Hej, hej :*
Z tej strony Ava, bo Yuri się coś zepsuło i nie mogła dodać
normalnie O.o. Tak czy inaczej, napisałyśmy to razem i jeszcze nie wiemy co to
z tego w ogóle wyjdzie, ale mamy nadzieję, że się Wam spodoba ;3. Strasznie się
rozpisałyśmy, więc dzielimy na części i... Oto wynik naszej pracy. Pisałam z
wysoką gorączką, więc nie dziwcie się, że momenty są takie, a nie inne xD.
Dobra, ja zmykam, bo mnie Yuri jeszcze pozwie, że jej bloga zabrałam..^^.
ENJOY :*
- Chanyeol! - po niedużym mieszkaniu rozniósł się donośny,
dziewczęcy głos.
Odpowiedział mu jedynie cichy pomruk, który dochodził spod grubej, niebieskiej kołdry.
Odpowiedział mu jedynie cichy pomruk, który dochodził spod grubej, niebieskiej kołdry.
Przez korytarz
przemaszerowała niska, czarnowłosa postać, po czym z impetem otwierając drzwi,
weszła do ostatniego pokoju.
- PARK CHANYEOL!
RUSZ NATYCHMIAST TĘ KOŚCISTĄ DUPĘ, BO BĘDĘ ZMUSZONA ZASTOSOWAĆ DRASTYCZNIEJSZE
ŚRODKI! - krzyknęła dziewczyna i założyła ręce.
Znowu nic. Żadnej
reakcji. Jedynie ciche, rozmarzone westchnienie ze strony skulonej na łóżku
postaci.
Chłopak przetarł zmęczone oczy i jęknął głośno, gdy jego
twarz oświetliły promienie słoneczne. Dziewczyna właśnie odsłoniła rolety okien
i z cwanym uśmieszkiem spojrzała w stronę brata.
- A co to się robiło w nocy, że teraz nie możesz wstać?
Chłopak nie odpowiedział, tylko rzucił w nią jedną ze swoich
poduszek. Yoora warknęła na niego niebezpiecznie i wyszła z pokoju wiedząc, że
chłopak już i tak nie da rady zasnąć. Channie wstał zrezygnowany z łóżka.
Szkoła była dla niego złem koniecznym, dlatego nieśpiesznie wszedł do łazienki,
chcąc choć trochę się ogarnąć. Jego włosy z jednej strony były nieco
spłaszczone, więc potargał je rękoma, nadając im względną symetrię. Umył twarz
i znów spojrzał w lustro. Zimna woda nie sprawiła, że wyglądał lepiej.
- Yoora! Co zrobić na podkrążone oczy!? - wykrzyknął z
lekką chrypką.
- Możesz się pomalować, to jedyny sposób! A tak na
przyszłość... - dziewczyna otworzyła drzwi od łazienki i spojrzała na brata ze
zmartwieniem - ...wysypiaj się, co?
- Wysypiam się przecież... - burknął Chanyeol i obrzucił
krytycznym spojrzeniem półkę z kosmetykami siostry.
- Mhm - Yoora
pokiwała głową pobłażliwie i zaśmiała się krótko. - Codziennie taki wstajesz.
Myślisz, że nie widzę?
- Jaki wstaję? -
chłopak sięgnął po pierwszą lepszą "tubkę z mazidłem", jak to zwykł
nazywać, i powąchał znajdującą się w niej substancję, krzywiąc się lekko.
- No taki! - Yoora wskazała palcem na odbicie brata w
lustrze. - Niewyspany, z worami pod oczami. Niedługo będziesz wyglądał jak ten
twój przyjaciel... Ten no...jak mu tam... - Yoora pstryknęła palcami i
zamyśliła się.
- Tao? - zasugerował
Chanyeol wsmarowując sobie w twarz coś, co wyglądało mu na podkład.
- Tak, właśnie.
Nigdy nie mogę zapamiętać... A swoją drogą, czy on was nie niepokoi?
- Panda? No coś ty -
Channie parsknął głupio i pokręcił głową.
- Mnie on
przeraża... Nie wiem jak was, ale mnie tak. I do tego od niego emanuje
taka...dziwna aura - Yoora wykonała w powietrzu jakiś nieskoordynowany ruch
rękami, chcąc zapewne uzmysłowić bratu co ma na myśli.
- Śmieszna jesteś.
Tao to normalny chłopak, nie wiem, dlaczego uważasz, że tak nie jest.
- No racja, bo wy
wszyscy jesteście chorzy... - mruknęła Yoora, po czym wyszła z łazienki,
zostawiając brata samego.
Chłopak poklepał kilka razy swoje policzki. Upewnił się w ten
sposób, że na pewno nikt nie zauważy „mazidła” na jego twarzy, po czym ubrał
mundurek. Jak zwykle chwilę musiał się zmagać z krawatem, którego nie potrafił
dobrze zawiązać. Kilka chwil później na białą koszulę nałożył ciemną marynarkę
i biorąc w rękę swój plecak, zszedł na parter. Położył torbę przed drzwiami i
mechanicznie wrzucił kawałek chleba do tostera.
- Wrócę dziś późno. Mam niezłe zamieszanie w pracy… -
powiedziała Yoora, biorąc w rękę jabłko i ubierając w pośpiechu buty. Chan
przytaknął jedynie, obserwując, jak dziewczyna potyka się o własne nogi,
próbując jednocześnie otworzyć drzwi i poprawić nogawki jasnych jeansów. Nie
udało jej się jednak utrzymać równowagi i po chwili leżała na podłodze, śmiejąc
się z samej siebie. Yeollie prychnął z rozbawieniem.
- I to niby my jesteśmy chorzy? – zapytał retorycznie,
podchodząc do siostry i pomagając jej wstać.
Dziewczyna wytknęła mu język w odpowiedzi i wspięła się na palce, całując go na pożegnanie w policzek. Chan odetchnął z ulgą, że siostra wyszła do pracy i uśmiechnął się do siebie. Miał w zanadrzu piękną historyjkę, by tylko usprawiedliwić swoje wrodzone lenistwo. Podszedł do lodówki, gdzie wisiał jego plan lekcji i przeanalizował go szybko.
Dziewczyna wytknęła mu język w odpowiedzi i wspięła się na palce, całując go na pożegnanie w policzek. Chan odetchnął z ulgą, że siostra wyszła do pracy i uśmiechnął się do siebie. Miał w zanadrzu piękną historyjkę, by tylko usprawiedliwić swoje wrodzone lenistwo. Podszedł do lodówki, gdzie wisiał jego plan lekcji i przeanalizował go szybko.
