Dla znajomych
Onew. Jest tutaj nowy - Kai założył ręce do tyłu i zaczął zabawnie huśtać się
na piętach.
- Cześć - nowy uśmiechnął się
do mnie.
Skinąłem jedynie głową. Jakoś
nie odczuwałem jakiegoś specjalnego zadowolenia, związanego z przybyciem nowych
ludzi. W przeciwieństwie do Kaia - on w takich chwilach biegał jak ping - pong
i zapoznawał ich ze wszystkimi.
- Skory do rozmów to ty nie
jesteś - odezwał się Jinki i spojrzał znacząco na Kaia, na co mój przyjaciel
pokiwał energicznie głową.
Zmroziłem go wzrokiem i
zapytałem:
- Czy ktoś się ciebie pytał o
zdanie, Onew? - ostatnie słowo wypowiedziałem wolno, dokładnie je akcentując.
- To nie wolno tutaj wyrażać
własnego zdania? - zdziwił się.
- Na pewno nie komuś, kto jest
tutaj zaledwie od paru minut - powiedziałem lodowatym tonem.
Jinki roześmiał się głośno.
Zerknąłem na niego jak na idiotę i wywróciłem oczami
- Kai, dlaczego poznajesz mnie
z takimi popaprańcami, jak ten tutaj? - zwróciłem się do przyjaciela, ruchem
głowy wskazując nadal podśmiewującego się pod nosem mężczyznę.
- Tak jakoś... - Kai
wyszczerzył się do mnie.
- Ja pierdolę... - westchnąłem
ciężko i odwróciłem się z zamiarem powrotu do Minho i Jonghyuna.
Nie uszedłem nawet dziesięciu
kroków, kiedy usłyszałem za sobą głos Jinkiego.
- Ścigasz się?
Początkowo stwierdziłem, że
pewnie mówi do Kaia i szedłem dalej. Jednak kiedy powtórzył pytanie, dodając na
końcu moje imię, odwróciłem się wolno i posłałem mu kpiące spojrzenie.
- Czy ty się w ogóle słyszysz?
- zaśmiałem się, podchodząc do Jinkiego i Kaia.
- Doskonale.
Jego odpowiedź mnie
zaskoczyła. Był zdeterminowany i widać było, że nie da mi spokoju.
- Jesteś pewien? - uniosłem
brwi do góry.
- W stu procentach.
- Więc zacznijmy zabawę -
warknąłem i zwróciłem się do pierwszego lepszego chłopaka, który stał tuż za
mną, żeby zawołał wszystkich.
Parę minut później spojrzenie
każdego, który znajdował się na placu, skupiło się na mnie i Jinkim. Słyszałem,
jak przez tłum przechodzi cichy pomruk niedowierzania. Ja sam nie do końca
wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Jakiś nowicjusz wyzwał mnie, Lee Taemina,
na pojedynek. To było śmieszne. Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że go
zmiażdżę. Ale cóż, skoro się upierał, to dlaczego miałem odmówić sobie zabawy?
- Ścigacie się do ostatniego
ogrodzenia - Jonghyun wskazał ręką daleko wprzód.
Spojrzałem na Jinkiego. On
również skupił swój wzrok na mnie. Widać było, że chce mi udowodnić, że on też
coś potrafi. Ale ja nie dopuszczałem do siebie myśli, że ktoś może być lepszy
ode mnie.
- Gotowi? - zapytał Jjong,
kiedy już oboje siedzieliśmy na motorach.
Skinęliśmy równocześnie.
- Odliczamy! - wrzasnął
Jonghyun, a tłum zaczął skandować cyfry od pięciu do zera.
Kiedy w moich uszach
zabrzmiało owe sławetne "zero" wcisnąłem gaz. Szarpnęło mną bardzo
mocno. Chwilę potem już jechałem przed siebie. Z tyłu słyszałem warkot silnika
motoru Jinkiego. Po chwili odkryłem, że słyszę go coraz wyraźniej. Ani się
obejrzałem, a mężczyzna znajdował się tuż za mną. Docisnąłem gaz najmocniej jak
tylko mogłem. Mój motor dosłownie zawył. Jednak moja przewaga była tylko
chwilowa. W pewnej chwili poczułem mocne uderzenie powietrza, a obok mignęły mi
światła drugiej maszyny. Zacisnąłem szczękę z wściekłości. Przecież nie mogłem
pozwolić, by wygrał! Mimo, iż starałem się jak mogłem, nie dałem rady go
wyprzedzić. Zanim dojechałem do ogrodzenia, on zdążył mnie już minąć.
Postanowiłem, że tak nie będzie. Nie dotarłem do wyznaczonego miejsca.
Zawróciłem tak silnie, że aż z ziemi uniosła się ogromna ilość pyłu i żwiru.
Zdawało mi się, że Jinki odwraca się w moją stronę i kręci głową. Krew
dosłownie rozsadzała mnie od środka, a adrenalina rosła z każdą kolejną chwilą.
Z wściekłością patrzyłem, jak Jinki zajeżdża na plac i zatrzymuje się. Ramiona
opadły mi w dół, a oczy zaszły mgłą. Czułem, że chcę krzyczeć. Byłem bliski
ataku furii. Kiedy ja również znalazłem się na mecie, na placu panowała cisza.
Wszystkie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Nie mając lepszego pomysłu
na reakcję, zsiadłem z motoru i zaciskając dłonie w pięści, ruszyłem przed
siebie. Czułem, że ludzie odprowadzają mnie wzrokiem. Jednak nie słyszałem, jak
za moimi plecami powoli zaczynają się toczyć ciche rozmowy. Słyszałem jedynie
oszalałe bicie swojego serca i głośne dyszenie. Kiedy znalazłem się już w
odpowiedniej odległości, uderzyłem pięściami w ścianę i krzyknąłem wściekły.
Musiałem jakoś wyładować swoją złość. To był pierwszy raz, kiedy przegrałem.
Wszystko może byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, iż pokonał mnie jakiś
marnej postury chłopaczek. Nagle poczułem, jak ktoś kładzie mi rękę na
ramieniu.
- Daj mi spokój, Kai -
wychrypiałem.
Jednak ręka nadal dotykała
mojego ciała.
- Powiedziałem, kurwa,
żebyś... - odwróciłem się, chcąc odepchnąć przyjaciela, jednak moje oczy wcale
nie napotkały na swojej drodze praktycznie czarnych tęczówek Kaia.
Osobą, która stała teraz
niebezpiecznie blisko mnie, był Jinki. Zmarszczyłem brwi i zrzuciłem jego rękę
ze swojego ramienia.
- Taemin, o co chodzi? -
zapytał cicho.
Posłałem mu wściekłe
spojrzenie i zaśmiałem się ironicznie.
- Chcesz wiedzieć, o co
chodzi? - warknąłem, na co on pokiwał nieznacznie głową. - Te wyścigi, to
jedyne, co mam w życiu. Ci ludzie tam, to moja rodzina. Jedyne środowisko, w
którym jestem szanowany. A teraz... A teraz ty przychodzisz sobie tak o i po
prostu wszystko mi rujnujesz! - wrzasnąłem.
Jinki stał, nie wiedząc co
powiedzieć. Ja dyszałem ciężko i starałem się, by łzy wściekłości nie ściekły
mi po policzkach. Jeszcze by tego brakowało...
- Nie wiedziałem... -
wyszeptał po dłużej chwili milczenia mężczyzna.
Zmrużyłem oczy i pokręciłem
głową. Wyminąłem go sprawnie i ruszyłem z powrotem w stronę placu. Miałem
zamiar odjechać stąd jak najszybciej i zapomnieć o tym, co się przed chwilą
stało. Byłem już w połowie drogi, kiedy usłyszałem za sobą kroki i znów
poczułem, jak jego ręka chwyta mnie za przegub. Chciałem się wyszarpać, ale nie
dałem rady. Chwilę staliśmy tak, ale Jinki w końcu przerwał ciszę:
- Posłuchaj... Nie chciałem,
żeby to tak wyszło. Nie wiedziałem, że to dla ciebie aż takie ważne...
Wypuściłem głośno powietrze.
Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy. Już chciałem odpowiedzieć w jakiś
naprawdę nieprzyjemny sposób, ale nagle coś mnie tknęło i zwyczajnie nie dałem
rady. Stałem jedynie, wpatrując się w mężczyznę naprzeciwko.
- Mam pomysł. Przyprowadzę
tutaj nasze motory i pojedziemy gdzieś. Nie chciałbym, żeby nasza znajomość tak
szybko się skończyła. A tym bardziej w takich okolicznościach...
Nie wiedziałem jak i kiedy,
ale po prostu skinąłem głową. To był impuls. W oczach Jinkiego zobaczyłem coś,
co kazało mi się stać potulnym jak baranek i dać się przeprosić. Chwilę potem
patrzyłem, jak wchodzi na plac i żegna się ze zgromadzonymi.
