One shot na zamówienie (part IV)

2Min dla Clary Amane



   
   - Minho... Wstawaj - usłyszałem tuż nad uchem cichy szept.
   Zakryłem głowę poduszką i przewróciłem się na drugi bok. Wiedziałem, że muszę wstać, ale kompletnie nie miałem na to ochoty. 
   - Obiecałeś, że podrzucisz mnie dzisiaj do pracy! - głos mojej siostry stał się trochę głośniejszy niż poprzednio.
   Westchnąłem cierpiętniczo. Podniosłem się do pozycji siedzącej, odkładając poduszkę na bok. Subin siedziała na skraju mojego łóżka i przyglądała mi się z rozbawieniem.
   - Co? - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej entuzjazmu o tak wczesnej godzinie.
   - Jesteś bardzo podobny do taty, wiesz? - zapytała cicho.
   - Chodź tutaj... - rozłożyłem ramiona, na co Subin usiadła głębiej na łóżku i wtuliła się we mnie.
   - Bardzo za nim tęsknię - powiedziała po chwili.
   Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem delikatnie. 
   - Wiem, bo mnie też... - westchnąłem.
   - Myślisz, że wróci? - popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że nie mogłem powiedzieć prawdy.
   - Tak, wróci na pewno - uśmiechnąłem się do niej.
   Pokiwała głową i wyraźnie weselsza dała mi krótkiego buziaka w policzek.
   - Jesteś najlepszym bratem, jakiego można mieć - odwzajemniła mój uśmiech.
   - Czego ode mnie chcesz, że jesteś taka miła, co? - zmrużyłem oczy i spojrzałem na nią podejrzliwie.
   - Żebyś się pospieszył, bo za pół godziny muszę być już w pracy - odpowiedziała.
   - Skoro muszę... 
   - Obiecałeś - wyszczerzyła się do mnie w szerokim uśmiechu i w podskokach opuściła mój pokój. 
   Pokręciłem głową, uśmiechając się sam do siebie. Subin była jedną z dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Zawsze była pogodna, umiała mnie rozweselić. Jedynym tematem, przy którym wyraźnie smutniała, był nasz tata. Wyjechał w tym czasie na trzyletnią misję do Afganistanu. Bardzo często pytała mnie, czy tata wróci. Za każdym razem niezmiennie odpowiadałem, że oczywiście, że przecież nas nie zostawi. Ale sam nie wierzyłem w swoje słowa. Już raz został ciężko ranny. Ledwo uszedł z życiem. Subin nie miała o tym zielonego pojęcia. No bo jak miałem jej powiedzieć, że nasz ojciec leży umierający w szpitalu? Jednak cudem udało mu się jakoś wrócić do formy. Zostało mu jeszcze półtora roku służby, a przecież oczywistym jest, że wiele osób po prostu stamtąd nie wraca. A mnie prześladowało właśnie takie przeczucie - że pewnego dnia dostaniemy telefon, że tata nie żyje albo gorzej - dowiemy się z tego ze zwykłych telewizyjnych wiadomości. Nie miałem serca uświadamiać tego siostrze. Tata był całym jej życiem, wychował ją, kiedy nasza mama nas zostawiła. Nie chcę myśleć, jak zareagowałaby Subin na wieść o śmierci taty...
   Potrząsnąłem głową, by odgonić od siebie te pesymistyczne myśli. Trzeba żyć tym, co jest tu i teraz. Wiadomo, że trzeba mieć świadomość tego, co może się wydarzyć, ale nie można przecież popadać w paranoję. Sięgnąłem po pierwsze lepsze spodnie i koszulkę. I wtedy mój wzrok spoczął na fotografii, która wisiała nad biurkiem. Teraz spoglądały na mnie najpiękniejsze oczy, jakie w życiu widziałem - oczy Taemina. Ręce opadły mi bezsilnie wzdłuż ciała, a pod powiekami zaczęły zbierać się łzy. Wpatrywałem się w chłopaka, który już nigdy do mnie wróci. Który zostanie na zawsze tam, gdzie siedzi zamknięty od pół roku... Zacisnąłem mocno powieki, by powstrzymać płacz. Odetchnąłem parę razy, by uspokoić nerwy. Odwróciłem się plecami do zdjęcia i