- Cóż, skoro pierwsza jest fizyka, to nawet nie warto na nią
iść… Angielski umiem dobrze, więc też mogę sobie odpuścić… - zaczął wyliczać na
głos. Skończyłoby się na tym, że nie poszedłby na żadną lekcję, gdyby nie
Luhan, który bez zbędnego pukania wszedł cichutko do domu. Oparł się o framugę
kuchennych drzwi i obserwując mówiącego do siebie bruneta, krzyknął:
- BUU!
Chanyeol odwrócił się, łapiąc się równocześnie za miejsce, w którym biło jego serce i zajęczał cicho, patrząc przerażonym wzrokiem na
rozbawionego całą tą sytuacją Luhana.
- Dzień dobry! -
krzyknął entuzjastycznie Lulu i rzucił się na nadal wystraszonego przyjaciela.
- Czy...czy ty
chcesz, żebym dostał zawału?! - wydusił wyższy chłopak.
- Nie - zaśmiał się
Luhan, odsuwając się nieznacznie od Channiego. - Po prostu postanowiłem
sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś taki odważny, za jakiego się uważasz.
Chanyeol zmarszczył
brwi i sięgnął do kredensu po dwie szklanki.
- Kto by pomyślał,
że z ciebie taki eksperymentalista. Przecież nie cierpisz fizyki.
- Jeśli chodzi o
takie doświadczenia, to nie mam z nią żadnego problemu - Luhan wyszczerzył się
złośliwie i usiadł na krześle, jednym haustem opróżniając podaną mu przez
przyjaciela szklankę z sokiem.
Channie pokręcił
tylko głową z nieukrywaną dezaprobatą, po czym usiadł naprzeciwko przyjaciela.
- I jakie są twoje
wnioski, co, fizyku? - zapytał.
Lulu uśmiechnął się
szeroko i odparł:
- Że jesteś zwykłą
boidupą.
Chanyeol, słysząc to
stwierdzenie, zakrztusił się pitym właśnie sokiem, po czym obdarzył chłopaka
jak najbardziej pogardliwym ze swoich spojrzeń.
- Ale nie zapominaj,
że to nie ja przesiedziałem cały ostatni horror wtulony w Kaia - odpowiedział w
końcu.
Jednak Luhan jedynie
wzruszył ramionami i znów się uśmiechnął.
- Naprawdę myślisz,
że się bałem?
Chanyeol pokiwał
głową z przekonaniem i zabrał się za ścieranie soku, którym się zakrztusił.
- Naiwny człowieczku
- westchnął Lulu. - Zrobiłem to, żeby móc być bliżej niego. Nie pomyślałeś o
tym?
Channie uniósł głowę
i pokręcił nią zdziwiony.
- Nie wyglądasz na
kogoś, kto mógłby grać dla własnej korzyści.
- Widać, że jeszcze
wielu rzeczy o mnie nie wiesz - Luhan oparł się łokciami o blat i wlepił w
przyjaciela spojrzenie swoich dużych, ciemnych oczu.
Channie prychnął
jedynie wkładając do ust wcześniej zrobionego tosta.
- A ty niby wiesz o mnie wszystko…? – zapytał retorycznie
Chan, pogardliwie patrząc na swojego hyunga.
- Oczywiście! Znamy się przecież od lat, więc znam cię jak
własną kieszeń.– stwierdził Luhan wstając od stołu i zabierając chłopakowi
nadgryziony kawałek chleba. – Myślisz, że nie widzę jak już od kilku miesięcy
ślinisz się na widok zgrabnej dupy Baeka?
Channie otworzył szerzej oczy i przełknął nerwowo ślinę.
Luhan uśmiechnął się widząc jego nieprzemyślaną reakcję i ugryzł brzeg tosta z
niemałą satysfakcją. Wiedział, że w głowie Chanyeola szaleje teraz burza myśli.
Przyznać się do swoich uczuć przed przyjacielem, czy może nadal beznadziejnie
udawać obojętność przed całym światem? Lulu nie zastanawiał się zbyt długo
tylko od razu wziął sprawy w swoje ręce.
- Wiesz, jeżeli nic nie zrobisz, to jest kilku chętnych na
chłopaka Baekhyuna…
- Jak to? – spytał zaskoczony Yeollie, nie kontrolując
swojej reakcji. Luhan klasnął w dłonie.
- Więc się przyznajesz! – wykrzyknął ucieszony jelonek.
Chan podrapał się po karku i spuścił głowę, chcąc ukryć
zaróżowione ze wstydu policzki.
- Wcale nie! Po prostu się martwię o swojego hyunga… -
próbował się tłumaczyć.
- To się lepiej o mnie pomartw, bo moim tyłkiem zajmie się
niedługo Kai… I co? Martwisz się o mnie, Channie? Szczerze wątpię. – zauważył
Lulu i zbliżył się do Chanyeola zmniejszając odległość między ich twarzami.
- Przyznaj to w końcu Channie…
Chłopak mruknął coś niewyraźnie pod nosem i odchrząknął.
Luhan zadowolił się taką odpowiedzią, widząc na twarzy Chanyeola uroczy
rumieniec.
- Próbowałeś go uwieść? – spytał opierając się o kuchenny
blat.
- Baekhyun jest moim hyungiem. Myślisz, że będę go uwodził i
niszczył naszą przyjaźń tylko ze względu na siebie? To cholernie egoistyczne -
mruknął Chanyeol, odwracając się do okna i uważnie obserwując sypiące się
leniwie z nieba płatki śniegu.
Channie uwielbiał
zimę. Z tą porą roku wiązały się jego najprzyjemniejsze wspomnienia z
dzieciństwa, jak również z czasu, kiedy już był nastolatkiem. Uśmiechnął się
bezwiednie i westchnął cicho.
- Dlaczego miałbyś
to od razu niszczyć? - zapytał zdziwiony Luhan. - A może Baek akurat
odwzajemnia twoje uczucia?
Chanyeol zaśmiał się
z goryczą, na powrót odwracając się twarzą do przyjaciela. Spojrzał na niego
uważnie, po czym odparł powoli:
- Gdyby było
inaczej, niż mówię, dawno bym to zauważył...
Lulu przez chwilę
stał mieląc w ustach ugryziony kawałek tosta, po czym roześmiał się głośno.
