"Time loop" - Prolog

   Jest ciemno. Nagle skądś zaczynają dobiegać dziwne trzaski. W uszach wszystkich obecnych zaczyna rozbrzmiewać syk. Czuć ten charakterystyczny zapach. Jego nie można z niczym pomylić. Jego rozpoznaje się na odległość kilometrów. Jego boją się nawet najodważniejsi. Panika. Korytarze i pokoje aż roją się od kroków przepełnionych przerażeniem. Nikt nie wie, co się dzieje. Teraz najważniejszą rzeczą jest ratowanie własnego życia. Chaos zaczyna ogarniać wszystkie piętra. Słychać pierwszy płacz i krzyki. Co chwilę ktoś pada na podłogę, jak rażony piorunem. Inni chcą go ratować, ale szaleńczy żywioł trawi jego wnętrze. Nie da się na to patrzeć. Trzeba uciekać! Przez otwarte okna budynku słychać wycie dziesiątek syren. Jest nadzieja! Może zostaną uratowani. Po chwili już nikt nie interesuje się sąsiadem. Po prostu biegnie. Jak najdalej od tego piekła. Jeszcze tylko parę schodów i... Na ulicę wypadają pierwsi ocalali. Krztuszą się i kaszlą, ale są szczęśliwi. Przecież przeżyli. Chodnik i jezdnia zaczynają zapełniać się przypadkowymi gapiami, ludźmi z okolicznych budynków, lekarzami, strażakami, policjantami i ocalałymi z tragedii. Co chwilę do uszu zgromadzonych docierają nieziemskie wręcz wrzaski.  Każdy truchleje. Nikt nie wie, co robić. Strażacy próbują wedrzeć się do środka. Ale ich usilne próby spełzają na niczym. Telefony rozdzwaniają się. Chaos wzrasta. Uwięzieni w budynku są już prawie pewni nadchodzącej śmierci. Nie ma dla nich ratunku. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto zmotywuje do próby uwolnienia się. Próbują... Chcą się ratować! Ale jak? W trakcie, gdy na parterze nieduża grupka próbuje wyważyć drzwi, na trzecim piętrze niektórzy dopiero się budzą... Zastaje ich potworny widok. Płomienie ogarniają cały pokój. Wdzierają się przez szparę pod drzwiami, przez okna. Sufit trzeszczy niebezpiecznie. Serca dziewiątki obecnych tam chłopców zaczyna przepełniać przerażenie. Jeden z nich zaczyna płakać, inny krzyczy, żeby się ruszyli i zrobili coś. Dwóch z nich, najwyższy i najniższy, podbiegają do drzwi i usiłują je sforsować. Reszta siedzi i nie może uwierzyć w to, co się dzieje. Najniższy, próbując przekrzyczeć huk i wrzaski, prosi wysokiego, szczupłego bruneta, by im pomógł, bo nie poradzą sobie tylko we dwóch. Brunet podchodzi do drzwi jak zahipnotyzowany. Uderzenie w bark skutecznie go budzi. Nie potrafi się jednak skupić na wyznaczonym zadaniu. Jego spojrzenie co chwilę ląduje na skulonym w kącie czarnowłosym chudzielcu. Kolejne mocne uderzenie. Brunet przyjmuje zacięty wyraz twarzy i z wściekłością wali pięściami, a potem całym ciałem w drzwi. Mimo usilnych prób chłopcy nadal są uwięzieni. Powoli zaczynają się dusić. Nagle jeden z nich klęka i zaczyna wymiotować. Reszta patrzy na to z przerażeniem. Chłopaka, którego ogarnęły torsje, otacza trzech innych i próbują jakoś go uspokoić. Jednak blondyn patrzy na nich nieobecnym wzrokiem, a po chwili upada i traci przytomność. Ci, którzy nadal próbują wyważyć drzwi, na ten widok nacierają na gorące już teraz drewno ze zdwojoną siłą. Boją się. Chcą utrzymać pozory i starają się nie pokazywać, że są przerażeni, ale jest im coraz trudniej. Wiedzą, że jeśli uda im się wyjść stąd żywym, to już nie będą w komplecie. Ktoś z tyłu próbuje reanimować blondyna, który zaczął się dusić. Oczy przysłania wszystkim mgła. Są przerażeni. Nie wiedzą już, co mają robić. Drzwi w żaden sposób nie dają się otworzyć, więc chyba przyjdzie im tutaj zginąć. Jeden z nich krzyczy, że blondyn umiera. Trójka pozostawia "pracę" przy drzwiach i podbiega do reszty. Rzeczywiście, leżący na ziemi chłopak, o pięknych, gęstych włosach koloru pszenicy, oddycha z coraz większym trudem. Po paru oddechach gwałtownie otwiera oczy, a chwilę potem z jego ciała ulatują resztki życia. Przyjaciele patrzą po sobie oniemiali. Jeden z nich nie żyje... Co mają robić? Do drzwi podbiega tym razem czwórka. Ale one, jakby zaklęte, nie dają się poruszyć nawet o milimetr. Brunet znów zerka na skuloną w kącie, przeraźliwie chudą postać. Nawet z daleka widzi, że jej policzki błyszczą. Nie wie jednak, czy to łzy, czy pot, który i jego ciało zaczyna powoli oblewać. Do uszu ósemki chłopców dociera huk, który najpewniej ma źródło na strychu. Zanim którykolwiek zdążył  nawet mrugnąć, w suficie powstaje ogromna wyrwa, a drewno i inne materiały walą im się na głowę. Osiem ciał przylega do ścian. Niewiele już zostało miejsc, które nie zajęły się ogniem. Osiem par oczu z bezsilnością patrzy, jak ciało ich zmarłego przyjaciela zostaje zmiażdżone. Z ośmiu gardeł