Leżałem, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Była czwarta nad ranem, a ja nie spałem. Dlaczego? Dzisiaj wieczorem Minho miał wrócić z trzydniowego "urlopu", który chyba cudem udało mu się wybłagać u menagera. Byłem bardzo podekscytowany jego powrotem. Nie widzieliśmy się od prawie czterech dni i już powoli zaczynałem się niecierpliwić. Stęskniłem się za nim. Za jego ciepłym ciałem, głębokim głosem, delikatnym dotykiem. Westchnąłem rozmarzony, gdy przypomniał mi się nasz ostatni spędzony razem wieczór.
Wróciliśmy zmęczeni po całodniowym treningu. Podczas gdy Onew, Key i Jonghyun prawdopodobnie już spali, ja wślizgnąłem się cicho do pokoju Minho. Zapytałem, czy śpi. Odpowiedź była przecząca. W obliczu takiej sytuacji wpakowałem się do jego łóżka i położyłem tuż obok niego. Chwilę trwaliśmy tak w ciszy.
- Będę za tobą tęsknił przez tę parę dni, wiesz? - mruknąłem i przysunąłem się jeszcze bliżej mojego chłopaka.
- Ja też, Minnie - pocałował mnie delikatnie w czoło. - Szkoda, że menager nie pozwolił ci lecieć ze mną. Bardzo bym chciał, żebyś w końcu poznał żonę mojego brata. To naprawdę sympatyczna kobieta. A, no i żebyśmy razem mogli zobaczyć mojego bratanka.
- Uwierz mi, wolałbym polecieć z tobą do Japonii, niż spędzić te trzy dni na ciągłych treningach, nagraniach i tego typu sprawach - westchnąłem.
- Taemin? - Minho uniósł się na łokciach, po czym usiadł, opierając się plecami o ścianę.
- Tak? - poszedłem w jego ślady.
Chwila ciszy. Zawsze tak robił, gdy chciał zapytać mnie o coś, co jego zdaniem było poważne.
- Co byś zrobił, gdyby mnie nagle zabrakło?
Zmarszczyłem brwi i zwróciłem się w jego stronę. Patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, w których w tamtej chwili widziałem śmiertelną powagę. Szczerze mówiąc, zachciało mi się śmiać, bo przecież jego pytanie było kompletnie absurdalne. Ale nie chcąc go urazić, odparłem po krótkim namyśle:
- No cóż... Na pewno byłbym bardzo nieszczęśliwy, to chyba oczywiste, prawda?
- Niby tak... Ale wiesz, wolę mieć pewność.
- Dlaczego w ogóle o to pytasz? Przecież obaj wiemy, że coś takiego nigdy się nie wydarzy - uśmiechnąłem się do niego lekko, jednak jego twarz nadal była poważna.
- Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, Minnie. Teraz jestem, a jutro już może mnie nie być. Los sprawia nam różne niespodzianki.
Nie odpowiedziałem. Zastanowiło mnie, dlaczego tak nagle coś takiego przyszło mu do głowy. Czyżby coś przede mną ukrywał? Nie... Przecież to niemożliwe.
- Kocham cię - usłyszałem ni stąd, ni zowąd tuż obok swojego ucha.
Odwróciłem się do Minho twarzą i złożyłem na jego ustach długi pocałunek. Odwzajemnił go bez chwili wahania. Obrócił moje ciało przodem do swojego i wziął mnie na kolana, nie przerywając pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę. Spojrzałem mu w oczy. Wyrażały chyba wszystkie możliwe uczucia, które do mnie żywił.
- Ja też cię kocham - szepnąłem.
Nasze usta znów złączyły się w pocałunku, tym razem bardziej odważnym. Minho bawił się moim językiem, podczas gdy ja pojękiwałem cicho z rozkoszy. Uwielbiałem, kiedy to robił. Po chwili poczułem, jak jego dłonie wkradają się pod moją sporo za dużą koszulkę i kreślą niewidzialne znaki wzdłuż linii kręgosłupa. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Uśmiechnął się zadowolony, gdy moja skórka pokryła się gęsią skórką.