- Przecież ty nie
zauważasz nawet, kiedy zgubisz własny telefon - parsknął rozbawiony.
Channie ściągnął
usta w dzióbek.
- Telefon to
zupełnie co innego, niż uczucia drugiej osoby, wiesz?
Luhan pokręcił
głową, nadal się śmiejąc.
- Racja... - burknął
Chanyeol. - Bo przecież ty nie wiesz, co to uczucia. W końcu każdy pamięta jak
potraktowałeś Sehuna.
Na dźwięk imienia
maknae, Lulu momentalnie ucichł, patrząc gniewnie na Chanyeola.
- To zupełnie inna
sprawa! - pisnął, dotknięty do żywego.
- A widzisz - Chan
uśmiechnął się pobłażliwie. - Boli, prawda?
- Chanyeol, nie
przeginaj...
- Porozmawiajmy o
tym. Skoro już wiesz, że podoba mi się Baekhyun, to może ty się teraz
pochwalisz jakąś swoją tajemnicą, hm?
- Przestań... - jęknął
Luhan, ukrywając twarz w dłoniach.
- Przeszłość boli -
odparł sucho Chanyeol. - Ja też się już raz przejechałem, więc nie chcę, by to
samo wydarzyło się z Baekiem. Doskonale o tym wiesz, więc dlaczego rozdrapujesz
stare rany na siłę?
Luhan westchnął.
- Myślę, że jak teraz nie spróbujesz, to później może być
już za późno. Pomyśl, chcesz na zawsze już ukrywać to, co czujesz? Myślisz, że
ci się to uda? W końcu jesteście razem bardzo blisko…
Chanyeol już wcale nie miał ochoty słuchać wywodów Luhana.
Takie „uwodzenie” swojego hyunga, mogłoby się zakończyć jedynie ulotną nadzieją
na odwzajemnioną miłość. Był pewny, że to by się nie udało. Wyszedł więc z
kuchni nie przejmując się wcale swoim gościem i zakładał buty, by wyjść do
szkoły. Lulu spojrzał zrezygnowany na młodszego. Wiedział, że wtedy zranił
Sehuna bawiąc się uczuciami zakochanego chłopaka, ale nie wierzył, że Baek
mógłby zachować się podobnie w stosunku do… kogokolwiek. W końcu cała jego
osobowość była całkiem niewinna.Gdy Luhan przypominał sobie o Sehunie,
automatycznie bolało go serce. Hunnie wyznał mu swoje uczucia, a ten
bezwstydnie go wykorzystał. Zachował się jak skurwiel i sam czasami nie mógł w
to uwierzyć. Zrozumiał jednak swój błąd po czasie, a teraz nie miał go już
nawet jak przeprosić.
- Naprawdę myślisz, że Baek potraktowałby cię w taki sposób?
– spytał niepewnie Luhan nie patrząc nawet w oczy przyjaciela.
- Ciebie nigdy bym o coś takiego nie posądził, a jednak
zrobiłeś to.
- Chanyeol, ja naprawdę żałuję... - westchnął Luhan.
Channie spojrzał na
niego beznamiętnym wzrokiem i odpowiedział:
- To nie mnie
powinieneś się tłumaczyć.
Lulu zagryzł wargi,
próbując się jakoś uspokoić. Jednak nie było mu to dane. Wymowne spojrzenie
Channiego i jego oschłość były wręcz nie do zniesienia. Może nie bolałoby to aż
tak, gdyby nie fakt, iż była to prawda...
~*~
- Dobrze, to może do
odpowiedzi przyjdzie dzisiaj... - fizyczka zamarła, wlepiając spojrzenie swoich
nienaturalnie małych oczu w leżący przed nią dziennik.
Natomiast cała klasa
wstrzymała oddechy. Chyba w tamtej chwili każdy bał się, że to właśnie na niego
padnie. Wszyscy, bez wyjątku, szczerze nienawidzili fizyki. Może jeszcze sam
przedmiot był ewentualnie do zniesienia. Problem tkwił w nauczycielce. Była
przesadnie pedantyczna, sztywna i w ogóle "nie do życia". Nie
ukrywała swojej szczerej niechęci do tej klasy. Uważała, że są w niej sami
idioci, którzy w przyszłości będą zmiatać chodniki, ewentualnie może, jeśli
któremuś z uczniów się poszczęści, załapie się na posadę woźnego w szkole albo
biurze. Chociaż pewnie i tak byłaby nikła szansa, żeby tą pracę miał dłużej
niż tydzień.
Siedzący w pierwszej
ławce Chanyeol zaczął nerwowo łamać sobie kostki palców i przygryzać górną
wargę. Fizyka była chyba jedynym przedmiotem, z którego mógł być (i przeważnie był) zagrożony. Do tego ta jędza się na niego uwzięła i mimo jego bardzo
wysokiego wzrostu, posadziła go w pierwszej ławce, na dodatek tuż przed swoim
biurkiem. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że Channie siedział z Suho, który
był na tyle pomocny, iż czasami podpowiedział mu podczas odpowiedzi lub testu.
Chan z każdą kolejną
chwilą był coraz bardziej zdenerwowany. Przeczuwał, że wróci dzisiaj do domu z
kolejną jedynką... Jednak nagle z tyłu klasy dało się usłyszeć dość głośne szemranie,
które po chwili przeszło w zwykłą, głośną już rozmowę.
Nauczycielka przerwała bezmyślne gapienie się w dziennik (bo było wiadome, że ofiarę ma już dawno upatrzoną) i podniosła głowę, skupiając całą swoją uwagę na scenie, która rozgrywała się w ostatniej ławce środkowego rzędu.
- CHEN! CHEN, JA KRWAWIĘ! - po klasie rozszedł się przesadnie głośny lament Xiumina.
Chen, który siedział tuż obok niego, spojrzał na przyjaciela z uznawanym zdziwieniem i zapytał:
- Co się dzieje?!
Minseok zamiast odpowiedzieć, odsunął od nosa trzymaną tam dotąd chusteczkę. Oczom całej klasy ukazała się okazała czerwona plama na materiale chusteczki i dwie stróżki tego samego koloru, wyciekające z nosa Xiumina.
Jakaś dziewczyna jęknęła, druga zaczęła wachlować się zeszytem. Reszta klasy siedziała i patrzyła uważnie na to, co stanie się dalej.
- Psze pani! Ja muszę...muszę do pielęgniarki! - zawył Minseok.