~*~
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Usłyszałem, że ktoś wchodzi do
mieszkania. Wstałem powoli z kanapy i wyszedłem na korytarz. Tak jak się
spodziewałem - Onew wrócił z pracy.
- Dlaczego tak późno? -
zapytałem z wyrzutem.
- Zatrzymali mnie... Nie dałem
rady wyjść wcześniej. A uwierz mi - naprawdę chciałem - westchnął Jinki i
podszedł do mnie.
Odsunąłem się i skierowałem z
powrotem do salonu. Zająłem swoje poprzednie miejsce na kanapie i ślepo
wpatrzyłem się w ekran telewizora. Od pół roku Onew i ja jesteśmy razem. Jakoś
tak wyszło, że tej jednej nocy staliśmy się sobie bardzo bliscy. A potem
potoczyło się tak jak zawsze. Wyprowadziłem się od Yoony i zamieszkałem z
Jinkim. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jeszcze ani razu nie
zbliżyliśmy się do siebie. Przez moje wcześniejsze przejścia z Kibumem nie
potrafiłem tak po prostu komuś zaufać. Nadal byłem bardzo zamknięty w sobie.
Tylko czasami dawałem się przytulić Onew, rzadziej pocałować. Ale od pewnego
czasu zacząłem odczuwać do niego pewien pociąg i to wcale nie było związane z
jego wyglądem... Jedyną przeszkodą było to, że Jinki wracał z pracy bardzo
późno i był wyczerpany. Więc jak ja mogłem się do niego zbliżyć?
- Kochanie... - usłyszałem tuż
przy swoim uchu jego cichy szept. - Przepraszam...
- Nie masz za co - odparłem
sucho, próbując nie zwracać uwag na jego bliskość. Jednak przychodziło mi to z
ogromnym trudem...
- Minnie...
Odwróciłem głowę w jego
stronę. Teraz nasze twarze znajdowały się jedynie parę centymetrów od siebie.
Onew zerknął na moje usta i posłał mi pytające spojrzenie. Z ledwością
pokiwałem głową. Chwilę potem poczułem, jak jego wargi stykają się z moimi.
Były takie miękkie i ciepłe. Mógłbym je czuć bez końca. Moje ręce bezwiednie
powędrowały pod jego koszulkę. Usłyszałem cichy pomruk zadowolenia.
Uśmiechnąłem się delikatnie i kontynuowałem wędrówkę w górę jego torsu.
Zatrzymałem się na szczupłych obojczykach. Jinki oderwał się ode mnie nie
chwilę i jednym ruchem ściągnął z siebie górną część garderoby. Obrzuciłem jego
brzuch długim spojrzeniem. Pod skórą rysowały się dość dobrze widoczne mięśnie.
Uniosłem wzrok. Onew patrzył mi w oczy. Podniosłem się z miejsca i usiadłem mu
okrakiem na kolanach. Uznał to za przyzwolenie do zajęcia się moją bokserką.
Chwilę zabawiał się jej krańcem, by w końcu powoli ją ze mnie zdjąć i
momentalnie zassać się na jednym z moich sutków. Poczułem dziwną falę gorąca,
ogarniającą moje ciało. Automatycznie odrzuciłem głowę w tył i jęknąłem cicho.
Jinki natomiast przeniósł się z pocałunkami na moje obojczyki i mostek.
Wzdychałem co chwilę, bo dotyk jego ust doprowadzał mnie do szaleństwa. Co
prawda doświadczałem tego po raz pierwszy, ale nawet zwykły buziak w policzek
wywoływał u mnie podobną reakcję. Uwielbiałem, kiedy był czuły. Byłem mu
naprawdę ogromnie wdzięczny, że na mnie nie naciskał. W końcu był starszy, więc
miał swoje potrzeby. A teraz mieliśmy to zrobić po raz pierwszy... Byłem bardzo
podekscytowany. Wreszcie miałem odkryć to, co do tej pory było dla mnie
nieznane. Seks, który nie miał się stać dla mnie upokorzeniem. Przemyślenia
przerwało mi znaczące chrząknięcie Onew. Spojrzałem na niego nieobecnym
wzrokiem i zapytałem cicho:
- Coś się stało?
Jinki nie odpowiedział, tylko
wskazał ruchem głowy w okolice moich bioder. Mój wzrok podążył za jego i od razu
pojąłem, o co mu chodziło.