- Do jakiego stanu ty mnie doprowadzasz? - zaśmiałem się chicho między jednym a drugim pocałunkiem.
- A co? Nie podoba ci się? - posłał mi jednoznaczne spojrzenie i, całkiem przypadkiem oczywiście, zahaczył ręką o moją nieco pobudzoną już męskość, zdejmując ze mnie koszulkę.
- Aaach... - z moich ust wydobył się przeciągły jęk.
Znów się uśmiechnął i przeniósł się z pocałunkami na moją szyję. Rękami zjeżdżał co raz niżej aż dotarł w okolice moich nerek. Zaczął powoli i delikatnie gładzić to miejsce. Postanowiłem nie pozostawać bierny. Oparłem dłonie o jego klatkę piersiową, biorąc do ust jeden z jego sutków. Minho odrzucił głowę w tył i westchnął. Poczułem, że jego przyrodzenie również było pobudzone. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu. Choi był twardym facetem, ale kiedy chodziło o mnie, jego maska macho momentalnie znikała. Nasze pieszczoty w pewnym momencie zaczęły prowadzić już tylko do jednego. Raz po raz było słychać, jak Minho jęczy albo wydaje z siebie jakieś inne jednoznaczne dźwięki. Niestety, pod jego dotykiem na także miękłem i nie byłem w stanie powstrzymać odgłosów rozkoszy. Właśnie byłem w trakcie zdejmowania z mojego chłopaka ostatniej pozostałej na nim części garderoby, kiedy drzwi do jego pokoju utworzyły się gwałtownie i do środka wparował rozjuszony Key. Zamarliśmy z Minho, wyczekując jego reakcji na to, co właśnie ujrzał. Tak jak przewidywaliśmy, Kibum wytrzeszczył oczy i zrobił dziwną minę.
- Czy bylibyście na tyle łaskawi i przestali się ruchać, co?! - krzyknął w końcu.
Spojrzeliśmy po sobie, niemalże dusząc się z powstrzymywanego śmiechu.
- Śpię sobie spokojnie aż tu nagle budzę się, słysząc wasze jęki! Myślicie, że to przyjemne?!
- Ty i Jonghyun robicie dokładnie to samo - Minho wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, na co Diva jeszcze bardziej poczerwieniał. - I to zdecydowanie częściej.
Zaniosłem się kaszlem, by ukryć śmiech. Nie chciałem narazić się na gniew Kibuma, bo w końcu Minho wylatywał na trzy dni, co oznaczało, że Key wyładowywałby swoją złość na mnie. Mimo iż starałem się jak mogłem, żeby nie pokazać, jak bardzo bawi mnie cała ta sytuacja, Diva zmroził mnie wzrokiem i kontynuował swój wykład:
- Ale jakoś nigdy nie przychodzicie z zażaleniami.
- Bo przez drzwi i tak byście nie usłyszeli, a nie mam zamiaru oglądać was w jakiś kosmicznych pozach, jak jęczycie sobie nawzajem do gardeł - parsknął Minho.
Po raz kolejny zdusiłem wybuch śmiechu. Key zdawał się tego nie zauważyć.
- Dobra, więc jesteśmy kwita. Obiecuję, że jeśli teraz grzecznie pójdziecie spać i nie będę musiał wysłuchiwać "Minho - aaach", "Taemin - aaach", to będziemy się z Dino zachowywać jak najciszej - wzrok Kibuma spoczął na naszych praktycznie nagich ciałach.
Nasz przyjaciel pokręcił głową z dezaprobatą i pgroził nam palcem. Jednak po chwili wszyscy we troje wybuchnęliśmy śmiechem. Co jak co, ale Diva nie potrafił długo się gniewać. Szczególnie na mnie. A skoro nie gniewał się na mnie, to automatycznie i Minho był ułaskawiony. Key chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nagle z pokoju obok odezwał się zaspany głos Jonghyuna:
- Hej, co wy tam robicie?! Trójkącik utworzyliście?! Kibum, wracaj tu natychmiast!