zacząłem się ubierać. Kusiło mnie, by jeszcze raz chociaż przelotnie zerknąć w te przepiękne czekoladowe tęczówki, ale wiedziałem, że groziło to niechybnym rozklejeniem. A przecież nie mogłem sobie na to pozwolić. Wyszedłem na korytarz, ubierając na siebie koszulkę. Zbiegłem po schodach i skierowałem się do kuchni, w której Subin przygotowywała dla nas śniadanie. Usiadłem przy stole i zapatrzyłem się w widok za oknem. Była wczesna wiosna. Drzewa powoli zaczynały przypuszczać pierwsze listki, a trawa zieleniła się powoli. Świat z każdym kolejnym dniem stawał się co raz piękniejszy, co raz bardziej żywy i kolorowy. Poczułem się szczęśliwy, że mogę to wszystko oglądać. Niektórzy nie mają tyle szczęścia. Na przykład ludzie niewidomi - oni nigdy nie ujrzą, jak świat potrafi być piękny. Ale z drugiej strony nie będą musieli oglądać całego tego zła, które się rozprzestrzenia. 
   - Proszę - Subin postawiła przede mną talerz z kanapkami i kubek parującej herbaty. 
   Podziękowałem skinieniem głowy i zabrałem się za jedzenie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale wiedziałem, że Subin prędzej czy później się odezwie. Jest strasznie rozgadana. Prawie jak...
   - Co masz taką minę? Nie smakuje ci? - siostra spojrzała na mnie uważnie.
   Chciałem się do niej uśmiechnąć, ale w rezultacie na mojej twarzy zagościł jakiś niezidentyfikowany grymas. Subin zmarszczyła brwi, jakby nad czymś się zastanawiała. Po chwili jednak przybrała normalny wyraz twarzy i położyła mi rękę na mojej dłoni.
   - Nie zadręczaj się tak tym... - powiedziała, chcąc mnie pocieszyć.
   Odwróciłem wzrok, ale nie cofnąłem ręki. Nie wiedziałem tylko, co mam jej odpowiedzieć. Dobrze, nie będę? Że nie będę myślał o tym, że w przeciągu zaledwie paru miesięcy straciłem kogoś, kogo kocham nad życie? 
   - Wiem, że ci ciężko, ale jeśli nie zmienisz swojego toku myślenia, to długo tak nie pociągniesz i sam wylądujesz tam gdzie... - nie dokończyła, widząc moją minę.
   - Minho, ja... - chciała mnie przeprosić, ale zdążyła, bo wstałem z miejsca, chwyciłem w dłonie kluczyki do samochodu i wyszedłem na dwór.
   Wciągnąłem głęboko w płuca świeże, wiosenne powietrze. Wcisnąłem ręce w kieszenie płaszcza, który prawie zerwałem z wieszaka, przechodząc przez hall. Subin nie miała prawa tak do mnie mówić. Wszystko wszystkim, ale to był cios poniżej pasa. Dobrze wie, jaki mam stosunek do całej tej sprawy, więc tym bardziej powinna uważać. Ale ona najpierw mówi, a dopiero potem myśli. 
Po upływie paru minut usłyszałem, że Subin otwiera drzwi i wychodzi. Szczęk zamka. Chwilę później stała już tuż obok mnie.
   - Przepraszam... - wydukała i spuściła głowę.
   Nie odpowiedziałem. Otworzyłem samochód i usiadłem na miejscu kierowcy. Subin poszła w moje ślady i chwilę potem jechaliśmy już zatłoczonymi ulicami Seulu. Całą drogę milczałem. Moja siostra próbowała jeszcze jakoś mnie przeprosić i dać do zrozumienia, że nie powiedziała tego w złej wierze, ale ja już nie byłem w nastroju. Wszystko jestem w stanie jej wybaczyć, ale nie tego typu uwagi na wiadomy temat. Podwiozłem ją pod centrum handlowe. Zapytała, czy przyjadę po nią za cztery godziny, kiedy skończy pracę. Ograniczyłem się do skinięcia głową i pojechałem dalej. Musiałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Nie wiedziałem, czy wpuszczą mnie do środka, bo ostatnim razem raczej byli sceptycznie nastawieni do moich usilnych próśb, ale w końcu minęły już prawie dwa tygodnie, więc może uda mi się ich przebłagać.