Nauczycielka zesztywniała i nerwowo rozejrzała się po klasie.
- Cóż... - odchrząknęła.
- On się zaraz wykrwawi! - przeraził się Chen, i żeby dodać dramatyczności swojej wypowiedzi, zamachał brudną chusteczką w powietrzu.
- Dobrze, skoro tak, niech Xiumin idzie... - powiedziała w końcu.
- A jak zemdleję? - jęknął Minseok, patrząc żałośnie na fizyczkę.
Kobieta sapnęła i poprawiła się na krześle.
- Niech Chanyeol idzie z nim - zaproponował Chen, patrząc znacząco na zszokowanego Channiego. - On jest silny i duży, jakby Xiu zemdlał, to on mu na pewno pomoże.
Nauczycielka zmarszczyła brwi. Widząc to, Minseok udał odruch wymiotny, by ostatecznie przekonać kobietę. Fizyczka skrzywiła się gwałtownie, po czym wypuściła głośno powietrze z płuc.
- Dobrze, idźcie, tylko wracajcie szybko - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Chanyeol zerwał się momentalnie z miejsca i podszedł do Xiumina.
- Chodźmy - powiedział i pomógł wstać przyjacielowi.
Minseok powoli zwlókł się z krzesła, po czym podreptał do drzwi. Channie otworzył je przed Xiu i wychodząc za nim, szybko je zamknął.
Nauczycielka przerwała bezmyślne gapienie się w dziennik (bo było wiadome, że ofiarę ma już dawno upatrzoną) i podniosła głowę, skupiając całą swoją uwagę na scenie, która rozgrywała się w ostatniej ławce środkowego rzędu.
- CHEN! CHEN, JA KRWAWIĘ! - po klasie rozszedł się przesadnie głośny lament Xiumina.
Chen, który siedział tuż obok niego, spojrzał na przyjaciela z uznawanym zdziwieniem i zapytał:
- Co się dzieje?!
Minseok zamiast odpowiedzieć, odsunął od nosa trzymaną tam dotąd chusteczkę. Oczom całej klasy ukazała się okazała czerwona plama na materiale chusteczki i dwie stróżki tego samego koloru, wyciekające z nosa Xiumina.
Jakaś dziewczyna jęknęła, druga zaczęła wachlować się zeszytem. Reszta klasy siedziała i patrzyła uważnie na to, co stanie się dalej.
- Psze pani! Ja muszę...muszę do pielęgniarki! - zawył Minseok.
Nauczycielka zesztywniała i nerwowo rozejrzała się po klasie.
- Cóż... - odchrząknęła.
- On się zaraz wykrwawi! - przeraził się Chen, i żeby dodać dramatyczności swojej wypowiedzi, zamachał brudną chusteczką w powietrzu.
- Dobrze, skoro tak, niech Xiumin idzie... - powiedziała w końcu.
- A jak zemdleję? - jęknął Minseok, patrząc żałośnie na fizyczkę.
Kobieta sapnęła i poprawiła się na krześle.
- Niech Chanyeol idzie z nim - zaproponował Chen, patrząc znacząco na zszokowanego Channiego. - On jest silny i duży, jakby Xiu zemdlał, to on mu na pewno pomoże.
Nauczycielka zmarszczyła brwi. Widząc to, Minseok udał odruch wymiotny, by ostatecznie przekonać kobietę. Fizyczka skrzywiła się gwałtownie, po czym wypuściła głośno powietrze z płuc.
- Dobrze, idźcie, tylko wracajcie szybko - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Chanyeol zerwał się momentalnie z miejsca i podszedł do Xiumina.
- Chodźmy - powiedział i pomógł wstać przyjacielowi.
Minseok powoli zwlókł się z krzesła, po czym podreptał do drzwi. Channie otworzył je przed Xiu i wychodząc za nim, szybko je zamknął.
- Chodźmy, Xiu, bo jeszcze mi tu padniesz - Chanyeol wziął
przyjaciela pod rękę i pociągnął w stronę gabinetu pielęgniarki.
Jednak Minseok nie
ruszył się z miejsca. Channie odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Wyglądał
jakoś dziwnie...zdrowo. Chan uniósł brwi w górę i założył ręce.
- Wytłumaczysz mi
to?
Xiumin wyszczerzył
się do przyjaciela i starł wyjetą przed chwilą chusteczką resztkę krwi spod
nosa.
- Naprawdę wierzysz,
że mogłaby mi się puścić krew? - parsknął Minseok.
- Eee...
Właściwie...to czemu nie... - Chanyeol wzruszył ramionami.
- Przecież ja NIGDY
nie choruję! - zaśmiał się Xiu. - Przecież to jest zwykły ketchup!
- Co? - Chan
wytrzeszczył oczy na niższego chłopaka i otworzył usta w zdziwieniu.
- Zrobiliśmy to,
żeby ci pomóc - Xiumin uśmiechnął się szeroko, zlizując z chusteczki ketchup.
Chan uniósł brwi i spojrzał na Xiumina dziwnym wzrokiem.
- No przecież wiemy, że z tej fizyki, to ty nic nie umiesz…
- zauważył i mrugnął do chłopaka porozumiewawczo.
- A wy chcecie mi pomóc, bo…? – spytał mrużąc oczy. Jakoś
nie wierzył, że zrobili to z dobrego serca. Minseok złapał się pod boki.
- To już lojalność przyjacielska to za mało? Dlaczego
zawsze, gdy ktoś coś dla ciebie robi, to doszukujesz się drugiego dna, co? –
spytał zadzierając głowę do góry. Chanyeol prychnął.
- Jak to „dlaczego” ? – zapytał, po czym sam sobie
odpowiedział. – Bo wy nigdy nie zrobiliście niczego tak po prostu. Zresztą, od
kiedy to masz takie dobre serduszko, Baozi?
Niższy chłopak zrobił naburmuszoną minę i chwycił Channiego
za rękaw, ciągnąc go w stronę szkolnych schodów.
- Hej! Co ty robisz? – pisknął Yeollie.
- Nie krzycz, bo fizyczka się skapnie. Idziemy na parter –
poinformował go Xiumin, nadal ciągnąc go za rękaw. Takie to małe, a takie
silne, pomyślał Chan i dał poprowadzić się Minseokowi. Wysoki chłopak nie
myślał przy tym zbyt wiele, bo zajęty był właśnie wychwalaniem w myślach swoich
przyjaciół. Jeżeli faktycznie zrobili to bez z góry obiecanych korzyści, to
musiał im podziękować. Gdy byli już w męskiej łazience piętro niżej, Chan
odzyskał bystrość umysłu. Chen i Xiumin, bez korzyści robią coś dla przyjaciela…
- Skąd wy w ogóle mieliście keczup? – spytał próbując
zrozumieć cokolwiek z ich zachowania. Minseok poklepał go po ramieniu,
przybierając minę cwaniaka.