Diva wzruszył ramionami w geście rezygnacji, pożegnał się z nami, wyklinając na swojego chłopaka i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Chwilę staliśmy wpatrując się w siebie nawzajem, po czym od nowa zaczęliśmy się śmiać. Tym razem byliśmy ciszej, bo kolejna wizyta Key pewnie nie skończyłaby się tak przyjemnie. Gdy po upływie paru minut uspokoiliśmy się, Minho położył się z powrotem do łóżka i przesunął tak, bym i ja miał trochę miejsca. Ułożyłem się tuż obok niego i przytuliłem mocno.
- Dokończymy to jak wrócę, dobrze? - mój chłopak pogładził mnie delikatnie po policzku.
- Koniecznie - odparłem, rozkoszując się jego bliskością i dotykiem.
Leżeliśmy, pogrążeni w całkowitej ciszy. Minho z każdą chwilą oddychał co raz bardziej równomiernie. W końcu stwierdziłem, że zasnął. Uniosłem się lekko na łokciach i spojrzałem na jego twarz. Był spokojny i uśmiechał się. Po moim sercu rozlała się przyjemna fala ciepła.
"Kocham cię nad życie, Choi Minho. I gdyby cię nagle zabrakło, pewnie spotkalibyśmy się szybciej, niż byś się tego spodziewał..." - pomyślałem.
Westchnąłem rozmarzony. Na wspomnienie mojego chłopaka zawsze robiło mi się jakoś tak...cieplej. Nawet, gdy byłem potwornie zmęczony, to on potrafił mnie zachęcić do ćwiczeń i prób. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Patrzyła na mnie rozpromieniona twarz Minho. Poczułem, jakbym stał tuż naprzeciwko niego. Ani się obejrzałem, kiedy komórka wysunęła mi się z ręki, a ja pogrążyłem się w głębokim śnie.
~*~
- Minnie, wstawaj! - usłyszałem tuż obok swoje głowy.
- Humf... - mruknąłem sennie i przewróciłem się twarzą do ściany.
- Jonghyun! Chodź mi pomóż!
Po chwili usłyszałem, jak do mojego pokoju wpada Dino. Przez moment naradzali się z Key, po czym poczułem silne szarpnięcie, i nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, leżałem jak długi na podłodze.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! - wrzasnąłem, zrywając się do siadu.
Zobaczyłem uśmiechnięte twarze dwójki moich przyjaciół.
- A jak inaczej mieliśmy cię obudzić, co śpiochu? - Kibum poczochrał mnie po już i tak rozwalonych włosach.
Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem i powoli podniosłem się z ziemi, jęcząc coś o bolącej kości ogonowej.
- Za pięć minut chcę cię widzieć w kuchni, gotowego to zjedzenia szybkiego śniadania, bo za chwilę musimy wychodzić - zakomunikował Diva, po czym opuścił wraz z Jjongiem mój pokój.
- Będąmnietukurwazłóżkazrzucaćdeklejedne... - mruczałem, naciągając na siebie pierwsze spodnie, które wpadły mi w ręce.
Tak jak prosił Key, dokładnie pięć minut potem pałaszowałem wraz z Onew i Jonghyunem przygotowane przez niego kanapki. Popiłem je paroma łykami mleka bananowego i byłem już gotowy do wyjścia. Diva wstąpił jeszcze do swojego pokoju po jakieś pierdoły, bo stwierdził, że pewnie prędzej czy później będzie ich potrzebował. W wyniku tego, jego torba wyglądała, jakby się wybierał co najmniej na Syberię. Opuściliśmy mieszkanie i wsiedliśmy do samochodu. Onew jako kierowca, Kibum obok niego, a ja i Dino na tylnych siedzeniach. Przed moimi oczami w szybkim tempie przesuwały się wieżowce Seulu. Chodnikami szli śpieszący się do pracy ludzie. Jednak ja nie myślałem ani o tych wszystkich osobach, ani tym bardziej o budynkach. W głowie miałem tylko i wyłącznie Minho. Z niecierpliwością wyczekiwałem jego powrotu. Chciałem znowu usłyszeć jak się śmieje, jak śpiewa (śpiewał także w dormie, wykonując nawet najprostsze czynności). Lubiłem się mu wtedy przysłuchiwać. Często były to anglojęzyczne piosenki. Gdy się denerwowałem, tylko jego niski i emanujący niespotykanym wręcz spokojem, był w stanie mnie uspokoić i pocieszyć.