~*~


   Szedłem jasno oświetlonym korytarzem. Był cały biały. Białe ściany, białe łóżka i krzesła, białe płytki na podłodze. I jeszcze to światło... Rażące i nieprzyjemne. Prowadząca mnie pielęgniarka przystanęła pod jednymi z licznych drzwi. Znałem je już doskonale. Byłem tutaj tyle razy. Kobieta wsunęła w zamek jeden z kluczy i wolno skinęła głową. Zrobiłem to samo i nacisnąłem klamkę. 
   - Będę tuż obok, jeśli coś by się działo, proszę nacisnąć guzik obok włącznika światła - usłyszałem za sobą jej cichy głos. 
   Pokiwałem głową i zamknąłem za sobą ciężkie, również białe drzwi. W pomieszczeniu nie było już tak jasno jak na korytarzu. Chwilę potrwało, aż przyzwyczaiłem się do panującego tam półmroku. Postąpiłem krok do przodu i moim oczom ukazał się, już w pełnej okazałości, nieduży pokój pozbawiony okien. Po za łóżkiem, niewielkim stolikiem i krzesełkiem, które było ustawione w przedsionku, nie było tam nic. Wziąłem krzesełko do rąk i zagłębiłem się dalej w pomieszczenie. Od razu zauważyłem skuloną w rogu łóżka postać. Wydawać by się mogło, że śpi. Nic bardziej mylnego. Ona czuwa, ma wszystko na oku. Podszedłem bliżej łóżka i postawiłem tam swoje krzesełko. Usiadłem na nim i wpatrzyłem się w przeciwległą ścianę. Czekałem. Czekałem, aż będę mógł się odezwać. Po paru minutach zobaczyłem kątem oka, że postać się poruszyła. I to był właśnie ten znak. Odwróciłem się w jej stronę i pierwsze, co ujrzałem, to przerażone, ciemne oczy, tak bardzo niepodobne do tych ze zdjęcia... Taemin chwilę mi się przyglądał, po czym usiadł na skraju łóżka i zaczął machać nogami. 
   - Witaj - odezwałem się, śledząc każdy, nawet najmniejszy jego ruch.
   - Myślałem, że już nie przyjdziesz... - jego cichy szept był przepełniony smutkiem i bólem.
   - Przecież bym cię nie zostawił.
   Jego twarz lekko się rozpromieniła. Ale to nie był już ten sam chłopak. To nie był Taemin, którego znałem od pięciu lat, i w którym zakochałem się bez pamięci. Ten Taemin już nigdy nie wróci. Teraz pozostała mi już tylko druga jego część. A właściwie druga i trzecia...
   - Jestem ciekawy, jak się miewasz - wlepił we mnie swoje duże oczy, które teraz wyglądały jak studia bez dna - puste i bez jakiegokolwiek wyrazu.
   - No wiesz, pracuję, opiekuję się Subin - odparłem.
   Taemin zmarszczył brwi i zapytał:
   - Ale ja nie wiem, kto to jest Subin - posmutniał. 
   Na mojej twarzy zagościł wymuszony uśmiech. Nie chciałem mu pokazać, jak bardzo jestem nieszczęśliwy. Jak bardzo boli mnie, że zaczyna zapominać już nawet o mojej siostrze, którą widywał prawie codziennie, i którą traktował jak rodzinę.
   - Subin to moja siostra. Nie pamiętasz? 
   Jego mina zrzedła. Zaczął kołysać się w przód i w tył, mamrocząc coś pod nosem. Nie byłem w stanie zidentyfikować jego słów, ale głos miał przepełniony narastającą paniką. Nie patrzył na mnie, ale widziałem, jak do jego oczu napływają łzy.
   - Nie pamiętam... - wyjęczał nagle. - Nie pamiętam, rozumiesz?!
   Taemin zaczął oddychać co raz szybciej, aż w końcu jego oddech zamienił się w chrapliwe dyszenie. Wiedziałem, co należy zrobić w takiej sytuacji. Powoli wstałem z krzesła i usiadłem obok niego na tyle blisko, by móc objąć go ramieniem. Kołysałem się razem z nim, żeby go nie ograniczać. Po chwili przestał sapać. Jego klatka piersiowa unosiła się powoli i równie powoli opadała. Zasnął. 
   Ułożyłem go na łóżku i przykryłem cienką kołdrą, po czym z powrotem zająłem swoje miejsce na krzesełku. Patrzyłem na kruche ciało Taemina. Miał bladą, wychudzoną twarz, którą okalały dość długie, rude włosy. Prawie nie przypominał już tego chłopaka, którym był. Kiedy Taemin miał pięć lat, był świadkiem brutalnego morderstwa, którego dokonano na jego własnych rodzicach u nich w domu. Ojciec był zamieszany w jakieś ciemne sprawy. Nie wywiązał się z jakiejś tam umowy, więc jego "wspólnicy" zwyczajnie wkroczyli do jego domu i go zamordowali. To samo zrobili z jego żoną. Nie zdawali sobie tylko sprawy, że niemym świadkiem całego zajścia jest właśnie ów niespełna pięcioletni chłopiec, ukryty pod łóżkiem. Spędził w towarzystwie trupów własnych rodziców prawie dwa dni. Gdyby nie zainteresowanie sąsiadki brakiem oznak życia od rodziny Lee, pewnie siedziałby tam nie wiadomo ile. Kiedy go znaleźli, był roztrzęsiony, głodny i odchodził od zmysłów. Został umieszczony w domu dziecka, gdzie codziennie uczęszczał na terapię pourazową. W wieku lat ośmiu został adoptowany przez jakąś rodzinę. Jego rodzice zastępczy doskonale wiedzieli, co przeszedł. Na pierwszy rzut oka byli to naprawdę przyzwoici ludzie. Bywałem u nich w domu wiele razy. W końcu byliśmy z Taeminem parą. Ale kiedy pół roku temu zaczął chorować i trafił do zakładu psychiatrycznego oni odwrócili się od niego i wyjechali na drugi koniec Korei. Dlaczego? Bo zwyczajnie stchórzyli. Bali się go. Wyparli się syna, który zachorował na nieuleczalną chorobę psychiczną. Od tamtego czasu, to ja opłacałem jego leczenie i wszystko, co było z nim związane. Szpital początkowo nie chciał mi na to pozwolić, ale ja się uparłem i w końcu postawiłem na swoim. 