- No nie mów mi, że nie wiesz,
co z tym zrobić - parsknąłem i spojrzałem na niego kpiarsko.
Onew wzruszył tylko ramionami
i zabrał się za moje spodnie. Powoli rozsunął mój rozporek, odpiął guzik i
zaczął ściągać ze mnie dolną część garderoby. Po chwili byłem już tylko w
bokserkach. Jinki, niby to od nie chcenia, przypadkiem, zahaczył swoim kroczem
o moje. Otworzyłem oczy szeroko i zagryzłem wargę niemalże do krwi.
- Przestań... - sapnąłem i
zrobiłem gwałtowny ruch głową w tył, kiedy poczułem jego dłoń na swoim członku.
Onew poruszał nią bardzo
powoli i dokładnie. Czułem tam niesamowity ucisk i mrowienie. Wiedziałem, że
jeszcze chwila, a po prostu nie wytrzymam. Mój chłopak wiedział o tym
doskonale, ale najwidoczniej postanowił się ze mną podroczyć. Jeszcze
bezczelnie patrzył mi się w oczy. Chciałem mu powiedzieć, żeby przeszedł do
konkretów, ale na szczęście nie musiałem, bo Jinki sam zdjął ze mnie bokserki i
zacisnął rękę na moim przyrodzeniu. Wydałem z siebie głośny, przeciągły jęk, by
chwilę potem dojść. Niby wiedziałem jak to wszystko wygląda, bo czasami rano
miałem ten problem, ale kiedy robi to inna osoba, jest zupełnie inaczej. Onew
nie czekał długo. Wziął mnie na ręce. Oczy miałem zamknięte. Poczułem, że
kładzie mnie na podłodze. Syknąłem, kiedy moje ciało zetknęło się z wręcz
lodowatą powierzchnią posadzki. Jinki sprawnie obrócił mnie na brzuch. Przez
głowę przeleciała mi pojedyncza myśl. Czy on już kiedyś to robił?
- Jesteś pewien? - pochylił
się nade mną i ucałował mnie w kark.
- A ty? - odpowiedziałem
pytaniem na pytanie.
- Chyba nigdy nie byłem
niczego bardziej pewien... - przygryzł płatek mojego ucha i wstał na chwilę.
Spojrzałem na niego pytająco.
Uśmiechnął się tylko i zaczął rozpinać spodnie. Zmarszczyłem brwi i zapytałem:
- Masz zamiar zrobić to SAM?
Jinki zastygł.
- Skoro chcesz - odpowiedział.
Wstałem i zbliżyłem się do
niego. Przywarłem swoim ciałem do ciała Onew i położyłem swoje dłonie na jego
kroczu. Zdusił w sobie cichy jęk, gdy zacisnąłem ręce mocniej. Spojrzałem mu
głęboko w oczy. Chwilę potem szybko pozbyłem się równocześnie i jego spodni, i
bokserek. Błyskawicznie znaleźliśmy się z powrotem na podłodze.
- Tylko szybko... -
poprosiłem.
Kiedy Jinki wszedł we mnie bez
ostrzeżenia, z mojego gardła wyrwał się krzyk, a w oczach stanęły łzy.
- Spokojnie... - szepnął i
pogładził mnie po włosach. - Wystarczy, że będziesz ruszał się równo ze mną, a
za chwilę przestanie boleć.
Pokiwałem głową z lekkim
trudem. Tępy ból przeszywał moje ciało, gdy Onew zaczął powoli poruszać się w
moim wnętrzu. Oddychałem bardzo szybko. Po chwili nie wiedziałem, czy
rzeczywiście zacząłem płakać, czy to po prostu pot. Myślę, że i jedno i drugie.
Początkowo nie dawałem rady ruszać biodrami nawet wolno. Jednak po paru ruchach
w końcu udało mi się zrównać z Jinkim. Poczułem, że robi to co raz szybciej.
Ale wtedy już nie czułem bólu. Jego miejsce zajęło podekscytowanie i
podniecenie. Kiedy Onew był już u szczytu, krzyknął głośno. Równocześnie moim
ciałem wstrząsnął dreszcz, a w środku mnie rozlało się coś ciepłego. Usłyszałem
nierówny oddech Jinkiego. Chwilę potem wyszedł ze mnie i opadł na podłogę tuż
obok mnie.
- Dziękuję... - wyszeptał po
dłużej chwili milczenia.