- Minnie, to o której dzisiaj przyjeżdża Minho? - usłyszałem nagle, wyrwany z zamyślenia.
- Co...? - zapytałem, nadal nieco nieobecny.
- KIEDY PRZYLATUJE CHOI MINHO?! - ryknął Jonghyun prosto do mojego ucha.
Zamrugałem parokrotnie i odparłem:
- Gdzieś po szóstej.
Dino tylko pokiwał głową i od nowa zajął się dźganiem Key w kark. Co chwilę było słychać, jak Kibum przeklina i grozi swojemu chłopakowi. Onew natomiast co raz mocniej ściskał kierownicę, co chwilę krzycząc, że jeżeli nie przestaną się kłócić, to on zatrzyma samochód i zostawi ich na środku drogi. Uśmiechnąłem się na to wszystko. Jednak czegoś tutaj brakowało. A raczej kogoś. Tak, według tradycji w aucie powinien być jeszcze Minho, który by uspokajał całą trójkę.
"Ale przecież jeszcze tylko dzisiaj" - pomyślałem.
~*~
- Spróbujcie jeszcze raz i zrobię wam pięć minut przerwy, obiecuję! - motywował nas trener.
Właśnie rozpoczynała się trzecia godzina treningów tanecznych. Szczerze mówiąc, to nawet nie czułem ogarniającego mnie zmęczenia. Myśl, że za godzinę Minho będzie już z nami cieszyła mnie tak, iż czułem się, jakbym miał skrzydła.
- Onew, skup się! Jeszcze tylko chwilę - trener klasnął dłońmi tuż przed nosem Jinkiego, który zdawał się tego nawet nie zarejestrować.
Nie trzeba było się przypatrywać, by zobaczyć, że są już zmęczeni. Było mi ich nawet trochę szkoda. Bo ja czułem się dobrze, a oni wyglądali, jakby ich ktoś z krzyża zdjął.
- No dobrze... Macie chwilę przerwy. Ale nie rozchodźcie się za bardzo, zaraz zaczynami od nowa - trener posłał nam krzepiący uśmiech i wyszedł z sali.
- Paaaadaaaam... - jęknął Key i rozłożył się na podłodze.
Onew i Jonghyun poszli w jego ślady. Żeby nie odstawać, zrobiłem to samo. Przez chwilę było słychać jedynie nasze przyspieszone oddechy.
- Dino, włącz radio, posłuchamy, co tam słychać w polityce - odezwał się Diva.
Jjong podczołgał się do odtwarzacza i przełączył odbiór z płyty na jakiś program informacyjny. Do moich uszu docierały jakieś skrawki informacji. Że panuje kryzys, że pani prezydent odwiedziła jakieś tam miasto. Jednak po chwili speaker powiedział coś, co przykuło moją uwagę.
- Z ostatniej chwili - ratownikom udało się dojechać na miejsce tragedii. Rokowania są złe. Docierają do nas informacje, że raczej nikt nie miał szans przeżyć. Przypominamy - piętnaście minut temu doszło do rozbicia się samolotu linii Finnair lecącego z Tokio do Seulu. Na pokładzie było dwustu pięćdziesięciu pasażerów i siedem osób z obsługi. Będziemy państwa informować na bieżąco o wszystkich szczegółach dotyczących tego wypadku...
Prowadzący program mówił coś jeszcze, ale tego już nie dosłyszałem. Zerwałem się z parkietu i spojrzałem z rosnącym przerażeniem na dogorywających obok mnie przyjaciół.
- Słyszeliście...? - wykrztusiłem.
- Tak... Biedni ludzie - odezwał się Key i podniósł się do siadu. - Coś ty taki blady? - dodał, patrząc na mnie.
- Czy... Czy to nie tą linią miał lecieć Minho? - ocknął się nagle Onew.
Popatrzyliśmy po sobie. Twarze moich przyjaciół stały się teraz równie blade jak moja.
- O kurwa... - szepnął Jonghyun.
- Nie... przecież to niemożliwe! - stałem jak wryty, mój głos drżał.
- Dawaj telefon! - krzyknął Kibum i wyrwał urządzenie z rąk osłupiałego Dino.
Diva nacisnął parę przycisków i przyłożył aparat do ucha. Stał tak przez dłuższą chwilę, po czym jego ręka opadła wzdłuż ciała.
- Co jest? - Jinki potrząsnął Key jak tylko najmocniej umiał.
- Nie ma sygnału... - wydusił nasz przyjaciel.
- Jak to?! - Jonghyun przyskoczył do stojącej dwójki. - JAK TO NIE MA SYGNAŁU?!
Patrzyłem przerażony jak przyjaciele zwracają się w moją stronę. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, nic powiedzieć. Bezwiednie zacząłem tylko kręcić głową i szeptać:
- Nie...
- Minnie... - Key wyciągnął dłoń w moją stronę, ale ja zrobiłem błyskawiczny w tył zwrot i jak strzała wybiegłem z sali.
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Byłem już niedaleko gabinetu naszego menagera, gdy ktoś wpadł na mnie na zakręcie. To był on.
- Taemin... - nie zdołał powiedzieć nic więcej.
- Niech pan powie, że Minho nie leciał tym samolotem! - krzyknąłem, łapiąc go za klapy koszuli.
- Tak mi przykro... - spojrzałem mu w oczy, ale ujrzałem w nich tylko bezgraniczny smutek połączony z ogromnym współczuciem.
- To... To nie może być prawda! To jest jakaś pieprzona pomyłka! - z moich oczu wylewał się teraz strumień łez.
Patrzyłem gdzieś w przestrzeń, wykrzykując co chwilę słowa niedowierzania. Nie mogłem uwierzyć w to, co się wydarzyło. W pewnej chwili poczułem, że ktoś przytula mnie do tyłu i mówi coś do mnie. Ale ja nie słyszałem. W głowie miałem jedynie obraz uśmiechniętego Minho, który mówi, że mnie kocha.
- Jedźcie do domu. Będę was informował, gdyby coś się działo.
- Dobrze... - głos Onew przebił się przez mur, który utworzył się w moim umyśle.
Poczułem, że ktoś ciągnie mnie w tył. Potem już nie wiedziałem, co się działo...
~*~
TRZY DNI PÓŹNIEJ
- Jesteś pewien, że chcesz tam iść? - zapytał niepewnie Key.
Spojrzałem na niego. Jego oczy były zapuchnięte od płaczu.
- Tak - odparłem głucho.
Wyswobodziłem się z jego uścisku i wstałem. Stanąłem naprzeciw białych drzwi. Zresztą wszystko wokół mnie było białe. Uniosłem dłoń i nacisnąłem klamkę. Powitał mnie zapach rodem ze szpitala. Nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takim pomieszczeniu. Spojrzenia jakiś dwóch mężczyzn i kobiety spoczęły na mojej twarzy.
- Na pewno chce pan...? - odezwała się kobieta.
- Tak! - warknąłem, nawet na nią nie patrząc.
Mój wzrok skupiał się na wysokim stole i leżącym na nim ciele, przykrytym białym płótnem. Podszedłem bliżej. Jeden z mężczyzn złapał za skrawek materiału i zaczął powoli ciągnąć go w dół. Odwróciłem wzrok.