- Przezorny zawsze ubezpieczony, a teraz czas na ciebie –
powiedział poprawiając Channiemu krawat i przyglądając się uważnie jego twarzy.
- N-na mnie? – spytał zdziwiony wskazując na siebie palcem.
Xiumin zaśmiał się.
- Tak, na ciebie olbrzymie. Widzisz tu kogoś innego, do kogo
mógłbym mówić? – spytał retorycznie. Chan przełknął ślinę.
- Co wy wymyśliliście…?
- To nie jest teraz ważne. Teraz musisz się skupić tylko na
jednym. Otóż za chwilę zaczyna się historia w sali pięćdziesiąt trzy. Baek
zawsze przychodzi kwadrans wcześniej, więc wiele już czekać nie musisz…
- Luhan… - mruknął do siebie Chan, zaciskając pięści. Lulu
zawsze musiał postawić na swoim i przekonała się o tym już cała paczka
przyjaciół. Zasada była jedna – Luhana albo się kochało za nic, albo
nienawidziło za wszystko. W tym momencie, Chanyeol zastanawiał się nad tym co
takiego sprawiło, że wybrał go sobie na najlepszego przyjaciela.
-… Nawiąż jakąś konstruktywną rozmowę – dokończył Baozi swój
monolog, którego zupełnie Chan nie słuchał.
- Kontrusk… Skąd ty znasz takie słowa, kurduplu? – spytał
coraz bardziej zdenerwowany Channie. Xiumin naburmuszył się słodko.
- Wypraszam sobie, żyrafo. Konstruktywna rozmowa, czyli nie
o bzdetach, tylko taka, z której się czegoś dowiesz – zauważył chłopak. Chan
zmarszczył brwi w skupieniu, bo Baozi chciał go chyba na coś naprowadzić, a
przynajmniej na to wskazywała jego mina.
- A mianowicie?
- No wiesz, fajnie by było chociaż ustalić kogo Bacon
preferuje… - zauważył Xiumin . Yeollie przełknął ślinę i oblizał usta.
- Preferuje… Kolejne trudne słowo! – zauważył Chan i
zaplątał ręce na piersiach. Xiu wzniósł oczy ku niebu. – Chodzi ci o
preferencje…
- …seksualne, Channie – dokończył Baozi i przestraszył
się nie na żarty, bo Chan zakrztusił się własną śliną. Gdy uderzył w jego plecy
kilkukrotnie, chłopak trochę się uspokoił. Baozi spojrzał ze strachem na
zegarek i podskoczył widząc która już godzina.
-Yeollie, on za chwilę tu będzie! Umyłeś zęby? – spytał, a
Chan pokiwał głową. - Z tego co widzę, to żaden syf ci nie wyszedł… - Xiumin
oglądał Channiego ze wszystkich stron, a gdy stwierdził, że chłopak wygląda
całkiem nieźle, odwrócił go w stronę drzwi i kopniakiem w tyłek wypchnął na
szkolny hol. Chan jęknął, pocierając swoje obolałe cztery litery.
- To tak na szczęście – wyjaśnił chłopak i pokazał mu
zaciśnięte kciuki.
Chanyeol obejrzał się raz jeszcze na przyjaciela. Xiumin
cały czas stał z podniesionymi do góry oboma kciukami. Niby Channie powinien
być im wdzięczny za to, że tak mu pomogli (bo co jak co, ale akcja z krwotokiem
była dla wyższego chłopaka wybawieniem), ale chyba było oczywistym, że taka
sielanka nie może ciągnąć się w nieskończoność. Zdawał sobie sprawę, że są
zdolni do różnych głupich rzeczy, ale żeby zmuszać go do rozmowy z Baekhyunem?
No, to się nazywa szczyt debilizmu. Przecież...przecież na pewno zrobi z siebie
totalnego kretyna... Przewróci się na środku korytarza albo wpadnie w kogoś.
Coś strasznego... Jaki wstyd! Nie, tak być nie może... Kto to widział, żeby
dorosły (bądź co bądź) facet ulegał idiotycznym namowom przyjaciół?! Czy ktoś
go będzie z tego rozliczał? To jego, Parka Chnayeola, życie i nikt mu nie będzie
dyktował, co ma robić, a czego nie! A już na pewno, jeśli w grę wchodzi sprawa
z Baekiem.
Z głową pełną tego
typu myśli, Channie wdrapał się po schodach na drugie piętro i ruszył
korytarzem w stronę sali historycznej. Postanowił, że nie będzie się Baekowi
narzucał, i że po prostu grzecznie siądzie jak najdalej, by tylko nie wzbudzać
podejrzeń starszego chłopaka.
Gdy tak szedł, gapiąc się bezmyślnie w czubki swoich butów,
z przeciwnej strony korytarza zbliżał się ku niemu nie kto inny, a sam Byun
Baekhyun. Chanyeol nie mógł go zauważyć, po pierwsze dlatego, iż patrzył w dół,
a po drugie, bo Bacon był stosunkowo niskiego wzrostu i drobnej postury.
Jednak Baek również nie widział zmierzającego w jego stronę
bruneta. Był zafascynowany zawartością swojego plecaka. Grzebał w nim zaciekle,
najwyraźniej czegoś szukając.
Natomiast pod salą
od historii siedziała już cała grupka obserwatorów, która znalazła się tam
oczywiście całkiem przypadkiem.
- Obstawiam, że się
nie odezwie - podjął temat Chen, zakładając ręce i patrząc krytycznym wzrokiem
na idącego wolno Chanyeola.
- Dlaczego od razu zakładasz najgorszą wersję? - Kyungsoo
zmarszczył brwi i przechylił się w stronę Jongdae.
- Bo Channie to taka
trochę...miłosna sierotka - wtrącił się Tao.
- Dokładnie -
pokiwał głową siedzący na końcu ławki Lay. - Chłopak zwyczajnie nie ma
szczęścia. Nieważne, jak bardzo by chciał, żeby było inaczej.
- Ja tam w niego
wierzę, to dzielny chłopak - rzucił Suho, wgryzając się w pączka.