Spojrzałem na niego i posłałem
mu ciepły uśmiech.
- To ja dziękuję. W końcu się
przełamałem i...i teraz już się nie boję.
Jinki sięgnął ręką na sofę i
po chwili przykrył nas dużym, polarowym kocem. Wtuliłem się w gorące ciało
mojego chłopaka i zamruczałem zadowolony. Onew objął mnie ramieniem i ucałował
moje lekko wilgotne od potu czoło.
- Jesteś najlepszą rzeczą,
jaka mnie spotkała w życiu, wiesz, Minnie? - odezwał się.
- Nieprawda. Nie zasługuję na
ciebie... Nie pamiętasz, jaki byłem początkowo? - odpowiedziałem cicho.
- Dla mnie byłeś wspaniały. W
końcu takiego cię pokochałem, prawda? I nie chcę, żebyś się zmieniał. Nigdy w
życiu...
Jeeej, w końcu jest obiecywane
OnTae!<3 Wątpię, żeby wyszło takie, jakie planowałam, ale cóż, nie zawsze
się dostaje to, co się chce. Bardzo się starałam, żeby był oczywiście inny, niż
reszta. Zawsze staram się nie powtarzać motywów, ale nie wiem, jak to wyszło.
Zresztą oceńcie sami;) Sprawa druga i pewnie nawet ważniejsza - ogromnie
dziękuję dwóm osobom, bez których blog by nie funkcjonował tak jak funkcjonuje.
Dziękuję mojej becie Dubu i Unni - Maknae Star. No cóż, ta pierwsza poprawiła
dzisiaj pierwszy raz jakikolwiek mój twór^^ Ale od dzisiaj już każdy kolejny
będzie sprawdzany, przez co będzie mniej błędów:) A Unni dziękuję za ogromną
pomoc przy szablonie. Bez ciebie bym sobie nie poradziła xD Proszę o szczere
opinie oraz ocenę nowego wyglądu bloga:) Tak więc do następnego, kochani<3
Po pierwsze - łaaaa! Śliczny wygląd bloga, Yuri <333
OdpowiedzUsuńPo drugie - łaaaaa! To było świetne! Jedna uwaga jest taka, że straszliwie skupiłaś się na tym, że Taemin tak bardzo nie nawidzi swojej siostry...
Po trzecie - Mój Kibum i taki zdrajca? Nieeee :(
Po czwarte- Taemin ^^ . (tu chyba, rozumiesz o co mi chodzi)
Po piąte - tak jak myślałam - dzięki tobie pokochałam OnTae :*
Po szóste - świetnie opisane. POSTARAŁAŚ SIĘ.
Po siódme - fabuła tak zarąbista, że lepiej to już się cyba nie da *.*
NO.
xD
Pozdrawiam, Juliette
PS.: Beta również miała tu swój udział, więc pozdrawiam Betę i życzę dalszej, tak owocnej pracy ^^.
PS2.: Ciocia Juliette pomogła :*
Ach <3 Takie piękne! ^^ Kocham, jak głównego bohatera miłość ratuje z dołka moralnego <3 wgl lubię jak główny bohater jest doświadczony przez życie...
OdpowiedzUsuńCo ja pieprze BYŁO ONTAE!!! AAAAAA~~~ dziękuję, kamsamnida (czy jak to sie pisze), arigato, thx!!! Moje OnTae ukochane!
Taeś w czarnych włoskach? widzę, że łamiesz schematy xD
na miejscu Tae też bym nie wybaczyła ani siostrze ani Kibumowi. To po prostu... ja nie wiem jak można zrobić komuś coś takiego :/
Wgl cały ten klimat zakazanych nielegalnych wyścigów *.* (ogladałaś Szybkich i Wściekłych przed pisaniem tego? xD) boskooo~~
i tak miłość OnTae jest najpiękniejsza, a Kai skojarzył mi się ze szczeniakiem "czesc, czesc! poznajmy sie! czeeeesc!~~ " *merda ogonem* hahahaha
było boskoooo~~ chcę więcej TAKICH shotów <3 ^^
wow <3 Takiego Taemina lubie :D (Kibum! Jak mogłeś?!?!?!?) Wyścig podobał mi się najbardziej *__*
OdpowiedzUsuńPisz,pisz,pisz i jeszcze raz pisz :D
P.S-Kiedy bd jakieś 2min lub JongKey? ;>
P.S.2-Kocha twoje opowiadania :****
Życze weny :D
Clara.