- Może pan patrzeć. To zajmie tylko chwilę - znów usłyszałem głos kobiety.
Powoli przesunąłem moje spojrzenie na osobę leżącą na stole. Zachłysnąłem się powietrzem, ujrzawszy ten masakryczny widok. Przyłożyłem dłoń do ust, z których po chwili wydał się przeciągły jęk.
- Panie Lee... Czy jest nam pan w stanie powiedzieć, czy denat, to osoba o nazwisku - tu mężczyzna spojrzał na trzymaną w ręce kartkę. - Choi Minho?
Zdusiłem w sobie napad płaczu i odważyłem się ponownie spojrzeć na zmarłego. Resztkami sił powstrzymałem odruch wymiotny i zacząłem uważnie się przyglądać. Ciało było całkiem sine, pokryte różnej wielkości guzami, ranami i skaleczeniami. Widać było, że przed śmiercią chłopak spoczywający na stole laboratoryjnym był dobrze zbudowany. Przeniosłem wzrok z brzucha na klatkę piersiową. Była zapadnięta. Od prawego obojczyka aż do połowy lewej strony żeber ciągnęła się rozległa, bliźniąca się już powoli rana. Łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili wahania odważyłem się w końcu umieścić wzrok na twarzy. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Na policzkach znowu zaczęły się pojawiać mokre ślady. Chłopak miał na wpół otwarte oczy, chociaż można byłoby powiedzieć, że są zamknięte, bo były tak spuchnięte. Nos był złamany, kości policzkowe posiniaczone. Nie miał kawałka lewego ucha. Zerknąłem na usta. O dziwo, tylko one były w stanie praktycznie nienaruszonym. Idealnie wykrojone, pełne, ale prawie białe. Wstrząsnął mną kolejny napad szlochu. Teraz byłem już prawie pewien, że przede mną leży nie kto inny, a Minho. Jeszcze tylko jedna rzecz i mogłem być stuprocentowo przekonany. Drżącymi rękami sięgnąłem po jego lewą dłoń. Odwróciłem ją tak, by widzieć wewnętrzną stronę nadgarstka. Poczułem pod placami chłód martwego ciała. Mój oddech z każdą chwilą stawał się co raz to wolniejszy. Skupiłem wzrok na nadgarstku chłopaka. Moje spojrzenie zatrzymało się na bliźnie ciągnącej się na całą jego długość. Dwa lata temu Minho oparzył się, gdy prasował sobie jakąś koszulkę. I w tym momencie moje wątpliwości zostały rozwiane. Zmarłym, na którego patrzyłem, był mój chłopak.
Upuściłem jego dłoń, której nawiasem mówiąc brakowało jednego palca, i zamknąłem oczy. Nie byłem już w stanie powstrzymywać łez. Rozpłakałem się na dobre. Przez dobre parę minut było słychać jedynie mój szloch. Nagle poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- To Choi Minho, prawda? - smutny głos kobiety.
Pokiwałem jedynie głową. Westchnienie.
- Dobrze... W takim razie dziękujemy panu, że nam pan pomógł i... Naprawdę jest nam ogromnie przykro z powodu pańskiej straty.
Nie patrząc na trójkę towarzyszących mi osób, wymamrotałem jakieś niewyraźnie słowa pożegnania i wyszedłem. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, napotkałem spojrzenia trójki moich przyjaciół, w których widziałem ogromne napięcie. Wszyscy mieli zapuchnięte od płaczu oczy, jednak w mojej obecności zawsze starali się jakoś trzymać. Widziałem, że cisnęło im się na usta tysiąc pytań, ale ja nie miałem zamiaru na żadne z nich odpowiadać. Opadłem ciężko na krzesło obok Key, ukryłem twarz w dłoniach i od nowa zacząłem płakać.
- Panie Lee... Czy jest nam pan w stanie powiedzieć, czy denat, to osoba o nazwisku - tu mężczyzna spojrzał na trzymaną w ręce kartkę. - Choi Minho?