- Pewnie się
wywali... - jęknął rozemocjonowany Xiumin. - Albo zrobi coś jeszcze gorszego.
Pamiętacie jak w pierwszej klasie wylał mu wodę do kwiatków na spodnie?
Wszyscy przytaknęli.
- A jak w czwartej
podstawówki prawie wepchnął go pod samochód? - dorzucił Kris.
Reszta pokiwała
głowami.
- No i jeszcze jak
mu w przedszkolu sypnął piachem prosto w oczy. Pamiętam jak dziś, jak Baek
straszliwie się darł. A Chanyeol też się rozpłakał i uciekł - wspomniał Sehun.
- Cześć - przed
ławką, na której siedziała Loża Szyderców przystanęli Kai i Luhan.
- PRZESUŃ SIĘ! -
wrzasnął Xiu, który był już bliski ataku serca.
Lulu spojrzał na
niego z pogardą, jednak usunął się z pola obserwacji przyjaciół. Kai natomiast
usiadł na ostatnim wolnym miejscu na ławce.
Po szkolnym korytarzu rozległ się huk, a przyjaciele właśnie
byli świadkami zderzenia się tej miłosnej dwójki. Jako, że Chanyeol nie
zauważył zupełnie Baekhyuna, i na odwrót, wpadli na siebie i niestety – to
Bacon upadł na szkolne kafelki, a zawartość jego otwartego wciąż plecaka
rozsypała się po podłodze. Spojrzeli po sobie w tym samym momencie, a Baek
uśmiechnął się lekko na widok oszołomionego Chana.
- No teraz, to nie ma szans, żeby NIE zagadał – zauważył z
pewną siebie miną Suho, a cała paczka spojrzała na niego z politowaniem.
- To chyba jasne, skoro go przewrócił… - powiedział Tao, ze
zrezygnowaniem patrząc na tę dwójkę. Channie przyklęknął obok Bacona i spytał.
- Nic ci nie jest? Nie potłukłeś sobie niczego?
- Chyba nie – odpowiedział Baek i wspierając się na ręce
przyjaciela, próbował wstać. Niestety, zamiast stanąć równo na nogach, syknął
jedynie z bólu i usiadł ostrożnie na podłodze. Channie złapał się za głowę.
- Rany, Bakkie. Naprawdę cię przepraszam. Kurczę, nie
zauważyłem cię i to dlatego. No bo przecież nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego
naumyślnie… - z ust chłopaka wydobył się całkowicie nielogiczny słowotok, który
wcale nie pomógł biednemu Baconowi, który zmieniał w tym czasie pozę. Po kilku
sekundach siedział już na kolanach i zbierał swoje książki z podłogi zupełnie
ignorując chłopaka, który zawzięcie próbował mu wytłumaczyć, że zrobił to
zupełnie niechcący.
- Chan, podasz mi piórnik? – zapytał Baek, wskazując na
przedmiot leżący trochę dalej od niego i przerywając tym samym wywód chłopaka.
Ręce Channiego lekko drżały, gdy podawał chłopakowi jego piórnik, lecz obiekt
jego westchnień wcale tego nie zauważył.
- P-przepraszam – szepnął Yeollie spuszczając głowę. Baek
uśmiechnął się lekko.
- Przyzwyczaiłem się już, że jesteś niezdarny – powiedział.
- Niezdarny? – zapytał Kai tak, by obserwujący całe zajście
chłopcy, usłyszeli go. – On jest jak słoń w składzie porcelany!
- Szkoda tylko porcelany, która musi przez tego oszołoma
cierpieć – zauważył Lay sceptycznie spoglądając na Chanyeola.
- Oj, już dajcie mu spokój. Stara się…- zauważył Kyungsoo,
obserwując, jak Channie delikatnie podnosi Baekhyuna, przytrzymując go za rękę
i obejmując go w talii.
- No w końcu coś się dzieje… - Luhan oblizał usta i poruszył
ramionami w skupieniu patrząc na obu chłopaków. Niestety, ku wielkiemu
rozczarowaniu jelonka, doszło jedynie do wymiany kilku niewyraźnych uśmiechów.
I w tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek. Pomiędzy
członkami Loży Szyderców rozszedł się głośny jęk zrezygnowania i dezaprobaty.
- Te przerwy są
zdecydowanie za krótkie - mruknął Xiumin, zaplatając ręce na klatce piersiowej
i robiąc minę niezadowolonego dzieciaka.
- Wiesz... Jest w
sumie jedna dobra strona. Przynajmniej się nie pozabijają, bo im czasu zabrakło
- westchnął Tao.
- Coś w tym jest -
przytaknął Chen.
Dopiero teraz
Chanyeolowi i Baekhyunowi udało się w całości zebrać ze środka korytarza rzeczy
niższego chłopaka i dojść do jako-takiego ładu. Oboje podeszli do grupy uczniów
stojących przed salą od historii.
Luhan natychmiast odciągnął Channiego nieco na bok i
wyszeptał konspiracyjnym tonem:
- I jak?
Chan spojrzał na
niego jak na głupka i wzruszył ramionami.
- Nic takiego się
nie wydarzyło. Przeprosiłem, pomogłem pozbierać rzeczy i nic poza tym.
Lulu, słysząc to,
opuścił ramiona i wziął głęboki oddech.
- My tu narażamy
życie, a ty się tak odwdzięczasz?
- Jeśli symulowanie
krwotoku z nosa uważasz za narażanie życia, to tylko pogratulować. Zresztą
wcale was o to nie prosiłem - odparł wyższy chłopak.
Jelonek rozmasował
sobie skronie, mówiąc:
- Uproszenie Xiu
wcale nie było takie proste. A z Chenem to już w ogóle nie szło się dogadać...
- Co masz na myśli?
- Chanyeol zmarszczył brwi.
- Tylko mi nie mów,
że uwierzyłeś, że zrobili to z dobrego serca - parsknął Luhan.
Channie zrobił
głupią minę i odpowiedział:
- Ale
przecież...Minseok tak powiedział.
Niższy chłopak
pokręcił jedynie głową i poklepał Channiego po ramieniu, robiąc przy tym minę
pełną zrozumienia.
Chan potrząsł głową i spojrzał na Lulu śmiertelnie poważnym
wzrokiem.
- A w sumie, to po co się znowu wtrącasz? Chcesz, żeby
wszyscy się dowiedzieli, że się w nim kocham, czy jak? – spytał mrużąc oczy.