~*~


   Usłyszałem szmer odchylanej kołdry. Uniosłem powieki i spojrzałem w prawo. Taemin siedział na łóżku i ślepo wpatrywał się w sufit. Odchrząknąłem nieznacznie, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Momentalnie odwrócił głowę i kiedy mnie zobaczył, w jego oczach ujrzałem ogromny strach. Złapał kołdrę, cofnął się pod ścianę i zarył się aż po same oczy. Zmarszczyłem brwi. Czy to możliwe, żeby zapomniał mnie w ciągu piętnastu minut? Zazwyczaj następowało to po godzinie, kiedy już prawie wychodziłem. Wyciągnąłem z jego stronę dłoń. Odniosłem wrażenie, że jeszcze bardziej napiera plecami na ścianę za sobą.
   - Kim jesteś...? - wyszeptał wystraszony.
   - Taemin, spokojnie... - nie dokończyłem, bo z jego gardła wydarł się krzyk.
   - Gdzie on jest?! - wrzasnął.
   Struchlałem. Jeszcze nigdy nie zwrócił się do mnie w taki sposób. Moje serce zaczęło bić szybciej.
   - Gdzie jest kto? - zapytałem, jak najspokojniej się dało.
   - Wyjdź... - wyszeptał niemalże niedosłyszalnie.
   Przełknąłem ślinę, próbując pozbyć się z gardła narastającej w nim guli.
   - Wyjdź! - Taemin zerwał się z miejsca i rzucił się na mnie. 
   Cudem uchyliłem się przed nim i szybko przebiegłem do przedsionka. Taemin stał obok krzesełka, dysząc głośno, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy wściekłości. Bezwiednie przycisnąłem guzik obok włącznika na światło. Prawie od razu do pomieszczenia wbiegła pielęgniarka. Podchodząc do Taemina, rzuciła do mnie przez ramię, żebym jak najszybciej wyszedł. 
   - Ale... - wyjąkałem.
   - Natychmiast! - pielęgniarka spojrzała na mnie ze złością, na co ja powoli wycofałem się na korytarz. Chwilę później obok mnie przebiegła jeszcze jedna pielęgniarka i lekarz. Ani się obejrzałem, a drzwi do pokoju Taemina zamknęły się z hukiem. Z pomieszczenia zaczęły dochodzić wrzaski i płacz. Domyślałem się, co się tam dzieje. Ale zamiast odejść, tak jak kazała mi pielęgniarka, stałem, wpatrując się tępo w drzwi. 



~*~


   Subin już na mnie czekała na parkingu przez centrum. Wsiadła pospiesznie, bo zaczynało kropić. Jechaliśmy w ciszy. Kątem oka zobaczyłem, że chce włączyć radio, bo w końcu nie znosiła, kiedy było cicho.
   - Zostaw - rzuciłem oschle.
   Zastygła z ręką parę centymetrów od urządzenia. Chwilę później cofnęła ją powoli i popatrzyła na mnie.
   - Byłeś u niego... - odezwała się jakby z pretensją.
   - Tak, byłem - warknąłem.
   Subin skuliła się i odwróciła głowę w stronę szyby.
   I od nowa zapanowała cisza...


~*~


   Ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk mojego telefonu. Zerwałem się z łóżka, nie wiedząc, co się dzieje. Zaświeciłem lampkę nocną i spojrzałem na zegarek leżący obok. Wskazywał drugą w nocy. Sięgnąłem po telefon i odebrałem.
   - Tak? - mój głos był zachrypnięty.
   - Pan Choi Minho? - przytaknąłem.
   Momentalnie rozpoznałem głos pielęgniarki, która dzisiaj wyprosiła mnie z sali Taemina. Poczułem, jak strach zaczyna opanowywać moje ciało.
   - Niech pan natychmiast przyjeżdża. Potrzebujemy pomocy. 
   - Ale o co chodzi?! - prawie krzyknąłem. 
   - O Taemina... - odpowiedziała i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, rozłączyła się.
   W sekundzie wyskoczyłem z łóżka i zacząłem ubierać na siebie to, co miałem po ręką. Gdy wybiegłem na korytarz, zobaczyłem, jak Subin wychodzi ze swojego pokoju.
   - Co się dzieje? - zapytała sennie, przecierając zaspane oczy.
   - Dzwonili ze szpitala. Muszę jechać! - rzuciłem i w paru susach pokonałem schody.
   Ubierając buty usłyszałem odgłos bosych stóp na panelach. Zacząłem szarpać się z zamkiem od drzwi. Gdy stałem już w progu, odwróciłem się, by spojrzeć na siostrę. Na jej twarzy malował się strach.
   - Czekaj na mnie. Obiecuję, że niedługo będę z powrotem - zapewniłem ją.


~*~


   Biegłem tym samym korytarzem, co zaledwie paręnaście godzin temu. Sala, w której przebywał Taemin była otwarta. W progu stały ze trzy osoby. Ze środka natomiast doszły mnie nieziemskie wrzaski, które zmroziły mi krew w żyłach. Dopadłem do drzwi, a osoby tam stojące przepuściły mnie bez słowa. Prawie zachłysnąłem się powietrzem, kiedy ujrzałem wnętrze pokoju. Ściany były całe pokryte czerwonymi plamami. Domyśliłem się bez problemu, że to krew. Była też na podłodze. Zemdliło mnie. Wolno uniosłem wzrok na wysokość łóżka. Nie widziałem Taemina, bo zasłaniało mi go dwóch lekarzy i znana mi już bardzo dobrze pielęgniarka. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, iż to Taemin tak głośno krzyczy. Jeden z lekarzy odwrócił się do mnie i tylko pokręcił głową. Zanim zdążył od nowa zasłonić mi widok, ujrzałem twarz mojego chłopaka. Pokrywały ją liczne zadrapania i siniaki. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Potem już wszystko potoczyło się bardzo szybko. Taemin zaczął krztusić się i wymiotować. Lekarze bezskutecznie próbowali go uspokoić. Nawet zastrzyki, które zawsze działały, tym razem nie dawały oczekiwanych efektów. Z rosnącym przerażeniem i zgrozą patrzyłem, jak Taemin szarpie się w drgawkach. Chciał uwolnić się od trzymających ich trzech par rąk. Odwróciłem na chwilę wzrok i spojrzałem na jedną ze stojących przy drzwiach pielęgniarek. 
   - Co się stało? - wyszeptałem. 
   - Nie wiemy - odparła cicho. - Kiedy przyszliśmy podać mu leki, on był już cały we krwi. Najprawdopodobniej dokonał samookaleczenia. Nie mamy pojęcia jak, skoro miał obcięte paznokcie...
   Zacząłem z niedowierzaniem kręcić głową. Zostawiłem pielęgniarkę i znów zbliżyłem się do łóżka. Taemin nie przestawał krzyczeć. Nagle z jego ust wydarł się przeciągły jęk, a potem zapadła cisza. Lekarze powoli puścili go, patrząc z uwagą, czy znów się nie zacznie. Ale minęła minuta, a Taemin leżał tylko, ciężko oddychając.
   - Minho... - wychrypiał nagle.
   Spojrzenia wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu spoczęły na mnie. Jakby w transie, podszedłem do łóżka i zapatrzyłem się w umęczoną, brudną i pokaleczoną twarz Taemina. W pewnej chwili jego oczy otworzyły się, a wzrok spoczął na mnie. Wydawało mi się, że uśmiecha się lekko. Jakby na potwierdzenie swoich słów znów wypowiedział moje imię.
   - Taemin... Tak się bałem... - usiadłem na łóżku, nie przejmując się, że jest całe brudne.
   - Już nie ma czego... - wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
   Za swoimi plecami usłyszałem, że lekarze wysyłają kogoś po jakieś leki i inne potrzebne przedmioty.
   - Owszem, już teraz nie ma czego. Jestem przy tobie, nie bój się - pogładziłem jego blady jak kartka papieru policzek. 
   Na ustach Taemina pojawił się teraz już doskonale widoczny uśmiech. Zakasłał głośno, po czym położył swoją drobną dłoń na mojej. 
   - Umieram... - szepnął.
   Moje oczy rozszerzyły się nieznacznie. Za mną dało się wyczuć poruszenie.
   - Co ty wygadujesz, Minnie? Przecież już jest wszystko dobrze. Zaraz dostaniesz leki i... - głos uwiązł mi w gardle, kiedy zobaczyłem jego poważny wzrok.
   - Przestań... To już koniec... 
   - Taemin! - do moich oczu napłynęły łzy. - Taemin, patrz na mnie!
   Potrząsnąłem jego kruchym ciałem. Nie zareagował. Jego powieki powoli opadały. Oddech był co raz płytszy. Spojrzałem zrozpaczony na lekarzy.
   - Zróbcie coś! - krzyknąłem. - On umiera! 
   Mój wzrok ponownie skupił się na Taeminie. Jego usta rozchyliły się lekko, a z piersi wydał się ostatni głęboki oddech. Potoczyłem przerażonym wzrokiem po towarzyszących mi osobach. Patrzyły na mnie przybite. Jeden z lekarzy pokręcił głową i powiedział:
   - Nic więcej nie mogliśmy zrobić... 
   Popatrzyłem raz jeszcze na twarz Taemina. Przybrała barwę jeszcze bledszą, niż wcześniej. Starałem się dojrzeć choćby najmniejszy ruch klatki piersiowej. Ale na próżno. Taemin nie oddychał. On po prostu nie żył...



   Dobry^^ No, jest przedostatni zamówiony shot. Smutny jak cholera (przynajmniej dla mnie), ale takie było życzenie czytelników na facebooku. Miłego czytania:3 Piszcie w komentarzach, co myślicie<3 
   

6 komentarzy:

  1. Ojejku. Aż oczy mi się zaszkliły ;o Zawsze chciałam napisać coś z wątkiem choroby psychicznej bo nigdy nie czytałam czegoś takiego, a Twoje było świetne:D Tylko szkoda, że takie krókie:( I ciekawi mnie co to za dziwna choroba, na którą chorował Tae.

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻEBOŻEBOŻEBOŻE. *.*
    Jak to jest możliwe, że tu jest jeden komentarz???
    Jesteś tak genialna, że tutaj podczas minuty powinnaś zarobić co najmniej stooo!
    Od razu musze ci powiedzieć, że ten SHOT ma dla mnie podwójne znaczenie, bo został udostępniony w moje urodziny,
    więc automatycznie - bardzo, bardzo dziękuję :*.
    To jest GENIALNE.
    Nie mogłam zbyt dobrze się skupić, bo czytałam to przy krzyczących gościach xD.
    Ale na prawdę jestem pod wrażeniem. Pomysł- pierwsza klasa. NIESAMOWITEEEEE. Taemin tutaj pokazał tę swoją niewinną stronę co mi się bardzo podobało - miałam ochotę od razu podejść i go przytulić.
    Minho? Jego przemyślenia dotknęły moje serce - które trzeba przyznać na ckliwe historie jest bardzo naczulone. To opowiadanie nie było naciągane, a często jest tak, że yaoistki przeciągają, męczą tekst. Niestety - ja również -.-.
    Bardzo mi się spodobał i będę do niego wracać.


    "Trzeba żyć tym, co jest tu i teraz. Wiadomo, że trzeba mieć świadomość tego, co może się wydarzyć, ale nie można przecież popadać w paranoję" <--- to zdanie od dziś jest moim motto życiowym i jeżeli mi pozwolisz, to chcę (oczywiście podpisany twoim pseudonimem) umieścić go gdzieś na moim blogu. Może gdzieś w zakładkach, czy pod którymś z moich SHOTÓW. Ale od razu mówię, że podpisany twoim imieniem, żeby nie było, że go sobie przywłaszczam xD.
    TYLKO SIĘ ZGÓDŹ, PROSZĘ.

    Dziękuję za dawkę wrażeń - J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yuri... sadystko...
    Pytałaś mnie czy możesz wykożystać mój pomysł o psychiatryku ;) Miałam rację mówiąc, że to bd kompletnie co innego niż moje :p
    Ge-nial-ne :p
    To ta cebula którą przed chwilą kroiłam czy twój one shot? :p
    Kurde, nwm co pisac haha ratunkuuuu mam pustkę >.<
    Jestem do kitu xd nawet komentarza napisac nie moge xd
    Najwyżej osobiście sie wypowiem jak zbiore mysli :p
    Całusy dongsaengu :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za dedykacje :**
    to było piękne naprawdę,tak bardzo się ciesze że napisałaś taki smut a nie słodkie <3
    nie umiem pisać komentarzy ale powiem jedno jesteś wspaniała :*
    Oczekuje następnych 2min i opowiadań <3
    weny żabko :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O! Paczaj - 4 komentarze!
    I każde z nich mówi, że jesteś super, więc nie pierdol za wiele xD
    WENY *____*
    J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kreeeew *-* Dee uwielbia :3 Bo Dee to sadystka i ma źle w głowie. Lubi, gdy główni bohaterowie cierpią, gdy są ukazane ich uczucia, bo ciekawi ją, jak to jest. :) Znowu gadam od rzeczy, czas się przymknąć xD Weeeny.

    OdpowiedzUsuń