Zdusiłem w sobie napad płaczu i odważyłem się ponownie spojrzeć na zmarłego. Resztkami sił powstrzymałem odruch wymiotny i zacząłem uważnie się przyglądać. Ciało było całkiem sine, pokryte różnej wielkości guzami, ranami i skaleczeniami. Widać było, że przed śmiercią chłopak spoczywający na stole laboratoryjnym był dobrze zbudowany. Przeniosłem wzrok z brzucha na klatkę piersiową. Była zapadnięta. Od prawego obojczyka aż do połowy lewej strony żeber ciągnęła się rozległa, bliźniąca się już powoli rana. Łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili wahania odważyłem się w końcu umieścić wzrok na twarzy. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Na policzkach znowu zaczęły się pojawiać mokre ślady. Chłopak miał na wpół otwarte oczy, chociaż można byłoby powiedzieć, że są zamknięte, bo były tak spuchnięte. Nos był złamany, kości policzkowe posiniaczone. Nie miał kawałka lewego ucha. Zerknąłem na usta. O dziwo, tylko one były w stanie praktycznie nienaruszonym. Idealnie wykrojone, pełne, ale prawie białe. Wstrząsnął mną kolejny napad szlochu. Teraz byłem już prawie pewien, że przede mną leży nie kto inny, a Minho. Jeszcze tylko jedna rzecz i mogłem być stuprocentowo przekonany. Drżącymi rękami sięgnąłem po jego lewą dłoń. Odwróciłem ją tak, by widzieć wewnętrzną stronę nadgarstka. Poczułem pod placami chłód martwego ciała. Mój oddech z każdą chwilą stawał się co raz to wolniejszy. Skupiłem wzrok na nadgarstku chłopaka. Moje spojrzenie zatrzymało się na bliźnie ciągnącej się na całą jego długość. Dwa lata temu Minho oparzył się, gdy prasował sobie jakąś koszulkę. I w tym momencie moje wątpliwości zostały rozwiane. Zmarłym, na którego patrzyłem, był mój chłopak.
Upuściłem jego dłoń, której nawiasem mówiąc brakowało jednego palca, i zamknąłem oczy. Nie byłem już w stanie powstrzymywać łez. Rozpłakałem się na dobre. Przez dobre parę minut było słychać jedynie mój szloch. Nagle poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- To Choi Minho, prawda? - smutny głos kobiety.
Pokiwałem jedynie głową. Westchnienie.
- Dobrze... W takim razie dziękujemy panu, że nam pan pomógł i... Naprawdę jest nam ogromnie przykro z powodu pańskiej straty.
Nie patrząc na trójkę towarzyszących mi osób, wymamrotałem jakieś niewyraźnie słowa pożegnania i wyszedłem. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, napotkałem spojrzenia trójki moich przyjaciół, w których widziałem ogromne napięcie. Wszyscy mieli zapuchnięte od płaczu oczy, jednak w mojej obecności zawsze starali się jakoś trzymać. Widziałem, że cisnęło im się na usta tysiąc pytań, ale ja nie miałem zamiaru na żadne z nich odpowiadać. Opadłem ciężko na krzesło obok Key, ukryłem twarz w dłoniach i od nowa zacząłem płakać.
~*~
Jest dziewiąty grudnia dwa tysiące piętnastego roku. Idę powoli przez zaśnieżone alejki cmentarza w Seulu. Na mojej twarzy co chwilę spoczywają białe śnieżynki. Przymykam oczy. Wdycham rześkie, świeże zimowe powietrze. Jest mi zimno. Zakładam na głowę kaptur, ręce wkładam w obszerne kieszenie kurtki i ruszam dalej. Skręcam w jedną z bocznych uliczek. Przystaję obok średniej wielkości grobu z czarnego marmuru. Podchodzę do tabliczki z imieniem oraz nazwiskiem i strzepuję z niej śnieg, który zdążył ją już pokryć prawie w całości, po czym z powrotem zajmuję poprzednie miejsce.