Luhan wzruszył ramionami i spojrzał na swoje paznokcie u lewej ręki.
Stwierdzając, że są okropnie zniszczone, przetarł je o materiał koszulki na
swoim ramieniu.
- W sumie, to i tak już wszyscy to wiedzą. Jak to się stało,
że Bakkie nic o tym nie wie…? – spytał siebie kręcąc z niedowierzaniem głową.
Yeollie wytrzeszczył oczy.
- Tylko mi nie mów, że największa plotkara w tej szkole…
- Tak, Lay wie, ale nie masz się co martwić. Obiecał mi na
mały paluszek, że nie powie nikomu, prócz kilku zaufanych osób – powiedział
starszy, stwierdzając, że nie to jest problemem. Chanyeol zacisnął pięści chcąc
jakoś wyładować złość, która skumulowała się niebezpiecznie w jego ciele.
Oczami wyobraźni, widział powolną śmierć przyjaciela w torturach.
- Gdybym mógł, to bym cię wykąpał w kwasie, ty przebiegły,
mały…
- Wypraszam sobie! – przerwał mu jelonek. – Nie widziałeś
zawartości moich bokserek, to nie oceniaj. – zauważył, unosząc karcąco palec
wskazujący na wysokość oczy Channiego.
Yeollie mruknął coś niewyraźnie pod nosem i ignorując
wołającego go bruneta poszedł w stronę swojej klasy.
- Ta dzisiejsza młodzież... - westchnął Luhan, patrząc za
wchodzącym do klasy przyjacielem. - Niewychowane to to takie...
Stał jeszcze chwilę
w miejscu, jednak stwierdził, że przy kolejnym spóźnieniu pan od historii nie
kupi żadnej taniej wymówki.
~*~
- Otwórz buzię,
kochanie - Kai zmrużył oczy, uśmiechając się niemalże z uwielbieniem i zbliżył
do ust Luhana nieduże, maślane ciasteczko.
Jelonek bez wahania
zjadł przysmak, mrucząc coś przy tym, jaki to Jongin nie jest idealny.
- Czy moglibyście
przenieść to Gejowskie Kółeczko Wzajemnej Adoracji gdzie indziej? - jęknął
zrezygnowany Chen, uderzając miarowo czołem o blat stolika.
Luhan posłał Jongdae
mordercze spojrzenie, a Kai odparł:
- No wiesz co... Nie
mów mi, że jesteś homofobem!
- A jeśli jestem? -
rzucił prowokacyjnie Chen, zakładając ręce.
- Nie jesteś -
wtrącił się D.O.
Jongdae
poczerwieniał i zwrócił się w stronę popijającego mleko czekoladowe Kyungsoo.
- Skąd możesz to
wiedzieć, co, Sherlocku?
- Bo gdybyś był, to
najpewniej uciekałbyś się do agresji słownej i psychicznej, a z tego co się
orientuję to tak nie jest - wzruszył ramionami niski chłopak.
Chen już gotował się
do odpowiedzi, kiedy w zasięgu wzroku siedzącej razem dziewiątki pojawił się
Chanyeol. Po chwili usiadł na miejscu pomiędzy Luhanem a Layem i tępo zapatrzył
się w swój budyń waniliowy.
- I jak tam, nasz
Romeo? - rzucił niby to od niechcenia Minseok, jednak jego wzrok dosłownie
wwiercał się w czaszkę Channiego, chcąc jak najszybciej wydobyć z niego
informacje.
Ale jego pytanie
zostało całkowicie zignorowane przez adresata.
- Chanyeol? - Suho
nachylił się przez stolik, patrząc uważnie na przyjaciela.
- Zwiesił się -
stwierdził Kris.
- Pewnie znowu coś z
Baekhyunem - westchnął Tao.
Na dźwięk imienia
swojej sympatii, Chan gwałtownie uniósł głowę i rozejrzał się spanikowany.
- Gdzie?! - zapytał,
zaciskając palce na blacie stołu i szykując się do szybkiej ucieczki.
- Chan uspokój się, Bakkie jeszcze nie przyszedł –
powiedział jak najbardziej spokojnym głosem Suho i wrócił do jedzenia swojej
wegetariańskiej sałatki. Kai spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.
- Jak ty możesz to jeść, króliczku? – spytał, a Luhan
zachichotał. Joonmyeon wzruszył ramionami ignorując zupełnie zaczepkę chłopaka
i zajął się jedzeniem. Wiedział, że ta uwaga była jedynie po to, by Kai miał
szansę zrobić z siebie chojraka przed Luhanem.
- Chan, dlaczego nie jesz? – spytał ze zdziwieniem Sehun,
spoglądając na chłopaka, który tylko wzdychał w stronę swojego budyniu.
- Nie było czekoladowych. Baek zawsze je tylko czekoladowe,
więc zapewne będzie chciał mi dać swoją porcję, bo myśli, że ja lubię tę ohydną
żółtawą paparajdę, a ja oczywiście by nie było mu przykro, będę musiał zjeść i
swoją i jego.
- Paparajdę…? – powtórzył Chen, śmiejąc się z nowego słowa.
- Może akurat weźmie sałatkę – zauważył Kyungsoo, próbując
opanować Chena, który trząsł się na swoim krześle, nie mogąc się opanować. Xiu
uniósł głowę znad swojego talerza i szepnął.
- O wilku mowa…
Channie automatycznie spiął wszystkie mięśnie twarzy
uśmiechając się lekko nienaturalnie i prostując się tak mocno, jakby połknął
kij.
- Hej! – zawołał Baekhyun i usiadł koło Chanyeola, któremu
serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. Nadal czuł się winny incydentu na
szkolnym korytarzu, a także bał się, że i tym razem zrobi coś złego Baekkiemu,
więc nie wykonywał żadnych (tak bardzo naturalnych dla niego) gwałtownych
ruchów. Dziwił się, że Baek nie boi się siadać obok niego.
- Cześć… - odpowiedzieli znudzonymi głosami chłopcy siedzący
przy stole, starając się wyglądać tak jakby wcale o nim nie rozmawiali. Chan
spojrzał na talerz Baekhyuna i z ulgą stwierdził, że dziś naje się jedynie
swoim budyniem. Kyungsoo zauważył to i mrugnął do chłopaka, chcąc dodać mu
odwagi. Channie właśnie otwierał usta, by powiedzieć coś do Baeka, lecz nie
zdołał, przez chichot w kącie stolika.
- Kai… - westchnął Luhan, uśmiechając się uroczo i biorąc do
ust kolejne ciasteczko. Kris pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nic nie
powiedział. Chen zaczął udawać, że się krztusi, a Xiu walnął Lulu z łokcia.
- Ej! – krzyknął Luhan do Minseoka, który rzucił mu
ostrzegawcze spojrzenie. Jelonek uniósł brwi i odciągając ręce Kaia, które
niebezpiecznie zahaczały o jego podwiniętą koszulę, spojrzał na Chana.
- Baekkie, naprawdę mi przykro za tę akcję…
- Nie ma sprawy, przecież już ci mówiłem – powiedział
chłopak z pełnymi ustami i zachichotał, gdy kawałek sałaty znalazł się na
twazrzy Yeolliego. – Wybacz… - powiedział i kciukiem otarł jego policzek.
- Ha! – szepnał do siebie Lay, wyciągając telefon i pisząc
już kolejną wiadomość na temat miłosnych podbojów Chana. Chłopak zupełnie
odleciał, nadal czując na twarzy dotyk swojego hyunga.
- Może, skoro Chanyeola tak to gnębi, dałbyś mu się jakoś
zrekompensować? – spytał Luhan, biorąc sprawy w swoje ręce. Kris klasnął w
dłonie. W końcu obecność Lulu miała swoją dobrą stronę.
- W sobotę otwierają to nowe kino koło centrum. Może byście
się wybrali? Chan przestałby się obwiniać, a ty Baek rozerwałbyś się trochę.
Chanyeol nic nie rozumiał z tego, co się wokół niego działo,
więc zajadał się swoim budyniem, ignorując całe zebrane tu towarzystwo.
Baekhyun za to, spojrzał na Krisa lekko zdziwiony, po czym trącił palcem Chana.
- Co ty na to? – spytał, chcąc to uzgodnić z chłopakiem.
Channie spojrzał na niego zdezorientowany, po czym palnął:
- No jasne! To świetny pomysł.
Baekkie uśmiechnął się na widok rozentuzjazmowanego Chana i
rzekł.
- Okej, no to postanowione.
- No dobrze, to skoro szczegóły spotkania są ustalone, to
może porozmawiajmy o czymś ciekawszym, co? - Sehun oparł się łokciami o blat
stolika i przybrał swoją codzienną minę, która mówiła:"Nieważne co powiesz
i tak mam cię daleko w dupie".
Oh Sehun był dość
nietypowym człowiekiem. Jego system moralny właściwie nie istniał, wyznawał
własne zasady i tylko ich się trzymał. Nie dawał sobą manipulować, był
bezczelny, bezpośredni i nie istniały dla niego podstawowe filary współżycia ze
społeczeństwem, takie jak na przykład wzajemna pomoc czy bycie dla kogoś miłym.
Sehun miał jedynie tych jedenastu przyjaciół, którym ufał, i którzy wiedzieli o
nim wszystko (chociaż i tak często ich zaskakiwał). Od reszty świata skutecznie
się separował. Zresztą nikt poza ową jednastką nie zbliżał się do niego. Był
tak nieprzyjemny w obyciu, że samą swoją miną:"Podejdź, a ostatnią rzeczą
jaką zobaczysz będzie moja pięść", bardzo efektywnie zniechęcała
potencjalnych przyszłych znajomych. Jednak Sehun nie do końca był taki twardy,
za jakiego większość go uważała. W jego życiu był pewien epizod, którego
chłopak nigdy nie wymazał z pamięci. Nie potrafił? A może po prostu nie chciał?
Cóż, tego nie wiadomo. W każdym razie chodziło o Luhana. Sehun znał się z nim
praktycznie od zawsze. Byli nierozłączni. Do czasu... Do czasu aż Hunnie nie
zorientował się, że czuje do Lulu coś więcej, niż powinno się czuć nawet do
najlepszego przyjaciela. Długo ukrywał swoje uczucie, jednak w końcu nie
wytrzymał i wyznał wszystko. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co się
wydarzyło. Luhan powiedział, że odwzajemnia jego miłość. Zaczęli się spotykać.
Wszystko było idealnie, jednak Sehun dopiero po pewnym czasie zorientował się,
że Lulu zwyczajnie go wykorzystuje. Okazał się po prostu zwykłą zabawką. Od
czasu zerwania Hunnie nie odezwał się do Luhana nawet słowem. Czuł się tak
zraniony i zdradzony, że nawet namowy reszty przyjaciół nie pomogły. Jelonek
stał się dla Sehuna nikim.
I nawet, jeśli na zewnątrz sprawiał wrażenie opanowanego i
kompletnie obojętnego na tą sytuację, to w środku bardzo cierpiał. Jednak czara
goryczy przelała się, kiedy Luhan zaczął spotykać się z Kaiem. Teoretycznie
Sehun powinien nienawidzić Jongina. Ale wcale coś takiego się nie stało. Nie
miał chłopakowi za złe tego, iż jest z Lulu. Bo przecież byłoby to
niedorzeczne. Dlatego tylko i wyłącznie Luhana traktował jak powietrze. Uważał,
że to on jest winny.
- Hunnie, nie smęć -
wybełkotał D.O pomiędzy jednym a drugim kęsem kanapki.
Sehun westchnął
ostentacyjnie i przewrócił oczami.
- Skoro aż tak cię
to nudzi, to podaj jakiś temat - Tao oparł się o krzesło i założył ręce. -
Słuchamy.
Jednak maknae po
mistrzowsku zignorował Pandę i bez słowa wstał od stolika. Po chwili zniknął za
drzwiami na korytarz.
- No brawo - mruknął
Suho, patrząc groźnie na Tao.
Tamten tylko
wzruszył ramionami i powiedział:
- Zgaduję, że nawet
ty nie chciałbyś słuchać jego marudzenia.
Junmyeon już
otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Kris wcisnął mu do ust widelec z
sałatką, przez co chłopak nie miał innego wyjścia, jak tylko to przeżuć.
Wufan nie miał ochoty słuchać kolejnej z jakże mądrych kłótni chłopaków, które z reguły kończyły się jedną wielką masakrą, bo wszyscy zaczynali wytykać wady sobie nawzajem. Nic z tego dobrego by nie wyszło. Jedno Kris wiedział na pewno – będzie trzeba tłumaczyć Chanowi jeszcze kilka razy, co takiego będzie robił w tę sobotę.