wyrywa się krzyk rozpaczy i żalu. Najniższy z chłopców rzuca się w tamtą stronę. Jego ręce krwawią, gdy próbuje wygrzebać ze zgliszczy ciało przyjaciela. Jednak brunet podbiega do niego i odciąga go stamtąd. Platynowłosy wyrywa się i krzyczy. Przyjaciel trzyma go mocno i mówi, że to już nie ma sensu. Że blondyn nie żyje. Najniższego to nie przekonuje. W końcu odtrąca bruneta, który aż zatacza się na ścianę, i znowu przyklęka obok "góry" na środku pomieszczenia. Reszta patrzy zrezygnowana na działania przyjaciela. Jego ukochany zmarł jako pierwszy, a on nie mógł tego do siebie dopuścić. Boli. Boli jeszcze bardziej, niż te rany, które powstają na całym jego ciele. Jego przyjaciele już nawet nie interweniują. Siadają na ziemi i przyglądają się tej scenie z nieprzebranym smutkiem. Dlaczego ich to spotyka? Mieli przed sobą całe życie, a jedna rzecz niweczy wszystkie ich plany. Czy tak ma właśnie być? Czy mają spłonąć tutaj żywcem? Brunet toczy po wszystkich powłóczystym spojrzeniem, pełnym bezsilności. On chce żyć! Chce pomóc i im, i sobie. Jeszcze raz próbuje zagrzać ich do walki, ale oni zdają się w ogóle go nie słyszeć. Nagle widzi, jak chłopak o różowoszarych włosach zaczyna niebezpiecznie kołysać się na boki. W sekundzie przypada do niego najwyższy z nich i lekko uderza go otwartą dłonią w policzek. Jednak tamten już nie reaguje. Ostatnią rzeczą, którą robi jest pokazanie w powietrzu symbolu "hwaiting". A potem jego ciało zapada się i chłopak umiera w ramionach przyjaciela. Jednak nikt już nie zwraca na to szczególnej uwagi. Było wiadome, że to tak się skończy. Tymczasem na zewnątrz powstaje ogromne zamieszanie. Okazuje się, że brakuje jeszcze dziewięciu! Strażacy przygotowują się do ostatniej próby wejścia do budynku. Po paru minutach udaje im się jakoś wejść do środka, jednak parter jest już cały zajęty przez ogień. Inny oddział ustawia przy ścianie drabinę i usiłuje wybijać okna. Przychodzi im to z trudem. Ktoś pyta, gdzie powinni znajdować cię brakujący. Trzecie piętro! Ostatni pokój po lewej! Strażacy spieszą się. Boją się, że może być już za późno. Niestety ich przypuszczenia okazują się słuszne. W ostatnim pokoju po lewej żyją już tylko dwie osoby. Brunet i chudzielec o kruczoczarnych włosach. Nie rozmawiają. Przecież żadne słowa nie opiszą ich stanu umysłu. Umierają i są tego w pełni świadomi. Wpatrują się w siebie nieprzeniknionym wzrokiem. Nagle brunet zauważa, że z jego przyjacielem dzieje się coś dziwnego. Zaczyna trząść się. Obejmuje ramiona rękami. Ale nadal wpatruje się w siedzącego naprzeciwko bruneta. Ten ostatni chce jakoś przedostać się do przyjaciela, ale nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Jak na domiar złego sufit po raz kolejny zaczyna trzeszczeć i syczeć. Brunet wie, co zaraz się stanie, dlatego zrywa się z miejsca i próbuje podejść do towarzysza. Jednak tamten zatrzymuje go stanowczym ruchem ręki. Brunet staje oniemiały. Chwilę przed tym, jak strop zawala się na czarnowłosego, szepcze on "saranghae" i uśmiecha się blada. Brunet nie może już nic zrobić. Chwilę potem patrzy, jak jego przyjaciel kuli się jeszcze bardziej, a parę sekund później zwala się na niego spory kawałek sufitu. Chłopak cofa się parę kroków i przykłada rękę do ust. W gardle staje mu dziwna gula, a on sam jęczy i wykrzykuje słowa niedowierzania. Upada na kolana i płacze. Płacze, bo został sam. Płacze, bo nie ma przy nim żywej duszy. Płacze, bo właśnie stracił najważniejszą osobę w swoim życiu. Płacze, bo czuje na swoich plecach lodowaty oddech śmierci. Nie wytrzymuje dłużej. Kładzie się na podłodze i wlepia nieobecny wzrok w pozostałości sufitu, które majaczą nad jego głową. Nagle przed oczami pojawiają mu się urywki z jego własnego życia. Życia, które uważał za spokojne. Życia, które chciał przeżyć u boku ukochanego. Życia, które właśnie się kończy... Ostatnią rzeczą, jaką widzi, są odłamki szkła, które rozsypują się po całym pomieszczeniu i strażacy, którzy wchodzą do środka przez okno. A potem nie ma już nic. Tylko ciemność. 
   Tak oto płonie budynek największego sierocińca w Seulu. Jeszcze wczoraj nikt nie przypuszczałby, że coś takiego się wydarzy. No, może prawie nikt, bowiem zza ściany jednego z domów naprzeciwko wyglądają trzy zakapturzone postaci. Stoją w ciszy. Można by pomyśleć, że są przerażeni tym, co widzą. Nic bardziej mylnego! Jedna z nich krztusi się ze śmiechu, druga patrzy na wszystko ze stoickim spokojem, jednak z cieniem uśmiechu na ustach, a trzecia... Jej oczy pałają nienawiścią, a twarz rozjaśnia się pod wpływem triumfu, jaki niewątpliwie odniosła. 