Dzisiaj obchodziłbyś swoje dwudzieste piąte urodziny. Pewnie jak co roku byś o nich zapomniał, a ja z chłopakami zrobilibyśmy ci przyjęcie - niespodziankę. Niestety, Bóg odebrał mi cię przedwcześnie... Niedługo po twojej śmierci zdecydowaliśmy się rozwiązać zespół. Bez ciebie nie miał sensu. Zresztą jakby to wyglądało, prawda? Po wyprowadzce z dormy, Key i Jonghyun kupili jakiś nieduży apartament niedaleko i mieszkają tam do dziś. Starają się o adopcje córeczki, wiesz? Mam nadzieję, że im się uda. Tak bardzo tego chcą. Pewnie jesteś ciekawy, co u Onew. No tak, jak można było się tego spodziewać, ożenił się ze swoją wieloletnią przyjaciółką. Soo. Na pewno ją pamiętasz. Parę miesięcy temu urodziły im się bliźnięta - chłopiec i dziewczynka. I wiesz, jak nazwali syna? Mały ma na imię Minho, po tobie. Cieszysz się? A ja... No cóż. Mieszkam w jednoosobowym mieszkaniu. Z nikim się nie związałem od czasu twojej śmierci i nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać. Zresztą i tak nie miałoby to sensu, bo zostało mi już niedużo czasu. Mam raka. Lekarze nie dają mi już teraz więcej, niż pół roku życia. No cóż... Czy trudno mi się z tym pogodzić, zapytasz... Odpowiem ci, że nie. Przyzwyczaiłem się do myśli, iż każdy z nadchodzących dni może być moim ostatnim. Nasi przyjaciele bardzo mnie wspierają. Widzimy się codziennie, dużo rozmawiamy. Są bardzo zmartwieni, bo nie czarujmy się, ze mną jest co raz gorzej. Ale wiesz co? Szczerze mówiąc, to jestem szczęśliwy. Dlaczego? Bo w końcu się zobaczymy. I już nic nas wtedy nie rozdzieli. Obiecujesz?
Witajcie! Od razu na wstępie muszę Was przeprosić za moją niemalże tygodniową nieobecność. W sobotę i niedzielę nie było mnie w domu (ach, te dwudniowe wesela^^). W poniedziałek odsypiałam i nie miałam już kompletnie na nic siły, a wczoraj w końcu zaczęłam pisać. Przyszedł mi do głowy pomysł na takiego oto one - shota. Dziękuję za ponad 400 wejść i trzech obserwatorów^^ Jest mi bardzo miło<3 Myślę, że kolejna część opowiadania powinna się pojawić pod koniec tygodnia, więc czekajcie:* Annyeong!^^
Świetne
OdpowiedzUsuńPłakałam przed ekranem ( j __ j ) Piękne <3 Kocham 2min!!
OdpowiedzUsuńWeny ci życzę. :D
Popłakałam się. ;_; nie lubię takich historii. Ale to jest piękne..
OdpowiedzUsuńJa.... Ja... Kompletnie sie zgasiłam tym one shotem... >.< miało być tak słodko a tu nagle... ehh nie dość, że Minho zginął to jeszcze rak Taemina... Jesteś okrutna! >.<
OdpowiedzUsuńTak wgl to wybacz, że komentuje dopiero pierwszy raz. Mianhe *uśmiecha się lekko* powoli nadrabiam wszystko na twoim blogu i muszę przyznać, że zyskałaś nową fankę ;p teraz postaram sie częściej komentować. ;D
Całuski,
Dubu~ ^^
Dee znowu nie płacze, tylko się szczerzy, Dee przeprasza, ma zrytą banie... 2min.. nie lubię tych "podstawowych" paringów, u mnie w głowie zawsze się zmienią.
OdpowiedzUsuńZabiłaś mi Minusia. Żabulkę. Nieładnie... Oj nieładnie... Ale ja to lubię :3