  Witajcie!<3 Jestem z prologiem "Time loop"^^ Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie to opowiadanie. Proszę o szczerą opinię i miłego czytania, kochani:3 No i owycziście dziękuję mojej becie Dubu i Unni, które pomagają mi i mogę na nich liczyć^^

7 komentarzy:

  1. Już mi się podoba ^^ Zaintrygowałaś mnie tym prologiem i już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ^^ przede wszystkim ciekawi mnie kto jest kto (może uda mi się dowiedzieć trochę wcześniej niż się rozdział pojawi.... ;p) no i wgl czemu ktoś podpalił ten sierociniec...
    Muszę przyznać, że zrobiło mi się smutno jak to czytałam... tyle niewinnych dzieci/nastolatków ucierpiało... ;c (odzywa się zbyt wrażliwa strona Dubu >.<)
    Dobra chyba napisałam wszystko co chciałam ;p życzę weny i mam nadzieję, że 1 rozdział pojawi się szybko
    Całuski ;*
    Dubu ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealnie Ci wyszedł ten prolog! <3 Jak to fajnie wiedzieć kto jest kto :D Ci co nie mają pojęcia będą się pewnie dłuuuuuugo głowić :P Ach~~ No i powiedz mi, że nowe opo nie było dobrym pomysłem... było genialnym! ^^ Już się nie mogę doczekać Twojej wizji Time Loop!
    Prolog był tak katastroficzny, że ja nie mogę! Nie wiem, czy sama nie wpadłabym w dziką histerię na ich miejscu...
    Nie chciałabym w życiu przeżyć czegoś takiego :/
    Pisz szybko jedyneczkę! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w totalnym szoku... Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Wszystko zapowiada się cudownie, aż nie mogę się doczekać kiedy zaczną pojawiać się pierwsze rozdziały. Kobieto! Piszesz GENIALNIE!!! Weny życzę i z zapartym tchem czekam na pierwszy rozdział~ ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeej no... ja też piszę o pożarze... co prawda jako one shot, a nie w tym niby długim czymś, ale też o tym piszę... Czytasz mi w myślach O_O

    Weny~

    OdpowiedzUsuń
  5. AAA!
    Ooooo kuuuurwaaaa...

    J.
    PS.: Tylko tyle mogę napisać. Nie jestem w stanie wydukać więcej. WYBACZ ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Płakałam jak czytała to.Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału *__*
    Weny życzę :D
    Clara ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. kurdeczka, miałam skomentować ci to w nocy na telefonie, ale tak się złożyło, że wcisnęłam nie to co trzeba i wszystko poszło się jebać za przeproszeniem. więc spróbuję odtworzyć moje bzdury.
    fakjfhdjhgkdljskgbbjbgfdkghjklhglakdhvuoabgufnufbvuiaegiargviehbiiauvhbiebaeb (na początku było mniej więcej tak)..(nie no dobra pisze wszystko od nowa, bo zapomniałam i zaczęłam zbyt naukowym komentarzem..no) Yuriś, czo ty tworzysz? Coś pienknego. Coś, po którym płakałam, piszczałam, rzucałam telefonem po ścianach, nie mogłam spać i wiele innych rzeczy, których wolę żebyś nie wiedziała. :)
    podbiłaś tym prologiem, jak i całym opowiadaniem moje serce! zaraz lecę ci skomentować pierwszy rozdział, który jest jeszcze piękniejszy!
    wiem, że pisałam jeszcze więcej w tamtym komentarzu, ale to już nie ważne, bo ten jest ładniejszy i estetyczniejszy. ok lecem do kolejnego! hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń